25 lipca 2020

Restauracje i smażalnie nad Bałtykiem zdzierają z nas skórę? „Paragony grozy” zalewają internet. Oto pięć trików, by nie być głodnym i zaoszczędzić kilka stówek

Restauracje i smażalnie nad Bałtykiem zdzierają z nas skórę? „Paragony grozy” zalewają internet. Oto pięć trików, by nie być głodnym i zaoszczędzić kilka stówek

Restauracje, bary i lokale, a przede wszystkim smażalnie ryb nad Bałtykiem przeżywają wielkie chwile. Naród nie pojechał do Hiszpanii, Turcji, ani do Egiptu, a w zamian tłumnie zjechał nad polskie morze. W internecie krążą „paragony grozy”,  w których turyści pokazują, ile musieli zapłacić za rybkę w smażalni. Rzeczywiście, na jedzenie nad morzem można wydać więcej, niż na zakwaterowanie. Oto pięć prostych trików na to, by nie dać się okraść z pieniędzy w nadmorskiej smażalni

Koronawirus koronawirusem, ale najpopularniejsze nadmorskie kurorty są w tym roku nie mniej ludne, niż zwykle. Co prawda 30% Polaków deklaruje, że w obawie przed zakażeniem wirusem chce zminimalizować lub całkiem anulować wakacyjne wyjazdy, ale z drugiej strony szeregi turystów nad polskim morzem zasilą ci, którzy zwykle spędzali urlop nad Morzem Śródziemnym, a teraz boją się wsiadać do samolotu.

Zobacz również:

O tym, czy te strachy są uzasadnione, pisałem w felietonie zbierającym całą wiedzę, którą mamy o ryzyku podróżowania samolotami w czasie pandemii. Warto też poczytać jak w tym roku wygląda wypoczynek all inclusive w Hiszpanii, czy Egipcie.

Nadmorskie restauracje i „paragony grozy”. Dlaczego jest tak piekielnie drogo?

Wzrost cen noclegów w pensjonatach, domach wypoczynkowych i hotelach wynika po części z tego, że ich właściciele chcą sobie odbić majowe straty spowodowane lockdownem, ale częściowo jest też skutkiem wzrostu cen energii, kosztów pracy oraz różnych ukrytych opłat i podatków, które nakłada na przedsiębiorców rząd, nam wmawiając, że podatki spadają. Nie spadają i było już o tym na „Subiektywnie…”.

Czytaj też: Od 31 lipca można „rezerwować” bon turystyczny. Na każde dziecko 500 zł dodatku do wakacji. Jak dobrać się do tych pieniędzy?

Czytaj też: Bon turystyczny jest jak „zero+”. Ceny w hotelach i restauracjach już dawno go „zjadły”. Nie wierzycie? To przeczytajcie!

Ale najbardziej niedoszacowanym składnikiem kosztów wakakcji tradycyjnie jest wyżywienie. O ile to, że pobyt nad morzem musi kosztować 50-100 zł za osobę dziennie, o tyle kosztów wyżywienia zwykle albo nie bierzemy w ogóle pod uwagę, albo wydaje nam się, że będzie tanio, jak w szkolnej stołówce. A tymczasem na jedzenie można nad polskim morzem wydać drugie tyle, co na mieszkanie.

paragony grozy
fot. Nadmorskie paragony grozy

Po internecie od kilku tygodni krążą zresztą słynne „paragony grozy”, w których ludzie pokazują, ile zapłacili za porcję ryby z sałatką i frytkami. Ceny są czasem rzeczywiście przerażające – do 80 zł za porcję, której uczciwa cena nie powinna przekraczać 30-40 zł.

Szlag mnie trafia od zawsze, gdy muszę płacić zawyżone rachunki w restauracjach, barach i lokalach, a ponieważ pochodzę z Poznania i zwykłem oglądać dwa razy każdą złotówkę, zanim ją na coś wydaję, mam listę pięciu patentów, które pozwalają mi ograniczyć wydatki na wyżywienie na wakacjach.

Chętnie się nimi z Wami podzielę. Jestem dziwnie pewny, że sprawią one, iż – jeśli wypoczywacie rodzinnie – podczas tygodniowych wakacji nad morzem zaoszczędzicie na jedzeniu kilkaset złotych, nie zmniejszając jednocześnie rozkoszy dla podniebienia.

Pięć sposobów na to, by nie dać się nabić w „rybkę na wagę złota”

Po pierwsze: wybieram restauracje w „drugiej linii”. Z cenami jedzenia nad morzem jest mniej więcej tak samo, jak z cenami noclegów. Im bliżej plaży – tym drożej. Nie zawsze ta zasada mi się sprawdza, ale zwykle wystarczy pięć minut spaceru w stronę lądu i już zaczynają pojawiać się restauracje i smażalnie, w których jest o 20-30% taniej, niż nad samym morzem. Wiadomo, że tracimy wówczas nieco z klimatu szumu morza, ale czasem oszczędności finansowa to częściowo wynagradza. Ostatnio w popularnej miejscowości nadmorskiej w odległości 700-800 m. od plaży (ale wciąż przy ulicy portowej) nakarmiłem rodzinę za 35 zł za osobę (w cenie ryba smażona, zupa, napoje). W smażalni na plaży zapłaciłbym dokładnie dwa razy więcej.

Po drugie: szukam restauracji obsługujących „lokalsów”. W każdej nadmorskiej miejscowości są miejsca, które „żyją” nie tylko w sezonie, ale przez cały rok. Czyli: obsługują nie tylko turystów, ale i „lokalsów”. Zatem zaraz po przybyciu w nowe miejsce staram się wypytać miejscowych, gdzie się stołują, jeśli nie w domu. Miejsca, w których jedzą miejscowi, niemal na pewno nie stosują bandyckich cen, bo jeśli się chce funkcjonować przez okrągły rok, to „swoich” nie można oszukiwać.

Po trzecie: wolę restauracje, niż smażalnie. W większości nadmorskich restauracji można zjeść smażoną rybę i to w jakości nie gorszej, niż w smażalni. Jeśli coś nad morzem nazywa się „smażalnia”, to jest ryzyko (choć nie pewność), że będzie stosowało „ceny turystyczne”, czyli z mnożnikiem uwzględniającym fakt, że turysta na wakacjach nie patrzy ile i za co płaci.

Po czwarte: wybrane miejsca sprawdzam w portalach turystycznych. Są w internecie serwisy – a w smartfonach aplikacje mobilne – które zbierają rekomendacje klientów hoteli i restauracji oraz oceny jakości usług (np. Trip Advisor, ale nie tylko). Nie ma nic lepszego, niż skorzystać ze zbiorowej mądrości narodu, nim wejdzie się do smażalni, restauracji, czy nawet baru. Sprawdzenie ocen klientów czasem zajmuje nie więcej, niż jedną minutę i już kilka razy ratowało mi życie.

Po piąte: wybieram miejsca, które obsługują dowozy. Dość dobrym patentem na poszukiwanie w miarę taniego i dobrego jedzenia nad morzem jest selekcja restauracji pod względem obecności w serwisach obsługujących dowóz jedzenia zamówionego na wynos. Tego rodzaju lokale „żyją” w większym stopniu ze skali prowadzonej działalności, a więc jednostkowa marża na pojedynczym kliencie jest w nich niższa, niż w lokalach „żyjących” głównie z turystów. Poza tym (wracając do punktu drugiego) takie miejsca zwykle obsługują także mieszkańców, a więc nie mogą mieć w karcie dań bandyckich cen.

No i na koniec jeszcze jeden master-tip. Oczywiście najtaniej zawsze jest kupić wyżywienie razem z pobytem. Tyle, że wytrwanie w postanowieniu, by przez cały czas żywić się „na miejscu” nie jest proste. Nadmorskie smażalnie i restauracje na plaży mają przecież niepodrabialny klimat…

A jakie są Wasze patenty na to, żeby się nie dać okraść z pieniędzy na wakacjach przez chciwych właścicieli restauracji, barów i smażalni?

—————————-

POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”:

O RYNKACH PO WIRUSIE

W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” naszym gościem jest jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce analityków rynku kapitałowego – Wojciech Białek. Opowiada o tym jak widzi przyszłość naszych portfeli w najbliższych latach, miesiącach, a nawet dziesięcioleciach.  Przepraszamy za niską jakość nagrania, z przyczyn „społeczno-dystansowych” nagrywaliśmy przez internet i niestety akurat z łączami nie było w tym czasie najlepiej. Aby posłuchać wejdź w ten link

O TYM JAK NIE ZWARIOWAĆ OD PRACY ZDALNEJ
W kolejnym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” gościnią jest Katarzyna Januszkiewicz, psycholog i specjalista ds. organizacji i zarządzania. Bada m.in. zmiany zachowań ludzi w związku ze zmianami organizacji ich pracy. Maciek Bednarek pytał ją przede wszystkim o pracę zdalną i jej wpływ na nasze życie oraz portfele. Aby posłuchać wejdź w ten link
—————————-

 

„SUBIEKTYWNIE O FINANSACH” NAJPOPULARNIEJSZYM BLOGIEM FINANSOWYM W POLSCE

Martis Consulting sprawdził, jak wygląda polski rynek kapitałowy w mediach społecznościowych. Nie tylko przez pryzmat najbardziej obserwowanych spółek, ale też portali internetowych, dziennikarzy oraz blogerów. Z zestawienia wynika, że „Subiektywnie o finansach” jest najbardziej opiniotwórczym w Polsce blogiem finansowym (choć ja bym go określił bardziej jako blogoserwis lub opiniotwórczy butik finansowy)…

…zaś ja, jako jego twórca, jestem czwartym najpopularniejszym komentatorem giełdowym na Twitterze…

…oraz drugim najpopularniejszym komentatorem giełdowym na LinkedIn

Dziękuję Wam za zaufanie i za to, że w coraz większej liczbie czytacie „Subiektywnie o finansach”. W raporcie nie podano miary ruchu na stronie, która jest głównym kryterium popularności blogów, wiadomo tylko, że jest to „ruch na blogu” w maju 2020 r. Patrząc przez pryzmat liczby użytkowników (od 400.000 miesięcznie do 1.000.000 miesięcznie w 2020 r.) ten raportowany przez Martis wydaje się być „nieco” zaniżony, ale i tak jestem dumny, że „Subiektywnie o finansach” jest w gronie najpopularniejszych blogów finansowych w Polsce.

Maciej Samcik

Subscribe
Powiadom o
18 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ppp
4 lat temu

Kolejny patent: nie głodować. Głodny człowiek wejdzie do pierwszej restauracji, jaka znajdzie, bo jest głodny i mu się spieszy. Tym czasem wystarczy iść do zwykłego sklepu spożywczego, kupić paczkę ciastek czy drożdżówkę i nieco zapchawszy żołądek – zyskać czas na szukanie sensownej restauracji. Zdarzyło mi się kiedyś nawet pojechać do innego miasta, kiedy w aktualnie zwiedzanym nie znalazłem niczego sensownego.
Gratuluje powodzenia w rankingach.
Pozdrawiam.

Adam
4 lat temu

Pytać o ceny i koszt. Po prostu. 100g ryby za 7PLN?
Czy mają Państwo kawałek co waży ok 300g? 320g może być?
Może. Czyli ok 23PLN?
Tak/Nie bo rybę ważymy po smażeniu + panierka i to stanowi 10% wagi.

I po sprawie.

Lub. Czy mogą państwo oszacować czy się zmieszczę bo mam 25PLN jako budżet na żywienie dziś i nie chcę więcej zapłacić.

Sławomir
3 lat temu
Reply to  Adam

filet z dorsza w porcie kołobrzeskim to ok. 25 zł, podana cena na rachunku to 138 zł / kg – bandycka; jestem mieszkańcem Kołobrzegu

Weronika
4 lat temu

Nie no, najtaniej to jest gotować samemu 😉 wiem, mało popularne. Też jestem z Poznania i mimo z mężem może i stać by nas było na stołowanie się w knajpach to na wyjazdach rezerwujemy noclegi z kuchnią, często przywozimy własne półprodukty albo , o zgrozo! wcześniej przygotowane dania w słoikach i „na mieście” jadamy w ostateczności. Własne to i zdrowsze i często smaczniejsze. Wymaga to planu i samozaparcia, ale ostatecznie oszczędza nam i kasy i rozczarowania i zatłoczonych turystycznych restauracjach.

Adam
4 lat temu
Reply to  Weronika

To prawda. Samodzielne gotowanie najtańsze. Tylko w nietórych przypadkach urlop z gotowaniem dla całej rodziny to nie urlop dla tej osoby co gotuje.

Rsa127
3 lat temu
Reply to  Weronika

To jeszcze taniej będzie nie wyjeżdżać. Nie trzeba płacić za przejazd ani wynajem pokoju. Wystarczy włączyć tv z widokiem morza.

Sherlock
4 lat temu

Ja mam swoj sposob i sie…… bylem pare lat temu w sopocie, zamowilem rybe z dodatkmi, odbieram posilek, patrze na rachunek i mowie ze nie chce tyle ryby, i ze nie bede tyle placil za taki kawalek bo tyle nie zjem, prosze mi ukroic polowe z tego, rachunek odrazu mniejszy nie pamietam czy 30 czy wiecej zloty, dziekuje….

Krzychu
4 lat temu

Po prostu wystarczy poszukać. I patrzeć na ceny, pytać wcześniej, a nie wytrzeszczać oczy dopiero, gdy podadzą rachunek. Są bary, gdzie zjemy za złotych 50+ od osoby, są takie, gdzie za 20 zł od osoby. Ja osobiście wybieram bary/restauracje, gdzie płaci się z góry, przed posiłkiem. W większości są jakieś zestawy dnia za 20-25 zł, albo z góry podane ceny za konkretny posiłek. Jakiś czas temu rozśmieszył mnie artykuł na wp, że nad morzem drogi kebab. Ktoś zapłacić 28 zł, zrobił zdjęcie paragonu, a wszystko poszło pod krzykliwym tytułem „Prawie 30 zł za kebaba nad morzem”!!!!!!! Tymczasem w opisie były… Czytaj więcej »

Danek
4 lat temu
Reply to  Krzychu

Pożalić się można, że 20 zł za kebaba to dużo (moim zdaniem nawet 2 zł to przesada). Ale pełna zgoda, ze trzeba czytać menu a nie narzekać potem. A za kebaba to raczej ktoś zapłacił z góry, wiec zawsze można byli przy płaceniu mieć chwile otrzeźwienia i powiedzieć nie, dziękuje i wyjść.

Danek
4 lat temu

Moim zdaniem to tutaj jest dużo hałasu o nic. Zakładam, ze ktoś widzi menu i w ciemno nie kupuje. Można się burzyć, ze ceny wydumane (subiektywne wrażenie, bo z przykładowego rachunku nic szczególnego nie wynika, ale może ktoś nie jest przyzwyczajony do piwa za 9 zł…). W menu może i owszem napisali cenę za wagę ryby (czego sam osobiście nie znoszę), ale tez zakładam podano, ile mniej więcej wazy porcja.

Krzysztof M.
4 lat temu
Reply to  Danek

Smażona jest podwójnie lepiona tartą bułką vel panierką

Krzysztof M.
4 lat temu

Wszystkie rady kol. Samcika też do zastosowania za granicą. Dodam jeszcze, że prawdziwi turyści nie mylić z wczasowiczami biorą kanapki /ser i jajka na twardo/, orzeszki możliwie kaloryczne i wodę niegazowaną z renomowanym logo do uzupełniania na bieżąco /podpatrzone onegdaj u Japończyków/. Jestem z Pomorza, w ten sposób zwiedziłem tanio kawał Europy.
Przy miejscówce usmażenie kawałka ryby z frytkami to żaden problem a raczej duża atrakcja, zwł. jak się kupi u rybaka.

Dariusz
4 lat temu

Z tymi cenami to przesadzacie w jelitkowie sandacz 16zl 100g dorsz 11zl.100gr. Surowka 5 zl piwo 9zl. W exkluzywnej restauracji porcja sandacz ziemniaczki opiekane i surowka 49zl.

Zofia
3 lat temu
Reply to  Dariusz

A umie Pan z tego zrobić cenę za kilogram? Podpowiem, 160zl i 110zl.

Imię
3 lat temu

Aż pięć patentów ?! wystarczy jeden – sprawdzić ceny przez zamówieniem.

Toszczyk
3 lat temu

Ja zawsze sprawdzam opinie lokali gastronomicznych w mapach od Google, nie wybieram lokali, które na pierwszy rzut oka wyglądają drogo i luksusowo. Często restauracje wystawiają menu na zewnątrz do wglądu klientom, to oczywiście korzystam.

majk
3 lat temu

co za kretinizmy…. dla lokalsów, w drugiej linii… WTF
moze poprostu sprawdzic cene zanim sie zamowi? hę? pasi zamawiam, nie pasi? ide dalej

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu