Banki są pełne tajemnic i jest rzeczą oczywistą, że uwielbiają działanie dyskretne i chroniące prywatność klientów oraz ich pieniędzy. Gorzej, gdy bank chce chronić prywatność pieniędzy pobieranych od klienta. Do tego stopnia, że… w ogóle nie chce powiedzieć ile ich pobiera.
Wciąż nie brakuje posiadaczy kredytów hipotecznych, którzy w pakiecie zostali uszczęśliwieni różnymi ubezpieczeniami. Czasem są to ubezpieczenia na życie, czasem ubezpieczenia kredytowanej nieruchomości, a czasem ubezpieczenia niskiego wkładu własnego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niektóre z tych ubezpieczeń są delegalizowane przez sądy. Tak stało się np. ze składką, opłatą lub prowizją, którą banki pobierały – a niektóre wciąż to robią – z tytułu podwyższonego ryzyka klienta nie posiadającego przynajmniej 20% wkładu własnego w zakup kredytowanej nieruchomości. Formalnie mechanizm działał tak, że bank kupuje ubezpieczenie tej części kredytu, która normalnie byłaby wkładem własnym klienta (gdyby klient nie oddał pieniędzy, bank może domagać się zwrotu od ubezpieczyciela), zaś kredytobiorca te pieniądze bankowi zwraca.
Sęk w tym, że nie jest to ubezpieczenie, bo klient płaci składkę, a nie dostaje ochrony. Nie jest to też zgodna z prawem prowizja, bo nie widać żadnej wymiernej korzyści (no, może poza faktem, że człowiek dostał kredyt).
Czytaj też: Bank nie chcą zwracać nadpłaconych prowizji. Obnażam lukę w ich argumentacji
Ubezpieczenie dziwnie pakietowe. Im więcej kredytu, tym droższe
Ale są i inne ubezpieczenia, które banki wciskały klientom razem z kredytami i które są dość kontrowersyjne. Jeden z moich czytelników płaci składkę „ubezpieczenia pakietowego”, która – jak wynika z jego korespondencji z bankiem – jest inna w każdym miesiącu i w dodatku… utajniona.
Pan Andrzej wspólnie z żoną w 2016 r. wziął w Deutsche Banku kredyt hipoteczny na pierwsze własne mieszkanie. Poza ubezpieczeniem niskiego wkładu własnego dołożono mu ubezpieczenie mieszkania w TU Europa. Ujęto to w umowie kredytu w sposób następujący:
„Jako zabezpieczenie kredytu bank zawiera między innymi następujące umowy ubezpieczenia (…). Ubezpieczenie pakietowe: ubezpieczenie nieruchomości obciążanych hipoteką, wskazanych w stanowiącej załącznik do niniejszej umowy kredytu deklaracji ubezpieczeniowej”
Sposób obliczania wysokości składki został zdefiniowany bardzo nietypowo jak na ubezpieczenie mieszkania. Mianowicie składka została uzależniona od… salda kredytu pozostałego do spłaty.
„Opłata za ubezpieczenie pakietowe wynosi 0,14 punktu procentowego w skali roku i naliczana jest od dnia spełnienia warunków i upływu terminów (…)”
– napisał bank. Pan Andrzej przez kilka lat płacił grzecznie raty i nie interesował się dodatkowymi ubezpieczeniami. Ale gdy klientów indywidualnych Deutsche Banku przejął Santander Bank, w głowie pana Andrzeja zakiełkowała myśl, by zrezygnować z ubezpieczenia oferowanego przez bank i samodzielnie wybrać sobie ubezpieczyciela, szukając w ten sposób jakichś oszczędności.
Taką możliwość daje panu Andrzejowi zapis w umowie pozwalający w każdym momencie trwania umowy na samodzielne zawarcie umowy ubezpieczeniowej spełniającej określone przez bank warunki (cesja, wysokość ubezpieczenia, ryzyka etc.).
Pan Andrzej poszedł za swoją myślą. A bank nie chciał iść za nim
Pan Andrzej, idąc za swoją myślą, w maju tego roku zadał bankowi Santander proste, jak naiwnie myślał, pytanie. Za pomocą bankowości internetowej zapytał o kwotę składki ubezpieczeniowej doliczanej do kredytu. Jakkolwiek mechanizm jej obliczania został przedstawiony w umowie (0,14% wartości kredytu pozostałego do spłaty), to jednak pan Andrzej uznał, że uzyskanie dokładnej kwoty nie jest takie łatwe. Bo nawet jeśli z harmonogramu spłaty kredytu wynika wartość kapitału pozostałego do spłaty w każdym miesiącu, to składka naliczana jest w skali roku.
Poza tym – jak tłumaczy czytelnik – bank powinien bez problemu podać klientowi wszystkie składniki rat pobieranych od klienta. Nie powinna to być ani żadna tajemnica, ani jakoś szczególnie trudna kalkulacja. Owszem, za takie wyliczenie bank mógłby pobrać opłatę, ale powinien umieć je wykonać. Odpowiedź jaką otrzymał mój czytelnik na swoją prośbę, była następująca:
„Nie pobieramy od pana w racie kredytu składki ubezpieczenia nieruchomości, gdyż kwotę tę pobieramy raz w roku”
Pan Andrzej się zdziwił, ponieważ od początku spłacania kredytu nie zauważył ani razu powiększonej raty. Na prośbę klienta o sprecyzowanie tych informacji tj. o podanie jaka jest kwota składki i kiedy dokładnie jest pobierana, pracownik banku po kilku tygodniach odpowiedział:
„Albo zapłacił pan to ubezpieczenie za 28 lat z góry albo bank pobiera ją za każdy następny rok z góry”
Ale kiedy dokładnie i w jakiej kwocie? Tego znów mój czytelnik się nie dowiedział. Pan Andrzej podejrzewa, że zbyt intensywnie próbował skłonić bank do odpowiedzi, gdyż stał się persona non grata. A konkretnie: twierdzi, że zabrano mu możliwość czatowania z bankowcami w systemie po zalogowaniu się na konto (nieaktywne okienko „odpowiedz”). Choć mógł to być przecież zwykły zbieg okoliczności, awaria systemu. Nie sądzę, by bank nie miał nic lepszego do roboty, niż customizowanie klientom dostępu do czatu ;-).
Santander odpowiada klientowi. I nadal nic nie wiadomo
Pan Andrzej jednak nie zrezygnował i na początku lipca złożył formalną reklamację za pomocą bankowości elektronicznej. Po kilku tygodniach dostał z banku odpowiedź, że bank prosi o… dodatkowe 60 dni na wyjaśnienie sprawy. Jak widać rzecz jest skomplikowana. Dopiero 14 sierpnia nadeszła upragniona odpowiedź merytoryczna.
„Informuję, że zgodnie z Umową Kredytu opłata za ubezpieczenie pakietowe wynosi 0,14 punktu procentowego w skali roku i naliczana jest od dnia spełnienia warunków i upływu terminów określonych w punkcie II 1.5 umowy kredytu. Kwota składki jest zmienna w każdym miesiącu (roku), ponieważ nalicza się ją od wykorzystanego kapitału jaki pozostaje do spłaty jako niewymagalny”
Pan Andrzej się załamał. Od maja do sierpnia próbuje dowiedzieć się ile bank od niego bierze pieniędzy w ramach pakietowego ubezpieczenia, by porównać sobie tę składkę ze stawkami rynkowymi pobieranymi przez inne firmy ubezpieczeniowe.
„Odpowiedź de facto nic nie wyjaśnia, ponieważ dalej nie wiem, ile bank pobiera tej składki. Przy okazji naszła mnie myśl jak to możliwe, że składka na ubezpieczenie jest zmienna, inna co miesiąc, skoro ja co miesiąc, od początku trwania kredytu, płacę tej samej wysokości ratę. A ona podobno zawiera tę składkę. Czego tu nie rozumiem?”
– zapytuje pan Andrzej. I prosi o pomoc, interwencję lub nagłośnienie zachowania banku. Albo o podrzucenie jakiegoś sposobu, by przymusić bank do ujawnienia danych, które nie powinny być ukrywane, bo i po co? Na razie stan jest taki, że różne komórki banku udzielają różnych odpowiedzi, a żadna nie jest konkretna.
Być może bank podejrzewa – i jest to niewykluczone, choć pan Andrzej mi tego nie potwierdził – że dokładne dane są potrzebne klientowi do „wrogich” celów, np. do określenia wartości pozwu sądowego, który mógłby chcieć złożyć.
Tajemnicze ubezpieczenie. Bo naciągane?
Ale czy to zmienia jakoś sytuację? Prosimy bank, żeby przestał robić tajemnicę z ubezpieczenia pana Andrzeja. W razie potrzeby służymy bliższymi informacjami na temat jego tożsamości. Jeśli bank pobiera w imieniu klienta jakieś składki ubezpieczeniowe, to klient ma prawo znać ich wysokość – zwłaszcza jeśli jest zmienna, a więc trudna do samodzielnego ustalenia.
To ubezpieczenie jest rzeczywiście od strony prawnej nieco naciągane, bo składka ubezpieczeniowa jest niezależna od wartości nieruchomości, lecz liczy się ją od wartości kredytu. Po drugie nie jest pewne, czy klient osiąga z tytułu tego ubezpieczenia jakiekolwiek korzyści (tego nie sposób przesądzić, ale konstrukcyjnie wygląda to na ukrytą prowizję).
Będę się tej sprawie przyglądał i informował Was jeśli coś się w niej zmieni. Na miejscu Santandera zrobiłbym przegląd kredytów przejętych od Deutsche Banku pod kątem wątpliwych produktów dodatkowych i ewentualnie zaproponowałbym klientom jakieś ugody. A na pewno nie drażniłbym ich tajemnicami.
zdjęcie: qimono/Pixabay.com