Ten rok będzie rekordowy pod względem liczby osób, które ogłoszą upadłość konsumencką. Wizja uwolnienia się od długów niestety jest odleglejsza, niż może się wydawać. „Uświadomcie ludziom, że ta procedura trwa całymi latami!” – pisze załamany pan Grzegorz, który myślał, że będzie mógł szybko zacząć nowe życie. Kiedy warto ogłosić upadłość? Sprawdzam!
Dla firm ogłoszenie upadłości jest jak wyzwolenie. W jednej chwili przestaje się być zwierzyną łowną dla wierzycieli, komorników, można wreszcie złapać chwilę oddechu. To często też jedyny sposób, żeby stanąć na nogi. Przepisy o upadłości konsumenckiej zostały wprowadzone do polskiego prawa w 2009 r. Ustawa miała braki, ale nikt nie kwapił się żeby ją poprawić. Nastąpiło to dopiero ostatnio.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale nowe zasady w żadnej mierze nie wpłyną na szybkość uwolnienia się od długów tych, którzy skorzystali z poprzednich wersji oddłużenia. Mogą nie przyspieszyć też nowych spraw, bo jest ich coraz więcej. Oto historia pana Grzegorza, który apeluje: „ostrzeżcie innych przed ogłaszaniem upadłości!”. Czy pan Grzegorz nie przesadza?
Upadłość konsumencka pana Grzegorza. Spirala długów, a w tle kredyt frankowy
Na różnych forach internetowych można przeczytać o przewlekłości postępowań upadłościowych. Nasz czytelnik, pan Grzegorz, upadłość miał ogłoszoną w marcu 2017 r, a sytuacja była dość prosta: kilku wierzycieli, dwa mieszkania i samochód. O ile na początku szło w miarę sprawnie (głównie z uwagi na ogarniętego syndyka), to wąskim gardłem stały się sądy. Warto się wsłuchać w jego historię, bo mogła się przydarzyć każdemu.
„W latach 2014-2016 zaczęły się moje problemy zdrowotne, dwa urazy kolan i konieczność przeprowadzenia drogich operacji oraz rehabilitacji. Z czasem coraz trudniej było mi regulować terminowo swoje zobowiązania: kredyt frankowy, kartę kredytową i pożyczkę jaką zaciągnąłem, żeby sfinansować jedną z operacji. Ostatecznie byłem zmuszony podjąć leczenie psychiatryczne z powodu depresji i pobytu w szpitalu”
Ze względu na pogłębiające się problemy finansowe i popadanie w pętlę długów pan Grzegorz w 2016 r. zdecydował się na przerwanie tej spirali zadłużenia poprzez ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Upadłość została ogłoszona w marcu 2017 r.
„Poczułem wówczas ulgę, że skończyły się kontakty ze strony windykatorów oraz banków z ponagleniem do spłaty zaległości. Jako, że miałem kredyt we frankach, który spłacałem przez blisko 10 lat, to sprzedaż mieszkania nie wchodziła w grę, gdyż saldo zadłużenia było o ok. 110.000 zł większe niż wartość mieszkania. Kredyt brałem po kursie 2,27 zł za franka, czyli niezbyt korzystnym”
Jak widzicie, aby wpaść w tarapaty finansowe niewiele trzeba: choroba, duży kredyt i wykorzystany limit z karty. Gdyby nie problemy zdrowotne, to prawdopodobnie pan Grzegorz udźwignąłby spłatę kredytu frankowego.
„Mój cały majątek został przez syndyka sprzedany we wrześniu 2018 r., pierwsza część spłaty wierzycieli – po zatwierdzeniu planu spłat – miała miejsce dopiero w czerwcu 2019 r., czyli po ponad dziewięciu miesiącach. Do dzisiaj nie mam wyznaczonego nawet terminu rozprawy kończącego postępowanie. Łącznie to trwa już przeszło trzy lata od momentu ogłoszenia upadłości i póki co końca nie widać. A jeżeli dojdzie jeszcze trzy lata spłacania wierzycieli po zatwierdzeniu przez sąd Planu Spłaty, to cała procedura upadłościowa zajmie w sumie blisko siedem lat! Uświadomcie to wszystkim, którzy planują ogłoszenie upadłości. Możecie nie dożyć końca”
Czy rzeczywiście jest aż tak źle? Czy pan Grzegorz nie przejaskrawia? Jakie są terminy? Samo ogłoszenie upadłości to rzeczywiście pikuś – zwykle następuje po kilku miesiącach od zgłoszenia się przez konsumenta do sądu. Ale jest też prawdą, że decyzja o upadłości to dopiero początek drogi, a ostateczne wyjście z długów zależy od wielkości naszego majątku i czasu trwania procedury spłacania tej części długów, która nie zostanie umorzona. Zapytałem prawników czy rzeczywiście jest tak źle i od czego to wszystko zależy.
Pod jakimi warunkami warto w Polsce ogłosić upadłość?
Zdaniem mecenas Kingi Gawor zwykle spieniężenie majątku przez syndyka powinno nastąpić w ciągu kilkunastu miesięcy. Jeśli jednakże w skład majątku upadłego wchodzą składniki trudne do spieniężenia (np. udział we własności mało atrakcyjnej nieruchomości), to postępowanie upadłościowe może potrwać nawet kilka lat.
Jednak likwidacja majątku dłużnika i spłacenie tej części długów, która dzięki temu może być zwrócona proporcjonalnie wierzycielom, to dopiero pierwsza część „zabawy”. Potem sąd wyznacza plan spłat i jeszcze przez kilka lat upadły konsument oddaje wierzycielom część swoich dochodów. Dopiero potem reszta długów może być umorzona.
Zdaniem Jakuba Świerczyńskiego z kancelarii Wielkopolska Grupa Prawnicza Kozłowski, Maźwa, Sendrowski i Wspólnicy długi plan spłaty nie powinien nikogo odstraszać, bo już po ogłoszeniu upadłości konsument prędzej czy później jednak zyskuje „drugie życie”. Odsetki od długów nie rosną, komornicy przestają nachodzić delikwenta, a do spłaty pozostaje niewielka część długów (o ile sąd zgodzi się część z nich umorzyć).
„W przypadku upadłości konsumenckiej należy rozróżnić dwa etapy: właściwe postępowanie upadłościowe, w trakcie którego trwa likwidacja majątku i ustalenie planu spłaty i drugi etap, już po ustaleniu planu spłaty. Zwykle w sprawie upadłości konsumenckiej postępowanie trwa co prawda dwa-trzy lata, jednak przez ten czas długi nie rosną (odsetki ani koszty postępowania egzekucyjnego nie są naliczane), a konsument ma spokój od windykatorów i komorników. Co prawda traci mieszkanie, jednak w końcu sąd ustali plan spłaty, zgodnie z którym konsument ma spłacać np. 500 zł miesięcznie przez kolejne trzy lata. Pozostałe długi są umarzane”
Ale to nie koniec. Nawet jeśli w ciągu kilku lat spłaty znajdziemy nową, lepiej płatną pracę, to nasz plan spłaty się nie zmienia. Choćbyśmy zostali krezusami, odziedziczyli majątek, albo wygrali w Lotto, to i tak płacimy te umowne 500 zł miesięcznie.
Oczywiście – ogłoszenie upadłości konsumenckiej nie jest dla każdego. Jej idea to chronienie osób, których długi są wielokrotnie większe, niż majątek lub takie, które nigdy nie spłaciłyby długów, bo odsetki rosną szybciej, niż spłaty. Taki ktoś nawet gdyby sam wyprzedał wszystko co ma: dom, samochód, działkę, biżuterię – i tak musiałby spłacać wierzycieli przez dziesięciolecia. Ogłoszenie upadłości przerywa ten zaklęty krąg.
Zapytałem mecenasa Świerczyńskiego jacy konsumenci najczęściej chcą upaść: czy są to osoby z dużym majątkiem, którym podwinęła się noga, czy raczej ktoś, kto przeholował z wyuzdanym życiem na kredyt?
„Zdecydowana większość osób, z którymi się stykamy, to osoby nie posiadające żadnego majątku trwałego. Dla wielu osób ogłoszenie upadłości konsumenckiej jest ostatecznością. Często mają już do czynienia z egzekucjami komorniczymi i zmagają się z niewypłacalnością od wielu lat. Sytuacje, gdy osoby posiadające znaczący majątek, z powodu nadmiernego obciążenia długami chcą ogłosić upadłość, są rzadkie. Warto też zauważyć, że – jak pokazują statystyki – upadłość konsumencka jest bardzo demokratyczna i dotyczy ludzi w zasadzie z każdej grupy wiekowej, bez względu na wykształcenie czy miejsce zamieszkania”
Podobne obserwacje ma mecenas Kinga Gawor. Klienci jej kancelarii to przeważnie osoby bez majątku (albo z majątkiem niewiele wartym, np. kiepsko położona działka rolna), za to z długami rzędu od 200.000 zł do kilkunastu milionów złotych.
Czytaj też: Ruszyły zwolnienia. Jak negocjować z pracodawcą zachowanie etatu? Oto strategia
Rośnie liczba amatorów upadłości. Będzie płacz i zgrzytanie zębów?
Według podanych przez „Puls Biznesu” danych w lipcu sądy ogłosiły upadłość 1.500 osób fizycznych. To miesięczny rekord wszech czasów i zapowiedź rekordowego roku. Dla porównania: przed rokiem upadłość miesięcznie ogłaszano w przypadku mniej więcej 500-700 osób. Najmłodszy tegoroczny bankrut ma 12 lat (zapewne długi odziedziczył po rodzicach), a najstarszy – 91, przy czym średnia wieku to 51 lat.
Skąd taki przyrost? Są dwa wytłumaczenia. Po pierwsze rośnie wartość złych kredytów. Od początku pandemii wartość nadpsutych kredytów zwiększyła się o 17 mld zł, banki spisały na straty pożyczki o wartości kilku miliardów złotych. Wiele osób jest przygniecionych przez długi, których nie widzą możliwości spłacić.
Po drugie – od marca obowiązują nowe przepisy o upadłości, które ułatwiły całą procedurę. Przynajmniej w teorii. Zgodnie z nowymi zasadami upadłość jest ogłaszana niemalże automatycznie, bez dociekania na ile do swojej trudnej sytuacji przyczynił się sam dłużnik. Dokładny przewodnik przygotował Maciej Bednarek.
Ale czy warto w to wejść? Zwykle – gdy mowa o upadłości – pierwsze ryzyko, które powinien mieć „na radarze” dłużnik to utrata mieszkania. Postępowanie upadłościowe jest postępowaniem likwidacyjnym – część długów może zostać umorzona (o czym marzy każdy zadłużony), ale kosztem licytacji majątku. Jeśli pod licytację trafi mieszkanie, to sąd może co najwyżej wydzielić kwotę, która pozwoli na wynajęcie mieszkania na maksymalnie 24 miesiące.
Czytaj też: Masz przeterminowane długi. Jak negocjować z bankiem ugodę? Straszakiem… upadłość konsumencka
Chcesz upaść? Wyskakuj z 3.000 zł. Co najmniej
Ile to kosztuje? Postępowanie upadłościowe składa się z trzech części. Pierwsza część to sporządzenie wniosku o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Łatwizna: kosztuje to 30 zł. Do tego trzeba doliczyć koszty pełnomocnictwa (17 zł) jeśli angażujemy do pomocy prawnika. Nie ma takiego obowiązku, ale bez pomocy doświadczonego radcy prawnego odbębnienie sądowych procedur dla laika może być trudne. Można wynająć kancelarię, która przeprowadzi nas za rączkę.
A co z wynagrodzeniem syndyka? O tym, ile zarobi syndyk, który będzie rozparcelowywał nasz majątek, zadecyduje sąd na koniec postępowania. Będzie tu uzależnione od stopnia zawiłości sprawy. Co do zasady nie musimy pokrywać jego wynagrodzenia – pieniądze pochodzą z masy upadłościowej.
Gorzej, jeśli jesteśmy już zupełnymi „golcami” i pieniędzy nie starczy na pokrycie kosztów postępowania. Wtedy pokrywa je tymczasowo Skarb Państwa, ale jeśli pieniędzy zabraknie, to długu jest doliczany do planu spłaty wierzycieli.
Mimo, że toniemy w długach i ścigają nas wierzyciele, musimy wysupłać pieniądze na wynagrodzenie prawnika – im lepszy, tym zazwyczaj droższy. Ile wynosi honorarium? Stawki są zróżnicowane w zależności od miasta, kancelarii i zawiłości sprawy.
Zadzwoniłem do kilku kancelarii prawniczych, by zapytać, ile by wzięli za reprezentowanie zadłużonego po uszy Kowalskiego. W odpowiedzi usłyszałem, że jest to uzależnione od odpowiedzi na kilka pytań: w jakiej wysokości mam długi i czy są przeterminowane, czy ściga mnie komornik, jak się ich „dorobiłem”, jaki mam majątek, czy mam wspólnotę majątkową z partnerem/partnerką, jaki jest mój wiek, zarobki itp. Nie pytali tylko o numer buta.
Dopiero po odpowiedzi na taką, „krótką” ankietę kancelaria może przygotować rzetelną wycenę. Ile orientacyjnie mogą wynieść koszty? Najprostsze sprawy to koszt od 1.500 zł. Najbardziej skomplikowane, takie w których chodzi o umorzenie milionowych długów – do ok. 10.000 zł. Średnio to ok. 3.000-5.000 zł. A to nie koniec – oddzielne opłaty mogą być za ustalenie planu spłaty. Na przykład nasz czytelnik, pan Grzegorz zapłacił 3.200 zł za złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości, a kolejne 5.700 zł za wniosek o umorzenie długów i plan spłaty.
Z jednej strony relatywnie dużo, ale z drugiej… gra toczy się o wysoką stawkę. Są kancelarie, które chwalą się, że pomogły przekonać sąd do umorzenia milionowych zobowiązań klientów. Jest więc o co się bić. Problem w tym, że to nie będzie szast-prast, ale długi, 12-rundowy pojedynek.
źródło zdjęcia: PixaBay