Władze błyskawicznie zareagowały na skandal z udziałem przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego. W ciągu kilku godzin wytłumaczono Markowi Chrzanowskiemu, że musi podać się do dymisji. Ale to nie kończy sprawy. Teraz czas poszukać odpowiedzi na dwa ważne pytania. Ważne nie tylko dla rządzących, ale i dla każdego, kto trzyma w bankach oszczędności
Po wycieku do mediów nagrania marcowej rozmowy przewodniczącego KNF z miliarderem Leszkiem Czarneckim było jasne, że jedynym rozwiązaniem jest rezygnacja szefa nadzoru bankowego. Po pierwsze dlatego, że rozmawiał z przedstawicielem nadzorowanego przez siebie banku „bez żadnego trybu”, a to jest złamanie zasad. A po drugie dlatego, że z nagrania wynika, iż obiecywał przychylność nadzoru w zamian za wysoko płatne (prowizja od wartości banku) stanowisko dla wskazanej przez siebie osoby (niektóre źródła mówią, że ów wysłannik szefa KNF miałby zarobić w banku 40 mln zł w ciągu trzech lat).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj więcej: KNF nadzoruje banki prywatnie, czyli Leszek ma problem, Zbigniew ma plan, a Marek ma dobre chęci
Jeszcze rano Marek Chrzanowski zapowiadał, że wszystko wyjaśni po przyjeździe z Singapuru (był tam służbowo) i zapowiedział kroki prawne przeciwko tym, którzy go szkalują. Twierdził, że w nagraniu nie było mowy o żadnych pieniądzach (choć przecież coś-tam było, tylko bez kwot), a wszystko to gra ludzi chcących uniknąć odpowiedzialności za wciskanie ludziom papierów Getbacku. Ale już po godz. 15.00 agencja PAP podała, iż szef KNF zapowiedział swoją rezygnację.
Nie wiadomo kto i w jaki sposób skłonił go do takiej decyzji (w środę rano miał składać wyjaśnienia premierowi, ale ten i tak nie mógłby go odwołać, bo potrzebny byłby wyrok sądu). Z punktu widzenia obozu rządzącego szybkie „ucięcie” sprawy to jedyne sensowne rozwiązanie. Obecny szef KNF – stosunkowo młody i mało znany w branży bankowej – został mianowany przez premier Beatę Szydło, więc wszystkie jego grzechy natychmiast można wekslować na partię rządzącą.
Rzecz w tym, że ekspresowa rezygnacja Marka Chrzanowskiego nie kończy sprawy. Pozostają jeszcze dwa fundamentalne pytania, na które należy poszukać odpowiedzi.
Kto rozgrywa(ł) tu wielomiliardową partię życia?
Pierwsze pytanie dotyczy tego czy dziwna rozmowa przewodniczącego KNF z właścicielem szóstego największego banku w Polsce wynikała wyłącznie z jego prywatnej inicjatywy, czy też była wstępem do gry, której kulis jeszcze nie poznaliśmy i w której mogli brać udział politycy? Chrzanowski mówi bowiem w nagranej rozmowie o pomyśle Zdzisława Sokala, przedstawiciela prezydenta w KNF, iż Getin mógłby być sprzedany za złotówkę innemu bankowi, który w nim „posprząta” i dokapitalizuje kwotą 2 mld zł. Miałby to być któryś z banków państwowych.
Ten pomysł mógł zostać opowiedziany Czarneckiemu przypadkiem, w ramach plotkowania, albo w jakimś celu. Pytanie brzmi: czy półroczny okres, który upłynął między nagraniem rozmowy przez Czarneckiego, a złożeniem doniesienia do prokuratury doniesienia w sprawie szantażowania miliardera przez szefa KNF miał coś wspólnego z realizacją tego celu? Są trzy możliwości:
a) Chrzanowski całą rzecz wymyślił albo mocno podkoloryzował, by wystraszyć Czarneckiego wizją wywłaszczenia w stylu podobnych akcji rodem z putinowskiej Rosji. I żeby móc na tym strachu grać swoją prywatną grę
Czytaj też: Młokos z ambicjami porządzi nam bankami, czyli kim jest nowy szef KNF?
b) Zbigniew Sokal, jako szef Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, rzeczywiście lansował taki pomysł, lecz wyłącznie jako wyjście awaryjne, rozwiązanie ostatniej szansy. I był kierowany wyłącznie troską o to, że gdyby Getin Bank się przewrócił, to system ochrony depozytów nie utrzyma tego ciężaru (45 mld zł depozytów Getinu i spora „górka” w Idea Banku). Przejmowanie banków za grosze – także przez państwo, ale i przez inne banki w asyście państwa – to dość popularna praktyka przy ratowaniu instytucji „za dużych, by upaść”.
Niewykluczone, że Sokalowi chodziło o możliwość uruchomienia procedury uporządkowanej upadłości, tzw. resolution, która wynika z prawa unijnego i sprowadza się do „przejęcia” banku przez BFG – możliwe jest wtedy wywłaszczenie akcjonariuszy i obligatariuszy bez żadnego odszkodowania oraz wykorzystanie tzw. banku pomostowego. Uruchomienie resolution jest możliwe tylko przy akceptacji KNF i tylko w określonych okolicznościach (wydaje się, że dziś – patrząc na wyniki grupy Getin – one nie zachodzą). Tutaj macie całą prezentację BFG o resolution.
c) Istnieje lub istniała jakaś „grupa trzymająca władzę”, której wysłannikiem był Chrzanowski, a która zamierzała skłonić Czarneckiego do zgody na oddanie banku w ręce „zaprzyjaźnionego” banku państwowego. Miliarder z własnej woli nigdy by tego nie zrobił. Czyżby szef KNF zanęcił – może przy okazji grając swoją prywatną partyjkę pokera – a w ciągu kolejnych miesięcy zdarzyło się coś, co utwierdziło Czarneckiego, że nie ma już innego wyjścia jak ujawnić nagranie? Pytanie brzmi: co to było i kto hipotetycznie stoi za tym planem.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ujawnianie tego typu nagrań w żadnych okolicznościach nie byłoby dla biznesmena „bezkosztowe”. Getin jest tuż po solidnej restrukturyzacji, Idea Bank właśnie ją zaczyna. To nie jest dobry moment na odpalanie takiej „petardy”.
A może – i to jest opcja d) – to Leszek Czarnecki prowadzi najważniejszą grę. Może ma jakieś nagrania, które mogą skompromitować władzę przed najważniejszymi dla niej wyborami i rzeczywiście liczy na wsparcie polityków? A ponieważ go nie dostaje, to zaczyna pokazywać, że nie blefuje.
Dopóki nie zweryfikujemy tych wszystkich hipotez nie możemy mieć pewności czy Marek Chrzanowski jest jedyną osobą, która gra w tej historii rolę bohatera negatywnego i czy pieniądze w polskich bankach są na pewno dobrze pilnowane.
A tak niedawno był w kinach „Pitbull – ostatni pies”. Pamiętacie wątek nadzoru bankowego? Niezbyt chlubny, lecz odrobinkę proroczy. „Zgoda na otwarcie kolejnego banku komercyjnego kosztuje milion euro, rocznie”. Zwiastun odpalacie na własną odpowiedzialność (radzę ograniczyć się do sekwencji 2.00-2.10, może unikniecie przekleństw).
Jak ochronić wiarygodność nadzoru po Getbacku i tym nagraniu?
Drugie pytanie brzmi: w jaki sposób premier Morawiecki i partia rządząca zamierzają odbudować wiarygodność nadzoru bankowego w Polsce? Po aferze Getback i ujawnieniu rozmowy, która obnaża sposób załatwiania problemów banków w Polsce naprawdę mamy problem. Nawet jeśli elektorat partii rządzącej głównie stanowią ci, którzy żyją z transferów rządowych i w bankach mają raczej kredyty, niż oszczędności, to brak zaufania do nadzoru bankowego łatwo może się przenieść na spadek zaufania do banków.
A wtedy już przestanie być zabawnie, o czym premier – były prezes banku – musi wiedzieć najlepiej. Nie ma znaczenia kim zastąpi Marka Chrzanowskiego, bo problem systemowy, polegający na uzależnieniu nadzoru bankowego od polityków, się od tego nie rozpłynie.
Dobrze byłoby, gdyby tym razem na najważniejszy w branży finansowej stołek trafił jakiś autorytet, specjalista najwyższej wody. Ale przede wszystkim oczekuję przedstawienia planu zmian systemowych, które odbudują wiarę w to, że KNF nie będzie w przyszłości polem do „prywatnych”, „dyskretnych” rozmów z bankowcami, lecz miejscem, gdzie się ich twardo, konsekwentnie, sprawiedliwie nadzoruje.
Cała afera nadeszła w fatalnym momencie, gdy 50% branży bankowej zostało zrepolonizowane, a tak naprawdę znacjonalizowane. Jeśli po jednej stronie mamy potencjalnie zależnych od bieżącej polityki prezesów państwowych banków, a po drugiej stronie będzie dyspozycyjny i zależny od polityków nadzór, to katastrofa jest tylko kwestią czasu. Katastrofa w tym kontekście oznaczać może ogromne straty podatników lub posiadaczy oszczędności. Nic śmiesznego.
Ilustracja tytułowa: kadr z filmu „Pitbull – ostatni pies”