Wobec Polski ruszy procedura nadmiernego deficytu budżetowego. Jak będzie przebiegała? Na czym może polegać nadchodzące zaciskanie pasa? A może wszystko załatwi przyspieszenie wzrostu gospodarki i zmniejszenie kosztów obsługi długu? O stanie państwowego budżetu, inflacji i obniżkach stóp procentowych w rozmowie z „Subiektywnie o Finansach” mówi Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej i były wiceminister finansów
Rada Unii Europejskiej rozpoczęła procedurę nadmiernego deficytu budżetowego nie tylko wobec Polski. Tych krajów jest aż siedem. Są to: Francja, Belgia, Węgry, Polska, Słowacja i Malta. Przedłużona została również procedura wobec Rumunii. Państwa członkowskie muszą bowiem przestrzegać dyscypliny budżetowej. Deficyt budżetu państwowego nie może przekraczać 3% poziomu generowanego przez dany kraj PKB, a łączne zadłużenie nie może przekraczać 60% tego PKB.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W 2023 r. deficyt budżetu państwa polskiego wyniósł 5,1% wypracowywanego w Polsce rocznego PKB, a dług Rzeczpospolitej (1,7 biliona zł) stanowi już ok. 50% rocznego PKB. Dlatego – podobnie jak kilka innych krajów – czeka nas unijna procedura redukcji dziury budżetowej w proporcji do PKB. Wszystkie kraje, które są na tej liście, muszą do 20 września przesłać do Brukseli średnioterminowe plany naprawcze. W listopadzie plany oceni Komisja Europejska.
Plan naprawczy polega na tym, że każdy kraj będzie musiał zmniejszać swój deficyt publiczny o 0,5 pkt proc. PKB rocznie. W przypadku Polski oznacza to, że musimy zasypać w każdym kolejnym roku 17,5 mld zł dziury w budżecie. Zamiast deficytu sięgającego w tym roku 180 mld zł będziemy musieli pokazać, jak chcemy go zmniejszać do 160 mld zł, a potem do 140 mld zł.
Jak zmniejszać deficyt państwowego budżetu?
Czeka nas więc kilka kolejnych lat pod hasłem „dyscyplina budżetowa”. Czy konieczne będzie zaciskania pasa? A może do zmniejszenia deficytu o te 17,5 mld zł rocznie wystarczy powstrzymanie się przed nowymi wielkimi wydatkami? Jak to może wyglądać w konkretach? Pytam o to Ludwika Kotecki, który był wiceministrem w poprzednim rządzie PO-PSL w czasach, kiedy Polska również weszła w procedurę nadmiernego deficytu.
Uważa on, że nie powinny nas czekać drastyczne cięcia dotychczasowych wydatków socjalnych czy społecznych. Z kolei wydatki związane z naszym bezpieczeństwem powinny być wyłączone z oszczędności budżetowych. Jak więc ograniczać dziurę w państwowym budżecie? Zdaniem Koteckiego – nie wprowadzać kolejnych sztywnych wydatków. To – w powiązaniu ze wzrostem gospodarczym i wyższymi wpływami z podatków – może wystarczyć.
A więc koniec szans na podwyższenie kwoty wolnej od podatku? „To decyzja polityczna rządu, najważniejsze, żeby rząd miał konkretny plan dochodzenia do niższego deficytu budżetowego” – mówi Kotecki. Podwyżki płacy minimalnej? „Mam nadzieję, że ona po raz ostatni została tak szczodrze podwyższona, nie tylko z myślą o stabilności finansów publicznych, ale też ze względu na konkurencyjność gospodarki. Polska była postrzegana jako miejsce atrakcyjne do inwestowania również dlatego, że koszty pracy nie były za wysokie”.
Zobacz wywiad z Ludwikiem Koteckim:
Finanse państwa nieprzejrzyste to droższa obsługa długu
„Mówiono nam, że budżet państwa jest w bardzo dobrym stanie […]. To była prawie prawda. Było tylko jedno zastrzeżenie. Stopniowo wyciągano z budżetu państwa coraz więcej wydatków i przenoszono je poza budżet. Te pieniądze były wydawane w dużo mniej przejrzysty sposób, niekontrolowany przez parlament i obywateli” – mówi Kotecki. Wytłumaczeniem na początku była konieczność szybkiego wsparcia gospodarki w czasie pandemii, ale potem nie zrobiono nic, żeby te pozabudżetowe wydatki ucywilizować.
W czym problem? Obsługa tego pozabudżetowego zadłużenia jest droższa niż zadłużenia zaciąganego przez ministra finansów w postaci obligacji Skarbu Państwa. „Jako podatnicy zapłacimy o kilkanaście miliardów więcej za to właśnie, że dług był emitowany nie przez Skarb Państwa, a w postaci obligacji emitowanych przez BGK i PFR” – podsumowuje Kotecki. Jaka jest skala tego zadłużenia poza budżetem? Kilkaset miliardów złotych. Kotecki uważa, że koniecznie trzeba te pieniądze przywrócić do budżetu i ograniczyć odsetki od tego długu.
Kotecki widzi też inny problem: nawet jeśli nasz poziom długu jest niższy od tego, który ma większość krajów Unii Europejskiej, to koszty jego obsługi są wyższe niż np. w strefie euro. Na obsługę długu wydawaliśmy już ok. 2% PKB rocznie i to będzie w najbliższych latach rosło. Rząd musi więc podejmować działania, które zwiększą zaufanie inwestorów zagranicznych do Polski, by ograniczyć wzrost kosztów odsetek od zadłużenia.
Z jednej strony możemy zaoszczędzić na odsetkach od długu, z drugiej – powalczyć o wyższe wpływy z podatków, gdyby gospodarka w miarę szybko się kręciła. Zwłaszcza z VAT, który stanowi prawie połowę wpływów do państwowej kasy. Ludwik Kotecki obawia się, że jeśli chodzi o wzrost wpływów podatkowych, nie musi być różowo. „Jeśli koniunktura jest dobra, luka VAT jest mniejsza, jeśli koniunktura słabnie, słabną też wpływy z VAT. Obecnie jesteśmy w cyklu słabszych wpływów z tego podatku, nie będzie dodatkowych dochodów do budżetu. Być może dopiero od 2025 r. luka VAT zacznie się zmniejszać”.
Doraźne manewry czy porządne planowanie?
Z lepszych wiadomości: duża część naszych wydatków zbrojeniowych nie będzie zaliczana do deficytu budżetowego od razu, tylko z przesunięciem. „W metodologii unijnej wydatki militarne będą uwzględnione dopiero w momencie, kiedy przyjedzie do nas sprzęt, który zakupiliśmy. Obowiązuje tu tzw. zasada memoriałowa, czyli mimo że może wydaliśmy już dużą część pieniędzy na uzbrojenie, to dopóki ono do nas nie dotarło, to tak jakby zamówienie nie zostało zrealizowane. Tego w deficycie budżetowym widzianym oczami Unii Europejskiej nie widać, widać za to w długu, bo on został realnie wyemitowany, np. w postaci obligacji, żeby zapłacić za sprzęt wojskowy”.
W krótszej perspektywie związanej z procedurą nadmiernego deficytu jesteśmy więc w stanie manewrować „księgowością”, robić porządek w budżecie państwowym, ograniczając koszty odsetek od długu, ograniczać nowe wydatki i liczyć na to, że wpływy z podatków będą rosły, choć być może nie tak szybko jak do tej pory. A w dłuższej perspektywie? Tutaj wyzwań jest więcej.
„Na horyzoncie są kolejne wydatki, które nas czekają. Po pierwsze transformacja energetyczno-klimatyczna. Po drugie – starzejemy się i to nas będzie coraz bardziej obciążać. Coraz mniej będzie ludzi na rynku pracy, a coraz więcej ludzi starszych – emerytów, rencistów. Coraz więcej będą kosztowały system emerytalny i system opieki zdrowotnej. Potrzeba poważnej dyskusji, jak sfinansować te dodatkowe wydatki.”
A więc nie tylko z powodu unijnej procedury nadmiernego deficytu musimy zrobić dobry plan, ale też po to, by już na dekady nie wpaść w gruby deficyt wynikający z niedopasowania wydatków do przychodów państwa. „Uporządkowanie dochodów i wydatków. Ustalenie listy priorytetów. Zrobienie listy tego, co musimy realizować, a z czym możemy poczekać. Plan jest nam potrzebny i dobrą okazją do jego przygotowania będzie procedura nadmiernego deficytu.”
Kiedy obniżki stóp procentowych?
Co z inflacją? „W ostatnich miesiącach inflacja spadała szybciej, niż wszyscy myśleli, i to jest zjawisko, z którego się możemy cieszyć. Osiągnęliśmy poziom 2-3%, ale tylko przejściowo. Będziemy mieli jeszcze efekty rezygnacji z tarcz antyinflacyjnych, czyli odstawienia „środków przeciwbólowych”, które były aplikowane przy bardzo wysokiej inflacji. Inflacja na dobre wróci do celu banku centralnego (1,5-3,5%) dopiero w drugiej połowie 2025 r. Czynnikiem ryzyka dla tego scenariusza są wynagrodzenia. One nie powinny rosnąć dwucyfrowo i mam nadzieję, że przestaną w takim tempie rosnąć” – mówi Ludwik Kotecki.
Kiedy – jako członek Rady Polityki Pieniężnej – Ludwik Kotecki widzi szansę na niższe stopy procentowe? „W tym roku nie ma na to przestrzeni, ale w pierwszej połowie przyszłego roku widziałbym ostrożnie taką perspektywę. Lepiej trochę się spóźnić z decyzją, niż podejmować ją zbyt pochopnie, zbyt radykalnie, a potem ją korygować podwyżkami stóp procentowych.”
To oznacza, że jeszcze dłuższą chwilę pomęczymy się z wysokimi kosztami kredytów hipotecznych. „Sekwencja powinna być taka: najpierw niska inflacja, potem niższe stopy procentowe Narodowego Banku Polskiego, a na końcu niższe oprocentowanie kredytów konsumenckich i dla firm” – mówi członek Rady Polityki Pieniężnej.
Wywiad w wersji audio wysłuchasz tutaj
Źródło zdjęcia: „Subiektywnie o Finansach”, Flickr