„Nie możemy prowadzić działalności. Zaprzestajemy sprzedaży energii elektrycznej” – taki lakoniczny komunikat podała Energia dla Firm – jeden z większych alternatywnych sprzedawców prądu. Prawdopodobnie spółka nie wytrzymała wzrostu cen prądu. Kilka miesięcy temu podwyższyła klientom ceny, ale – jak się okazuje – to nie wystarczyło. Czy inni niezależni od koncernów energetycznych sprzedawcy prądu też mogą znaleźć się pod ścianą? I co to dla nas oznacza?
Tegoroczna jesień zapowiada się bardzo gorąco. Nie minęło kilka miesięcy odkąd opisaliśmy jak sprzedawcy prądu z powodu wzrost cen energii wypowiadają umowy swoim klientom, a tu gruchnęła jeszcze gorsza wiadomość.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jeden z większych, mający 25.000 klientów, alternatywny sprzedawca prądu Energia dla Firm poinformował, że 6 września wstrzymuje świadczenie swojej flagowej usługi – sprzedaży prądu.
Energia dla firm ubolewa. I wzywa rezerwę na pomoc
W czwartek wieczorem na stronach Energii dla Firm pojawił się taki komunikat:
Co to oznacza? Choć pismo brzmi dramatycznie, to klientom firmy nie grozi brak prądu. Od piątku, od północy dostawy przejął sprzedawca rezerwowy. Dla klientów ta zmiana jest niezauważalna i odbywa się zgodnie z prawem energetycznym. Kto to jest sprzedawca rezerwowy?:
- firma określona w umowie (np. inny alternatywny sprzedawca prądu, pod warunkiem, że ma on podpisaną umowę z dystrybutorem)
- sprzedawca z urzędu – czyli spółka z tej samej grupy, która jest dystrybutorem prądu – czyli właścicielem „drutów” na danym terenie. Na przykład sprzedawcą rezerwowym dla klientów Energi Operator jest Energa Obrót. Dla klientów PGE Dystrybucja – PGE Obrót. Dla klientów Innogy Polska – Innogy Stoen Operator.
Sprzedaż rezerwowa trwa maksymalnie przez dwa miesiące od jej uruchomienia. To rozwiązanie przewidziane na wypadek likwidacji lub bankructwa alternatywnego sprzedawcy. W przeszłości zdarzało się, że firmy dostarczające prąd bankrutowały, ale nigdy tak z dnia na dzień nie zaprzestawały działalności. Jeśli już rezygnowały ze sprzedaży prądu swoim klientom, to robiły to z zachowaniem terminów wypowiedzeń.
Energia dla Firm prawdopodobnie nie wytrzymała wzrostu cen prądu. W maju informowała swoich klientów o podwyżkach i zmianie warunków umów. Teraz w ogóle powiedziała „pass” rynkowi energii. Wygląda więc na to, że zostaje jej sprzedaż gazu – koncesję na gaz i prąd ma do 2030 r.
Czytaj też: Prąd z pomocą lekarza, psychologa, a nawet pranie, gotowanie i sprzątanie. Awangardowa oferta Energi
Minister Energii: mogło być gorzej
Wzrosty cen prądu trwają od początku tego roku z dużymi skokami w maju i w sierpniu. To ceny hurtowe, dotyczące nabywców firmowych (nie te dla konsumentów, które reguluje Urząd Regulacji Energetyki – ewentualne zmiany taryf detalicznych będzie zatwierdzał dopiero pod koniec 2018 r.).
Przed rokiem hurtowi odbiorcy płacili średnio ok. 150 zł za megawatogodzinę, dziś jest to ok. 300 zł. A niektóre kontrakty terminowe z dostawą prądu na przyszły rok w godzinach szczytu i w porze największego zapotrzebowania mają ceny przekraczające barierę 300 zł.
Co stoi za wzrostem cen prądu? Drożeje węgiel i koszty uprawnień do emisji CO2. Dziś prawo do emisji jednej tony CO2 przez elektrownie i zakłady przemysłowe kosztuje ok. 24 euro. Przed rokiem było to 5,5 euro.
Ale nie jest jeszcze najgorzej. Jak mówił na Forum Ekonomicznym w Krynicy Minister Energii, dzięki temu, że wielkie elektrownie należące do państwowych koncernów energetycznych podpisały w 2016 r. długoletnie umowy na zakup węgla od Polskiej Grupy Górniczej, mogą kupować go do produkcji prądu względnie tanio.
Czytaj też: Zmiana taryf na prąd to tylko kwestia czasu. Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!
Spadnie konkurencja na rynku sprzedawców prądu?
Gdyby nie ten tańszy węgiel, dziś ceny prądu byłyby jeszcze o jedną trzecią wyższe. Minister uspokaja, że koszty energii w polskich firmach wynoszą 2-5% wszystkich kosztów, maksymalnie do 10%. Nawet więc jeśli sprzedawcy prądu chcą renegocjować ceny energii, to nie doprowadzi to do bankructw firm.
Może i nie, ale ta sytuacja może skłonić część sprzedawców prądu, niezależnych od koncernów energetycznych, do wycofania się z gry. To zaś niechybnie będzie oznaczało spadek konkurencji na rynku sprzedaży prądu firmom i może przyspieszyć wzrost cen w umowach, które zawierają one ze sprzedawcami.
O tym, że prąd jest już tak drogi, że firmom bardziej opłaca się korzystać z własnych paneli fotowoltaicznych, niż ciągnąć go „po kablu” z elektrowni pisaliśmy już w czerwcu, cytując raport Instytutu Energetyki Odnawialnej – prognozy instytucji spełniają się jednak szybciej niż chyba spodziewali się tego sami autorzy.
źródło zdjęcia: Pixabay