Bycie uczciwym człowiekiem czasem popłaca jak cholera. Zobaczcie co przydarzyło się bezdomnemu człowiekowi z New Haven po tym jak oddał prawowitej właścicielce zgubiony na ulicy czek na 10.000 dolarów
Co byście zrobili, gdybyście znaleźli na ulicy większą sumę pieniędzy razem z jakimś dokumentem, który pozwalałby ustalić jej właściciela? Ufam, że większość z Was spróbowałaby namierzyć prawowitego właściciela gotówki i zwrócić mu ją. Moja wiara została kilkakrotnie sprawdzona w „warunkach bojowych”. Mam po kilka spotkań dziennie i z roztrzepania zdarza mi się zostawić cenne rzeczy. Za każdym razem znajdują się uczciwi ludzie, którzy zabezpieczają je lub dostarczają mi.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Za uczciwością przemawiają zarówno argumenty etyczne, jak i prawne – przywłaszczenie cudzego mienia to przestępstwo z kodeksu karnego i zwyczajnie można za to pójść za kratki i to nawet na trzy lata. Lepiej sobie tego oszczędzić i wziąć przysługujące 10% znaleźnego (wspomina o tym Kodeks cywilny). Zwłaszcza, że dziś wszędzie są kamery i materiał dowodowy się znajdzie. Wiem, że w sytuacji, gdy np. bankomat wypłaci pieniądze, które były należne poprzedniemu klientowi (on ich nie otrzymał, bo banknoty się zawieruszyły) bankowcy wypłacają owe 10%.
Bycie uczciwym czasem popłaca jak cholera. W weekend widziałem w informacyjnym programie Euronews minireportaż dotyczący historii nie z tej ziemi. Elmer Alvarez, bezdomny mieszkaniec amerykańskiego New Haven, znalazł na ulicy czek wart 10.000 dolarów. Nie wiem czy czek był imienny czy na okaziciela (a zatem czy nadawał się do natychmiastowej realizacji), ale znalazca ustalił kto jest jego właścicielem i udał się, by czek zwrócić.
Czytaj też: Miała odrobinkę szczęścia i… do końca życia może wydawać 100.000 zł. Dziennie
Czytaj również: Wygrała milion w brytyjskim Lotto i… jest nieszczęśliwa. Chce pozwać loterię za to, że sprzedała jej zwycięski los
Okazało się, że wartościowy papier należy do agentki nieruchomościowej Roberty Hoskie. A ta – zapewne w pierwszym momencie kierowana głównie uczuciami wdzięczności – podziękowała mu publicznie w filmiku opublikowanym na Facebooku. Pani Roberta – jak twierdzi – ma podobną do Alvareza historię życia. Też kiedyś była bezdomna, a uczucie biedy ponoć nie jest jej obce – jako nastoletnia matka musiała przeżyć za 417 dolarów zasiłku miesięcznie.
Agentka nieruchomości stwerdziła, że skoro ktoś kiedyś podał jej pomocną dłoń i pomógł wyjść z biedy, to ona powinna postąpić tak samo. W piątkowe amerykańskie Święto Dziękczynienia wzięła go na szkolenie dotyczące rynku nieruchomości, zaproponowała rozmowę o pracę i zaoferowała mieszkanie. Nie wiem czy dostał je na własność, ale sądząc po jego reakcji – chyba tak. Warunek jest taki, że Alvarez, jak już wyjdzie na prostą, ma również podzielić się z kimś, kto na to zasłuży.
Obejrzyj: wideo na ten temat z NBC News oraz w Euronews
Nie wykluczam, że agentce nieruchomości, poza dobrymi uczuciami i doświadczeniami z przeszłości, przyświecała także chęć wykorzystania całej sytuacji w celach PR-owskich – sprawa rozsławiła jej nieruchomościowy biznes na całą Amerykę i zapewne przysporzyła nowych klientów – ale fakt jest taki, że uczciwość w tym przypadku zwróciła się wielokrotnie. To budujące, nawet jeśli mieliśmy tu do czynienia z PR-owską ustawką.