Już wiemy o ile w tym roku wzrosną nasze rachunki za prąd. Statystyczne gospodarstwo domowe zapłaci w skali roku o 130-150 zł więcej. Ale niektórzy dostaną rekompensaty. W przyszłym roku. Rząd przeznaczy na nie 2,4 mld zł. Jaki będzie bilans tego zamieszania dla naszych kieszeni? Liczymy!
Ceny prądu nie wzrosną – obiecywali w zeszłym roku politycy partii rządzącej. Ale już wiadomo, że wzrosną. Tym razem rządzącym nie udało się, tak jak przed rokiem, zamrozić rachunków. Zamiast tego będzie coś jeszcze dziwniejszego – wyrównanie za wzrost rachunków. Ale nie dla każdego i nie po równo. I nie teraz. Kto i o ile więcej zapłaci za prąd, a kto, kiedy – i ile – dostanie rekompensaty?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Zmiana taryf! Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!
Rekompensaty: kto je dostanie i jakie?
Dzięki wypowiedziom ministra aktywów państwowych Jacka Sasina wiemy już, mniej więcej, jak to będzie wyglądać. Otóż – po pierwsze rekompensaty obejmą klientów wszystkich firm, które sprzedają w Polsce prąd, nie tylko koncernów państwowych.
Po drugie zwracana (a właściwie odliczana od rachunku) będzie tylko część „sprzedażowa” faktury, a nie ta związana z dystrybucją.
Po trzecie rekompensaty będą „wypłacane” w marcu 2021 r., po złożeniu przez konsumenta wniosku – prawdopodobnie papierowego. Zwrot nie będzie automatyczny. Nikt nie dostanie do ręki gotówki, to będzie rabat w rachunkach za 2021 r.
Po czwarte rekompensata trafi tylko do osób, które nie są w drugim progu podatkowym, czyli zarabiają mniej, niż 7100 brutto miesięcznie. Liczyć się będzie tylko dochody „właściciela” rachunku za prąd. Jeśli umowa jest podpisana na seniora-emeryta, studenta, czy bezrobotnego, to zwrot się będzie należał nawet wtedy, jeśli gospodarstwo domowe opływa w luksusy.
Po piąte odliczenia od rachunków będą ryczałtowe, uzależnione od rocznego zużycia.
- 34,05 zł dla zużycia między 63 kWh – 500 kWh
- 82,20 zł dla zużycia między 500 kWh – 1200 kWh
- 190,06 dla zużycia między 1200 kWh – 2800 kWh
- 306,75 zł dla zużycia powyżej 2800 kWh
Zdecydowanie największa liczba odbiorców prądu łapie się do kategorii nr 3, czyli między 1200 kWh, a 2800 kWh. W sumie rząd zarezerwuje za rekompensaty 2,4-3 mld zł.
Wciąż jednak jest kilka niewiadomych. Z obecnej propozycji wynika, że rekompensat nie dostaną osoby, które wynajmują mieszkania (właściciel mieszkania zachowa je dla siebie). Nie wiemy, czy zwrot dostaną klienci, którzy korzystają z ofert pozataryfowych. Takich odbiorców jest – jak policzył portal „Wysokie Napięcie” – 5 mln (co trzecie ze wszystkich indywidualnych odbiorców prądu).
Ich umowy są skomplikowane – cenniki mogą zmieniać się i wygasać w środku roku. Kto to wszystko sprawdzi? Kto podliczy? Jeśli nawet, załóżmy skrajnie optymistycznie, wyrównanie obejmie takie umowy, to czy rekompensacie będzie podlegać ewentualny wzrost opłat za usługi dodatkowe: assistance, opłaty handlowe, ubezpieczenia? W komentarzach pod tym tekstem pisaliście, że podpisanie umowy taryfowej graniczy z cudem, bo sprzedawcy wciskają oferty premium z dodatkowo płatnymi usługami.
O ile wzrosną rachunki, zanim rząd zacznie cokolwiek rekompensować?
Czy zaproponowane wyrównania wystarczą, żeby pokryć wzrost naszych rachunków? Można to policzyć, bo znamy już pełny obraz podwyżek cen w ofertach taryfowych. Sprzedająca prąd w Warszawie firma innogy ogłosiła niedawno swój nowy cennik. Od lutego klienci w podstawowej taryfie G11 zamiast 0,3397 zł płacą 0,3930 zł.
Słowo „taryfa” może być mylące, bo firma nie podlega taryfowaniu URE, od czasu gdy 12 lat temu wyraził na to zgodę ówczesny prezes URE. Potem szybko go wymieniono, ale czasu cofnąć już się nie dało. Podobnie jest w niektórych innych rejonach, np. w Gliwicach, gdzie kiedyś prąd sprzedawała firma Vattenfall (przejęta przez Tauron).
Statystycznie, jak podliczyła porównywarka cen prądu Rachuneo, średnia cena kilowagodziny w Polsce – z uwzględnieniem opłat za dystrybucję, które też wzrosły – wynosi już 0,62-0,73 zł.
Załóżmy, że mamy gospodarstwo domowe, które zużywa 2500 kWh rocznie. Ile zapłaci wg starego cennika, a ile według nowego? Dane za taryfami URE i cennikiem innogy.
- PGE – było 0,2989 zł, jest 0,3566 zł
- Tauron – było 0,3007 zł brutto. Jest 0,3606 zł brutto za kWh (z wyjątkiem Gliwic)
- Enea – było 0,2991 zł za kWh, jest 0,3582 zł
- Energa – było 0,2991 zł za kWh, jest 0,3569 zł
- Innogy – było 0,3397 zł kWh, jest 0,3930 zł
Oznacza to, że przy zużyciu 2500 kWh rachunki za samą sprzedaż, nie licząc zmian stawek opłat dodatkowych, wzrosną:
- w PGE do 891,5 zł z 747,25 zł, czyli o 144,25 zł
- w Tauronie do 901,5 zł z 751,75 zł, czyli o 149,75 zł
- w Enei do 895,5 zł z 747,75 zł, czyli o 147,75 zł
- w Enerdze do 892,25 zł z 747,75 zł, czyli o 144,5 zł
- w Innogy do 982,5 zł z 849,25 zł, czyli o 133,25 zł
Rząd ma gest. Ale czy nie jest to gest pusty?
Z tych obliczeń wynika, że państwowe firmy podnoszą ceny o ok. 140-150 zł w skali roku. Prywatna innogy „tylko” o 130 zł, ale trzeba pamiętać, że w jej przypadku tzw. „baza” była większa. W innogy górę poszła też opłata handlowa. Przy najpopularniejszej, dwumiesięcznej metodzie jej rozliczeń stawka rośnie z 5,28 zł do 7,69 zł.
Jeśli nałożymy ryczałtowe rekompensaty na wzrost rachunków wyjdzie, że – według rządowego pomysłu – jeśli zużywamy 2500 kWh, to dostaniemy od państwa niecałe 40 zł więcej zwrotu, niż by nam się rzeczywiście należało. Ale przy zużyciu 1200 kWh realna podwyżka wyniesie już ok 69 zł, a dopłata aż 190 zł. Przy zużyciu 2800 kWh zapłacimy o 159 zł więcej. a dopłata wyniesie 190 zł.
Jednym słowem – rządzący mają gest. Możliwe jednak, że te brakujące 30-40 zł ma być przeznaczone na wyrównanie opłat dystrybucyjnych. Ich średni wzrost to ok. 2-4,3% w zależności od firmy, więc byłby sytuacje, gdy wyrównania nie wystarczyłyby na pokrycie zwiększonych rachunków.
Te 2,4 mld zł, które mają pochłonąć wyrównania, można by spożytkować znacznie lepiej – zaczynając od podwyżek dla nauczycieli, którzy zarabiają mniej niż kasjerzy w marketach (tylko nie mówcie, że mniej pracują). Albo sfinansować jakiś inny cel, np. rozwój energetyki odnawialnej. Te rekompensaty podwyżek na energię to będą prawdopodobnie najniemądrzej wydane miliardy w historii.
źródło zdjęcia: jachu666/Pixabay