Już od roku działa system umożliwiający nam zasięganie informacji o starych, zapomnianych rachunkach bankowych. Operatorem usługi jet Krajowa Izba Rozliczeniowa (ta sama, która rozlicza przelewy nadawane przez nas z banku do banku) i ta właśnie organizacja pochwaliła się liczbą wniosków, które złożyliśmy przez ten rok, by dowiedzieć się gdzie mamy konta i czy na liście tych rachunków nie ma jakiegoś zapomnianego, od którego po cichu naliczają się jakieś prowizje.
Tych wniosków wpłynęło ponad 27.400, z tego jedynie 7400 złożyli klienci indywidualni! Aż 20.000 wniosków to te złożone przez jakieś urzędy, ZUS-y i inne instytucje. Z kolei z 7400 „normalnych” ludzi większość zaglądających (5700 osób) stanowili spadkobiercy, którzy mając już tytuł prawny do spadku usiłowali się dowiedzieć w których bankach zmarły bliski miał konta i ewentualne pieniądze. System Ognivo nie gromadzi danych o rachunkach maklerskich i rejestrach w funduszach inwestycyjnych (tu zaginionych pieniędzy nadal trzeba szukać „na piechotę”), ale jeśli chodzi o odnajdywanie ROR-ów po zmarłych – sprawdza się znakomicie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Więcej o Centralnej bazie rachunków znajdziesz pod tym linkiem
Zmarli zmarłymi, ale tak naprawdę każdy konsument powinien zarzeć do tej bazy, choćby tylko dla osobistej higieny finansowej. Większość z nas zmieniała banki, zakładała jakieś ROR-y tylko po to, by np. skorzystać z lokaty, albo karty kredytowej, czy konta oszczędnościowego. Nawet jeśli kiedyś taki ROR był bezpłatny, nie można wykluczyć, że zasady się zmieniły. Albo że bank został sprzedany, a w nowym rachunek został przekształcony w inny, płatny. Teoretycznie bank powinien nas poinformować, ale jeśli poza tym, że nie używamy konta od dawna, zostawiliśmy w banku stary adres do korespondencji… mogą być kłopoty.
Poza tym zajrzenie do bazy pozwala sprawdzić czy ktoś nie założył konta na nasze dane i czy nie staliśmy się już – lub czy nie staniemy się lada dzień – „słupami”, wykorzystywany do transferu skradzionych komuś pieniędzy. Tymczasem własne konta sprawdziło przez cały rok tylko 1700 osób. To nie jest dużo, biorąc pod uwagę, że banki prowadzą ponad 35 mln rachunków ROR, a SKOK-i (one też są w bazie Ognivo) kolejne dwa miliony. Dlaczego warto czasem zajrzeć do bazy rachunków, składając o to wniosek w dowolnym banku, który stanie na naszej drodze? Posłuchajcie:
„Trzy lata temu postanowilem kupić samochód. W tym celu udałem sie od oddziału Idea Banku w Częstochowie po kredyt. Jedynym moim celem wizyty w banku było uzyskanie pieniędzy na zakup auta. Okazało się, że trzeba podpisać jakiś wniosek, żeby bank sprawdził moją zdolność kredytową. Potem pani w laptopie pokazywała różne opcje, ale okazało się, że w żadnym wariancie nie mam zdolności kredytowej. Podziękowałem i wyszedłem, zapominając o całej sprawie. W innym banku bez problemu uzyskałem pożyczkę”
– pisze jeden z moich czytelników. Minęły trzy lata. 31 maja tego roku klient otrzymał pismo z działu windykacji z wezwaniem do zapłaty… 623 zł za rzekome zaległości na rachunku bieżącym. Sęk w tym, że z żadnego rachunku w Idea Bank mój czytelnik nigdy nie korzystał, nie logował się, nie dostał – jak zeznaje – żadnych loginów do niego, ani karty. O co więc chodzi?
„Po telefonie do dzialu windykacji okazało się, że zgadzając się na sprawdzenie w BIK zdolności kredytowej podpisałem… wniosek o założenie konta. To jest absurdalne, poszedłem tam tylko i wyłącznie po pożyczkę na samochód. Czy da się coś z tym zrobić? Czy może Pan w tej sprawie pomóc, zainterweniować w banku, opisać sytuację na blogu? Dla mnie jest to ewidentne oszustwo pracownika banku, ktory wprowadził mnie w błąd”
– pisze pan Tomasz. Sprawa jest trudna, ale nie beznadziejna. Oczywiście to źle, że pan Tomasz nie przeczytał tego, co podpisuje (pracownicy często podsuwają między właściwymi papierami jakieś dodatkowe, w ramach „ukrytego” cross-sellingu). Źle również, że nie wziął kopii wszystkich podpisanych przez siebie dokumentów – wtedy byłoby łatwiej ustalić na co się zgodził i co potwierdził własnym podpisem. Ale oczywiście klient nie jest bezbronny. Może zażądać od banku dowodów, że rzeczywiście zgodził się na założenie rachunku osobistego. Należałoby napisać: „według mojej wiedzy żadnego ROR-u u Was nie mam, a jeśli uważacie inaczej, to przedstawcie dowody”.
To jest jedyna opcja ratunkowa, by nie płacić tych 600 zł, bo jest to przecież kwota niebagatelna. Być może w banku mają bałagan, a może wcale nie mają dokumentu dotyczącego założenia konta podpisanego przez pana Tomasza, bo pracownik banku później je „dorobił” (znam i takie przypadki, niektórzy pracownicy dla wyrobienia planu sprzedażowego lub zgarnięcia premii są w stanie zrobić wiele). Można mieć również do banku cień pretensji za to, że nie informował klienta o rzekomej (lub prawdziwej) zaległości wcześniej, ale to akurat w bankach normalne – wolą „hodować” dług, niż informować klienta wcześniej, bo jeszcze – nie daj Boże – spłaciłby groszowy dług, nie dopuszczając do jego wyhodowania.
Gdyby pan Tomasz zajrzał do centralnego rejestru rachunków to dostałby zestawienie, w którym bez problemu znalazłby ów dziwny ROR w Idea Banku. Nie wiem czy przypadkiem rachunek pana Tomasza nie był kontem firmowym, ale to też chyba nie byłaby przeszkoda, bo choć rejestr jest przygotowany z myślą o osobach fizycznych, to…
„Centralna informacja o rachunkach służy poszukiwaniu wszelkich rachunków bankowych osób fizycznych oraz imiennych rachunków członków spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, a zatem także rachunków uśpionych osób fizycznych, które to rachunki związane są z prowadzeniem działalności gospodarczej”
– czytam na stronie rejestru. Jeśli nie chcesz obudzić się, jak pan Tomasz, z 600-złotowym długiem dotyczącym konta, o którego istnieniu nawet nie wiesz, to po pierwsze patrz co podpisujesz, bo drugie zgarniaj i archiwizuj kopie wszystkich wniosków i dokumentów, które podpisałeś (gdyby pan Tomasz odegrał rolę skrupulatnego klienta, to pracownica na pewno nie wcisnęłaby mu nic dodatkowego, obawiając się „wsypy”), a po trzecie – raz na jakiś czas zajdź do dowolnego banku i złóż wniosek o informację o swoich rachunkach. To nie boli i nie kosztuje, a może pomóc uniknąć nieszczęścia.
Prawo autorskie: jk1991 / 123RF