Wakacje to czas, kiedy priorytet w domowym budżecie ma wydawanie pieniędzy, a nie ich oszczędzanie. I nie ma co z tym walczyć. Ale nie zmienia to faktu, że nad naszą przyszłością „wisi” pytanie o to, jak podzielić nadwyżki finansowe pomiędzy wydatki na bieżące przyjemności oraz na gromadzenie pieniędzy z myślą o rentierstwie. Oto mój algorytm
Od razu muszę zastrzec, że to, o czym będę pisał, nie dotyczy bezwzględnie każdego z czytelników, a jedynie tę część z Was, którzy mają nadwyżki finansowe (wiem, że są osoby, które z trudem wiążą koniec z końcem). Część osób, które mogłyby zaliczyć się do tej grupy, nawet nie zauważa, że w niej jest – mają w takim stopniu „napompowane” wydatki, w tym na przyjemności, że nie uważają się za osoby posiadające „luzy” finansowe.
- Jak zacząć inwestować? Jak kupić swój pierwszy ETF? Gdzie go znaleźć i na co uważać? Przewodnik krok po kroku dla debiutantów [POWERED BY XTB]
- Prawdziwym królestwem gotówki nie są Niemcy. Jest nim dalekowschodni gigant znany z nowych technologii. Ludzie wolą tam banknoty. Dlaczego? [POWERED BY EURONET]
- Ile kosztuje nas drogowa brawura? Podliczyli koszty zbyt szybkiej jazdy w skali kraju. Jak „zaoszczędzić” życie i pieniądze? Technologia na pomoc [POWERED BY PZU]
Z ich punktu widzenia mniej lub bardziej rozpasana konsumpcja to nie wybór, lecz rzeczywistość, z którą nie da się walczyć. To oczywiście nieprawda i takie osoby trzeba uczyć liczenia pieniędzy, kontroli wydatków i umiejętności ograniczania konsumpcjonizmu. Ale trochę inny problem i „nawracaniem” takich osób też nie będę się dziś zajmował.
Żyć chwilą czy myśleć o przyszłości? W jakich proporcjach to robić?
Obiektem moich zainteresowań są dziś osoby, które podejmują w miarę świadomy wybór między konsumpcją a oszczędzaniem. A więc po opłaceniu domowych rachunków i podstawowych kosztów dysponują jakimiś pieniędzmi (czasem jest to 500 zł, a czasem 1000 zł lub dowolna inna kwota) i zastanawiają się, czy pojechać gdzieś na weekend lub kupić sobie wypasionego robota kuchennego czy też włożyć pieniądze do funduszu inwestycyjnego, przelać na IKZE lub w inny sposób zablokować z myślą o przyszłości.
To są poważne wybory, bo mówimy albo o „zainkasowaniu” bieżącej przyjemności, albo o jej odłożeniu (z opcją pomnożenia) na bliżej nieokreśloną przyszłość. Obie rzeczy są ważne – nie po to zarabiamy pieniądze, żeby się umartwiać i odmawiać sobie przyjemności w najlepszych latach życia. Z drugiej strony… po to zarabiamy pieniądze, żeby móc użyć ich jako narzędzia do tego, żeby w przyszłości móc… nie pracować i prowadzić komfortowy żywot.
Pieniądze są środkiem do jakiegoś celu. Żeby je zarobić, poświęcamy najcenniejszy z naszych zasobów – czas. Nie jest on nieskończony, dlatego, zanim wydam jakieś pieniądze, staram się policzyć, jak długo musiałem pracować na to, by dany przedmiot lub daną usługę kupić. Albo o ile będę mógł w przyszłości wydłużyć moje rentierstwo, jeśli te pieniądze zainwestuję (może się okazać, że czas o wartości X przeznaczony na inwestycję „zwróci” mi się dwu- lub trzykrotnie.
Nie można skreślać żadnego z dwóch sprzecznych zastosowań dla zarobionych pieniędzy (wydać albo zaoszczędzić). Ale nie można też o żadnym z nich zapomnieć. A więc warto wyciskać z życia tyle, ile się da, ale część pieniędzy inwestować z myślą o przyszłych wakacjach – takich już „dożywotnich”, które można będzie rozpocząć jeszcze grubo przed „modelową” emeryturą.
Jaki mechanizm stosuję, by dzielić nadwyżki finansowe? Zasada jest następująca: im większa jest nadwyżka w moim domowym budżecie, tym większą jej część przeznaczam na inwestowanie. Albo inaczej: na przyjemności przeznaczam mniej więcej tę samą kwotę, ale im więcej pieniędzy mam do dyspozycji, tym większa ich część trafia na „fundusz rentierski”. Przy niewielkich nadwyżkach większość pieniędzy może więc trafiać na bieżące przyjemności, ale zawsze jakaś kwota trafia na inwestycje.
Filozofia, która za tym przemawia, jest następująca: jeśli mam relatywnie niewielką nadwyżkę finansową, to jej zainwestowanie przyniesie relatywnie niewielkie korzyści – w sensie skrócenia czasu aktywności zawodowej – w porównaniu z wielkością przyjemności pochodzącej z bieżącej konsumpcji. Z kolei im większa będzie nadwyżka, tym większa potencjalnie korzyść z jej zainwestowania, biorąc pod uwagę procent składany (co za chwilę pokażę na przykładzie).
Kiedy więcej wydawać na przyjemności i bardziej myśleć o przyszłości?
Załóżmy, że mamy parę, która łącznie zarabia dwie mediany krajowe, a więc 10 000 zł miesięcznie. Spłacają kredyt w wysokości ok. 4500 zł miesięcznie, na jedzenie wydają 2500 zł miesięcznie, na czynsz i rachunki za mieszkanie 1200 zł miesięcznie. Na komunikację, ubrania i inne niezbędne zakupy idzie średnio 500 zł miesięcznie. Zostaje im 1300 zł.
Jeśli z tych 1300 zł na bieżące przyjemności (kino, teatr, restauracja wyjazd weekendowy) przeznaczą ponad dwie trzecie, czyli 1000 zł miesięcznie, to krzywdy nie będzie. Pozostałe 300 zł przeznaczone na oszczędności po ok. 30 latach, przy założeniu, że te pieniądze będą przynosiły 7% w skali roku oraz że wpłaty będą indeksowane o 3% rocznie (zakładamy inflację oraz to, że wynagrodzenia naszych bohaterów też rosną w podobnym tempie), dadzą pół miliona złotych do wypłaty.
Nie wiemy, jaki wolumen wolnego czasu da się „kupić” za te pół miliona złotych za 30 lat, ale biorąc pod uwagę, że z tej kwoty aż dwie trzecie stanowią zyski i procent składany, prawdopodobnie będzie to trzy razy więcej „wakacji”, niż trzeba dziś pracować, żeby zarobić 300 zł miesięcznie. Powtórzmy: zarabiamy 10 000 zł miesięcznie, czyli 31,5 zł na godzinę. Wartość 9,5 godziny tej pracy przeznaczamy na inwestycje, które w przyszłości dadzą pieniądze pozwalające wydłużyć przyjemność niepracowania o ok. 30 godzin.
Ale jeśli para zacznie łącznie zarabiać po 5500 zł na rękę, to proporcje podziału wydatków na konsumpcję i oszczędności mogą zmienić się w taki sposób, że będą wydawali na przyjemności np. 1200 zł miesięcznie (czyli o 200 zł więcej), a na oszczędności 1100 zł (czyli o 800 zł więcej). Po 30 latach i podobnych założeniach jak w poprzednim przykładzie (7% zysku rocznie, indeksacja wpłat o 3% rocznie) nasi bohaterowie będą mieli na koncie grubo ponad 1,8 mln zł.
Nadal jest tak, że równowartość jednej godziny pracy przeznaczona na oszczędności i inwestowanie przekłada się na „zwrot” w postaci trzech godzin niepracowania (czyli przedłużenia rentierstwa), ale kwoty stają się znacznie większe. Jeśli ta parka ma dziś 27 lat, to za 30 lat będą mieli po 57 lat. Prawdopodobnie będą w stanie przez kolejne 25 lat żyć z odsetek od tych oszczędności – i z samych oszczędności.
Widać na tym przykładzie, że im wyższy dochód, tym bardziej „opłaca się” zainwestować większą jego część – w przyszłości przełoży się ona na znacznie większą ilość czasu wolnego. Stąd właśnie każdy dodatkowy dochód powinien w coraz większej części być przeznaczony na oszczędności. Życzę Wam udanych wakacji. A po wakacjach – zaplanowania dobrych proporcji między oszczędzaniem i wydawaniem pieniędzy.
Ile trzeba oszczędzać, żeby się nie przejmować?
To oczywiście tylko jedna z koncepcji rozwiązania sporu między zwolennikami konsumpcji („bo żyje się raz”) i zapobiegliwego oszczędzania na przyszłość. Niezależnie od tego, co myślicie na ten temat, pamiętajcie o dwóch rzeczach. Po pierwsze po zakończeniu aktywności zawodowej (niezależnie od tego, kiedy to nastąpi) czeka Was znaczący spadek dochodów. Niektórzy mówią, że do 60% tych z czasów, gdy pracowaliście, inni – że tylko 30% (osobiście uważam, że rację mają ci drudzy). Po drugie Wasze potrzeby finansowe w tym czasie wcale nie muszą być znacząco mniejsze – będą inne, ale wciąż wysokie.
Mniej więcej 20% Polaków zarabia w okolicy płacy minimalnej, czyli 3500 zł na rękę. Ale średnia pensja w Polsce to już jakieś 6250 zł na rękę. Nawet jeśli przyjmiemy, że to wcale nie jest żadna „średnia”, bo powyżej niej znajduje się nie więcej niż jedna trzecia Polaków, to część z nas zdolność akumulowania pieniędzy już posiada (nawet zarabiając poniżej średniej krajowej, da się coś odłożyć, choć nie będą to wielkie kwoty). Kłopot jest z motywacją.
Ile potrzeba pieniędzy, żeby godnie żyć przez co najmniej 20 lat po zakończeniu kariery zawodowej? Pewnie dostaniecie coś w spadku, ale nie warto tylko na tym (i na pieniądzach z ZUS i OFE) zawieszać całej swojej przyszłości. Zatem załóżmy, że potrzebujemy co najmniej 3000 zł dodatkowo (niezależnie od tego, co wypłaci ZUS). Czyli trzeba zgromadzić mniej więcej 700 000 zł. Realnie nawet mniej, bo w czasie wypłacania sobie stopniowo tych pieniędzy nadwyżka może nadal pracować na lokatach czy w obligacjach. Więc prawdopodobnie wystarczy ok. 500 000 zł.
Załóżmy, że mamy na to 40 lat i że będziemy w stanie lokować pieniądze z efektywnością przekraczającą inflację o 3 pkt proc. rocznie. Przy takim założeniu potrzebujemy odkładać 550 zł miesięcznie, żeby zebrać te 500 000 zł. Ale jeśli mamy na zebranie pół miliona złotych tylko 30 lat, to trzeba już oszczędzać 850 zł miesięcznie. A jeśli nasz plan jest obliczony na 20 lat odkładania pieniędzy – to już po 1500 zł miesięcznie. Tak (nie)stety działa magia procentu składanego. Im szybciej zaczniesz, tym większa część tego, co zgromadzisz, będzie wynikała z odsetek od odsetek, czyli efektu kuli śniegowej.
Jak zebrać te pieniądze, wykorzystując emerytalne mechanizmy podatkowe – o tym pisałem w jednym z wcześniejszych tekstów z cyklu „Wyciskanie emerytury”, zapraszam do przeczytania!
Czytaj także: Dlaczego tak trudno wykonać pierwszy krok w inwestowaniu? Tracimy lata (czasem dekady!), bo hamują nas te trzy mentalne przeszkody. Jak je pokonać?
Na stronie akcji edukacyjnej „Wyciskanie emerytury” znajdziesz ważne wieści dla Twojej przyszłości finansowej. Jak zbudować bezpieczeństwo finansowe? Czy można być rentierem jeszcze przed emeryturą? Jak lokować oszczędności?
————————————
ZAPROSZENIE DO WSPÓLNEGO INWESTOWANIA:
Jedną z opcji inwestowania długoterminowego są fundusze inwestycyjne TFI UNIQA – ta firma jest Partnerem cyklu edukacyjnego „Wyciskanie emerytury”. W ofercie TFI UNIQA są fundusze pozwalające łatwo i bezpiecznie (czyli poprzez firmę, która ma siedzibę w Polsce, ma polskojęzyczną obsługę i spełnia wszystkie standardy wyznaczone przez polskich regulatorów) zainwestować pieniądze na całym świecie.
Część funduszy ma bardzo niską opłatę za zarządzanie (0,5% w skali roku). Te fundusze można kupić przez internet, w ramach programu „Tanie Oszczędzanie”, jak również w ramach konta IKZE (dodatkowo ulga w podatku PIT) lub konta IKE (dodatkowo brak podatku Belki). Przy zakupie internetowym nie płaci się też, rzecz jasna, żadnych opłat manipulacyjnych. W TFI UNIQA Maciej Samcik trzyma część swoich prywatnych pieniędzy emerytalnych.
————————
Cykl edukacyjny „Wyciskanie emerytury”, którego częścią jest niniejsza publikacja, blog „Subiektywnie o Finansach” już czwarty rok prowadzi z UNIQA TFI, pośrednikiem w inwestowaniu pieniędzy na spełnianie marzeń i na emeryturę, oferującym m.in. tanie fundusze inwestycyjne w ramach programu „Tanie Oszczędzanie”.

zdjęcie tytułowe: Pixabay, Canva

