Od 10 sierpnia płacić będziemy więcej za gaz. To już druga zmiana w tym roku, ale tym razem na niekorzyść konsumentów. Przeciętne gospodarstwo domowe zapłaci więcej o 3,6%. Jak to przy każdej podwyżce, w waszych domach pojawią się akwizytorzy z propozycją zmiany dostawcy gazu. Uważajcie, bo nie zawsze jest taniej
Konsumenci mają przechlapane. Nie dość, że drożeje prąd, to teraz jeszcze gaz. 10 sierpnia wchodzą w życie nowe taryfy. Rachunki dla 6,9 mln odbiorców detalicznych wzrosną. Na pocieszenie warto wspomnieć, że ostatnio ceny gazu raczej spadały. Obowiązująca taryfa weszła w życie w kwietniu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wtedy płaciliśmy za gotowanie średnio o 2,5% mniej, a za ogrzewanie mieszkania 1,8%. Z tym ogrzewaniem to akurat marny prezent, bo obniżki cen weszły na sam koniec sezonu grzewczego.
Gaz w różnych cenach
O ile więcej zapłacimy za błękitne paliwo?W mediach można przeczytać, że podwyżka wyniesie 5,9%. Teoretycznie, bo tyle wyniesie podwyżka samego gazu. Do finalnego obliczenia trzeba dodać stawki za dostawę gazu, które pozostają bez zmian. Wtedy okaże się, że faktyczny wzrost rachunków wynosi nie 5,9%, a 3,6%. Ile wyniosą podwyżki w skali miesiąca?
- dla „kuchenkowiczów” (to określenie zapożyczyłem z komunikatu URE) 0,57 zł (taryfa W1)
- dla odbiorców gazu zużywający go także na potrzeby podgrzewania wody ok. 3 zł (taryfa W2)
- do ogrzewania mieszkań ok. 11 zł (taryfa W3)
W skali roku zapłacimy za gotowanie ok. 7 zł więcej, a za podgrzewanie wody dodatkowo 36 zł. Szczególnie niepokojąca jest podwyżka kosztów ogrzewania. Bo to właśnie gaz będzie stawał się główną alternatywą dla węgla.
A może gaz z nowej gazowni?
Jak zawsze przy okazji podwyżek, zapewne pojawi się temat zmiany sprzedawcy gazu jako recepty na uniknięcie podwyżek. O ile zmiana sprzedawcy prądu jest zagadnieniem niszowym, to w przypadku gazu to już w ogóle czarna magia.
Do tej pory decyzję o zmianie sprzedawcy gazu podjęło ok. 137 tys. osób, czyli niecałe 2% wszystkich odbiorców. Dla porównania na zmianę sprzedawcy prądu zdecydowało się ok. 4 % odbiorców.
Czytaj też: PGNiG pozazdrościł sprzedawcom prądu i kusi darmowym gazem. No, prawie. Gazek pod lupą
Czytaj też: Zmiana taryf na prąd to tylko kwestia czasu. Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!
Różnice w cenie sprzedaży są na prawdę niewielkie. Sprzedawcy dzięki kontraktowaniu zakupów na Towarowej Giełdzie Energii mogą próbować zbić cenę dla klienta detalicznego. Czy im to się udaje? Nie zawsze, bo według analizy Urzędu Regulacji Energetyki tańsze taryfy u alternatywnego sprzedawcy były w 60% przypadkach.
Obecne podwyżki to efekt wzrostów cen surowca na giełdzie. To zupełnie tak,jak w przypadku prądu – do tej pory drożały raczej stawki za dostarczanie, a sam prąd był tani. Teraz sytuacja się odwraca – na giełdzie drożeje gaz i prąd.
W dodatku, żeby być w zgodzie z zasadami wolnorynkowymi, PGNiG może sprzedawać odbiorcom indywidualnym wyłącznie gaz zakupiony na giełdzie. Od października 2017 r. sprzedaż gazu małym i średnim firmom jest zwolniona z taryfowania. Kto wie, być może właśnie pełna liberalizacja (jak w przypadku oferty dla firm) jest kluczem do obniżek stawek za gaz?
Rachunek za gaz jak za prąd
Jak czytać rachunek za gaz? Co trzeba wiedzieć, zmieniając sprzedawcę gazu?
W Polsce jest tylko jedna firma dostarczająca gaz – Polska Spółka Gazownictwa (w przypadku prądu takich firma jest aż 5), która ma swoje oddziały. Ma ona podpisane umowy z kilkudziesięcioma alternatywnymi sprzedawcami gazu, z czego ofertę dla klientów indywidualnych ma tylko kilkanaście firm.
Możemy zapłacić mniej za zużycie gazu, bez zmian pozostaną koszty dystrybucji widoczne na rachunku jako opłaty dystrybucyjne „stała” i „zmienna”.
Ile i za co płacimy? Wiele osób dziwi się, że na rachunkach za gaz widnieją nie metry sześcienne, ale kilowatogodziny. Tak jest już od 4 lat na mocy decyzji URE, do czego zobowiązywała nas Unia Europejska. I tak byliśmy jednym z ostatnich krajów w regionie, który zrobił przesiadkę z metrów sześciennych na kilowatogodziny. Liczniki się jednak nie zmieniły, więc „gazownia” musi sobie przeliczać wartość zużytych przez nas metrów sześciennych.
Płacimy jednak za kilowatogodzinę, a różnice są naprawdę niewielkie i przy cenach ok. 10-12 groszy za kilowatogodzinę sięgają kilku groszy. Do tego trzeba dodać ok. 9 groszy za kilowatogodzinę opłat dystrybucyjnych.
Czytaj też:Czy opłaca się wziąć nocną taryfę na prąd? Case study
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
Kolejny koszt to opłata abonamentowa (uzależniona od taryfy – najniższa jest w przypadku najmniejszego zużycia gazu, czyli tylko do gotowania, zaś najwyższa gdy, ogrzewamy mieszkanie). W opłacie abonamentowej zaszyte są opłaty związane z fakturowaniem, wysyłaniem korespondencji i różnymi innymi usługami, jeśli firma takowe świadczy (np. pomoc gazownika w razie awarii).
Zazwyczaj można zaoszczędzić zmieniając taryfę na taką, w której odczyt jest częściej niż raz w roku.
W-12T – zgłaszam się
Określenia taryf są bardzo proste: W1 – samo gotowanie (do 3350 kWh rocznie) , W2 – gotowanie i podgrzewanie wody (od 3350-13 350 kWh rocznie), W3 – ogrzewanie (13 350-88 900 kWh rocznie).
Jeśli mam gaz tylko do kuchenki, a odczyt licznika raz w roku, to nasza taryfa nazywa się W-1.1. Jeśli W-1.2 to mamy dwa odczyty gazu w roku, faktury płatne co dwa miesiące i fakturę rozliczeniową dwa razy w roku.
W przypadku taryfy W-1.12T przesyłamy stan licznika sami co miesiąc i co miesiąc dostajemy fakturę. Dla taryf W-2 i W-3 zasady są analogiczne, choć w przypadku tej ostatniej jest opcja np. dziewięciu odczytów w ciągu roku i otrzymywanie faktury co miesiąc (w sezonie grzewczym) lub co dwa miesiące w w okresie wiosna-lato.
W końcu konsumenci będą musieli głębiej sięgać do portfeli, bo zapłacą więcej nie tylko za media, ale też za produkty na sklepowej półce. Gdy dołożymy do tego wzrost cen paliw, mamy kompletną prawie całą układankę, która nazywa się „wzrost cen”.
Źródło zdjęcia: bou_dee/Pixabay.com