Od marca tego roku obowiązuje kolejna odsłona prawa o upadłości konsumenckiej. Wcześniej sądy pozwalały oddłużyć się tylko tym osobom, które w finansowe tarapaty wpadli nie z własnej winy. Czy nowa ustawa ułatwi dłużnikom pozbycie się długów? Oto nowa upadłość konsumencka krok po kroku
Można powiedzieć, że prawo pozwalające dłużnikowi zrzucić z siebie jarzmo długów jest „stare jak świat”. Ale jeszcze kilka lat temu przepisy były na tyle rygorystyczne i sztywne, że w praktyce mało kto mógł skorzystać z upadłości konsumenckiej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Kolejne lata przynosiły kolejne zmierzające w stronę liberalizacji przepisów. Dłużnik mógł jednak liczyć na reset długów tylko wtedy, jeśli udowodnił, że stał się niewypłacalny – pisząc w uproszczeniu – nie z własnej winy. Jeśli ktoś był już zadłużony pod korek, a brał kolejne pożyczki i chwilówki, sąd uznawał, że dłużnik umyślnie doprowadził się do takiego stanu i wniosek o upadłość oddalał.
Dopiero ubiegłoroczna nowelizacja przepisów może otworzyć wielu dłużnikom furtkę do pozbycia się długów. Kiedy ustawę poprawiano, nikt oczywiście nie wiedział, że przyjdzie pandemia i kryzys gospodarczy.
Nowe przepisy zaczęły obowiązywać 24 marca 2020 r., a więc gdy rozpoczynał się lockdown gospodarki. Sparaliżowany był nie tylko handel czy usługi, ale także sądy. Dlatego dopiero najbliższe miesiące pokażą, jak w praktyce zadziała nowa ustawa i czy faktycznie łatwiej będzie pozbyć się długów.
To bardzo istotne ze względu na to, że nie wiemy w jakim stopniu pandemia koronawirusa uderzy w nasze portfele. Elastyczne prawo upadłościowe dla wielu konsumentów może okazać się ostatnią deską ratunku. Co warto wiedzieć o nowych zasadach ogłaszania „prywatnego bankructwa”? Przez meandry znowelizowanej ustawy pomogli mi przebrnąć prawnicy z Kancelarii Zimmerman i Wspólnicy.
Przeczytaj też: Z wakacji kredytowych prosto na kredytową kwarantannę? Dlaczego banki nie chcą pożyczać pieniędzy klientom, którzy skorzystali z odroczenia rat?
Przeczytaj też: W gabinetach prezesów banków trwają narady o tym, jak nam dokręcić śrubę. Jakie nowe opłaty nam grożą? Oto lista
Najpierw postępowanie, potem decyzja o oddłużeniu
Nowa ustawa zmieniła procedurę upadłości konsumenckiej. Wcześniej było tak, że sąd sprawdzał, czy dłużnik faktycznie jest niewypłacalny, a więc utracił zdolność do regulowania swoich wymagalnych zobowiązań. Następnie orzekał m.in., czy długi powstały w wyniku działania umyślnego lub rażącego niedbalstwa. Ostatecznie ogłaszał upadłość albo wniosek oddalał.
Teraz jest inaczej. Upadłość ogłaszana jest niemalże automatycznie. Sąd musi oczywiście wcześniej potwierdzić fakt niewypłacalności, sprawdzić, czy wniosek o upadłość jest poprawny z formalnego punktu widzenia itd. Następnie sąd ogłasza upadłość i rozpoczyna się tzw. właściwe postępowanie upadłościowe.
Informacja o tym podawana jest w Monitorze Sądowym i Gospodarczym, co ma pozwolić wierzycielom, czyli przeważnie bankom, zgłosić wierzytelność. W tym momencie do gry wkracza syndyk, którego zadaniem jest m.in. oszacowanie majątku dłużnika, a następnie jego spieniężenie. Najczęściej są to nieruchomości, samochody, czy np. meble o znaczącej wartości.
Weźmy na warsztat uproszczony przykład. Wyobraźmy sobie Jana Kowalskiego, którego źródłem kłopotów stał się zaciągnięty jakiś czas temu kredyt frankowy. Kowalski stracił pracę. Wartość jego długu to 500.000 zł. Sąd ogłasza upadłość, bank zgłasza wierzytelność, syndyk wkracza do akcji. Ze sprzedaży mieszkania syndyk uzyskał 300.000 zł oraz 20.000 zł ze sprzedaży samochodu.
Co dalej? Kowalski i jego rodzina muszą gdzieś mieszkać. Ustawa zakłada, że ze spieniężonego mieszkania dłużnik ma prawo do środków, które pozwolą mu zaspokoić potrzeby mieszkaniowe, a więc np. wynająć mieszkanie na okres dwóch lat. Przyjmijmy, że syndyk ustalił, że pozwoli na to kwota 2.000 zł miesięcznie, a więc Kowalski z kwoty za mieszkanie (300.000 zł) otrzyma „do ręki” 48.000 zł.
Przeczytaj też: Bank nie chce obniżyć oprocentowania kredytu, mimo że WIBOR spadł? UOKiK: to naruszenie dobrych obyczajów. Bank podobno szuka rozwiązania
Losy dłużnika mogą pójść kilkoma ścieżkami
Zostają więc 272.000 zł, które trafią do wierzyciela i na opłacenie kosztów postępowania. Sytuacja się komplikuje, jeśli mamy do czynienia z więcej niż jednym wierzycielem. W takiej sytuacji ustawa precyzuje, jak te środki są dzielone, ale nie będę teraz w tę kwestię wnikał. Dla uproszczenia trzymajmy się przykładu z jednym wierzycielem – bankiem.
Na tym etapie pozostały do spłacenia dług Kowalskiego wynosi ok. 228.000 zł. Oczywiście każdy dłużnik objęty postępowaniem upadłościowym marzy o tym, by w tym momencie sąd umorzył mu resztę zobowiązań. Ale to nie takie proste. Zgodnie z nowymi przepisami o upadłości konsumenckiej losy dłużnika mogą pójść kilkoma ścieżkami.
W tym momencie sąd robi coś, co pod rządami poprzedniego brzmienia ustawy, robił na początku – podejmuje decyzję, czy danego dłużnika w ogóle można oddłużyć. Jeśli dojdzie do wniosku, że Kowalski wpadł w długi celowo, odmówi umorzenia zobowiązań, chyba że w sprawie występują tzw. względy słuszności lub humanitarne.
Co to znaczy celowo? Znane są przypadki osób, które świadomie zadłużały się na potęgę i doskonale wiedziały, że kredytów nie spłacą licząc na to, że wyswobodzą się z długów dzięki upadłości konsumenckiej. Na tym etapie sąd powinien wychwycić właśnie tego typu przypadki, czyli zadłużania się z zamiarem niespłacenia zobowiązań. Brak oddłużenia oznacza, że wierzyciele będą mogli ponownie starać się ściągnąć niespłacone zobowiązania dłużnika.
Przeczytaj też: Pierwsze banki już namawiają klientów: „zmieńcie umowę na kredyt o stałym oprocentowaniu”. To świetny interes czy finansowa pułapka?
Podstawowy i krótki i przedłużony plan spłaty
Jeśli nie mamy do czynienia z odmową umorzenia zobowiązań, sąd wybiera jedną z poniższych opcji. Pierwsza z nich to ustalenie planu spłaty wierzycieli. Planów spłaty jest kilka odmian.
Tzw. krótki plan spłaty może objąć dłużnika, który w wyniku spłat zobowiązań i spieniężenia majątku – pisząc w dalekim uproszczeniu – zwrócił wierzycielowi więcej niż 50% albo 70% długu. W przypadku zwrotu połowy długu ustala się maksymalnie dwuletni plan spłaty, a jeśli wierzyciel został zaspokojony w co najmniej 70%, przewidziany jest maksymalnie roczny okres spłaty. Z kolei podstawowy wymiar planu spłaty nie może przekraczać 36 miesięcy.
Ostatnia (trzecia) z wersji planu spłaty – wydłużona nawet do 84 miesięcy – będzie stosowana wobec tych dłużników, którzy nie są aniołkami, ale ich działania nie były na tyle naganne, żeby całkowicie odmówić im oddłużenia.
Jak ustala się plan spłaty? Przede wszystkim trzeba zbadać kondycję finansową dłużnika. Załóżmy, że Kowalski zarabia na rękę 5000 zł. Po odliczeniu „kosztów życia”, a więc najmu mieszkania, żywności, zakupu ubrań, rachunków za prąd czy gaz, Kowalskiemu zostaje 1000 zł. Ten tysiąc będzie spłacał przez cały okres planu spłaty.
W tym miejscu pozwolę sobie na ciekawą dygresję. Ustawa przewiduje, że przy badaniu kondycji finansowej dłużnika, nie powinno brać się pod uwagę tego, ile dłużnik zarabia, ale jego możliwości zarobkowe. Wyobraźmy sobie, że Kowalski jest informatykiem i w tej branży powinien zarabiać co najmniej 5000 zł na rękę. Ale Kowalski bierze tylko dorywcze fuchy i twierdzi, że zarabia 2000 zł miesięcznie. Ten zapis jest po to, by dłużnik nie zaniżał sztucznie swojego wynagrodzenia.
Co się dzieje dalej? Jeśli mówimy o podstawowym, trzyletnim planie spłaty, to w naszym przypadku Kowalski odda w ten sposób w sumie 36.000 zł i wtedy odzyska finansową wolność. Pozostała część długu zostanie umorzona.
Przeczytaj też: Przez pomyłkę kliknął nie tam, gdzie powinien i stracił… 20.000 zł. Dlaczego bank nie pomaga klientom chronić się przed takimi błędami?
Przeczytaj też: Ceny mieszkań od deweloperów po raz pierwszy od trzech lat spadły – donosi NBP. Czy to początek nowego trendu, czy tylko chwilowy incydent?
Umorzenie bezwarunkowe i warunkowe
Ostatnie dwie możliwości to umorzenie długu bez planu spłaty. Pierwsza – najbardziej pożądana przez dłużników – to bezwarunkowe umorzenie zobowiązań. Jest dedykowana dla tych, którzy są trwale niezdolni do regulowania planu spłaty – np. borykają się z nieuleczalną chorobą przekreślającą zdolność zarobkowania.
Ostatnia możliwość to warunkowe umorzenie długu. Wyobraźmy sobie, że Kowalski wpadł w silną depresję, nie może więc pracować. Albo miał wypadek, którego skutkiem jest długa rehabilitacja. Jest jednak nadzieja na to, że za jakiś czas zdrowotnie stanie na nogi. Dlatego w tej opcji wierzyciele mają 5 lat na zgłoszenie i udowodnienie, że dłużnik może wrócić do pracy. Jeśli sąd zgodzi się z tą opinią, ustalany jest plan spłaty.
Jakie obowiązki ciążą na dłużniku objętym upadłością konsumencką? Trudno zliczyć, ale ujmując rzecz ogólnie – dłużnik nie może działać na szkodę wierzycieli. Ponadto warto wspomnieć, że w okresie planu spłaty będzie musiał m.in. składać do sądu corocznie sprawozdanie, w którym przede wszystkim wskazuje osiągnięte przychody i spłacone na rzecz wierzycieli kwoty.
Po umorzeniu zobowiązań były dłużnik otrzymuje tzw. „nowy start”. Niestety, życie pokazuje, że choć Kowalski pozbył się długów, to przez banki traktowany jest inaczej, niż osoby, które nigdy nie korzystały z upadłości konsumenckiej. Banki nie chcą bowiem obecnie pożyczać pieniędzy takim eks-dłużnikom.
To istotne, ponieważ – trzymając się naszego przykładu – Kowalski musiał pozbyć się mieszkania, które kupił na kredyt. Obecnie najmuje lokal. Czy „nowy start” nie powinien oznaczać możliwości zaciągnięcia nowego kredytu hipotecznego? Ta sprawa stała się tematem interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich (sprawa jest w toku).
Eksperci nie mają wątpliwości, że nowa ustawa o upadłości konsumenckiej szerzej otworzy wrota dłużnikom, chcącym pozbyć się długów. Cały proces ma być też sprawniejszy, bo postępowanie upadłościowe powinno zamknąć się w ciągu pół roku. Trzeba jednak pamiętać o pewnym ryzyku – zgłaszając wniosek o upadłość z góry musimy zgodzić się na spieniężenie istotnych elementów naszego majątku. Dopiero na późniejszym etapie postępowania dowiemy się, czy i jaką część pozostałych zobowiązań sąd zgodzi się umorzyć.
Jeszcze nie pandemia, to zmiana przepisów
I jeszcze na koniec garść statystyk. Z danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej wynika, że w czerwcu tego roku odnotowano rekordową miesięczną liczbę ogłoszonych upadłości konsumenckich – 1116. To blisko połowa wszystkich upadłości konsumenckich ogłoszonych w 2015 r. Pozornie ten gwałtowny wzrost liczby spraw można wyjaśnić szalejącą pandemią koronawirusa – ludzie tracą pracę, przygniatają ich długi, sięgają więc po ostatnią deskę ratunku.
Wiele wskazuje jednak na to, że w statystykach nie widać jeszcze „efektu pandemii”, to na razie efekt wprowadzenia bardziej liberalnych przepisów. Jak podaje COIG, od 2015 r. do 24 marca 2020 r., a więc kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy, sądy oddalały połowę wniosków o upadłość konsumencką. Wymogiem ogłoszenia upadłości była bowiem przesłanka, że bankructwo nie mogło być zawinione przez dłużnika. Dopiero najbliższe miesiące pokażą, w jakim stopniu pandemia wpłynie na popularność upadłości konsumenckiej.
Źródło zdjęcia: Pixabay