Ile jest wart patriotyzm gospodarczy? Przy okazji niedawnego Kongresu 590 firma doradcza Grant Thornton policzyła, ile statystycznie zostaje w polskiej gospodarce z każdej wydanej przez nas złotówki – w zależności od tego co kupujemy. W oparciu o te wyliczenia oszacowałem, ile w skali miesiąca mogę dać zarobić Polakom albo „zagranicy”. Jest grubo
Od czasu do czasu wraca temat patriotyzmu gospodarczego. Polega on z grubsza na tym, żeby popierać polskie produkty i mając do wyboru dwie rzeczy podobnej jakości – jedną wyprodukowaną w Polsce, a drugą z zagranicy – wybrać tę krajową.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Uzasadnienie jest proste jak drut. Na polskim produkcie zarabia polski producent, pośrednik i sprzedawca. Na produkcie zagranicznym zarabia zagraniczny producent, importer i dystrybutor w Polsce. W pierwszym przypadku w kraju zostaje większa część płaconej przez konsumenta ceny, a w drugim – mniejsza.
Na Zachodzie wspieranie własnej gospodarki w ten właśnie sposób nie jest niczym nadzwyczajnym. A Włosi, czy Francuzi (nie mówiąc już o Amerykanach) podnieśli preferowanie własnych firm na poziom strategii państwowej.
Na poziomie szeregowego konsumenta wspieranie polskich produktów nie jest trudne, bo każdy towar ma dziś kod kreskowy, a w tym kodzie zaszyta jest informacja o tym, czy został wytworzony lub jest dystrybuowany przez polską firmę czy zagraniczną. „Polskie” rzeczy mają na początku kodu kreskowego liczbę 590. A jak ktoś nie lubi analizować kodów kreskowych, to może sobie ściągnąć aplikację (np. apka Pola), która skanuje kody i pokazuje na ekranie smartfona wszystkie informacje z nich wypływające.
No dobra, ale czy warto? Jaki sens ma sprawdzanie czy czekolada, herbata albo ryż zostały wyprodukowane w Polsce? Firma doradcza Grant Thornton zrobiła ciekawe wyliczenia pokazując jaka statystycznie część ceny różnych towarów zostaje w Polsce, a jaka leci za granicę.
Wszystko, co kupujemy w sklepach, zostało podzielone na cztery części:
>>> wyprodukowane w Polsce przez polską firmę
>>> wyprodukowane w Polsce przez zagraniczną firmę
>>> wyprodukowane przez polską firmę, ale za granicą
>>> wyprodukowane za granicą przez zagraniczną firmę.
Kod kreskowy z liczbą 590 na początku odnosi się do dwóch pierwszych grup produktów – czyli do rzeczy wyprodukowanych w Polsce (niestety, nie da się wycisnąć z tego kodu jeszcze podziału na polskiego i zagranicznego producenta).
Całe to wyliczenia to zabawa liczbami na dużym poziomie ogólności, bowiem trzeba było przyjąć jakiś statystyczny podział ceny produktu na różne składniki. A wiadomo, że w realu w każdym przypadku ta struktura będzie wyglądała trochę inaczej.
Tym niemniej: co im wyszło? Że w przypadku produktu polskiego wyprodukowanego przez polską firmę 79 gr. z każdej złotówki zapłaconej ceny zostaje w Polsce (reszta to np. koszt urządzeń i materiałów, które czasem są sprowadzane z zagranicy). A w przypadku produktu zagranicznego wyprodukowanego przez zagraniczną firmę, a w Polsce tylko sprzedawanego, jest to tylko 25 gr.
W wariancie pośrednim mamy też produkt wytwarzany co prawda przez zagraniczną firmę, ale w Polsce. W tym przypadku w kraju zostaje statystycznie 76 gr. z każdej złotówki zapłaconej ceny. Z kolei jeśli mamy produkt wyprodukowany przez naszą firmę, ale za granicą – do kraju leci 49 gr. z każdej złotówki.
Krótko pisząc: jeśli kupuję produkty, które w kodzie kreskowym mają na początku 590 (rzeczy produkowane w Polsce) to zostawiam w kraju 76-79 gr. z każdej złotówki. Jeśli zaś wspieram produkcję zagraniczną – to tylko 25-50 gr. Krakowskim targiem – 40 gr.
Biorąc pod uwagę, że miesięcznie kupuję rzeczy za 3000 zł (żywność, oddzież, chemię gospodarczą, artykuły AGD), to kupując wyłącznie produkty wytworzone w Polsce daję zarobić polskim producentom i pośrednikom 2400 zł, zaś kupując miks produktów zagranicznych – zostawiam w kraju tylko 1200 zł.
Zapewne miks moich zakupów mieści się gdzieś blisko środka skali, choć też zapewne zaburzają go większe zakupy rzeczy takich jak telewizor, tablet, smartfon, czy samochód. One wszystkie raczej powstają za granicą.
To wszystko zabawa liczbami. Obarczona ryzykiem błędu na kilku poziomach: struktury kosztów konkretnych towarów, struktury pochodzenia surowców i urządzeń do produkcji oraz pochodzenia producenta. Pod kodem 590 znajdujemy produkty, które zostały wprowadzone na polski rynek, czyli wyprodukowane i dystrybuowane przez firmę zarejestrowaną w Polsce, ale może też oznaczać taki produkt, który został wyprodukowany przez zarejestrowaną spółkę-córkę międzynarodowej korporacji, która produkuje gdzieś w Azji.
W moim konkretnym przypadku cena patriotyzmu gospodarczego to mniej więcej 1200 zł miesięcznie. Każde 300 zł świadomie wydane na polski towar – oby nie niższej jakości, niż ten zagraniczny – to 120 zł, które zarobi ktoś w Polsce, a nie obcokrajowiec. Tylko czy warto to w ogóle liczy? Jak sądzicie?