Od środy możliwe jest otwarcie żłobków i przedszkoli. Jedni rodzice mówią – nie poślemy dzieci do przedszkola na pastwę wirusa. Drudzy odpowiadają – wreszcie będzie można wrócić do pracy. Samorządy się wahają, wirusolodzy ostrzegają. A gdyby tak co tydzień testować wszystkich przedszkolaków i ich opiekunów pod kątem koronawirusa? Ile by to kosztowało? I czy opłaciłoby się?
Czy posłać dzieci do żłobka albo przedszkola – to pytanie rozpala rodziców od Bałtyku aż po Tatry. Rząd zdecydował, że od 6 maja, czyli prawie półtora miesiąca od zamknięcia placówek, można ja na nowo otworzyć. Można, ale nie znaczy, że trzeba. Decyzja jest w rękach samorządów, a wiele z nich mówi, że bez jasnych wytycznych i „gwarancji” bezpieczeństwa placówek nie otworzą.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Co mają robić rodzice? To trochę dziwne, że pozwala się spotykać dzieciom w grupie, a rodzicom zabrania się pracować w biurze i chodzić do fryzjera. Z drugiej strony: gospodarka musi wrócić na względnie normalne tory. Czy to można jakoś pogodzić? Mam propozycję – cykliczne i obowiązkowe testy u dzieci i przedszkolanek. Czy to możliwe i ile by to kosztowało?
Praca z dzieckiem to nibypraca. Państwo dźwiga koszty wypłaty zasiłków
Główny Inspektor Sanitarny wydał wytyczne ws. działania żłobków i przedszkoli w nowym reżimie sanitarnym, jednak ten spis reguł nadaje się raczej na scenariusz do dobrego skeczu kabaretowego, niż do poważnego potraktowania. No bo jak wytłumaczyć 3-latkowi, że ma nie dotykać ust, nosa i oczu? A jak przedszkolanki mają myć i zdezynfekować zabawki po każdym użyciu? W zasadzie mogłyby już nic innego nie robić, tylko nieustannie odkażać. A przecież one też mogą bać się zakażenia.
Wiele firm narzeka, że pracownicy siedzą w domach i zajmują się dziećmi. Pieniądze uciekają też z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego finansowane są zasiłki dla rodziców, którzy nie mogą wrócić do pracy, bo opiekują się dzieckiem do lat 8. Do 24 maja koszt wypłaty zasiłku wyniesie 2,8 mld zł.
W Polsce jest 1,9 mln dzieci do lat 8, ale „problem” dotyczy tylko tych do lat 6 włącznie, bo starsze dzieci są już „szkolne”. a szkoły pozostają zamknięte. W Polsce działa też 3.776 żłobków, klubów dziecięcych i oddziałów żłobkowych – z tego aż 2.900 to prywatne instytucje. One mogą decydować o otwarciu lub zamknięciu niezależnie od tego, co postanowi sobie samorząd. Większość otworzy się jednak nie od razu, tylko w ciągu kilku najbliższych dni, tygodni. Do tego mamy 12.500 przedszkoli (w tym 5.300 to przedszkola prywatne).
W sumie placówki mają ok. 140.000 miejsc w żłobkach (dla dzieci do 3 lat) i 1,1 mln miejsc w przedszkolach. O ile żłobki nie są tak popularne, to do przedszkoli chodzi 86% maluchów. Nic dziwnego, że dla wielu rodziców otwarcie przedszkoli to zawodowe „być albo nie być”.
Co zrobić, żeby żłobki i przedszkola nie stały się nowymi ogniskami wirusa, jakimi bywają dziś domy pomocy społecznej? Jak zagwarantować bezpieczeństwo dzieci, personelowi i rodzicom?
Odpowiedź na to pytanie płynie od pracowników służby zdrowia, którzy na co dzień stykają się z chorymi na koronawirusa. Medycy postulują – i takie prawo chciała wprowadzić opozycja, ale rząd się nie zgodził – żeby poddawać ich regularnym, cotygodniowym testom. Skoro ryzyko jest duże, to tylko szybkie testy mogą zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa i zdusić nowe ognisko w zalążku.
Takie same reguły mogłyby obowiązywać wszystkich chętnych, którzy chcą posłać dzieci pod opiekę żłobków i przedszkoli – najpierw test, a po negatywnym wyniku (czyli, że wirusa nie ma) zielone światło na kontakt z innymi dziećmi. Testy mogłyby być wykonywane np. co tydzień.
Czy stać nas żeby testów nie robić? Sprawdzam!
Teoretycznie do przebadania byłoby 1,1 mln przedszkolaków i 140.000 maluchów w żłobkach. Teoretycznie, bo nie wszędzie rodzice zdecydowaliby posłać dziecko do przedszkola. Załóżmy optymistycznie, że połowa dzieci trafi do żłobku lub przedszkola. Mogą być w grupach po maksymalnie 14 osób.
Oznacza to, że na jedną grupę musi być dwóch wychowawców. Mamy więc 44.285 grup, którymi ma się zajmować 88.572 opiekunów (wszystkich nauczycieli w Polsce jest prawie 600.000). Oznacza to, że liczba testów do przeprowadzenia na start jest ponad 700.000.
Jaki byłby koszt badań? Genetyczny test komercyjny na koronawirusa kosztuje 500 zł, ale jeśli to NFZ zleca badanie, to płaci laboratoriom „tylko” 140-280 zł w zależności czy kwota uwzględnia zwrot kosztów zakupu odczynników. Załóżmy więc, że średnio będzie to 200 zł. Oznacza to, że jednorazowe przebadanie całego personelu i dzieci (bez rodziców) będzie kosztować 141,7 mln zł.
Czy państwo na to stać? Pytanie powinno brzmieć inaczej: czy państwo stać, żeby testów nie robić – przypominam, że koszty wypłaty zasiłków dla niepracujących Polaków to 2,84 mld zł. A 141,7 mln zł wydane na testy to jedynie 5% tej kwoty.
Oczywiście żeby testy miały sens, to muszą być cykliczne, robione np. co tydzień, więc kwota 142 mln zł szybko by się zmultiplikowała. Państwo musi sobie jednak odpowiedzieć na pytanie: czy lepiej już płacić zasiłek opiekuńczy, czy może przeprowadzać testy. Łatwo to policzyć, bo dojście do 2,84 mld zł zajęłoby 20 tygodni, czyli mniej więcej 5 miesięcy. A przecież w ciągu tych 5 miesięcy pracownicy wypracowywaliby PKB i odprowadzaliby do budżetu państwa podatki.
Jest jedno „ale”. Zator testów w laboratoriach
Niestety, założenia do wyliczeń pomijają jeden ważny aspekt – możliwości testowania polskich laboratoriów. Dziś jesteśmy w stanie robić 25.000 testów na dobę. W omawianej przeze mnie symulacji do przebadania jednorazowo zgłosiłoby się ponad pół miliona ludzi.
Samo ich przebadanie – przy pełnym wykorzystaniu mocy naszych laboratoriów – trwałoby 24 dni i to zakładając że nie badamy innych próbek (dla porównania: do 4 maja w całej Polsce przebadano od początku pandemii ok. 400.000 osób, w Niemczech – 2,4 mln osób).
Najlepszym lekarzem jest czas – w tym przypadku czas będzie potrzebny żeby sprawdzić, czy i w którą stronę rozwija się pandemia. Jeśli pierwsi rodzice poślą dzieci pod opiekę żłobków i przedszkoli i przez kilka następnych tygodni nie zwiększy się liczba zakażeń ani nie będzie nowych ognisk, to znaczy, że pomysł nie był zły.
źródło zdjęcia: PixaBay