Najbliższe dni będą jednym z corocznych „szczytów transportowych”. Pociągi, autokary i samoloty będą wypełnione po brzegi, a firmy transportowe rozwożą właśnie po kraju miliony prezentów zamówionych przez Polaków przez internet. Jak wygląda rynek transportowy w Polsce i jego przyszłość?
Aby to sprawdzić zerknąłem do opublikowanego niedawno raportu Banku Pekao, który opowiada o szansach i zagrożeniach dla branży transportowej w Polsce. Zawiera on mnóstwo ciekawych cyferek, które przydadza się każdemu, kto interesuje się transportem, albo po prostu zastanawia się jak to jest, że ludzie wybierają takie, a nie inne sposoby na transportowanie siebie lub swojego towaru. Cały raport znajdziecie pod tym linkiem
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Transport w Polsce jest dużo ważniejszą branżą, niż w większości krajów Europy. Jej udział w tzw. wartości dodanej dla gospodarki w ostatnich latach osiągnął 7,2%, podczas gdy średnia unijna nie przekracza 4,9%. Mamy więcej samochodów, częściej latamy samolotami, TIR-y przewożą więcej towarów, bo w czasach dobrej koniunktury rozwija się handel.
W statystykach widać, że jest to druga najszybciej rozwijająca się branża w ostatnim 20-leciu. Może być to w pewnym sensie niebezpieczne, bo w jakimś sensie uzależniliśmy rozwój kraju od transportu. A nie wiemy w jakim stopniu w przyszłości ów transport się zautomatyzuje. Już testuje się na Zachodzie autonomiczne ciężarówki. Biorąc pod uwagę niskie nakłady polskich firm na rozwój sztucznej inteligencji – istnieje ryzyko, że pewna część działalności transportowej w Polsce za jakiś czas przejmą bardziej zaawansowane technologicznie firmy zachodnie.
Jak lubimy podróżować? A jak przewozimy nasze ładunki?
Drogowy transport towarowy to dzisiaj połowa obrotów branży w Polsce. Tylko 7% stanowi drogowy transport pasażerski (czyli autokary), zaś zaledwie 5% – pasażerski transport kolejowy. Udział tego ostatniego spadł w ciągu ostatnich 10 lat niemal dwukrotnie. Przewożenie towarów i ludzi pociągami jest zresztą w raporcie Banku Pekao pokazane jako jedna z niewykorzystanych szans branży transportowej.
Poniższy wykres pokazuje bardzo łopatologicznie dlaczego tak jest. Otóż infrastruktura kolejowa w Polsce jest stara i droga. Łatwiej, szybciej i taniej jest wozić towary TIR-ami i drogami. Aż trudno zrozumieć jak mogliśby dopuścić do takiej sytuacji, podczas gdy kolej mogłaby być szybkim, ekologicznym, bezpiecznym i odciążającym drogi (na których utrzymanie wydajemy fortunę).
Czytaj też: Najniebezpieczniejsze miejsca na polskich autostradach
Porównując przewozy pasażerskie drogowe, kolejowe i lotnicze widać zupełnie rozjeżdżające sie trendy – liczba przewiezionych pociągami pasażerów w ciągu ostatnich niespełna 15 lat w zasadzie się nie zmieniła, natomiast drastycznie spadła liczba klientów firm autobusowych.
Wynika to zapewne z faktu, że duża część Polaków kupiła sobie samochód i porzuciła autokary, zaś przewoźnicy pobankrutowali. W pewnym sensie było to nie do uniknięcia, bo bogacące się społeczeństwo musiało zachłysnąć się własnymi czterema kółkami. Ale sporym wyzwaniem będzie teraz spowodowanie odwrócenia tego trendu – przekonanie przynajmniej części obywateli, by przeprosili się z bardziej ekologicznym transportem zbiorowym.
O ile liczba klientów transportu „naziemnego” spadła, o tyle w transporcie powietrznym panuje hossa. Liczba przewiezionych rocznie pasażerów w ciągu ostatniej dekady zwiększyła się ponad dwukrotnie (do 46 mln osób rocznie). Przyczyniły się do tego tanie linie lotnicze i spadek cen biletów. Jeszcze kilkanaście lat temu liczba pasażerów samolotów stanowiła 2% tych, którzy wsiadali do pociągów i autobusów. A dziś jest to już ponad 7%.
Kolej, czyli niewykorzystana szansa. Dlatego tak rzadko jeździmy pociągami?
Patrząc na przewozy autobusowe i autokarowe – wzrost popularności jest możliwy, ale szału nie będzie. Pod względem liczby przejechanych kilometropasażerów na liczbę mieszkańców jesteśmy nieco poniżej średniej unijnej – natężenie korzystania przez Polaków z tego rodzaju komunikacji jest mniej więcej takie samo, jak – proporcjonalnie do liczby ludności – w Niemczech, czy we Francji.
Ale jeśli chodzi o przewozy kolejowe, to musimy coś z nimi zrobić, bo popularność kolei – najbardziej ekologicznego środka transportu zbiorowego – jest u nas proporcjonalnie jedną z najniższych w Europie. Niemieckie koleje przewożą 10 razy więcej pasażerów niż polskie, a przecież ten kraj ludnościowo jest tylko dwa razy większy.
Liczba pasażerów kolei proporcjonalnie do liczby obywateli jest w Polsce ponad cztery razy mniejsza, niż w Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii, czy krajach skandynawskich.
Przyczyny tego stanu intuicyjnie wskaże chyba każdy: potwornie drogie bilety na przejazdy między dużymi miastami, co wynika głównie z monopolistycznej pozycji PKP Intercity, a także brak spójnej strategii rozwoju przewozów regionalnych. Pociągi muszą być wygodne i często kursować (co oznacza, że przez pewien czas mogą być deficytowe), zanim przyciagną pasażerów i zmienią ich przyzwyczajenia.
Polak będzie latał coraz częściej. Ale skąd odleci? Spór o CPK
Jeśli chodzi o samoloty, to szansa na wzrost też jest spora, bo mimo szybkiego wzrostu liczby pasażerów linii lotnicznych jesteśmy jeszcze niemal dwukrotnie poniżej średniej unijnej. Inna sprawa, że trzeba się spodziewać w Europie wprowadzenia dodatkowych podatków na bilety lotnicze, co spowoduje, że staną się one droższe i raczej nie dogonimy pod względem popularności przelotów państw Zachodu.
Choć prognozy IATA i Pekao pod tym względem są takie, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat podwoimy nasze zainteresowanie transportem lotniczym.
Jeśli chodzi o lotnictwo, to największą linią w Polsce jest Ryanair, a na trzecim miejscu jest Wizzair. To dwie wielkie tanie linie, z którymi musi rywalizować LOT i Lufthansa – dwie największe „tradycyjne” linie na polskim niebie.
Jakkolwiek LOT jest jednym z najszybciej rosnących operatorów lotniczych w Europie, to pod względem liczby przewiezionych pasażerów stanowi tylko kilka procent gigantów operujących na Starym Kontynencie (nie mówiąc już o rankingach globalnych, gdzie rządzą linie amerykańskie i azjatyckie). To oznacza, że jeśli marże w lotnictwie jeszcze trochę się obniżą, to LOT będzie znów – jak kilka lat temu – musiał walczyć o życie
Na tym tle ciekawy spór rozwija się o przyszłość Centralnego Portu Komunikacyjnego. Ma kosztować 20 mld zł i spowodować, że polskie lotnictwo będzie w stanie „złapać skalę” i przetrwać w dobrym zdrowiu nie tylko w czasach dobrej koniunktury, ale i tej gorszej, która chyba niedługo nadejdzie.
Zobaczcie ciekawy wykres, który pokazuje jaką wielkość miałby CPK, gdyby go nałożyć na dzisiejsze gabaryty największych lotnisk w Europie. To wciąż nie byłoby lotnisko o gabarytach Frankfurtu, czy Londynu, ale byłby to solidny średniak w Europie i największe lotnisko w naszej części Europy.
Oczywiście: trzeba pamiętać, że porównujemy przyszłe liczby dotyczące gabarytów CPK z bieżącym ruchem na istniejących lotniskach, który za kilka lat zapewne jeszcze wzrośnie.
Inna sprawa to kwestia zwrotu z tej inwestycji. Czy CPK na tyle zwiększyłby obroty branży lotniczej, że co najmniej 20 mld zł inwestycji miałoby szansę się zwrócić? I czy nie pojawiłyby się straty po stronie regionalnych polskich portów lotniczych, z których CPK mógłby „wyssać” część podróżnych? Na te pytania nie znam odpowiedzi, ale chętnie o tym porozmawiam. Jeśli macie w tej sprawie zdanie i sensowne argumenty – piszcie!
źródło zdjęcia tytułowego: Bank Pekao (raport)