Agent-nielot, umowa na wyłączność, stracone 4000 zł i… cięta riposta pani Anny. „Czy wszyscy agenci nieruchomości to oszuści? No chyba nie!” – pisze czytelniczka, agentka nieruchomości. I odbija piłeczkę: „Podpisujcie umowy na wyłączność, są najlepsze. Ale nie w ciemno!”
Niedawno mogliście przeczytać na „Subiektywnie o finansach” tekst poświęcony pechowemu klientowi nieruchomościowej agencji Metrohouse, który podpisał umowę-pułapkę. Chciał sprzedać mieszkanie i myślał, że z pośrednikiem będzie łatwiej. Nie było. Zasady gry wynikały z umowy następujące: jeśli pośrednikowi uda się sprzedać mieszkanie – dostaje prowizję. Jeśli mu się nie uda, za to uda się klientowi – pośrednik też dostaje prowizję. A w zasadzie klient płaci mu karę-rekompensatę.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W dodatku umowa została podpisana na wyłączność, a więc klient nie mógł cieszyć się zdrową konkurencją kilku nieruchomościowych pośredników, lecz był skazany na jednego. Pech chciał, że nie był to tytan pracy. Nawet nie chciał obejrzeć mieszkania, które miał sprzedawać. Zachowywał się tak, jakby zamierzał czekać aż wszystkie jego problemy rozwiąże czas. I w sumie się nie pomylił. Mój czytelnik w pewnym momencie stracił cierpliwość i nabywcę znalazł sam. I dopiero po otrzymaniu faktury z „karą” zorientował się co to za gra.
Postawiłem w tekście tezę, że umowy na wyłączność nie są dobre z punktu widzenia klienta sprzedającego mieszkanie. Nie dość, że rozleniwiają, to jeszcze kuszą pośrednika, by wpisać „bezpieczniki”, które pozwalają mu się nie przemęczać, a pieniądze i tak zarobić. Po tym artykule napisała do mnie pani Anna Witkowska, która też zajmuje się pośrednictwem nieruchomościowym i uważa, że wcale nie jest tak, że umowa na wyłączność jest złem. Przeciwnie – wszystkie umowy sprzedających mieszkanie z pośrednikiem powinny być de facto umowami na wyłączność.
Pani Anna uważa, że wylewam dziecko z kąpielą, rozciągam mianowicie problemy jednego klienta z jednym pośrednikiem-nielotem na cały model biznesowy, który – jeśli pośrednik pracuje uczciwie – sprawdza się lepiej, niż jakakolwiek inna formuła współpracy. Argumenty pani Anna przedstawiła następujące, patrząc na interes klienta:
1. Oszczędność czasu – jeden, zaufany pośrednik, jedno spotkanie zamiast wielu rozmów z różnymi pośrednikami
2. Indywidualnie uzgadniane zasady promowania nieruchomości, dopracowana reklama (dobre zdęcia i rzetelny opis – klient wynajmując pośrednika na wyłączność ma na to realny wpływ)
3. Pełna i uporządkowana dokumentacja dotycząca nieruchomości – pośrednik poświęcający się klientowi na wyłączność pomaga uporządkować wiele spraw dotyczących przygotowania dokumentacji
4. Klucze do nieruchomości klient powierza jednemu, wybranemu fachowcowi
5. Raporty z oglądalności oferty, prezentacji, liczby zapytań – tego ma prawo klient wymagać i zwykle dostaje od wyłącznego agenta
6. Pośrednik działający w systemie wyłączności współpracuje z innymi pośrednikami – to nie jest rywalizacja tylko współpraca, i zasady tej współpracy są ściśle określone.
Pani Anna uważa, że powierzanie swojej nieruchomości (najdroższej rzeczy jaką w życiu sprzedajemy/kupujemy) wielu przypadkowym pośrednikom nie daje żadnej gwarancji sukcesu – ci przypadkowi pośrednicy będą mało wiedzieli o produkcie (bo podobnych w całym mieście mają kilkadziesiąt), będą działali pod presją konkurencji i czasu – byle szybciej (co nie zawsze znaczy najlepiej)
„Dobra umowa na wyłączność, taka którą się negocjuje i czyta przed podpisaniem, a podpisuje z zaufanym pośrednikiem, a nie przypadkowym z przypadkowej agencji – to większa szansa na sukces. Podstawą jest zbudowanie zaufania i relacji oraz uczciwość obu stron”
Pani Anna opisuje też jak wygląda świat z punktu widzenia pośrednika – ile trzeba poświęcić czasu na dobre rozpoznanie nieruchomości, ile trzeba wykonać telefonów, odbyć rozmów, dopilnować szczegółów itp. – to jest konkretna praca.
„Pośrednik nie bierze prowizji tylko otrzymuje wynagrodzenie za konkretną pracę. Jak zapyta Pan pośredników o ich doświadczenia, to powiedzą z jaką ilością braku uczciwości i zrozumienia spotykają się w swojej codziennej pracy… A przecież oni też mają rodziny, dzieci, marzenia. Czy wszyscy pośrednicy to oszuści, agenci chcący wyssać kasę z klienta? No chyba nie. Ja przynajmniej tak uważam, mimo wszystko, mimo wielu nieuczciwości z jakimi się zetknęłam. Jest też wielu dobrych i uczciwych i świat byłby piękniejszy i lepszy, gdyby media więcej mówiły o tych dobrych praktykach, fajnych ludziach, rzetelnych i uczciwych firmach. Zarażajmy ludzi dobrymi praktykami. Zarażajmy entuzjazmem”
– napisała pani Anna. Cóż, uczciwa współpraca zawsze jest bardziej wydajna jeśli obie strony mają poczucie bezpieczeństwa. Kłopot w tym, że poczucie bezpieczeństwa rozleniwia. Są ludzie, którzy na to, by dać im poczucie bezpieczeństwa, najzwyczajniej w świecie nie zasługują. Moja rada jest następująca: nie idźcie do przypadkowego agenta nieruchomościowego i nie podpisujcie z nim umowy na wyłączność. Róbcie rozeznanie, wybierajcie pośrednika z polecenia, rekomendacji, na podstawie dobrych opinii.
I zgoda: z dobrym pośrednikiem warto podpisać umowę na wyłączność, bo wtedy będzie miał motywację, żeby swoją robotę wykonywać dobrze. Tylko – czytające e-maile od Was – czasem mam wrażenie, że tych dobrych wcale nie jest tak wielu. Nie brakuje natomiast tych, którzy w branży pośrednictwa – czy to finansowego czy nieruchomościowego – są wyłącznie w celu maksymalizowania swoich prowizji. To zło.
Jakie mieliście ostatnio doświadczenia z pośrednikami nieruchomościowymi? Piszcie w komentarzach!
zdjęcie tytułowe: Qimono/Pixabay