Dojazdy do pracy dla wielu z nas są codziennym koszmarem. Stoimy w korkach, tracimy czas i pieniądze na paliwo. Niewykluczone, że z ratunkiem przyjdzie ekonomia współdzielenia. Czy „elektryk” wypożyczony na minuty może być tańszy, niż używanie w dojazdach do pracy własnego auta spalinowego? Wynik tego pojedynku wcale nie jest taki oczywisty
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W cyklu „Żyj EKOnomicznie” pokazujemy, że ekologiczne pomysły i rozwiązania to nie tylko korzyść dla zdrowia, ale też coraz częściej dla naszych portfeli. W kolejnych odcinkach będziemy sprawdzać ile można zaoszczędzić przechodząc na zieloną stronę mocy w różnych sferach życia: w pracy, w domu, zużywając energię, a nawet produkując ją samemu ze Słońca.
Wraz z powrotem dzieci do szkół, rodziców do pracy i studentów do nauki, wróciły do miast korki i ścisk na ulicach. Koszty finansowe są ogromne – statystycznie każdy Warszawiak (ale w innych miastach nie jest dużo lepiej) z powodu stania w korkach traci czas i pieniądze (są statystyki, które podsumowują te koszty nawet na 4.000 zł rocznie). Czy da się z tym coś zrobić? Dziś sprawdzamy czy da się zaoszczędzić, jeśli przesiądziemy się do ekologicznego środka transportu i ominiemy korki.
W życiu pewne są trzy rzeczy: śmierć, podatki i dojazdy do pracy
Tylko co trzeci pracownik w Polsce ma możliwość pracy zdalnej. A pozostali? Według badań CBOS własne „cztery kółka” wybiera jako „instrument” dojazdu do pracy 43% z nas. Znam ludzi, którzy zostawili w garażu samochód i jeżdżą do pracy hulajnogą (zajmuje im to kilkanaście minut i omijają korki), ale to chyba nie jest jeszcze zbyt popularny sposób transportu. No, może jest popularny, ale tylko w dość wąskich grupach społecznych – głównie wśród młodzieży.
Zastanówmy się: ile wydajemy na paliwo na dojazdy do pracy? Według statystyk BAEL większość Polaków (82,1%) ma codziennie do pokonania odległość nie większą, niż 20 km. Sporo – ale dane uwzględniają zapewne dojazdy z przedmieść. Załóżmy, że pokonujemy 15 km w jedną stronę, czyli 30 km dziennie.
W roku jest 251 dni roboczych, minus 21 dni na urlop. Mamy więc 230 dni, w trakcie których jeździmy po 30 km dziennie. Oznacza, to, że w ciągu roku tylko na dojazdy do pracy „wyjeździmy” 6900 km. Ile to kosztuje? Załóżmy uśrednione spalenie 8 litrów/100 km – wiadomo niektórzy będą jeździć paliwożernym potworem, który pali 14 litrów na „setkę”, a inni ekonomicznym (ale nie ekologicznym!) autkiem o spalaniu 6 litrów.
Jeśli cena paliwa to 5 zł (uśredniając i już nie robiąc różnicy, czy jest to benzyna, czy olej napędowy) wychodzi, że na dojazdy zużyjemy (8 litrów x 69) 552 litry paliwa. Czyli przy obecnych stawkach – 2760 zł.
A przecież paliwo to nie wszystko. Trzeba do tego dodać amortyzację samochodu (czyli spadek jego wartości spowodowany m.in. rosnącym przebiegiem), koszt wymiany opon, ubezpieczenia, serwisu, przeglądów. Jakiś czas temu Maciek Samcik policzył, że TCO, czyli całkowity koszt posiadania własnego samochodu – dość często używanego – wynosi… 1,16 zł w przeliczeniu na kilometr oraz 30-35 zł dziennie.
Jeśli więc dojazdy do pracy „kosztują” nas 6900 km w roku, to łączny koszt wygenerowany przez dojeżdżanie do pracy własnym samochodem wyniesie przez rok mniej więcej 8000 zł. Z tego mniej więcej jedna trzecia to paliwo.
Do tego, jak już wymieniliśmy, wyemitujemy CO2, bardzo szkodliwe pyły PM2,5, PM10, tlenki azotu. Kilkuletni samochód emituje średnio 130 g CO2 na kilometr jazdy. Oznacza to, że w ciągu roku wypuścimy do atmosfery prawie 900 kg CO2 i kilogram tlenków azotu. Żeby skompensować taką emisję powinniśmy zasadzić 180 drzew. A koszt zasadzenia jednego drzewa to 400 zł.
Elektryk na wynajem, czyli komu opłaci się jeździć do pracy bus-pasem?
Czy jest na to recepta? Jak skutecznie zachęcić do zostawienia w garażu samochodu tych Polaków, którzy mogą z niego zrezygnować? Gospodarka współdzielenia daje odpowiedź na to pytanie. Są samochody na minuty, rowery miejskie na minuty, skutery na minuty, hulajnogi na minuty… Ale jeśli część kierowców przesiądzie się ze swoich aut spalinowych, do aut spalinowych na minuty, to ciągle będą przyczyniać się do emitowania smogu. W tej sytuacji jedyna sensowna odpowiedź to auto elektryczne. Ile to kosztuje i czy może się opłacić?
W tej dziedzinie szczęśliwcami są mieszkańcy Warszawy – elektryczny car-sharing w Warszawie to flota 500 BMWi3 działających w sieci innogy go!. Czy elektryczny car-sharing jest sensowną opcją, żeby oszczędzać na dojazdach do pracy? Spróbowaliśmy to z grubsza oszacować.
Auto elektryczne jest „wyceniane” według nie przejechanych kilometrów, lecz minut. Według danych CBOS tygodniowo w samochodzie spędzamy 7 godzin, czyli 420 minut. Gdyby pomnożyć liczbę minut przez koszt jazdy elektrycznym autem innogy go! na minuty (1,19 zł/min) – wychodzi 499,8 zł na tydzień. Sporo. Auto elektryczne „kosztowałoby” w tym układzie 26.000 zł rocznie.
Ale dni roboczych, jako się rzekło, jest w roku 230. Jeśli założymy, że każdy dojazd do pracy nie zajmuje więcej, niż 20 minut, to dziennie wydamy na elektryczny car-sharing nie więcej, niż 47 zł, zaś przez 230 dni z dojazdami do pracy – 10.900 zł. Gdyby udało się skrócić czas dojazdu do pracy do 15 minut (35 zł dziennie) – mamy łączny koszt roczny na poziomie 8200 zł. Jest to możliwe, o ile w drodze do pracy mamy wyznaczony bus-pas, bo samochody elektryczne mogą korzystać z tego udogodnienia ;-).
Koszty posiadania własnego samochodu i używania auta elektrycznego na wynajem aż tak bardzo się nie różnią. Można powiedzieć, że są niemal porównywalne. Oczywiście, mówimy tu o porównaniu obejmującym wyłącznie koszty dojazdu do i z pracy, a nie używania samochodu do innych celów (rozwożenie dzieci do szkół itp.).
Czytaj też: Chcesz przetestować elektryczny car-sharing? Musisz mieć skończone 22 lata – innogy go! podniósł wiekową poprzeczkę dla korzystania ze swoich aut. Dlaczego?
—————————————————
—————————————————-
A przecież są jeszcze koszty parkowania! W Warszawie opłaty parkingowe nie były zmieniane od 11 lat, ale już obowiązuje ustawa, która zakłada, że miasta mogą wprowadzać legalnie opłaty nawet 9,99 zł za godzinę, zamiast obecnych 3 zł.
Gdyby płacić za każdy dzień parkowania, czyli 8 godzin (w sumie to 25,8 zł, bo za drugą i trzecią godzinę płaci się nieco więcej), w skali miesiąca uzbierałoby się grubo ponad 500 zł, a przez 230 dni pracujących – ponad 8.300 zł (cała nadzieja w tym, że mamy pracę poza strefą płatnego parkowania lub pracodawca oferuje bezpłatny garaż lub parking). Tymczasem samochody 100% elektryczne parkują za darmo – muszą mieć oznaczenie EE w dowodzie rejestracyjnym i specjalną, niebieską ekonaklejkę.
Samorządy mogą wprowadzać ekologiczne strefy, gdzie auto spalinowe nie wjedzie. Wtedy chcąc nie chcąc jedyną opcją wyboru dla zmotoryzowanych, będą e-auta. Działanie to jest na na tyle radykalne, że jeszcze nikt się no to nie zdecydował, a ci co próbowali (krakowski Kazimierz) wycofali się rakiem.
Koncepcja zapewne wróci wraz z rozwojem alternatyw dla tradycyjnego samochodu (mowa o autach na minuty, skuterach elektrycznych czy elektrycznych hulajnogach) i pogarszaniem się jakości powietrza. Sądy pierwszych instancji wydały już kilka wyroków przyznających zadośćuczynienie za życie w smogu.
Elektryczna wygoda, niskie koszty i publiczne ładowarki
W wartościach bezwzględnych korzystanie z ekologicznego car-sharingu jest droższe, niż posiadanie własnego auta benzynowego. Ale gdy uwzględnimy koszty zewnętrzne (zdrowotne) – dziś swobodnie przerzucane na państwo – ale też koszty dodatkowe (parkowanie), czy straconego czasu (korki, podczas gdy moglibyśmy śmigać buspasem), paliwa i tego, że auto średnio przez 22-23 godziny na dobę stoi bezużyteczne, sprawa nie jest taka oczywista.
To oczywiście wariant nie dla każdego (czasem własne auto po prostu jest potrzebne, bo np. jest narzędziem pracy albo nie ma dla niego sensownej alternatywy na danym terenie), ale część mieszkańców dużych miast wkrótce już – ze względu na rosnące opłaty za parkowanie, garażowanie i coraz większe korki) będzie miała motywację do tego, by się zastanowić czy lepiej płacić za własne auto w garażu, czy za wypożyczone na minuty.
Badania pokazują, że kto używa car-sharingu, zaczyna podróżować mniej niż gdyby miał pod nosem samochód. W takiej sytuacji korzyści rosną w tempie wykładniczym: mniej podróży, to mniejsza emisja CO2, a jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami auta elektrycznego, to też więcej zaoszczędzonej energii i surowców potrzebnych do jej wytworzenia, mniejsze zatłoczenie w miastach, lepsza jakość powietrza i mniejsze problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego, dla tych, którzy musieli się zapuścić do centrum.
—————————————————
ZAPROSZENIE: Masz firmę? Rozważ przestawienie się na elektromobilność. Oferta elektrycznych samochodów BMWi3 jest teraz dostępna nie tylko dla klientów indywidualnych, ale też w dedykowanej opcji dla biznesu. Firma, która zdecyduje się wynająć auta, może umieścić na nich własne logo, a koszt przejechania 100 km jest niższy niż w przypadku aut z instalacją LPG. Do tego dochodzą korzyści wizerunkowe: wspieranie ekologii to dziś duży plus dla wielu klientów. Więcej szczegółów znajdziesz tutaj
—————————————————
Lęk przed odległością już nie straszny. Ładowarki o dwie długości przed samochodami
Oczywiście, można też kupić własne auto elektryczne. Ale łatwiej powiedzieć niż zrobić. Rządowe dopłaty nie ruszyły, a modele elektryczne ciągle są o 1/3 droższe niż porównywalne benzynowe.
W przypadku tego drugiego, zatankowanie do pełna kosztuje nas 250 zł, dla porównania o za tę kwotę autem elektrycznym możemy przejechać (zakładając już nie spalanie, ale zużycie energii wyniesie 10 zł/100km) – 2500 km! Oczywiście, przeliczniki zależą też od aktualnych cen prądu i stawek właściciela ładowarki, którego infrastruktury używamy do „tankowania”.
Natomiast sama kwestia znalezienia ładowarki przestaje przysparzać bólu głowy. Dlatego warto poszukać na mieście ładowarek, których właściciele oferują darmowy dostęp autoelektromobilistom. Robią tak np. niektóre sieci sklepów, albo firmy, które chcą się wyróżnić, zrobić wrażenie i udostępniają miejsca do ładowania na swoim parkingu.
Oprócz tego w stolicy jest 28 ogólnodostępnych stacji innogy (w sumie to 56 punktów ładowania AC. Pod koniec roku innogy chce mieć już takich 50 stacji. Za rok będzie to już 150 stacji. Argument, że auta elektrycznego nie ma gdzie naładować, pęka jak bańka mydlana.
Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że era samochodów elektrycznych nadejdzie? Nadejdzie, ale nie muszą to być samochody na własność. A dojazdy do pracy to tylko przyczynek do częstszych przesiadek ze swoich, spalinowych czterech kółek, do ekologicznego transportu.
Partnerem cyklu artykułów „Żyj EKOnomicznie” jest innogy Polska, dostawca innowacyjnych usług i technologii ułatwiających życie ekologiczne i oszczędne, takich jak: systemy fotowoltaiczne, elektryczny car-sharing innogy go! czy oferta sprzedaży energii elektrycznej z gwarancjami pochodzenia ze źródeł odnawialnych