Szukasz ultrabezpiecznego funduszu inwestycyjnego? Takiego, który nigdy nie przyniesie straty i nigdy nie nawali przy zwrocie pieniędzy? Za kilka tygodni będziesz miał łatwiej, bo takie fundusze będą musiały być specjalnie oznaczone. I trudniej, bo… prawie ich nie będzie
Rynkiem funduszy inwestycyjnych co i rusz wstrząsają różne turbulencje i afery. A to jakiś fundusz zainwestuje pieniądze klientów inaczej, niż obiecał (i je straci), a to fundusz bezpieczny okaże się być niezbyt bezpiecznym, a to jakiś inny fundusz uprzejmie poinformuje klientów, że nie jest w stanie obsłużyć ich zleceń, bo właśnie stracił płynność finansową… Cyrk na kółkach. Tyle, że ludzie tracą na tej karuzeli prawdziwe pieniądze.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To, że lokowanie pieniędzy w funduszu inwestycyjnym jest obciążone większym ryzykiem, niż ich wkładanie np. do banku – rzecz oczywista. Żaden fundusz nie gwarantuje osiągnięcia określonego zysku, może tylko obiecać, że będzie się starał. I umówić się z klientami na określony sposób lokowania ich pieniędzy.
Fundusze pokazują historyczne wyniki, ale nie informują jak w tym czasie wyglądało ryzyko ich inwestycji. Czy fundusz gotówkowy (czyli bezpieczny), który „wykręcił” 4% rocznego zysku lepiej zarządza pieniędzmi, niż ten, który ma 2% zysku? A może po prostu bardziej zaryzykował pieniędzmi klientów, licząc na szczęście? Czy fundusz obligacji, który pokazuje 6% zysku lepiej zarządza pieniędzmi, niż ten, który pokazuje 4%? A może tylko włożył pieniądze w obligacje, które nie są notowane na giełdzie i wycenia ich wartość „na oko”?
Czytaj też: Fundusze nieruchomości mają zniszczoną reputację. Ale (podobno) istnieje ich bezpieczniejsza odmiana
Czytaj też: Funduszowe afery, czyli albo fundusze Fincrea okażą się przekrętem, albo Getback utopi zaufanie do funduszy Altus…
Fundusze nie mogą już wprowadzać klientów w błąd swoją nazwą
W tym roku ma być łatwiej – przynajmniej teoretycznie – bo z magmy funduszy różnej maści, wrzucanych do jednego worka wyłonią się fundusze ultrabezpieczne. Takie, które dają absolutną pewność, iż pieniądze klientów w każdej chwili będą możliwe do wypłacenia, a wartość inwestycji nie będzie podlegała żadnym niespodziewanym wahaniom.
To efekt nowych regulacji Unii Europejskiej (a dokładniej rozporządzenia z 21 lipca 2018 r.), które są właśnie wdrażane przez polską branżę funduszy inwestycyjnych. Wynika z nich, że nazwa „fundusz rynku pieniężnego” będzie zastrzeżona tylko dla tych funduszy, które spełnią określone warunki.
Jakie? Odpowiednio duży odsetek pieniędzy ulokowanych w krótkoterminowe papiery wartościowe, odpowiednia ilość gotówki dostępnej dla inwestorów w każdej chwili oraz „samowystarczalność”, czyli możliwość obsłużenia dowolnie dużej liczby klientów wypłacających pieniądze bez korzystania z zewnętrznej pomocy (np. kredytów bankowych).
Pomysł jest znakomity, bowiem dziś trudno odróżnić fundusz bezpieczny i dobry od takiego, który tylko wygląda na bezpieczny i dobrze się nazywa. Teraz gwarancję bezpieczeństwa dają fundusze z frazą „rynku pieniężnego” w nazwie. A kto nie spełnia wyśrubowanych warunków nie może nazywać funduszy w ten sposób.
Co więcej, fundusze bez „pieczątki” nie mogą też używać nazw, które kojarzą się z bezpieczeństwem depozytu bankowego. Dyrektywa unijna zakazuje m.in. używania słów w rodzaju lokata, kasa, płynnościowy, gotówkowy, itp. Wszystkie fundusze mają się dostosować do tych regulacji najpóźniej do 21 stycznia 2019 r.
Czytaj też: Nadchodzi dobry czas dla funduszy pieniężnych? Jak wybrać najlepszy, a jednocześnie bezpieczny? Pomagamy!
Czytaj też: Inwestujesz pieniądze? Właśnie weszły przepisy, które mają ukrócić nieetyczną sprzedaż
Zaczęła się masowa zmiana szyldów funduszy
Jest tylko jedno „ale”. Mało który fundusz chce być „rynku pieniężnego” po nowemu. Wśród wszystkich funduszy inwestycyjnych anonsujących się jako bezpieczna alternatywa dla depozytu bankowego – a jest ich kilkadziesiąt – znalazłem tylko dwa, które mają frazę „rynku pieniężnego” w nazwie. To mało znane na rynku fundusze Agro Rynku Pieniężnego oraz SKOK Rynku Pieniężnego.
Pozostałe fundusze poszły łatwiejszą ścieżką i… po prostu pozmieniały nazwy na takie, które nie kojarzą się z „pieniężny” albo „rynku pieniężnego”. Bo jeśli się tak nie nazywają, to nie muszą spełniać wymogów „regulaminowych”.
Np. fundusz UniKorona Pieniężny nazywa się teraz UniKorona Dochodowy, a fundusz BGŻ BNP Paribas Pieniężny jest teraz funduszem Konserwatywnego Oszczędzania. Skarbiec Depozytowy to po nowemu Skarbiec Dłużny Uniwersalny, a Skarbiec Kasa przemianował się na Skarbiec Oszczędnościowy. Fundusz NN Depozytowy też jest teraz Oszczędnościowym.
Sporo funduszy dawniej pieniężnych na razie nazw nie zmieniło. Albo uznają, że spełniają normy „funduszy rynku pieniężnego” albo przemianują się w ostatniej chwili. W tabelach wciąż można znaleźć fundusz Alior Pieniężny, Allianz Lokacyjny, Aviva Depozytowy, Essaliens Pieniężny, czy Millennium Depozytowy.
Co wybiorą klienci: zysk czy bezpieczeństwo?
Pytanie brzmi: czy całe zamieszanie na koniec stycznia zaowocuje tylko zmianą nazewnictwa, czy też rzeczywiście wśród funduszy nazywanych dziś bezpiecznymi wykształci się elita funduszy superbezpiecznych, z unijną „pieczątką”?
Na razie wygląda na to, że funduszy pieniężnych po prostu radykalnie ubędzie, bo taki status oznaczać musi bardzo ograniczony potencjał zysków dla klientów. Fundusz „prawdziwie pieniężny” jest oczywiście superbezpieczny, ale za to nie pokaże 3% zysku rocznie, a najwyżej 1,5%. Bo przy restrykcyjnej polityce inwestowania pieniędzy i utrzymywania płynności finansowej więcej po prostu nie „urzeźbi”.
Przedstawiciele funduszy inwestycyjnych mają więc zagwozdkę. Co będzie lepszym wabikiem dla klientów: wysoka stopa zysku pokazywana w tabelkach (okupiona wyższym ryzykiem) czy niski zysk „z pieczątką”? Większość właścicieli i zarządzających funduszami zapewne dojdzie do wniosku, że klienci bardziej docenią to pierwsze.
Niezależnie od wszystkiego (a w szczególności: od manewrów z nazwami), banki oraz firmy doradztwa finansowego wykonują na użytek swoich klientów analizy polityki inwestycyjnej funduszy, wskazując te najbardziej bezpieczne. Jakiś czas temu poprosiłem analityków mBanku, by udostępnili mi listę funduszy superbezpiecznych wśród bezpiecznych.
Ich zdaniem w takiej elicie powinny znaleźć się fundusze Aviva Depozyt Plus, Investor Gotówkowy, NN Gotówkowy, UniEuribor oraz UniDolar Pieniężny. A wśród funduszy zagranicznych dostępnych w sprzedaży w Polsce: Schroders Euro Liquidity, Schroders USD liquidity, Fidelity Euro Cash oraz Fidelity USD Cash. Wszystkie pozostałe fundusze trudno nazwać ultrabezpiecznymi.
Podobną listę otrzymałem niedawno od mojego doradcy finansowego w Xelionie. Ich „ranking” zawiera fundusz NN Oszczędnościowy (mimo zmiany nazwy z „Gotówkowego”), Investor Gotówkowy, Pekao Pieniężny i Pekao Gotówkowy.
Jak widać w obu firmach przewijają się wysoko oceniane pod względem bezpieczeństwa fundusze Investor Gotówkowy (1,54% na plusie w skali roku) i Nationale Nederlanden (1,27% zysku w skali roku). Jak widzicie bezpieczeństwo i płynność ma swoją cenę, bo w tabelkach można znaleźć fundusze z wyższymi zyskami dla klientów.
Fundusze obligacji staną się bardziej wahliwe. Żeby było… bezpieczniej?
Większe zamieszanie, niż z nazwami funduszy „pieniężnych” może być z nowymi zasadami wycen inwestycji funduszy lokujących w obligacje. Ministerstwo Finansów chce ograniczyć możliwość tzw. liniowej wyceny obligacji, które nie są notowane na żadnej giełdzie. To może oznaczać, że duża część funduszy obligacji zacznie znacznie bardziej się wahać, niż do tej pory. A niektóre mogą zaliczyć jednorazowy spadek wartości, bo będą musiały zrezygnować z dotychczasowych zasad wyceniania obligacji na rzecz bardziej konserwatywnych.
Branża funduszy inwestycyjnych nie jest szczęśliwa z powodu planów ministerstwa i twierdzi, że nowe zasady wyceny w wielu przypadkach wcale nie będą lepsze, niz stare. Bo czasem to, że jakaś obligacja jest notowana na giełdzie nie oznacza, że jej cena rynkowa jest miarodajna. Czasem wyznacza ją jedna, mała transakcja.
Kto trzyma pieniądze w funduszu obligacji powinien zażyć środki na uspokojenie, bo – słuszna skądinąd – propozycja, by klienci nie byli wprowadzani w błąd z powodu sztucznego „pompowania” wartości obligacji będących w portfelach funduszy może przynieść najróżniejsze skutki, łącznie z odwrotnymi do zamierzonych.
Tutaj: Ciekawy wywiad na temat wszystkich zmian wokół funduszy inwestycyjnych