Dane Ministerstwa Sprawiedliwości pokazują niezbicie, że upadłość konsumencka – po korzystnych dla dłużników zmianach, które weszły w życie od początku 2015 r. – wreszcie stała się realnym orężem dla zadłużonych klientów banków i firm pożyczkowych. Ale… wcale nie trzeba jej ogłaszać, by… skorzystać z jej dobrodziejstw.
W ciągu trzech lat, które upłynęły od wprowadzenia nowego prawa (2015-2017) liczba prywatnych upadłości – wiążących się zazwyczaj z ustanowieniem planu spłat przez sąd, a często też z umorzeniem części długu – wyniosła 12.000. W samym tylko 2017 r. z tej opcji skorzystało 5500 osób. Tutaj najnowsze dane.
- Jak kupować dolary i euro, żeby nie wpaść w pułapkę cenową? Oto system, który chroni przed wahaniami
- Dlaczego tak trudno wykonać pierwszy krok w inwestowaniu? Tracimy lata (czasem dekady!), bo hamują nas te trzy mentalne przeszkody. Jak je pokonać?
- Autozapis do PPK już tu jest! Co robić? Oto trzy powody, dla których nie warto uciekać z PPK. Nawet jeśli nie wierzysz, że ten system dotrwa do Twojej emerytury
Upadłość konsumencka czyli… straszak?
Rocznie upada kilka tysięcy konsumentów, ale osób nie radzących sobie ze spłatą długów jest wielokrotnie więcej, ponad 2,5 mln. Część z nich nigdy nie wyplącze się z problemów. Tutaj więcej na ten temat.
Instytucje finansowe wreszcie zaczęły liczyć się z ryzykiem, że jeśli nie dogadają się z klientem nie spłacającym rat, to ten może pójść do sądu. I w ramach postępowania upadłościowego wywalczyć umorzenie części długów.
Przed 2015 r. było to niemożliwe, bo poprzednia wersja ustawy o upadłości konsumenckiej była niesłychanie restrykcyjna. Nie zawierała w ogóle możliwości umorzenia części długów. Zaś konsument, który chciałby skorzystać z jej dobrodziejstw (czyli z „zamrożenia” kwoty zadłużenia i możliwości rozłożenia jej spłat na raty), musiał najpierw udowodnić, że wpadł w tarapaty wyłącznie z przyczyn od siebie niezależnych.
W praktyce oznaczało to, że na restrukturyzację zadłużenia mogli liczyć tylko ci, którzy stracili źródło utrzymania z powodu choroby lub bezrobocia.
Ale główna siła nowych przepisów wcale nie polega na tym, że można sobie łatwo upaść. To jest zawsze ostateczność i najmniej korzystne rozwiązania dla klienta. Najlepsze jest to, że bankowcy i windykatorzy stali się bardziej elastyczni i znacznie częściej godzą się na wnioski klientów o redukcję długów. Zdają sobie sprawę, że alternatywna ścieżka – czyli upadłość konsumencka – może być dla nich jeszcze mniej korzystna.
Masz „niespłacalny” dług? Powalcz o „rabat”
Oto przypadek czytelników, którzy mieli ponad 550.000 zł. Komornik zajął im dom oraz wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, „siedział” też na połowie wynagrodzenia jednego z małżonką (pieniędzy żony nie ruszył, bo mają z mężem intercyzę, a kredyt jest na męża). Sytuacja beznadziejna? Nie do końca.
Wszystko zaczęło się 10 lat temu, kiedy wzięli kredyt w PKO BP na budowę domu. Kredyt był niemały, 60.000 franków (wtedy frank był wart około 2,7 zł). Frank, jak wiadomo, podrożał, raty poszły w górę, a do salda zadłużenia doszło jeszcze 100.000 zł kredytu w złotówkach, żeby pospłacać najpilniejsze zobowiązania związane z działalnością gospodarczą, która w 2009 r. się „skiepściła”.
Bank sprzedał kredyt jakiemuś funduszowi specjalizującemu się w odzyskiwaniu wierzytelności, więc szybko pojawił się windykator i zaczął cisnąć. Nowy wierzyciel naliczał horrendalne karne odsetki. A to, co wpłacali czytelnicy, to było za mało,żeby dług mógł przestać rosnąć. W 2014 r. fundusz podsumował dług na okrągły milion złotych.
Zdesperowani dłużnicy napisali, że nie są w stanie spłacić zobowiązań do końca życia, więc postanawiają ogłosić upadłość konsumencką. Przygotowali wniosek do sądu i… stał się cud.
Cud, czyli fundusz chce negocjować!
Fundusz, który w ogóle nie chciał gadać o żadnych ustępstwach, nagle stał się miły i układny. Umorzył wszystkie karne odsetki, które stanowiły poważną część tego milionowego zadłużenia. Raty stały się znośne, a dług – spłacalny. Czy byłoby to możliwe, gdyby nie bat w postaci ustawy o upadłości konsumenckiej?
Dziś tylko co trzecia sprawa o upadłość konsumencką jest załatwiona przez sądy odmownie. Prawo bowiem jest takie, że sąd może oddalić wniosek o upadłość tylko wtedy, jeśli dłużnik doprowadził do swojej niewypłacalności (lub istotnie zwiększył jej stopień) umyślnie lub wskutek rażącego niedbalstwa.
To bardzo liberalne zasady, więc większość konsumentów prześlizguje się przez sito. Bat na banki, firmy pożyczkowe bądź na windykatorów nasyłanych przez fundusze, które odkupują długi, jest więc solidny.
Upadłość konsumencka asem w talii, ale nie użyj go za późno
Moja rada dla wszystkich, którzy mają bardzo wysoki dług, chcieliby się dogadać z bankiem, bo nie stać ich na spłatę rat na obecnych warunkach i odbijają się od ściany. Poinformujcie bank na piśmie, że podjęliście decyzję o postępowaniu upadłościowym i że w związku z tym prosicie o podsumowanie dotychczasowych długów.
Przypomnijcie, że próbowaliście się dogadać na takich a takich warunkach, ale nic to nie dało. I zobaczcie co się stanie. Jest spora szansa, że dostaniecie pismo albo telefon z propozycją podpisania ugody. Bo wierzyciel jeszcze bardziej boi się upadłości, niż Wy.
Nie warto jednak czekać z negocjacjami do ostatniej chwili, bo gdy komornik jest już w okolicy, to możliwości negocjacyjne radykalnie się kurczą, a wierzycielowi może już przestać zależeć na ugodzie. Tutaj opisuję właśnie taki przypadek.