Pewna porównywarka ubezpieczeń postanowiła sprawdzić jak jej klienci czytają dokumenty polis, które kupują. I ogłosiła nietypowy konkurs. Nietypowy, bo… tajny. Kilkudziesięciu klientów się nie zorientowało, ale starsza pani… rozbiła bank! „Przypadek? Nie sądzę” – powiedziałby klasyk. I miałby rację
Zwykle się do tego publicznie nie przyznajemy, ale prawda jest taka, że mało kto z nas czyta od deski do deski wszystkie dokumenty, które podpisuje. Wynika to z kilku przyczyn, z których najważniejszą jest ta, iż dokumenty te są przeraźliwie nudne, niezrozumiałe, napisane urzędowym językiem. Co prawda część firm inwestuje w uczynienie swoich umów i regulaminów bardziej przyjaznymi, ale w większości podsuwanych nam do podpisu umów wciąż roi się od bałkotu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nie bez znaczenia jest też fakt, że w wielu dziedzinach prawo zmusza firmy świadczące konsumentom usługi do komunikowania im mnóstwa różnych warunków i postanowień. W efekcie umowa, która „normalnie” miałaby pięć stron rozrasta się do kilkunastu. A ta, która już na starcie ma kilkanaście, rośnie do kilkudziesięciu.
Trzecia przyczyna nieczytania przez nas umów to fakt, że niektóre firmy specjalnie tak je konstruują, żeby nie chciało nam się przez nie przebrnąć. Jeśli w produkcie lub usłudze są jakieś haczyki, których klienci nie powinni dojrzeć przed podpisaniem umowy, to umowa musi ich odstraszyć od jej czytania.
Czytaj jaka jest kara: Sensacyjny wyrok! Bank musi zapłacić 3 mln zł klientowi, którego wprowadził w błąd
Mam taką zasadę, że staram się nie podpisywać umowy, która wygląda na nie do przeczytania. Oczywiście, od tej zasady musiałem przyjąć w życiu wyjątki. Każdy wie jaką postać mają papiery, które otrzymujemy od sprzedawców gazu, prądu, firm telekomunikacyjnych, czy kablówek. Czasem po prostu czcionka jest tak mała, że się nie da. Warunki ubezpieczenia, umowy kredytowe albo o prowadzenie rachunków bankowych? Tu też różnie bywa.
Tyle, że im wszystkim – do jasnej cholery! – powinno zależeć na tym, żebyśmy byli w stanie zrozumieć umowę, którą z nimi podpisujemy. Jeśli są uczciwi, to powinni chcieć mieć klientów świadomych produktu, na który się „zapisali”. W przypadku polis inwestycyjnych, kredytów frankowych, opcji walutowych, obligacji korporacyjnych nieszczęście wynikło z tego prostego powodu, że ludzie nie wiedzieli co kupują. Może gdyby umowy były napisane po ludzku, to przynajmniej część osób by je przeczytała od deski do deski i nie byłoby tylu słusznych oskarżeń o misselling?
Czytaj też: Chcesz, żeby pomaganie weszło ci w nawyk? Spróbuj wolontariatu. Albo… bankomatu!
Czytaj: Oto lista krajów, w których najłatwiej być szczęśliwym. Gdzie Polska?
„Płacimy za czytanie”, czyli tajny konkurs porównywarki
Są i inne sposoby. Porównywarka ubezpieczeniowa Squaremouth (porównuje i pośredniczy w zakupie polis turystycznych wymyśliła „tajny” konkurs pod tytułem „Płacimy za czytanie”. Polegał on na tym, że w treści warunków oferowanych polis ubezpieczeniowych umieszczono dopisek z informacją: „jeśli wciąż czytasz ten dokument, to zgłoś się do nas, bo zasługujesz na nagrodę”.
Dopisek był umieszczony pod koniec dokumentu i odpowiednio zakamuflowany – nie był ani tytułem żadnego paragrafu, ani nie został w żaden sposób wytłuszczony. Można było nań trafić tylko w jeden sposób: uważnie czytając całe warunki ubezpieczenia. Nagrodą dla pierwszej osoby, która znajdzie zakamuflowany dopisek i poinformuje o tym porównywarkę, było 10.000 dolarów.
„Większość klientów nie czyta umów i dokumentów przy zakupie towarów i usług. Ale my wiemy, jak ważne jest, by to zmienić. Naszym celem numer jeden jest oszczędzanie pieniędzy naszych klientów. Nie chcemy, aby klient wydawał na polisę więcej niż powinien, ani płacił za polisę, która nie obejmuje przypadków, od których chciałby się ubezpieczyć. W ciągu ostatnich 16 lat widzieliśmy, że wielu podróżnych kupuje ubezpieczenie podróżne i zakłada, że są ubezpieczeni od wszystkiego, lecz nie przeczytali szczegółów swojej polisy lub ich nie zrozumieli. Ten brak zrozumienia jest jednym z największych powodów odrzucenia roszczeń przez firmy ubezpieczeniowe”
– tłumaczy Squaremouth na stronie rozstrzygniętego już konkursu. Tutaj więcej na jego temat. Zabawa trwała tylko/aż 23 godziny, a firma sprzedała 65 polis zanim znalazła się osoba, która przeczytała niemal do końca warunki swojego ubezpieczenia i „zaalarmowała” porównywarkę o dopisku.
Ową pierwszą uważną i świadomą klientką była niejaka Donelan Andrews, 60-letnia nauczycielka przedmiotów ekonomicznych, która w maju wybiera się na emeryturę, zaś pierwsze dni „najdłuższych wakacji życia” chce spędzić w Szkocji, na świętowaniu z mężem 35-tej rocznicy ślubu.
Czytaj też: Miała odrobinkę szczęścia i… do końca życia może wydawać 100.000 zł. Dziennie
Czytaj również: Wygrała milion w brytyjskim Lotto i… jest nieszczęśliwa. Chce pozwać loterię za to, że sprzedała jej zwycięski los
Przez 25 lat robiła to swoim studentom. I ją to dopadło. Na szczęście!
Jak to się stało, że akurat nauczycielka ekonomii z 25-letnim stażem wygrała konkurs, a nie kilkudziesięciu klientów, którzy też by mogli, gdyby czytali co podpisują? Otóż pani Donelan wyznała lokalnym dziennikarzom, że dokładnie ten sam manewr stosowała w stosunku do swoich uczniów i studentów na sprawdzianach i testach.
Wklejała w tych testach – między pytaniami – dopisek „jeśli zauważyłeś ten tekst, pomiń następne pytanie”. Kto był uważny, omijał je i tym samym dostawał wyższą ocenę, bo to „omijalne” pytanie było wyjątkowo trudne. Nauczycielka tłumaczy, że w ten sposób chciała swoich uczcniów nauczyć raz na całe życie, żeby czytali uważnie i ze zrozumieniem. Jak słusznie przypuszczała – pozwala to w życiu uniknąć wielkich problemow, a czasem pozwala zarobić pieniądze.
Zakończenie konkursu tak poruszyło szefów porównywarki, że poza 10.000 dolarów dla pani Donelan przyznali też po 5000 dolarów nagrody obu szkołom, w których doświadczona nauczycielka uczyła młodzież i studentów, a także 10.000 dolarów na rzecz organizacji „Reading Is Fundamental”, która wspiera walkę z analfabetyzmem wśród dzieci.
Tak naprawdę sukces osiągnęlibyśmy dopiero wtedy, gdyby umowy były na tyle proste, że nie sposób ich nie przeczytać przed podpisaniem. Ale to chyba jeszcze przez jakiś czas będzie niewykonalne. Pomysł porównywarki na to, by skłonić ludzi do uważnego czytania tego, co podpisują, jest tyleż nietypowy, co genialny w swej prostocie. Czekam aż firmy w Polsce zaczną nagradzać klientów za czytanie papierów, które im podsuwają do podpisu. Nie musi być 10.000 dolarów. Wystarczy np. 50% zniżki i uścisk dłoni prezesa.
Czytaj też: Karma wraca? Tak i to z jakim natężeniem! Oddał zgubiony czek i…