Czy zerowe stopy procentowe przywrócą u początkujących ciułaczy – oczekujących niskiego ryzyka i mimo wszystko zysków wyższych od inflacji – modę na inwestowanie w fundusze stabilnego wzrostu? Jest kilka funduszy, które chcą przekonać klientów banków, że warto podjąć wyzwanie. Czy zdołają nas do siebie przekonać?
Dziś głównym problemem posiadaczy oszczędności jest brak możliwości ochrony pieniędzy przed inflacją bez podejmowania choćby minimalnego ryzyka. W zasadzie jedynym miejscem porównywalnym do bankowego depozytu – oprocentowanego niemal na zero procent – są obligacje skarbowe. Te krótsze dają również gwarantowany dochód, a te dłuższe są indeksowane inflacją. Innych absolutnie bezpiecznych alternatyw brak.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z punktu widzenia kogoś, kto w miarę orientuje się w sytuacji na rynku finansowym rozwiązanie jest dość proste. Do 80-90% pieniędzy trzymanych na depozytach oraz w obligacjach skarbowych trzeba dorzucić „pierwiastek rynku kapitałowego”. Czyli inwestycji, która z jednej strony nie jest na tyle duża, by zachwiała wynikiem całego portfela, ale daje perspektywę dorzucenia 1-2% ekstra-zysku do całości lokowanych pieniędzy.
Bezpieczeństwo plus odrobina zysku ekstra. Skąd ją wziąć?
Przyznam, że ja tak właśnie postępuję: podstawą moich oszczędności są depozyty bankowe i różnego rodzaju instrumenty finansowe oparte na obligacjach (nie tylko obligacje skarbowe, ale też te emitowane przez firmy oraz fundusze lokujące w obligacje na całym świecie). I do tej podstawy – stanowiącej w sumie od połowy do dwóch trzecich moich oszczędności – dorzucam rzeczy bardziej wahliwe i bardziej dochodowe w długiej perspektywie.
Jeśli więc część bezpieczna mojego portfela da jakieś 2-3% w skali roku (niezależnie od sytuacji rynkowej), zaś pozostałe elementy rozpatrywane łącznie (fundusze akcji polskich, zagranicznych, fundusze lokujące w walutach obcych, ETF-y, złoto, srebro, instrumenty oparte na rynku nieruchomości) raz zarobią 10%, a innym razem stopnieją o 6%, to mój portfel rozpatrywany jako całość jest bezpieczny, ale daje możliwość „podrasowania” dochodów w dobrych czasach.
Dla początkującego inwestora być może nawet 10% udziału „pierwiastka wahliwości” w portfelu będzie wystarczającą porcją na początek. Do wahliwości oraz tego, że kapitał przejściowo może tracić na wartości (choćby minimalnie) warto przyzwyczajać się stopniowo i powoli. Ale ta kuracja jest niezbędna, ona jest jak „szczepionka” na utratę realnej wartości oszczędności.
Poniżej wykres porównujący wyniki różnych portfeli inwestycji w okresie 20 lat, przyjmując jako początek i koniec najróżniejsze możliwe daty w kalendarzu. Najważniejszy jest pierwszy wiersz (średnia roczna stopa zwrotu dla wszystkich możliwych kombinacji w okresie ostatnich 100 lat), czwarty i piąty wiersz (czyli najgorsza możliwa 20-latka i najlepsza możliwa 20-latka) oraz drugi i trzeci (najlepszy i najgorszy możliwy rok).
Kto potrafi sobie zaaplikować to lekarstwo samodzielnie – za pomocą odpowiedniego udziału funduszy inwestycyjnych, ETF-ów lub akcji – niech radzi sobie sam. Warto tylko pamiętać, żeby „pierwiastek ryzyka” miał odpowiednią wagę w portfelu i żeby był odpowiednio zróżnicowany. Żeby część portfela była inwestycjami w dolarach, część w euro, a część w złotym. I żeby wszystko nie „wisiało” na jednym rynku, jednej branży lub jednym dostawcy produktu.
A kto nie zna się na rynku finansowym i nie chce się na nim znać, może sobie poradzić za pomocą różnych rozwiązań oferujących gotowe „portfele”. Opisuję je na „Subiektywnie o finansach” w ramach różnych cykli edukacyjnych, których nazwy bez trudu znajdziecie na stronie głównej www.subiektywnieofinansach.pl.
Czytaj również: Stopy procentowe prawie zerowe, a inflacja zjada oszczędności. Co można zrobić z pieniędzmi? Oto przegląd bezpiecznych opcji
Czy w czasach zerowych stóp procentowych fundusze stabilnego wzrostu wrócą do łask?
Czy na fali szukania takich rozwiązań przez początkujących oszczędzających może wzrosnąć zainteresowanie funduszami stabilnego wzrostu? Czyli stosunkowo mało ryzykownymi funduszami, które większość pieniędzy lokują w obligacje, dodając „pierwiastek ryzyka”, który – przy umiejętnym zarządzaniu – może dołożyć kilka procent do wartości portfela?
W poprzednich latach nie byłem fanem tego rodzaju funduszy. Uważałem, że samodzielnie można sobie zmontować miks obligacji i akcji, nie płacąc pośrednikowi opłaty za zarządzanie (zwykle dość wysokiej w relacji do możliwych do osiągnięcia zysków). Ale w poprzednich latach było łatwiej o gwarantowane zyski – benchmark w postaci pewnych jak w banku kilku procent rocznie na depozycie, czy obligacjach rządowych był wystarczający, by fundusze stabilnego wzrostu miały kłopot z dostarczeniem wystarczająco dobrych wyników.
Poza tym fundusze stabilnego wzrostu w większości przypadków były bardzo prostymi konstrukcjami: w większości z nich były tylko rządowe obligacje i akcje największych spółek z warszawskiej giełdy.
Teraz jest inaczej – mamy z jednej strony zerowe zyski w banku i bardzo mikre na obligacjach rządowych, a z drugiej strony zdarzają się znacznie bardziej zróżnicowane fundusze stabilnego wzrostu. Niektóre z nich wkładają do bezpiecznej części portfela obligacje z całego świata i w różnych walutach, zaś do części „wahliwej” akcje z różnych rynków, a nie tylko z Polski.
O tym jak odróżnić porządny fundusz od kiepskiego pisałem jakiś czas temu w sąsiednim cyklu edukacyjnym – warto zerknąć np. na wskaźnik SRRI, który sporo mówi o jakości pracy zarządzających.
Fundusz stabilny kontra portfel ETF-ów. To dwa różne style inwestowania
Gdybym miał ulokować swój prywatny kapitał w funduszu stabilnego wzrostu, zapewne wybrałbym nie tylko taki z dobrymi „przelicznikami” zysku do ryzyka, ale też taki, który lokuje pieniądze klientów globalnie, a nie tylko w polskie akcje i obligacje. Bo tylko taki fundusz miałby dla mnie wartość dodaną. Zwykłe połączenie obligacji skarbowych i akcji z warszawskiej giełdy mogę sobie „zorganizować” sam, kupując samodzielnie obligacje 10-letnie przez internet i lokując w ETF-a na jeden z indeksów warszawskiej giełdy.
Poszukałem funduszy stabilnego wzrostu, ale inwestujących na całym świecie, wśród tych, które oferują polskie TFI i wyszło mi, że jest ich w sumie niewiele. A jeszcze mniej wśród nich jest funduszy, które dają radę pod względem wyników.
Czego mógłbym oczekiwać po takim funduszu? Średnio kilku procent zysku w skali roku (2-3% przy bezpiecznej strategii, czyli z małym udziałem akcji niezależnie od sytuacji), ale mogą się zdarzyć lata, w których pojawi się strata (nawet jeśli „na ryzyku” jest tylko 15-25% portfela, to gwałtowne ruchy tej części inwestycji mogą wpłynąć na całość wyników funduszu).
Wśród kilku funduszy mających już pięć lat stażu dwa wycisnęły wynik dwucyfrowy (czyli ponad te 2-3% w skali roku) i tylko jeden, który pokazuje zyski zarówno w krótkim, jak i w długim okresie. Warto natomiast pamiętać, że w tym pięcioletnim okresie zdarzyły się aż dwie niefajne rzeczy na rynkach kapitałowych, więc wyniki mogą nie być do końca miarodajne dla długiego okresu, np. 20-letniego.
——————
ZAPROSZENIE:
Partnerem raportu specjalnego poświęconego funduszom stabilnym jest Caspar TFI, towarzystwo funduszy inwestycyjnych z Poznania, w którym trzymam kawałek swoich prywatnych oszczędności, oferujące m.in. subfundusz Caspar Stabilny. To fundusz, który „stoi” na trzech nogach: polskich obligacjach skarbowych, amerykańskich obligacjach skarbowych oraz akcjach największych spółek na świecie. Fundusz jest młody, niedawno skończył roczek (w tym czasie zarobił 10%) i wygląda na zgrabne, rzadko spotykane na polskim rynku połączenie bezpieczeństwa z „pierwiastkiem zysku”. Więcej na jego temat znajdziecie pod tym linkiem, tam też są dokumenty takie jak KID (kluczowe informacje dla inwestorów) i Prospekt Informacyjny. Komu przeszkadza brak długiej historii funduszu może zerknąć na sąsiedni fundusz Caspar Globalny (to właśnie w nim mam od lat parę groszy), który istnieje od 2015 r.
Na jego przykładzie można cokolwiek powiedzieć o kompetencjach zarządzających Caspar TFI. Fundusz można kupić na tej stronie (na samej górze fiszka „kup przez internet”) z opłatą dystrybucyjną 1% (może na innych platformach znajdziecie go bez opłaty, sprawdźcie i dajcie znać jeśli gdzieś znajdziecie), zaś opłata za zarządzanie (w najpopularniejszej jednostce typu A) wliczona już w jego wynik, wynosi 2.5% w skali roku. Tak wygląda facet, który zarządza tym funduszem. A tak jego dotychczasowe wyniki (to szare to średnia wyników wszystkich funduszy tego typu).
——————
Fundusze stabilnego wzrostu o charakterze globalnym są nieco bardziej „zaawansowaną maszynką”, niż np. pakiet dwóch ETF-ów, z których jeden inwestuje w indeks światowych obligacji, a drugi w indeks światowych akcji. W funduszu inwestycyjnym raz może być trochę więcej akcji, a czasem trochę więcej obligacji. Może się też zmieniać struktura walutowa (jeśli chodzi o obligacje) oraz branżowa (jeśli chodzi o spółki giełdowe, które są w portfelu funduszu).
Wszystko to sprawia, że dobry zarządzający ma większe możliwości wygenerowania ekstra-zysku, a z drugiej strony kiepski ma większe pole do popełniania błędów. Jeden z funduszy inwestycyjnych stabilnego wzrostu, w których trzymam mały procent moich oszczędności ostatnio „uciekł” w bezpieczne, lecz bardzo nisko oprocentowane obligacje japońskie, bo jego zarządzający mają złe przeczucia. Na razie oznacza to kiepski wynik, ale może w dłuższej perspektywie taka strategia się opłaci?
Lokując oszczędności w globalny fundusz stabilnego wzrostu warto pamiętać, że to jednak nie jest ekwiwalent depozytu. Można byłoby tak mówić, gdyby udział części akcyjnej nie przekraczał 10% portfela, a 90% byłoby lokowane wyłącznie w obligacje z całego świata. Ale jeśli mówimy o funduszach, które w większości przypadków lokują w akcje 20-30% pieniędzy klientów, to trzeba się nastawić na to, że będą pewne wahania kapitału. W dłuższym okresie (5 lat i dłużej) raczej niegroźne, ale w krótkim – być może nieco stresujące.
Włącz „wahliwość”, albo twoje oszczędności stracą realną wartość
Niezależnie od tego, czy wybierzemy samodzielne „składanie” portfela oszczędności z części bezpiecznej (depozyty, polskie obligacje skarbowe) oraz „pierwiastka wahliwości” (fundusze inwestycyjne, ETF-y, akcje), czy też użyjemy do tego gotowych portfeli ETF-ów bądź dwóch-trzech dobrze wyglądających globalnych funduszy stabilnego wzrostu – niestety włączenie „czegoś innego” do oszczędności trzymanych w banku jest w dzisiejszych czasach praktycznie niezbędne. Jedyne, co nas może spotkać, gdy będziemy trzymali 100% pieniędzy w banku, to gwarantowana, realna strata wartości tych oszczędności.
Jest tylko jedno zastrzeżenie: im więcej wahliwości w portfelu inwestycji, tym bardziej długoterminowy to powinien być portfel. Pisałem już na „Subiektywnie…” wielokrotnie – i przytaczałem dane – że dopiero w perspektywie 20 lat ryzyko stracenia pieniędzy przy systematycznym, zróżnicowanym inwestowaniu na rynku kapitałowym spada niemal do zera
Niniejszy artykuł jest częścią raportu specjalnego poświęconego funduszom stabilnego wzrostu, którego Partnerem jest Caspar TFI, towarzystwo zarządzające funduszem Caspar Stabilny