Rząd rozpoczął drugie podejście do przekonania Polaków, by chcieli korzystać ze śledzenia swoich kontaktów z innymi ludźmi za pomocą specjalnej aplikacji w smartfonie. Ma to pomóc w wychwytywaniu chorych na koronawirusa. Poprzednia próba zakończyła się kompromitacją i posądzeniami o zapędy do inwigilowania obywateli. Czym nowa wersja aplikacji ProteGo Safe różni się od poprzedniej, powszechnie obśmianej? A dlaczego trzymam kciuki za jej sukces?
W sklepie Google Play już jest, a za kilka dni pojawi się w AppStore najnowsza wersja ProteGO Safe, czyli rządowej aplikacji do śledzenia kontaktów. Nie jesteśmy ani pierwszym, ani jedynym krajem, który taką aplikację opracował. To właśnie dzięki tego typu rozwiązaniu udało się opanować epidemię w Chinach. Podobne rozwiązania wprowadza coraz więcej krajów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Social tracking po chińsku i po europejsku. Znajdź różnice
Rzecz polega na tym, że dzięki aplikacji rejestrowane są wszystkie bliskie nasze kontakty – a raczej kontakty naszego smartfona – z innymi ludźmi (a raczej z ich smartfonami). To oznacza, że w razie potrzeby da się stwierdzić z kim mieliśmy bliski – i dłuższy, niż symboliczny – kontakt w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
To oznacza, że jeśli użytkownik aplikacji okaże się chory na koronawirusa, można łatwo ustalić listę osób „zagrożonych”. I spróbować ich ostrzec lub odizolować. O ile ów zakażony się zgodzi na przesłanie informacji o kontakcie na wszystkie smartfony, z którymi miał „zbliżenia”.
W Chinach to działało jako scentralizowany i obowiązkowy system. Bez aplikacji nie można było wyjść z domu, dane były na bieżąco analizowane przez rządowe serwery, a „podejrzani” o kontakt z zakażonym byli natychmiast zamykani na kwarantannie.
Czytaj więcej: Koronawirus kusi miłośników inwigilacji. Tak działa Alipay Health Code. W Chinach można automatycznie trafić na obowiązkową kwarantannę
W krajach demokratycznych standardy są inne – aplikacje nie zawsze są obowiązkowe, nie ma też przetwarzania danych osobowych przez rządowe serwery. Ale cel jest ten sam, w sumie godny pochwały: żeby wychwycić wszystkich bezobjawowo chorych, którzy nieświadomie mogliby rozsiewać wirusa, bo mieli kontakt z zakażonym. Wygląda na to, że bez zastosowania takich nowoczesnych narzędzi trudno będzie zdusić wirusa, który przecież może nawracać.
ProteGO Safe spieprzone koncertowo. Teraz startuje drugi raz
Polska jest w mniejszości krajów rozwiniętych, które tzw. social trackingu nie prowadzą, choć nie można powiedzieć, że sytuacja epidemiczna jest u nas w pełni opanowana (pod względem nowych zakażeń liderujemy w Europie, razem ze Szwecją).
Pierwsza próba jego wprowadzenia była, ale dramatycznie nieudana. Aplikacja ProteGO Safe została zaprezentowana jako narzędzie, za pomocą którego będzie można poza kolejnością wejść do sklepu, albo zbierać punkty lojalnościowe. Szybko okazało się, że są wątpliwości dotyczące tego jakie dane aplikacja zbiera o użytkownikach, a jeden z jej współtwórców wręcz odradził jej instalowanie.
ProteGO Safe została przez rząd głęboko schowana i wypłynęła po raz kolejny dopiero na wtorkowej konferencji prasowej z udziałem ministra zdrowia i szefa resortu cyfryzacji. W nowej wersji aplikacja ma być bezpieczna, w pełni anonimowa i pozbawiona podejrzeń o inwigilowanie użytkowników.
Podstawowa różnica polegać ma na wykorzystaniu funkcji oferowanych przez Apple i Google (producentów systemów operacyjnych w naszych smartfonach), dzięki którym dane dotyczące kontaktów z innymi smartfonami mogą być przechowywane w pamięci smartfona, a nie wysyłane na jakieś zewnętrzne serwery. Dzięki temu prywatność ma być na wyższym poziomie, niż poprzednio.
Kto i czego się od nas dowie od ProteGO Safe?
Żeby się zarejestrować w ProteGO Safe wystarczy ściągnąć aplikację ze sklepu, wybrać dla siebie nick i zaakceptować wykorzystywania przez aplikację technologii bluetooth (żeby mogła „kontaktować się” z innymi smartfonami znajdującymi się w okolicy). Nie podajemy żadnych danych osobowych, ani numeru telefonu. Z punktu widzenia aplikacji jesteśmy anonimowym użytkownikiem.
Jak to ma działać? Jeśli dwie osoby używające aplikacji przebywają blisko siebie przez określony czas (są ponoć stosowane wytyczne WHO), ich urządzenia zapamiętują wzajemnie swoje identyfikatory. Jeśli w ciągu 14 dni jedna z tych osób zostanie zdiagnozowana jako chora na koronawirusa, to może ona zgodzić się na wysłanie tej informacji na wszystkie smartfony „z kontaktu” (oczywiście tylko te, które też mają zainstalowaną aplikację).
Na każdy ze smartfonów przychodzi informacja, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni prawdopodobnie miała kontakt z chorym na koronawirusa. W informacji nie ma żadnych szczegółów (czyli kiedy i z kim był ten kontakt). Nie oznacza to automatycznej kwarantanny, ani żadnych innych konsekwencji. Ani rząd, ani Sanepid nie wiedzą na które smartfony został wysłany.
Żeby nie było ryzyka identyfikacji chorego, informacja jest rozsyłana dopiero po 24 godzinach od momentu, w którym zdiagnozowany chory da zielone światło do rozesłania ostrzeżeń. W tych ostrzeżeniach jest m.in. numer telefonu, pod który powinna zadzwonić osoba, która otrzymała informację, że prawdopodobnie miała kontakt z chorym.
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Tym razem nie mają nic do ukrycia?
Nie jestem informatykiem, więc nie umiem zweryfikować twierdzeń publikowanych przez twórców aplikacji, ale jej dokumentacja została umieszczona w serwisie GitHub, który służy programistom do zapisywania kolejnych wersji swoich programów typu opensource (czyli takich, które każdy może sobie „wziąć” i potestować).
Ma to być manifestacja, że twórcy ProteGO Safe nie mają nic do ukrycia. W dokumencie zatytułowanym „Polityka prywatności” twórcy ProteGO zawierają dokładny opis tego, co się dzieje w sytuacji, gdy u użytkownika aplikacji zostanie zdiagnozowany koronawirus.
„Konsultant Centrum Kontaktu zaproponuje Ci możliwość powiadomienia innych Użytkowników o tym, że przebywali w pobliżu urządzenia osoby chorej na COVID-19 w ciągu ostatnich 14 dni poprzez podyktowanie Ci kodu PIN. Kod PIN ma na celu potwierdzenie, że Twoje urządzenie, to urządzenie osoby chorej na COVID-19. Potwierdzenie to ma charakter anonimowy, ani my, ani inni użytkownicy nie będą w stanie rozróżnić poszczególnych Urządzeń i przypisać do nich konkretnych użytkowników”
Co się dzieje po wprowadzeniu kodu PIN do aplikacji?
„Zostanie zainicjowany proces przesłania anonimowego klucza diagnostycznego na serwer ProteGO Safe, a następnie do urządzeń innych Użytkowników w celu analizy ryzyka zarażenia COVID-19. (…) Każda z aplikacji, po otrzymaniu klucza diagnostycznego dokonuje automatycznej analizy spotkań poprzez odpowiednie porównanie otrzymanego klucza diagnostycznego z historią spotkań Urządzeń z zainstalowaną aplikacją z ostatnich 14 dni. Analiza wykonywana jest niezależnie na urządzeniu każdego użytkownika, brana jest w niej pod uwagę odległość Użytkowników (siła sygnału) oraz czas przebywania w pobliżu osoby zakażonej”
Sporo pytań i odpowiedzi związanych z aplikacją znajdziecie na tej stronie.
Czy da się stracić dziewictwo drugi raz?
Podczas prezentacji nowej wersji aplikacji ministrowie odmieniali przez wszystkie przypadki słowa „bezpieczeństwo” i „prywatność”. Wprowadzeniu na rynek ProteGO Safe w nowej odsłonie towarzyszyć ma kampania promocyjna w telewizji. Spot koncentruje się na trosce każdego z nas o siebie i bliskich. Widać w rządzie uważają, że tylko przez telewizję są w stanie szybko skłonić dużą część Polaków do ściągnięcia aplikacji i zarejestrowania się.
https://youtu.be/Wl5oA6_yTZ0
Cały system będzie miał sens tylko wtedy, gdy bardzo duża część obywateli będzie używała social trackingu. Wówczas każdy, kto zachoruje, będzie miał możliwość poinformowania wszystkich osób, z którymi miał bliski kontakt, by na wszelki wypadek się izolowały, albo poszły się przetestować.
Pytanie dotyczące aplikacji ProteGO Safe brzmi: czy po fatalnym debiucie jest możliwe drugie wejście tego smoka? Aplikacja już raz została skompromitowana, a poza tym żyjemy w kraju, gdzie spora grupa obywateli nie używa nawet kart płatniczych w obawie przed inwigilacją, a co dopiero aplikacji smartfonowej śledzącej kontakty.
Jak duża część z nas nie będzie w stanie uwierzyć w to, że rząd nie ściemnia w sprawie braku możliwości śledzenia użytkowników? A jak duża część z nas nie zainstaluje aplikacji, bo uważa, że nie będzie wspierać „reżimu kaczystowskiego”? Nie bez znaczenia może być fakt, że jedną z osób firmujących aplikację jest minister zdrowia, kojarzący się ostatnio nie tyle z walką z koronawirusem, co z odbywającym się przy okazji napełnianiem zaprzyjaźnionych kieszeni milionami. To na pewno nie pomoże w popularyzowaniu aplikacji.
Ja rozważam danie ProteGO Safe drugiej szansy. Poprzednią wersję aplikacji zainstalowałem, ale po kilku dniach się jej pozbyłem z telefonu, bo straciłem do niej zaufanie. Bolesna prawda jest taka, że bez social trackingu z użyciem narzędzi technologicznych skuteczność wykrywania chorych i potencjalnych chorych będzie znacznie niższa. Pytanie brzmi: jak połączyć skuteczne śledzenie wirusa z ochroną prywatności. Jeśli aplikacja w nowej wersji działa tak, jak mówią jej twórcy, to być może jest to rozsądny kompromis.
Czytaj też: Już ponad 1000 ofiar koronawirusa w Polsce. Dlaczego średnia nie chce spadać? Czy rząd popełnił błąd?