Kierowcy z coraz większym niepokojem obserwują rosnące ceny paliwa. W zeszłym tygodniu pękła granica 5 zł za lite E-95, teraz cena dochodzi już do 5,1 zł. Tymczasem główny ekonomista Orlenu uspokaja, że… w Polsce ceny paliwa i tak należą do najniższych w Europie. Czy tak jest rzeczywiście? I rzeczywiście nie mamy powodu, by narzekać? Sprawdziłem
Dokładnie dwa lata temu zastanawialiśmy się czy cena litra E-95 spadnie poniżej 4 zł, a teraz analitycy wieszczą, że może dojść do 5,5 zł. Co się dzieje? Kto odpowiada za to, że na stacjach zapanowała taka drożyzna?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z czego biorą się ceny paliwa?
Jeśli spojrzymy na strukturę ceny paliwa, to łatwo zauważymy, że nieco ponad połowa z niej to podatki (akcyza, VAT, opłata paliwowa), jakieś 35% wynika ze światowych cen surowca, zaś 10% to marża sieci paliwowych. Który z tych składników odpowiada za to, że w ciągu zaledwie czterech miesięcy cena litra E-95 podskoczyła z 4,60 zł do niemal 5,10 zł?
źródło wykresu: Bankier.pl
W głównej mierze to „zasługa” drożejącej ropy, której baryłka od stycznia podrożała z 65 dol. do 80 dol. (czyli o ponad 20%) oraz wzrostu ceny dolara, który jest walutą rozliczeniową przy zakupie surowca. Od początku roku dolar podrożał z 3,35 do 3,65 zł. (czyli o jakieś 10%). Ta kombinacja czynników powoduje, że koszt zakupu surowca przez polskie rafinerie jest dziś o 30% wyższy, niż kilka miesięcy temu.
Biorąc pod uwagę, że ceny ropy i kurs dolara odpowiadają za jedną trzecią litra benzyny na stacji „usprawiedliwiony” jest jej skok o 10%. I o tyle, mniej więcej, podrożało paliwo w Orlenie, Lotosie i u konkurencji. Niewykluczone, że sieci paliwowe sprzedają dziś paliwo wytworzone z surowca kupionego jeszcze przed podwyżkami i wykorzystują zewnętrzne okoliczności do brzydkich „manewrów cenowych”, ale mimo wszystko paliwo prędzej czy później ma prawo podrożeć.
Warto trzymać kciuki, żeby wykres kursu dolara (poniżej wykres) nie szedł w górę razem z ceną ropy naftowej, bo to mieszanka wybuchowa.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie!
Kiedy paliwo podrożeje jeszcze o 50 gr. za litr?
Dolar drożeje, bo w USA podnoszą stopy procentowe, a w Europie nie (czyli na depozycie bankowym w dolarach można zarobić lepiej, niż u nas). Zaś ropa drożeje z powodu nowych kłótni USA i Iranem (Amerykanie wycofali się z porozumienia antynuklearnego), który jest dużym producentem ropy, z załamaniem gospodarki Wenezueli (to inny duży producent – jego niedoinwestowane rafinerie zmniejszyły drastycznie produkcję) oraz z dużym napięciem w rejonie Zatoki Perskiej.
To wszystko oczywiście może dalej podbijać ceny na stacjach. Każdy wzrost ceny baryłki ropy naftowej o następne 15 dol. oraz kursu „zielonego” w stosunku do złotego o 30 gr. spowodować może wzrost ceny litra paliwa o kolejne 50 gr. O ile oczywiście nasze rafinerie będą natychmiast przerzucały podwyżki na klientów (będziemy się przyglądali uważnie wynikom finansowym Orlenu i Lotosu).
Wzrost ceny paliwa o dodatkowe 10 gr. na litrze może nam zafundować rząd, który wymyślił sobie, że aby sfinansować „prezenty” dla elektoratu oprócz VAT-u, akcyzy i opłaty paliwowej dorzuci również opłatę emisyjną. Rafinerie co prawda obiecują, że wezmą ją na klatę i nie podwyższą cen paliw, ale czy tak będzie naprawdę?
Zobacz też: Z czego składa się cena litra paliwa na stacjach?
Drogo przy dystrybutorze? „Ceny paliw należą w Polsce do najniższych w Europie”
Najbardziej rozbrajający w tej napiętej sytuacji przy baku jest Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen. Tłumacząc podwyżki na stacjach Czyżewski był łaskaw oświadczyć, że „ceny paliw w Polsce są jednymi z najniższych w Europie”. To ma być usprawiedliwienie? Orlen jest firmą, w której karty rozdaje państwo, a żaden jego przedstawiciel nie chce, by Suweren pomyślał, że państwo „jest teoretyczne” i że nie umie zrobić tak, żeby ceny były niskie.
Kłopot w tym, że szef ekonomistów w Orlenie powiedział tylko pół prawdy. Zerknąłem na ceny E-95 w innych krajach europejskich. Owszem, w większości z nich za litr trzeba zapłacić więcej, niż 5,10 zł. Tylko w kilku – w Turcji, Rumunii i Bułgarii cena nie przekroczyła jeszcze równowartości naszych 5 zł. We Włoszech, Norwegii i Holandii płacą już równowartość 7 zł za litr.
Tyle, że nominalne ceny nic nie mówią o rzeczywistej sytuacji Polaków przy baku. Nie ma znaczenia czy litr paliwa kosztuje 3 zł czy 10 zł, o ile nie uwzględnimy w tej kalkulacji naszych zarobków. A więc tego ile paliwa możemy kupić za pieniądze, które zarobimy. O tym przedstawiciel Orlenu się nie zająknął, a te liczby akurat nie są zbyt wesołe.
Czytaj też: Na stacjach Orlenu wkrótce zapłacisz aplikacją, bez podchodzenia do kasy!
Dwie trzecie Europy tankuje taniej (proporcjonalnie do pensji)
Porównując ceny w 30 krajach europejskich i w Polsce okaże się, że tylko w dziesięciu innych krajach obywatele mogą sobie pozwolić na kupienie za przeciętne wynagrodzenie mniejszej liczby litrów paliwa, niż w Polsce. Ale aż dwie trzecie Europy ma relatywnie tańsze paliwo w proporcji do swoich zarobków!
Na pierwszy rzut oka śmierdzi to kantem, ale trzeba pamiętać, że koszt paliwa – tak, jak np. ceny nieruchomości, czy elektroniki – w dużej części wynika z czynników globalnych, czyli ceny rynkowej surowca i kursów walut. Przy dość podobnym obciążeniu paliwa podatkami w większości krajów europejskich oraz mniej więcej tej samej dla każdego cenie surowca „lokalna” część kosztów (zależąca od cen siły roboczej w poszczególnych krajach) jest niewielka.
Krótko pisząc: to na ile paliwa nas stać zależy głównie od naszych zarobków. Choć różnica w cenie między litrem paliwa w najdroższym kraju (Holandia – 7,60 zł za litr) i w najtańszym (Bułgaria – 4,80 zł) jest dość wyraźna, to jednak jest wielokrotnie mniejsza, niż rozpiętości w zarobkach w najbogatszym kraju (prawie 4000 euro na rękę w Szwajcarii) i najbiedniejszym (Turcja, Bułgaria – 430-460 euro).
Jak czytać tabelkę? W pierwszej kolumnie są przeciętne miesięczne zarobki netto w poszczególnych krajach przeliczone na euro. Na żółto są kraje, w których ludzie mają gorzej, niż w Polsce (czyli przeciętnie zarabiają mniej). W drugiej kolumnie są pensje przeliczone na złote po bieżącym kursie euro. W trzeciej jest cena litra paliwa E-95 na stacjach po przeliczeniu na polskie złote. Na żółto – tak jak w poprzedniej kolumnie – są kraje, w których ludzie mają gorzej, niż w Polsce, a więc ceny nominalne paliwa mają wyższe. W ostatniej kolumnie jest „realna paliwowa siła nabywcza”. Na żółto kraje, które mają gorzej, niż Polacy. Czyli takie, które mogą sobie pozwolić realnie na zakup mniejszej liczby paliwa za przeciętną pensję.
źródła do danych wsadowych: e-petrol (ceny paliw za granicą) oraz reinisfischer.com (średnie wynagrodzenia w euro)
Kto odpowiada za to, że ceny paliwa w Polsce są tak wysokie?
Czas na wnioski. Jest siedem krajów, w których ludzie zarabiają – licząc w euro – mniej niż w Polsce i dziesięć krajów, w których mogą sobie pozwolić na mniej paliwa, niż w Polsce. To świadczy o niewielkim – ale jednak – cenowym „pokrzywdzeniu” Polaków. Gdyby miało być „sprawiedliwie”, czyli nasza paliwowa moc nabywcza miałaby wynikać z siły naszych zarobków, to paliwo powinno być trochę tańsze.
Dlaczego nie jest? To już pytanie do polityków, którzy są odpowiedzialni za 2,5 zł ceny litra palwa. Gdyby nie nałożone przez nich podatki, płacilibyśmy za litr jakieś 2,5 zł i dyndałoby nam dorodnym kalafiorem napięcie międzynarodowe oraz drożejący dolar.
W USA średnia cena litra paliwa (oni tam liczą w galonach, ale sprowadzam do wspólnego mianownika) to równowartość 2,35 zł. Z tego jakieś 15%, czyli równowartość niecałych 40 gr. stanowią podatki federalny i stanowy.
Przeciętny Amerykanin za przeciętne wynagrodzenie – w przeliczeniu 2300 euro, mniej więcej tyle ile ma Szwed, Niemiec, Francuz, czy Holender – może sobie kupić trzy razy więcej litrów paliwa. Ergo: przy dystrybutorach Amerykanina boli w portfelu trzy razy mniej, niż mieszkańca Europy Zachodniej. I jakieś sześć razy mniej, niż Polaka.
Stojąc przy dystrybutorze i patrząc na bardzo drogie paliwo miejcie przed oczami tylko trzy liczby – 2,35 zł, czyli cenę litra paliwa w USA oraz 40 gr. i 2,5 zł, czyli porównanie zawartości podatku w cenie paliwa w Polsce i w USA. Możecie jeszcze dorzucić do wyobraźni 10 gr. nowej opłaty, którą szykuje nam rząd.
zdjęcia: wilhei/pixabay/pexels