Sporo słyszeliśmy o szansach Argentyny na wyjście z gospodarczego dołka, kiedy tylko prezydentem kraju zostanie Javier Milei, ortodoksyjny liberał, antyperonista. Inflacja wciąż jest jednak trzycyfrowa, peso straciło na wartości 50% w ciągu trzech miesięcy, a zapowiadana przez Milei dolaryzacja dokonuje się oddolnie, jako ratunek domowych budżetów. Chyba wciąż Argentyńczykom udaje się tylko piłka nożna. Co musiałoby nastąpić, żeby gospodarka Argentyny odżyła?
Argentynie potrzebne są reformy gospodarcze. Jednym z największych problemów wciąż jest niestabilna waluta. Traci ona systematycznie na wartości wraz z utrzymującą się wysoką inflacją. Na drugim miejscu w katalogu problemów Argentyny jest bardzo duży dług publiczny zaciągany na zagranicznych rynkach na wysoki procent. Koszty obsługi w dolarach wielokrotnie stawały się zbyt dużym obciążeniem dla gospodarki kraju, co kończyło się bankructwem, o czym pisałem tu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Sytuacja w kasie państwa jest na tyle trudna, że wciąż grozi mu scenariusz ogłoszenia kolejnej niewypłacalności. Przepis na gospodarkę, jaki obowiązywał w Argentynie w XX wieku – wysokie wydatki publiczne, duży deficyt budżetowy, zwiększanie zadłużenia i drukowanie pieniędzy – musi się zmienić.
Argentyńczycy masowo poparli w wyborach prezydenckich w październiku 2023 r. stosunkowo młodego polityka Javiera Milei, który obiecywał szybkie uzdrowienie finansów państwa, uspokojenie wzrostu cen i ustabilizowanie waluty. Jako lekarstwo na słabość rodzimego pieniądza proponował likwidację peso. Chciał nawet likwidacji banku centralnego, który i tak nie bardzo panuje nad siłą waluty i inflacją. Te rewolucyjne poglądy Argentynie się spodobały.
To fakt, że do peso wielu Argentyńczyków nie może się przekonać z powodu systematycznej utraty wartości tego pieniądza. Kto chce naprawdę oszczędzać czy nawet w krótkim terminie zachować siłę nabywczą swoich dochodów, zamienia je na amerykańskie dolary. Czasem jest to jedyna metoda, która pozwala uniknąć załamania budżetów domowych lub właściwej wyceny dóbr takich jak mieszkania i domy.
Peso coraz słabsze, Argentynie potrzebne reformy gospodarcze
Miały być ostre bezkompromisowe reformy i dolaryzacja, tymczasem… bank centralny Argentyny wkrótce wyemituje banknot o nominale 20 000 peso. Dotąd banknotem o największym nominale w obiegu był papierek z liczbą 2000 peso. Według oficjalnego kursu wymiany nowy banknot będzie wart ok. 23 dolarów. To jeszcze nie wszystko. Są plany, żeby wyemitować kolejny banknot, tym razem 50 000 peso. Dokąd to wszystko zmierza?
Na pewno nie tego oczekiwali wyborcy w Argentynie, którzy zagłosowali na Javiera Milei. Z zapowiedzi dolaryzacji i likwidacji banku centralnego na razie nic nie wyszło, a od złożenia przez nowego prezydenta przysięgi i rozpoczęcia urzędowania minęły już całe cztery miesiące. Orędownik liberalizmu i zdrowych zasad gospodarczych na razie milczy na temat dolaryzacji, przeprowadza natomiast mniejsze reformy, które mają uzdrowić finanse publiczne, działanie biznesu i handel zagraniczny.
Jednym z pierwszych ruchów prezydenta było jednak zatrzymanie niezdrowego systemu finansowania budżetu państwa przez bank centralny. Mechanizm polegał na tym, że bank centralny emitował peso, za które kupowano dolary, a następnie emitowano krótkoterminowe obligacje, które ściągały z rynku „wydrukowane” peso. Mimo że w ten sposób można było zwiększyć rezerwy walutowe banku centralnego i pozyskać dolary na spłatę kolejnych rat długu, nie był to system zgodny ze standardami, np. MFW.
Na wykresie ośrodka badawczego BBVA widać moment zatrzymania tego systemu, który zamienił się w przed rządami Milei w rodzaj spirali emisji krótkoterminowego długu. Była to klasyczna emisja pieniądza dla wsparcia budżetu państwa, czyli mechanizm, który nazywamy potocznie „drukowaniem pieniądza” przez bank centralny:
Argentyńczycy spodziewali się, że Milei równie radykalnie, jak wypowiadał się w kampanii prezydenckiej o zerwaniu z establishmentem i peronizmem, przystąpi po wyborach do faktycznej przebudowy państwa i nadania mu zdrowych, kapitalistycznych, wzorowanych na Ameryce Północnej, cech. Sporo wyborców spodziewało się wręcz „wywrócenia stolika”. Widać jak na dłoni, że Argentynie nie posłużyło przywiązanie do gospodarki socjalistyczno-państwowej.
Na razie jednak państwo z powodu praktycznie zerowej wymienialności peso wciąż musi utrzymywać kontrolę obrotów handlowych, kapitałowych i walutowych, a przede wszystkim – urzędową kontrolę cen. Ten ostatni mechanizm teoretycznie ma zapobiegać inflacji, ale naprawdę jest efektem porażki gospodarczej. Starsi czytelnicy być może pamiętają ceny urzędowe w Polsce na niektóre produkty w latach 80. To system znany raczej z gospodarek czasów wojny. Nie sprzyja on wolności ekonomicznej.
Inflacja wciąż wysoka, ale prezydent chwali się, że niższa
Czy prezydent Milei ma na koncie jakieś sukcesy? Spektakularnych wydarzeń w Argentynie chyba nie ma się co spodziewać, bo same wybory – czy to parlamentarne, czy prezydenckie – nie zmieniają automatycznie zasad funkcjonowania wielkiego organizmu gospodarczego. Ale są jaskółki pozytywnych zmian.
Takim podstawowym dla Argentyńczyków wskaźnikiem makro, ale również miernikiem ich osobistej sytuacji materialnej, jest poziom inflacji CPI. W marcu tego roku była ona nieco poniżej oczekiwań rynkowych w ujęciu miesiąc do miesiąca i wyniosła 11%. Jednak w ujęciu rok do roku to już jest niebagatelne 287,9%. Natomiast inflacja bazowa w marcu wyniosła 9,4% miesiąc do miesiąca i osiągnęła aż 300,% licząc rok do roku. Czy jest się więc z czego cieszyć?
W swoim przemówieniu do narodu w kwietniu prezydent uznał za sukces swojego rządu to, że po raz pierwszy od 15 lat udało się w I kw. tego roku osiągnąć całkiem przyzwoitą jak na warunki argentyńskie nadwyżkę budżetową. Wyniosła ona co prawda tylko niewiele ponad 300 mln dolarów, czyli ok. 0,29% PKB, ale… jednak zawsze jest to nadwyżka. Jak pokazuje wykres ośrodka analitycznego banku BBVA, to wyraźna zmiana na tle ostatnich lat:
Czy to przypadkowe zdarzenie, czy faktycznie sukces polityki gospodarczej? Sytuacja budżetu jest nieco lepsza w wyniku poczynionych oszczędności, a więc – coś jednak się dzieje.
Analitycy wskazują, że to właśnie polityka oszczędności stoi za niewielkim spadkiem inflacji. Jest jednak różnica w tym, że inflacja mdm obecnie to 11%, podczas kiedy jeszcze w grudniu 2023 r. wynosiła 25%. Czy to wystarczy? Same działania oszczędnościowe rządu to nie wszystko. Niezwykle ważną sferą dla stabilizacji cen są oczekiwania inflacyjne konsumentów, a te pozostają wciąż bardzo wysokie. O tym aspekcie ryzyka dla inflacji w Polsce pisałem tu.
Prognoza inflacji Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla Argentyny na koniec tego roku wynosi 150% (średnio w całym roku to 250%), a na rok 2025 już „tylko” 45%. MFW dostrzega więc obecny wciąż trudny inflacyjnie czas, ale z optymizmem patrzy w przyszłość. Niestety mało optymistycznie wciąż wygląda prognozowanie wzrostu gospodarczego. Dynamika PKB w tym roku ma wynieś minus 2,8%, czyli kraj znajduje się w wyraźniej recesji.
Czy jednak można mówić o strukturalnych zmianach w sektorze finansów publicznych, które dadzą początek trwałej poprawie sytuacji budżetu państwa? Co do tego zdania są podzielone. Wielu analityków i ekonomistów wskazuje na to, że oszczędności zostały osiągnięte raczej krótkotrwałymi metodami.
Rząd np. nie zwaloryzował emerytur i rent zgodnie z rosnącymi cenami. Drastycznie spada poziom płac realnych. Obcięte zostały wydatki na inwestycje publiczne, co może zaowocować w przyszłości kłopotami infrastrukturalnymi i koniecznością wydania jeszcze większej puli pieniędzy za jakiś czas. Inflacja nie rośnie tak mocno, bo gospodarka po prostu bardzo spowolniła. Wręcz weszła w kolejną recesję po niedawnym ostrym zjeździe w czasie pandemii w 2020 r.
Recesja to równocześnie mniej pieniędzy w kieszeniach obywateli, więc nieznaczny spadek inflacji i tak nie będzie dla nich wielką ulgą, bo spadają płace i rośnie bezrobocie. Może być to jednak ulga dla finansów publicznych, bo nie będzie nominalnie przyrastać tak bardzo dług publiczny. Obecnie wynosi on, licząc w dolarach, 80% PKB. Spowolnienie aktywności gospodarczej to mimo wszystko miecz obosieczny. To pozbawianie kraju szans na rozwój w kolejnych latach.
Już teraz widać, jak drastycznie pogarszają się wskaźniki aktywności gospodarczej. Produkcja przemysłowa w lutym spadła o 9,9% rok do roku. Ponad 50% firm spodziewa się dalszego spadku popytu. Największe załamanie odnotowano w sektorze budownictwa, w którym aktywność spadła o niemal 25% w stosunku do roku poprzedniego. Na wykresie banku BBVA widać, że wskaźniki aktywności produkcyjnej niemal runęły po październikowych wyborach prezydenckich.
Na wykresie są dwie skale. Lewa dotyczy ogólnego wskaźnika aktywności produkcyjnej, produkcji przemysłowej i budownictwa. Skala prawa dotyczy produkcji samochodów, linia pomarańczowa:
Dolar zdusiłby inflację? Na razie będzie pakt 25 maja
Może więc szybszym i korzystniejszym niż krótkoterminowe cięcia budżetowe i drobne reformy regulacyjno-finansowe sposobem na naprawę argentyńskiej ekonomii byłaby tak szeroko prezentowana w trakcie kampanii wyborczej dolaryzacja? Byłoby to działanie o skali masowej, obejmującej wszystkie aspekty życia gospodarczego.
Część prezydenckich obietnic została zawarta w dużym projekcie specustawy o liberalnej reformie państwa. Projekt zawierający 660 przepisów prawa skierowany został do argentyńskiego Kongresu w lutym tego roku i zakładał m.in. program prywatyzacji 40 wielkich spółek państwowych, wprowadzenie korzystnych dla biznesu reform podatkowych i otwarcie instytucji i infrastruktury publicznej na inwestycje prywatne. Jednak partia prezydencka nie ma większości w Kongresie i po niekorzystnych poprawkach większości politycznej prezydent wycofał projekt z dalszych prac.
Następnie prezydent ogłosił narodowi w orędziu z 1 marca, że jest gotowy na walkę polityczną o reformy. Narzędzia, które są w ręku rządu obecnie to cięcia budżetowe i doprowadzenie do równowagi fiskalnej, a także zmniejszenie wartości długu i kosztów jego obsługi w dolarach.
Na dłuższą metę nie musi to być jednak program mile widziany ani przez inwestorów zagranicznych, którzy mieliby mniej szans na zarobek w zwijającej się gospodarce, ani przez gospodarstwa domowe, którym kurczą się dochody do dyspozycji. Wystarczy dodać, że np. wyniku działań oszczędnościowych realna wartość świadczeń społecznych, w tym emerytur i transferów socjalnych, spadła już w tym roku o 30% rok do roku. Stabilizacja peso musiałaby więc nastąpić, zanim wyczerpałaby się cierpliwość i jednych, i drugich, zmęczonych wysoką inflacją.
Z braku możliwości szerszego działania w Kongresie Milei zaproponował więc ogólnonarodowy pakt reform dla Argentyny, który miałby być rodzajem zaakceptowanej bezpośrednio przez naród liberalnej konstytucji dla kraju. Prezydent zwołał na 25 maja przedstawicieli wszystkich prowincji i miast. Data 25 maja jest symboliczna, bo nawiązuje do wydarzeń z 1810 r., które stały się początkiem walki o niepodległość kraju.
Celem wielkiego zgromadzenia w argentyńskiej Kordobie ma być podpisanie nowej umowy społecznej, która ustanowi 10 najważniejszych zasad gospodarczych. Czy nie są one czymś w rodzaju naszej ustawy Wilczka czy planu Balcerowicza?:
1. Nienaruszalność własności prywatnej.
2. Niepodlegające negocjacjom saldo fiskalne.
3. Redukcja wydatków publicznych do 25% PKB.
4. Reforma podatkowa zmniejszająca obciążenia podatkowe obywateli, promująca przedsiębiorczość i handel.
5. Sprawiedliwy podział podatków i dochodów między rządem federalnym a prowincjami.
6. Zobowiązanie prowincji do postępu w eksploatacji zasobów naturalnych kraju.
7. Nowoczesna reforma pracy promująca formalne zatrudnienie.
8. Reforma emerytalna zapewniająca stabilność systemu opartego na składkach i dobrowolny udział w prywatnym systemie emerytalnym.
9. Strukturalna reforma polityczna kraju zwiększającą obronę interesów obywateli.
10. Otwarcie na handel międzynarodowy, aby Argentyna ponownie stała się jednym z liderów rynku światowego.
Trudno powiedzieć, czy jest to jeden z wybiegów politycznych prezydenta, czy realna wola zmian. Krajem wstrząsają strajki i protesty różnych grup zawodowych domagających się reform sektorowych i podwyżek wynagrodzeń. Prezydent traci zaufanie społeczne i powoli traktowany jest jak kolejny nieudolny polityk, który sporo obiecał, a niewiele może osiągnąć.
Obietnice przedwyborcze z krótkoterminowych stały się średnio- czy nawet długoterminowymi. Milei dziś nie wspomina o dolaryzacji czy zamknięciu banku centralnego. Równowaga między wydatkami i dochodami budżetu nie jest trwała, gospodarka znajduje się w recesji, a oczekiwania inflacyjne w perspektywie roku są na poziomie ponad 200%.
Co prawda wzrosły o 9 mld dolarów rezerwy walutowe, ale jest to efekt dodatkowej emisji peso w celu zakupu dolarów, a następnie emisji długów o wysokim oprocentowaniu, aby pozyskać te peso z rynku. Jednak samą inżynierią finansową nie uzdrowi się finansów państwa.
Inflacja jest wielkim ukrytym podatkiem nałożonym na społeczeństwo i na biznes, i nic tego na razie nie zmieni. Spadek wartości waluty to ukryty sposób na wyciągnięcie zasobów od ludności i firm wykraczający poza jawne podatki. Inflacja jest zatem dobrym rozwiązaniem dla mocno zadłużonego państwa i bolesnym rozwiązaniem dla reszty. Rezygnacja z tego mechanizmu powoduje, że trzeba by zupełnie na nowo spojrzeć na strukturę zarządzania finansami kraju
Milei jeszcze wciąż ma mandat do zmian, poparcie dla niego wciąż wynosi ok. 50%, jednak – jak zawsze w polityce – czas przychylności mediów i społeczeństwa jest ograniczony. Ok. 50% Argentyńczyków deklaruje, że z trudem wiąże koniec z końcem. Już teraz prezydent na wiecach nazywany jest zdrajcą narodu i kłamcą, bo – zdaniem wielu wyborców – obiecywał dużo więcej, niż był w stanie zrobić.
Przedwyborcza diagnoza prezydenta była dobra – Argentyna potrzebuje wolności gospodarczej i napływających dolarów, żeby odzyskać dobrobyt. Trzeba by tylko pozwolić narodowi oszczędzać, inwestować, zarabiać i wydawać w wybranej przez ludzi walucie. Na razie Argentyna sama się dolaryzuje. Oddolnie.
Czujne oko MFW. My też to znamy
Ostatnio w Polsce obchodziliśmy 20. rocznicę obecności w Unii Europejskiej. Przy okazji świętowania, część polityków i ekonomistów narzekała na to, że Unia Europejska, a szczególnie Komisja Europejska, czasem zbyt restrykcyjnie domaga się od Polski wypełniania reguł i przepisów. Wśród unijnych zasad są również te fiskalne, które prawdopodobnie spowodują, że w tym roku KE będzie poważnie zastanawiać się nad wpisaniem Polski na listę krajów objętych tzw. procedurą nadmiernego deficytu.
Według unijnych reguł deficyt budżetowy nie powinien przekraczać 3% PKB w ciągu jednego roku, tymczasem w Polsce ma osiągnąć w 2024 r. do 5,1%. To zdecydowanie za dużo. O konsekwencjach pisałem tu. Możemy narzekać na bezduszne czasem unijne zasady, ale – mimo że przekraczane czasem przez niektóre państwa – są one rodzajem kotwicy, która stara się utrzymywać gospodarki krajów UE na powierzchni.
Rolę kontrolną UE w wielu państwach świata odgrywa Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Zanim weszliśmy do UE i my byliśmy mocno kontrolowani przez MFW i musieliśmy wypełniać zalecenia. Argentyna bankrutowała? Tak, ale na początku lat 90. i my zbankrutowaliśmy, bo tym faktycznie była redukcja spłaty naszych długów pochodzących jeszcze z czasów gierkowskich.
Czy gdyby nie UE i reformy rynkowe, to dalej bylibyśmy pod silną kuratelą MFW? Nie jest to wykluczone. Argentyna jest pod taką opieką obecnie i musi grzecznie wykonywać polecenia płynące z Waszyngtonu. Osiągnięcie na początku tego roku nadwyżki budżetowej po 12 latach nierównowagi to ważny argument Argentyny w negocjacjach z MFW. Ale to dopiero początek. Fundusz wyznaczył cel uzyskania nadwyżki budżetowej na poziomie 2% PKB do końca 2024 r. Stąd cięcia wydatków rządowych w I kw. aż o 30%.
Trochę w nagrodę za wyborcze deklaracje Milei, trochę w oczekiwaniu na dalsze faktyczne oszczędności, MFW przekazał Argentynie w styczniu 4,7 mld dolarów wsparcia. To kwota, dzięki której Argentyna mogła pokryć wszystkie spłaty zadłużenia zagranicznego do kwietnia tego roku. To na pewno uspokoiło zagranicznych wierzycieli. Milei stara się obecnie o nową pożyczkę. Ma to być tym razem aż 15 mld dolarów. Te środki pozwoliłyby na zwiększenie rezerw walutowych i dałyby rządowi większą swobodę w deregulacji ograniczeń wymiany walutowej i kapitałowej.
Byłby to pierwszy krok w kierunku głównej obietnicy Milei, czyli dolaryzacji. Na początku jednak, zanim doszłoby do faktycznej oficjalnej dolaryzacji, pieniądze z MFW umożliwiłyby usunięcie ograniczeń w zakupie walut obcych w życiu codziennym obywateli i firm.
MFW prognozuje w najnowszym raporcie, że dług publiczny kraju zostanie zmniejszony o 45 pkt proc. w 2024 r., w porównaniu z 154% PKB do 86% na koniec tego roku. To by była faktycznie wielka ulga dla budżetu w kolejnych latach, ale taki plan zakłada konieczność poniesienia sporych wyrzeczeń w tym roku. W podsumowaniu swojej analizy MFW szacuje, że w perspektywie 2029 r. relacja długu do PKB może spaść nawet do 47%. Byłoby to o wiele mniej, niż wynosi dług publiczny w Polsce, której z kolei grozi w ciągu kilku lat zbliżenie się do unijnej i konstytucyjnej granicy 60% PKB.
Problemem Argentyny wtedy będzie pewnie bardziej możliwość wygenerowania przyzwoitego i stabilnego wzrostu gospodarczego, bo dotychczasowa dynamika aktywności gospodarczej przez całe lata wahała się od wzrostu do recesji. W sumie nie udało się Argentynie doprowadzić do naprawdę wieloletniego trendu wzrostu gospodarki, co udało się nam w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat.
Nasz wzrost zazwyczaj był dodatni, rzadko przyjmował wartości ujemne, ostatnio w 2020 r. Zapewne jest to w części wynikiem innej struktury gospodarki. W Argentynie sporo zależy od pogody i pomyślnych wyników produkcji rolnej. Np. rok 2023 nie był dla rolnictwa pomyślny, a w wyniku złej pogody rolnictwo zanotowało spadek aż o niemal 30%. To przełożyło się na ogólny spadek PKB kraju o 1,6%. Na wykresie poniżej: Polska – linia jasnoczerwona, Argentyna – ciemnoczerwona:
Ta słabość gospodarcza Argentyny widoczna jest jeszcze wyraźniej, jeśli spojrzymy na mapę całego świata. Zgodnie z szacunkami MFW dla całego świata na ten rok Argentyna będzie miała drugi najgorszy wynik we wzroście PKB wśród wszystkich krajów. Wartość PKB ma spaść o 2,8%. Gorzej ma być tylko w Sudanie. Z kolei dla Polski MFW prognozuje na ten rok wzrost o 3,1%, najwyższy w UE:
Ta sytuacja ma się jednak zmienić już w następnym roku, kiedy MFW prognozuje w Argentynie wzrost PKB na poziomie aż 5%. Tak efekt mają mieć – według analityków MFW – reformy fiskalne i regulacyjne wdrażane obecnie w Argentynie. Tym samym Argentyna awansowałaby już za rok do grupy krajów o naprawdę przyzwoitym wzroście gospodarczym. W tej samej grupie jest Polska, dla której MFW przewiduje za rok wzrost na poziomie 3,5%. Pytanie tylko, czy byłby to wzrost stabilny, czy – tak jak to bywało w poprzednich latach – tylko chwilowy.
Argentyna ma atuty
Argentyna jest ogromnym krajem o wielkich możliwościach. Sto lat temu była to 7. największa gospodarka świata. Obecnie, mimo wielu problemów gospodarczych spowodowanych dekadami protekcjonizmu i socjalizmu, wciąż jest to kraj, który może przyćmić niejeden obszar świata. To ok. dwóch trzecie powierzchni całej Unii Europejskiej, kraj aż 7-krotnie większy od Polski, z wielkimi bogactwami naturalnymi i ogromnym potencjałem eksportowym rolnictwa.
Przy dobrych rządach i właściwym kierunku reform Argentyna mogłaby piąć się po szczeblach rozwoju. Należy do grupy G20, a według klasyfikacji MFW, uwzględniającej parytet siły nabywczej, gospodarka argentyńska jest na 25. miejscu na świecie. Nasz kraj może być już na miejscu 20. Argentyńskie PKB to ok. 640 mld dolarów, polskie – ok. 860 mld dolarów.
Dobrym miernikiem pozycji kraju jest dość neutralny wskaźnik dochodu per capita w dolarach. I tu widać, jak bardzo rozwinął się w ostatnich latach, szczególnie po wstąpieniu do UE, nasz kraj. A z kolei – jak mocno osunęła się w tym rankingu Argentyna, która jeszcze na początku XXI wieku była w tej kategorii znacznie lepsza. W roku 2000 dochód per capita w Argentynie wynosił 8600 dolarów, podczas gdy w Polsce było to tylko 4500 dolarów.
Jednak obecnie różnica jest szokująca na korzyść Polski. O ile w Argentynie dochód per capita wynosi 12 800 dolarów, o tyle w Polsce jest to już 23 000 dolarów. A prognozy na kolejne lata są przychylniejsze dla naszego kraju. Na wykresie: Polska – linia pomarańczowa, Argentyna – linia czerwona:
Nie wszyscy są zadowoleni, będzie kolejne bankructwo?
W przypadku Argentyny nic tak naprawdę nie jest powiedziane raz na zawsze. Reform i prób reformowania kraju było już sporo. Od pomysłów na zmiany roi się nie tylko w mediach argentyńskich, ale też w całym zachodnim świecie, który sporo w Argentynę zainwestował. Czy reformy Milei naprawdę się udadzą, tak jak to optymistycznie ocenia MFW?
Ośrodek Oxford Economics – lider światowych prognoz gospodarczych – jest sceptyczny. Analitycy tego think tanku oceniają prawdopodobieństwo, że Argentyna ponownie nie spłaci swoich długów w latach 2025–2027 na 75%. Jeśli tak się stanie, będzie to oznaczać kolejne trudne renegocjacje z zagranicznymi inwestorami. „Oczekujemy, że korekta fiskalna wprowadzana ostatnio w Argentynie w 2025 r. zakończy się niepowodzeniem” – ogłosił niedawno Oxford Economics.
Według Instytutu Badań Ekonomicznych Giełdy Papierów Wartościowych w Kordobie w 2023 r. argentyńska gospodarka była jedną z najbardziej protekcjonistycznych w Ameryce Łacińskiej, z zaledwie 0,25% udziałem w światowym handlu „Kraj pozostaje w środowisku krytycznej stagflacji: bez wzrostu gospodarczego i z olbrzymią inflacją” – podsumowuje Luca Sibani, dyrektor ds. strategii w ośrodku analitycznym Epsilon SGR
Amerykańskie banki inwestycyjne w swoich raportach zwracają uwagę, że mimo lepszego tzw. „sentymentu” dla argentyńskiego długu, wzrostu cen obligacji i najniższej od ok. 5 lat premii za ryzyko, nie tak łatwo będzie wyemitować rządowi nowy dług na rynkach międzynarodowych, które obawiają się globalnego ryzyka destabilizacji z powodu dwóch wielkich konfliktów zbrojnych – wojny w Ukrainie i w strefie Gazy. Do tego dochodzi główne ryzyko Anno Domini 2024 – wybory prezydenckie w USA.
Nie trzeba dodawać, że rating obligacji rządowych Argentyny jest na tzw. poziomie śmieciowym. Agencja ratingowa S&P podwyższyło co prawda swoją ocenę długu krajowego w marcu do CCC stabilnie z poziomu CCC minus, ale niewiele to zmienia w charakterystyce tych obligacji. To wciąż jeden z najniższych poziomów na świecie, z dużym ryzykiem straty.
Obligacje dolarowe o terminie wykupu w 2030 r. kosztują obecnie ok. 52 centów za dolara i są to wyższe poziomy niż te sprzed prezydentury Milei. „Obecne rentowności oznaczają, że inwestorzy dali Milei pewien kredyt zaufania, ale… w postaci wątpliwości co do bankructwa, a nie – jak wcześniej – pewności bankructwa” – uważa Luca Sibani z Epsilon SGR. Rynki najwyraźniej przestały się na razie martwić tym, że Argentyna zbankrutuje np. już w lipcu, kiedy to będzie musiała spłacić kolejną transzę 1,7 mld dolarów odsetek od długu wyemitowanego zgodnie z prawem stanu Nowy Jork.
Tymczasem w marcu Argentynie udało się zamienić ok. 77% zadłużenia krótkoterminowego w peso zapadającego w tym roku na obligacje o dłuższym terminie wykupu. To była największa taka operacja w historii Argentyny. W ramach refinansowania długu krajowego rząd wymienił 42,6 bln peso, czyli ok. 50,4 mld dolarów, bonów z terminem zapadalności w 2024 r. na papiery wartościowe o terminie wykupu od przyszłego roku do 2028 r. To ma dać rządowi oddech finansowy w tym roku.
Wydłużenie terminów zapadalności długu w peso zmniejszy potrzebę drukowania pieniądza w celu pokrycia spłaty zadłużenia. Popyt na zamianę obligacji był w sumie zapewniony, bo ponad 70% długu skarbowego znajduje się w instytucjach publicznych, w tym banku centralnego. Przez refinansowanie rząd stara się rozwikłać problem spirali lokalnego krótkoterminowego długu w peso, który jest związany z drukowaniem pieniędzy przez poprzednie rządy.
A jakie są główne obawy Argentyńczyków? Badanie przeprowadzone przez ośrodek analityczny banku BBVA pokazuje, że nic tak nie boli mieszkańców Argentyny jak wysoka inflacja. Czy na tę bolączkę pomoże terapia szokowa szykowana przez Milei? Pokażą to kolejne miesiąc, ale już pod koniec maja będzie wiadomo, czy Milei uzyska zgodę społeczną na swój wielki plan reform.
Kiedy patrzymy na Argentynę, to trochę tak, jakbyśmy patrzyli na nasz kraj z początku lat 90. XX wieku. O krok od wielkich reform, ale jeszcze z hiperinflacją, mizerną aktywnością gospodarczą, spadającymi realnie wynagrodzeniami, rosnącym bezrobociem, zamianą lokalnego pieniądza na dolary. Nam się udało. Mimo że często narzekamy, to po terapiach szokowych, reformach i przy rygorystycznych warunkach unijnych, jesteśmy już w innym miejscu.
Argentyna zaczyna swoją terapię szokową. Czy tym razem jej się uda?
Źródło zdjęcia: Eduardo Sánchez/Unpslash