9 maja 2024

Ugoda czy proces to dylemat niejednego frankowicza. Banki składają propozycje, ale prawnicy też mają argumenty. Pan Roman między młotem a kowadłem

Ugoda czy proces to dylemat niejednego frankowicza. Banki składają propozycje, ale prawnicy też mają argumenty. Pan Roman między młotem a kowadłem

Kredyt walutowy od początku do końca. Ale jaki to ma być koniec? Ugoda czy proces z bankiem? Po jednej stronie większa „wygrana” i trudny do przewidzenia czas trwania procesu oraz opłaty na prawników. Po drugiej stronie „rabat” od banku i szybkie zamknięcie sprawy. Jak duży? Pan Roman między młotem a kowadłem

To przykład jednej z tysięcy podobnych historii z kredytem frankowym w roli głównej. Jednak być może jej finał nieoczywisty i dlatego ten przypadek zasługuje na opisanie. Zagadnienie dotyczy sytuacji jednego z naszych czytelników. Jednak nie możemy podać żadnych danych go identyfikujących ani nawet nazwy banku. Strony obowiązuje bowiem klauzula tajności.

Zobacz również:

„Przygoda” pana Romana z kredytem frankowym rozpoczęła się w 2007 r. Wtedy to postanowił nabyć nieruchomość. Odwiedził kilka banków, rozmawiał z wieloma doradcami i bankierami. Otrzymał kilka propozycji (różne waluty, również padła propozycja kredytu w złotych) i finalnie zdecydował się na kredyt denominowany do franka szwajcarskiego.

Do zakupu wymarzonej nieruchomości brakowało mu 440 000 zł i tyle postanowił w banku pożyczyć. W związku z tym, że był to kredyt „frankowy”, bank przeliczył wypłaconą kwotę na tę właśnie walutę. Saldo zobowiązania wyniosło zatem prawie 198 000 franków. Nie chciałbym się wdawać w dyskusję, czy to był kredyt walutowy, złotowy czy produkt kredytopodobny. W każdym razie bank dał kredytobiorcy możliwość spłaty rat w złotym (domyślnie) lub we frankach (na zasadzie nadpłaty, która była rozliczana na poczet rat kapitałowych).

Bank przychodzi z propozycją ugody. I to dwa razy

Pan Roman początkowo spłacał kredyt w złotych, bowiem przez około rok kurs franka był niższy (lub zbliżony) niż kurs przeliczenia z dnia uruchomienia kredytu. Jednak – jak wiemy z historii – ta sytuacja nie trwała zbyt długo, więc gdy frank ruszył w górę, kredytobiorca postanowił skorzystać z drugiej dostępnej opcji. Było to dla niego korzystne również z powodu tego, że część dochodu uzyskiwał w walucie obcej.

Większość tzw. frankowiczów nie miała jednak takiej możliwości i z biegiem czasu ich rata (przeliczona na złote) była coraz wyższa. Co więcej, pozostały do spłaty kapitał kredytu (w złotych) również rósł, zamiast maleć wraz ze spłatą kredytu. Oczywiście saldo we frankach malało, jednak marne to pocieszenie dla kogoś, kto musiał spłacać raty, kupując franki za złotówki. Taka osoba niejako była niewolnikiem swojego kredytu. Nawet po sprzedaży nieruchomości zazwyczaj uzyskana kwota nie wystarczyłaby na spłatę zobowiązania.

W tzw. międzyczasie narastał bunt frankowiczów. Coraz więcej osób zgłaszało się do prawników, coraz więcej składano pozwów, potem pojawiły się również rozstrzygnięcia TSUE. Jak wiemy, na początku banki mówiły jednym głosem: podpisałeś umowę, to spłacaj. Jednak rozstrzygnięcia w sądach stały się coraz bardziej jednoznaczne i dla banków miażdżące. Prawie wszystkie spory frankowe kończą się dziś wygraną konsumentów.

Wreszcie piekło zamarzło i banki – widząc, że fala pozwów narasta – zaczęły proponować swoim klientom ugody. Na początku ich warunki nie były zbyt korzystne i niekiedy wręcz bardziej motywowały zainteresowanych do działania – czyli do jeszcze bardziej upartego skarżenia banków w sądach.

Również i pan Roman otrzymał od swojego banku propozycję ugody. Otrzymał ją pomimo tego, że nie zamierzał się z bankiem sądzić. Warunki ugody były „fenomenalne”. Bank zaproponował, że jeżeli kredyt zostanie od razu całkowicie spłacony, to kurs spłaty (po przeliczeniu franków na złote) będzie o ok. 30 gr niższy niż ten obowiązujący akurat w banku.

Kredytobiorca próbował z bankiem negocjować te warunki, jednak skłonność do rozmów (po stronie banku) była żadna. Temat zatem upadł. Minęło kilka miesięcy i… bank znów zaproponował ugodę. Tym razem propozycja brzmiała: spłać nam 200 000 zł i będziemy uważać zobowiązanie za całkowicie spłacone. Klient był podejrzliwy. Jeżeli bank, zamiast ok. 80 000 franków (a właściwie równowartości w złotych) zadowoli się kwotą 200 000 zł, to trzeba się zastanawiać, czy tu nie ma pułapki.

Ugoda czy proces? Pan Roman między młotem a kowadłem?

Klient skontaktował się z kilkoma kancelariami prawniczymi specjalizującymi się w tzw. sprawach frankowych. Każda z nich otrzymała jego umowę kredytową z prośbą o opinię i wskazanie ew. podstaw do dochodzenia prawa w sądzie. Analizy nie były identyczne, jednak ich wspólnym mianownikiem było to, że argumenty świadczące za unieważnieniem umowy są mocne.

Pan Roman „uzbrojony” w argumenty z kancelarii prawniczych postanowił dalej z bankiem negocjować. Tym razem bank już takiej możliwości kategorycznie nie wykluczał. I klient naprawdę dużo ugrał. Finalnie negocjacje stanęły na tym, że klient zobowiązał się oddać bankowi 50 000 zł (z prawie 80 000 franków, które zostały do spłaty) i kredyt miał zostać zamknięty. Jednocześnie ugoda oczywiście miała zamykać też możliwość sądowego rozstrzygnięcia sprawy.

Decyzja jednak nie była jeszcze podjęta. Na drugiej ręce były bowiem „obietnice” kancelarii. One niemal gwarantowały wyrok w postaci uznania kredytu za niebyły. Jednak opcja ta miałaby również i pewne minusy. Otóż proces sądowy musiałby trwać najmarniej 2-3 lata oraz wiązać się z określonymi kosztami. Opłata wstępna dla kancelarii, zastępstwo procesowe oraz na końcu tzw. success fee. Szacunkowo ok. 50 000 zł.

Ugoda czy proces? Ciężka sprawa, bo zysk na unieważnieniu umowy mógłby być znacznie wyższy niż z ugody, która oferowała de facto umorzenie równowartości 80 000 franków szwajcarskich minus 50 000 zł. Kredytobiorca postanowił podsumować opcje i wyliczyć „wynik finansowy” kredytu. W 2007 r. pożyczył od banku 440 000 zł, a do spłaty miał wówczas prawie 198 000 franków. W całym okresie kredytowania oddał bankowi prawie 147 000 franków (kapitał, zapłacone odsetki, prowizja).

Pamiętajmy, że nasz bohater spłacił część rat bezpośrednio we frankach (zarabiał w euro, więc wymieniał je na franki). Ale – powtórzmy raz jeszcze – nie jest to typowa sytuacja, większość posiadaczy kredytów frankowych nie miała takiej możliwości. Gdyby spłacał kredyt frankowy przez cały czas w złotych – tak, jak każdy inny śmiertelnik – kwota poniesionych kosztów (uwzględniając potencjalną ugodę) wyniosłaby ok. 580 000 zł (raty obliczone po kursie średnim NBP plus spread banku).

Biorąc pod uwagę spłacanie rat bezpośrednio w walucie obcej oraz ugodę, w ciągu 17 lat nasz czytelnik oddałby bankowi o ok. 40 000 franków mniej, niż od niego pożyczył. Gdyby nie spłacał rat w obcej walucie, lecz w złotych – z pożyczonych 440 000 zł spłaciłby o ok. 140 000 zł więcej. Też nieźle. Jednocześnie wartość nieruchomości, którą wtedy nabył, wzrosła o ok. 60%.

ugoda czy proces w sprawie franków
Ugoda czy proces w sprawie franków?

Co tak naprawdę zaproponował bank?

Zamknijmy na chwilę oczy i wyobraźmy sobie zwykły kredyt złotowy oparty na stawce WIBOR o wartości 440 000 zł, spłacany przez 17 lat w ratach równych. Aby jego koszt w tym okresie wyniósł 140 000 zł, to oprocentowanie musiałoby wynieść mniej więcej 3,4%. Dla przypomnienia: obecnie oprocentowanie (standardowego) kredytu hipotecznego wynosi około 7,5% i w ciągu ostatnich kilkunastu lat jedynie przez krótki czas było niższe niż te 3,4%.

Zaproponowana przez bank ugoda – gdyby przyjąć, że dotyczy typowego klienta (nieposiadającego dochodów w obcych walutach) – de facto oznacza propozycję zamiany kredytu na taki, który kosztowałby 3,4%. Takiego mocno preferencyjnego. Po drugiej stronie jest propozycja kancelarii prawniczej, by złożyć pozew i po kilku latach uzyskać darmowy kredyt – czyli być kolejne 140 000 zł do przodu minus koszty prawników.

Jaką byście podjęli decyzję? Ugoda czy proces? Zdradzę Wam tajemnicę – pan Roman postanowił przyjąć ofertę ugody ze strony banku. Ugoda nie jest jeszcze sfinalizowana, ale procedury są już w trakcie. Jak uważacie, czy zamierza podjąć właściwą decyzję, dogadując się z bankiem, czy raczej powinien walczyć w sądzie o nieważność umowy i pełną pulę, dzieląc się swoim finansowym szczęściem z prawnikami?

Pan Roman też jest tego ciekawy. Wyraził zgodę na publikację tego materiału (pod klauzulą usunięcia wszystkich danych identyfikujących) i z pewnością chętnie zapozna się ze wszystkimi konstruktywnymi opiniami. A zatem zachęcam do wyrażania swojego zdania. Jakie rozwiązanie wybralibyście, będąc na jego miejscu? Nie ma złych odpowiedzi, ale każdą warto uzasadnić.

Tego rodzaju analiza możliwa jest dla praktycznie każdego przypadku kredytu frankowego, w którym na jednej szali stoi możliwość nieważności umowy minus czas i koszty prawnicze, a na drugiej ugoda. Potrzebne są jedynie dane do obliczeń. Może zanim zdecydujecie się pozwać bank, warto zaproponować temu bankowi ugodę (na własnych warunkach). Bank być może podejmie negocjacje. Jeśli macie pytania, piszcie do mnie.

Czytaj też: Sąd Najwyższy przestał udawać strusia i wyrzucił to z siebie. Co wynika dla frankowiczów, a co dla banków z kompleksowej uchwały w sprawie franków?

Zdjęcie tytułowe: Maciej Bednarek

Subscribe
Powiadom o
66 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
mariusz
7 miesięcy temu

ugoda = PIT od umorzenia zobowiązania, może nawet 32%, jak ktoś jest bogaty i jest w drugim progu (ironia). Wyrok = zaniechanie poboru podatku.

Sylwester
7 miesięcy temu
Reply to  mariusz

To zależy od konstrukcji ugody, ale słusznie trzeba zauważyć, by unikać słowa umorzenie.
Ważnym też jest, że jeśli zostało pożyczone 440 000 zł, to jeśli zostanie uznane, że kwota bazowa została spłacona (a nie odsetki/marża), to wszystko co jest ponad tę kwotę (właśnie odsetki/marża) bank może „umorzyć”, a raczej odstąpić od ich naliczenia.
I nie jest tu ważne, że pożyczone zostało 198 000 franków, a spłacone prawie 147 000 franków, bo liczy się kwota złotowa.

Tak czy siak, przyda się dobry prawnik/doradca podatkowy, który będzie zwracać uwagę na sformułowania, bo faktycznie można wpaść w PIT zupełnie niechcący.

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Sylwester

Pełna zgoda, warto uważać na podatek

Krzysiek
7 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Do końca 2024 roku obowiązuje rozporządzenie ministra finansów w sprawie zaniechania poboru podatku w przypadku ugody. Trzeba tylko spełnić kilka warunków.
A co do samej ugody to ona może być sensowna w przypadku gdy prawdopodobieństwo wygranej w sądzie jest niższe, np. gdy jest podejrzenie że bank udowodni kredytobiorcy że nie jest konsumentem tylko przedsiębiorcą.

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Krzysiek

Jeszcze bym dodał sytuację, w której spodziewamy się bardzo długiego procesu i wizja odsetek ustawowych otrzymanych za 10 lat nas nie grzeje

Jacek
7 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Przecież to niezły sposób na podwyższenie emerytury 😉

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

ale kwestia potencjalnego podatku była częścią ugody i w tym wypadku nie występuje

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  mariusz

wystarczy spełnić warunki (dość łatwe) postawione przez MF i nie ma podatku; stosowny dokument jest częścią ugody

Wojtek
6 miesięcy temu
Reply to  Robert Sierant

Może większość nie wie, ale jeśli np. wpłaciło się zaliczkę za zakup mieszkania, a później w wyniku umowy kredytowej bank nam tą zaliczkę zwróci na konto (a wartość zaliczki dopisze się go do kredytu, czyli kredyt na 100% wartości), to od tej części kredytu trzeba zapłacić podatek. Tak wychodzi z interpretacji KIS.

Zbyszek
7 miesięcy temu

Tak naprawdę rozważania sprowadzają się do czasu jaki klient jest gotowy poświęcić. Jeśli sprawa nie jest gardłowa i klient nie musi uwolnić hipotekę pod sprzedaż nieruchomości to warto iść do sądu. Tam zawsze jest więcej do ugrania plus odsetki ustawowe, o ile klient złoży wezwania do zapłaty za wszystkie do tej pory wniesione raty kapitałowo-odsetkowe (bo nieważność powoduje ich całkowity zwrot). Prawdopodobnie pozew spłaci się prawie całkowicie sam z odsetek ustawowych, które bank będzie zmuszony spłacić po prawomocnym wyroku. Zatem kliencie jeśli nie nagli Cię czas i problemem nie jest trzymanie przez bank łapy na hipotece, to walcz o swoje.… Czytaj więcej »

ArnoldB
7 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ja dodałbym jeszcze, aby nie bać się straszaka, że sprawa trwać będzie wiele lat. 2-3 lata oczekiwania na pierwszą rozprawę jest sytuacją skrajną, spotykaną w największych miastach typu Warszawa czy Wrocław. Przykład – sprawa złożona w byłym mieście wojewódzkim na Dolnym Śląsku, od złożenia sprawy w sądzie do pierwszej rozprawy minęło 10 miesięcy. Koszt obsługi prawnej przez znaną kancelarię warszawską wyniósł 22 000 zł za pierwszą instancję. Tzw. success fee jest niewielkim procentem od wartości kredytu i wynosi kilka tysięcy zł.

Last edited 7 miesięcy temu by ArnoldB
Ralf
7 miesięcy temu
Reply to  ArnoldB

To niestety nie jest prawda. Zależy od sądu i wydziału. W Wawie w tym momencie są to lata, nie miesiące. Pozew złożyłem dokładnie 5 lat temu, a pierwszą rozprawę mam we wrześniu tego roku. Warszawa.

Marek
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

W Gdańsku zaczął się 5-ty rok w I instancji

Mareczek
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

No to piękne będą odsetki za opóźnienie zapłacone przez bank.
I jeżeli bank nie pozwał Cię w ciągu pierwszych 3 lat (pełnych – kalendarzowych) o kwotę kapitału – to może roszczenie banku jest już przedawnione ? To może być dodatkowa gratyfikacja od banku.
Masz taki „mały” fundusz emerytalny.

Ralf
7 miesięcy temu
Reply to  Mareczek

Pytanie, czy dożyję, względnie, czy będę pamiętał, że w ogóle pozwałem patoBank. Z apelacją, która pewnie będzie, to tak szacuję na 12 lat.
To państwo to dno…

Hieronim
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

A jeśli będziesz mieć pecha i sąd apelacyjny cofnie do I instancji…?

Irek
7 miesięcy temu
Reply to  Mareczek

To, że roszczenie banku popadło w przedawnienie, nie oznacza, że sąd uwzględni zarzut przedawnienia przeciwko bankowi, jeżeli w ogóle został podniesiony przez konsumenta.

Wojtek
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

Ja mam złożony w maju 2023, a 1 rozprawa wrzesień 2024. Sąd Warszawa-Praga.

Karol
6 miesięcy temu
Reply to  Wojtek

U mnie pozew złożony we wrześniu 2019,rozprawa maj 2022 wyrok styczeń 2024

Last edited 6 miesięcy temu by Karol
Wojtek
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

Ja też miałem w Warszawie i II instancje trwały równo 3 lata.

Mag
7 miesięcy temu
Reply to  Wojtek

Po ktorej stronie Wisly? Ja skladalam pozew rok temu, terminu ani widu, ani slychu, mentalnie przygotowalam sie na kilka lat czekania. Przynajmniej sedzia klepnal zabezpieczenie.

Alf/red/
7 miesięcy temu
Reply to  Mag

Mi klepnął po 9 (słownie dziewięciu) miesiącach, gdy powinien to zrobić w bodajże tydzień. Sam nie wiem, czy wolałbym mieć stówę teraz (z ugody), czy 150 za 3 lata (z wyroku+odsetki). A na miejscu pana Romana chyba też bym szedł w ugodę. Tylko trzeba przypilnować, żeby w warunkach ugody było, że bank też się zrzeka dalszego pozywania.

michał
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

Ja po 2 latach dostałem wyrok w sądzie pierwszej instancji. Sprawa z września 2021. Warto iść do sądu i czekać. Oczywiście zabezpieczenie roszczenia ma tu ogromne znaczenie. Nie płacisz rat a licznik bije na Twoją korzyść.

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  ArnoldB

te 2-3 lata to czasy podawane przez kancelarie prawne, a nie bank

Joanna
7 miesięcy temu
Reply to  Zbyszek

Ja złożyłam pozew w sierpniu 2020. Pierwszy termin rozprawy mam we wrześniu 2024.

Mieszko
7 miesięcy temu

Bardzo często mówimy o odkładaniu na tzw emeryturę, procencie sładanym, szafujemy hasłem, że milion też składa się z groszy, że każda suma ważna. I nagle zastanawiamy się czy warto zarobić 90tys (140 – prawnicy) w trzy lata? W dodatku na 90% aktualnie sąd wyda decyzje o zabezpieczeniu w postaci wstrzymania konieczności spłacania rat, do tego odsetki od wysokości roszczenia w pozwie (aktualnie ok 11% w skali roku, a przewidujemy trzy lata procesu). Ryzyko porażki? Oczywiście jakieś minimalne jest ale moim zdaniem do ugrania jest dużo.

Mareczek
7 miesięcy temu
Reply to  Mieszko

Zastanawiamy się czy nie zarobić 90 000 PLN i nie stracić dodatkowo 50 000 PLN – bo przecież Pan Roman musi jeszcze dopłacić 50 000 PLN bankowi za ugodę….

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  Mareczek

jak dopłaci to temat się kończy, już bez sprawy w sądzie, w tekście pokazałem alternatywne rozwiązanie; to nie jest jakaś sugestia aby zrobić to lub tamto, pokazane są dwie opcje i to każdy (zainteresowany klient) indywidualnie ocenia, w którym kierunku chce iść

Mareczek
7 miesięcy temu
Reply to  Robert Sierant

Tak ale finalnie Pan Roman jest 190 000 zł w „plecy”. 140 000 zł które otrzymałby od banku po wygranym procesie i 50 000 zł które teraz musi zapłacić. Przy tej kwocie kredytu odsetki od banku za opóźnienie z dużą nadwyżka pokryją prawników

Mareczek
7 miesięcy temu
Reply to  Robert Sierant

I jeszcze obliczenie dla Pana Romana.

Do tej pory spłacił Pan 147 000 CHF.
Jeżeli proces potrwałby np. 5 lat to odsetki od banku za opóźnienie (biorąc obecne 11,25% za opóźnienie rocznie) wyniosą: 82 687 CHF – co przy obecnym kursie NBP (ok 4,40 zł za 1 CHF) daje : 363 822 zł. Robi wrażenie ?

Proszę pamiętać, że nie straci Pan jeszcze tych 50 000 zł za ugodę.

ps. Odsetki za opóźnienie zależą od stóp NPB. Nawet jeżeli NBP obniży swoje stopy do 0% – to odsetki za opóźnienie nigdy nie będą niższe niż 5,50 % rocznie.

Adzik
7 miesięcy temu
Reply to  Mareczek

ja widzę, że były i 3.6%
https://www.pit.pl/odsetki-ustawowe/archiwum-odsetek-ustawowych-922982
Druga sprawa to chyba nie ma odsetek od odsetek w tym przypadku.

Mareczek
7 miesięcy temu
Reply to  Adzik

Bo patrzysz na odsetki standardowe – a tu w grę wchodzą odsetki za opóźnienie , które oblicza się jako SR + 5,50 %
Nie ma odsetek od odsetek – i tak to powyżej obliczyłem.

Wojtek
7 miesięcy temu

To ja mam też ciekawą historię dotyczącą ugody. Złożyłem pozew frankowy. Bank po pół roku zaproponował ugodę – przewalutowanie na PLN i całkowite umorzenie pozostałego kapitału. Rozważałem taką ugodę, ale z racji możliwego podatku, wystąpiłem o interpretację indywidualną do Krajowej Informacji Skarbowej i dałem znać bankowi o tym. KIS długo myślał (ponad 2 miesiące) i termin obowiązywania warunków ugody minął. Miałem do zapłaty jakiś tam podatek, ale do przełknięcia, ale bank już ugody nie ponowił, a powiem więcej, unikał kontaktu i rozmów, choć kilka razy prosiłem o rozmowę z doradcą od ugód. Dziwna postawa banku w sytuacji gdy 97% frankowiczów… Czytaj więcej »

Paweł
7 miesięcy temu

Są osoby młode (względnie, no bo zapewne mają min. 40-lat), asertywne, nie boją się banków, sądów i procesu. Potrafią też dobrze liczyć i wiedzą, że przy 99% szans na wygraną opłacalne jest zaangażować w proces. Ale wielu frankowiczów to osoby starsze lub też osoby, które po prostu nie mają ochoty / sił / czasu (wybierz właściwe), aby walczyć w sytuacji gdy mogą zawrzeć ugodę tu i teraz. Chodzi przy tym coraz częściej o ugodę, która oznacza, że ich kredyt znika z dnia na dzień. I nawet jeśli walcząc mogliby zyskać kilkadziesiąt (może sto) tysięcy, to wolą ze spokojem zamknąć sprawę.… Czytaj więcej »

Marek
7 miesięcy temu
Reply to  Paweł

Nakłada się na to jeszcze kwestia rozpadu związków.

Jack
7 miesięcy temu

Jeśli nie masz przysłowiowego noża na gardle , idź do sądu. Pewność prawie 100% że wygrasz. Odsetki są przyzwoite, warto czekać. Mi banksterzy proponowali dwie ugody. Kurs 1 do 1 i kończymy, druga to ” zapłać nam cokolwiek” . NIE. Gdyby wcześniej rozmawiali ze mną jak partner, zastanowił bym się. Teraz już nie niech spłoną we piekle.

pracuję w bankowości od ponad 30 lat
7 miesięcy temu
Reply to  Jack

Ubawił mnie ten Twój komentarz. Ty naprawdę wierzysz, że MY banksterzy umrzemy w piekle? Pracuję w bankowości ponad 30 lat My żyjemy jak „pączki w maśle”… od wielu lat !!! Kredyty frankowe… kredyt „Alicja” Nas to nie dotyczy !!! W moim banku były ostatnio podwyżki… Są co rok,,, a nawet częściej Przez ostatnie 2 lata pensja mi wzrosła o ponad 50% I jeszcze ta umowa B2B od 2023 rku ZUS – 300 ziko PIT – odciągają jakieś 600 ziko Jestem „artystą” 50% dochodu zwolnione od podatku Jednym słowem: IT – ŻYĆ… NIE UMIERAĆ !!! Trzeba się było uczyć… to też… Czytaj więcej »

Ralf
7 miesięcy temu

Provo dobre, ale z tym ZUSem za 3 stówy, to trochę chłopie pojechałeś. Chyba, że masz na myśli KRUS.

Alf/red/
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

Jak jest nowym przedsiębiorcą, to może i tyle płaci. Natomiast z KUP 50% to podobno lepiej nie stosować.

michał
7 miesięcy temu

[CENZURA-red]

Bambino
7 miesięcy temu

„czyli być kolejne 140 000 zł do przodu minus koszty prawników.”

Pewne jest jedno: koszty prawników. Sądy orzekają również na korzyść banków, baaaaaaardzo rzadko, ale może zdarzyć się przegrana. Nie wiemy jak sądy będą orzekać za kilka lat. Wolałabym mieć już teraz gwarantowaną mniejszą kasę, zainwestować i mieć zysk, niż ponieść koszty prawników bez gwarancji wygranej. Każdy proces jest inny, sąd dowody w sprawie może odrzucić itp.,, ryzyko ponosi powód.

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  Bambino

i taki był właśnie cel tekstu, pokazać nieoczywisty przypadek + (ciekawy) wynik na kredycie nawet bez sprawy sądowej

pozdrawiam

Edek
7 miesięcy temu

Tekst sfinansowany przez banki. Tylko proces sądowy przez bankowi. Żadne ugody.

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  Edek

mógłbym napisać, że „komentarz sfinansowany przez kancelarie prawne”, ale przecież każdy ma prawo wyboru i zdecydować co chce zrobić, tekst nikogo i do niczego nie namawia, pokazuje opcje i każdy ma prawo zdecydować co chce zrobić

pozdrawiam

Bla bla
7 miesięcy temu

Poszedłem do sądu, Warszawa Praga. Pozew złożony w kwietniu, już mam wyznaczony termin procesu na początek sierpnia. Prawnik mówi, że być może to tego dnia się skończy. Banki w obecnej sytuacji mogą się nie odwoływać. Koszt kancelarii kilkanaście tysięcy. Do odzyskania mam ponad 60k nadpłaty plus odsetki. Pozew w obecnej sytuacji to najlepsze wyjście.

Robert Sierant
7 miesięcy temu
Reply to  Bla bla

a miałeś jakąś alternatywę? nie z każdym banki chcą rozmawiać i nie każdemu proponują ugodę (na sensownych warunkach)

Joanna
7 miesięcy temu
Reply to  Bla bla

Jasne. A ja złożyłam w 2020 i pierwszy termin mam na jesieni 2024, więc bla bla….

Ralf
7 miesięcy temu

Niech Pan jeszcze napisze artykuł o pozywaniu tego Państwa z dykty, za absurdalne czasy oczekiwania w sądach, które oferuje swoim obywatelom.
Jestem cierpliwy, ale 5 lat oczekiwania na pierwszą rozprawę to jest jakiś dramat.
Złożenie zażalenia (to już wiem) skutkuje tym, że sprawa trafią na minimum pół roku do lodówki, a sędzia strzela focha, jakby to on był adresatem reklamacji.

Jan
7 miesięcy temu
Reply to  Ralf

7 lat w tym 5 lat zamrażarki w SO Warszawa, już drugi rok oczekiwania na wyznaczenie terminu rozprawy apelacyjnej w SA Warszawa. Czy trzeba tak długo? Nie, nie trzeba. Pytanie, kto tym steruje zupełnie jak dystrybucją filmów, które w czasach komuny trafiały „na półki”. No ale jak mamy takich sędziów, co dają dyla na Białoruś, to czego się spodziewać, kraj z kartonu.

Alex
6 miesięcy temu
Reply to  Jan

Czyli państwo nie wywiązuje się ze swoich zadań.
Ja place podatki,daniny i opłaty,a państwo tego nie odwzajemnia. Te wszelkie ugody to głównie zerowanie na tym,że „proces będzie trwał latami i się straci”.
Płacimy sędziom duże pensje i mają duże przywileje (przyklad sedziego Schmydta daje duzo do myslenia – 24 tys zl na miesiac…do tego 13tka i 38 dni urlopu w roku,a emerytura wielce dostatnia).A efekt w postaci efektywnej pracy żaden.
Teraz jak PiS zrobił bałagan w wymiarze sprawiedliwości- nie ma co liczyć na jakąkolwiek prawdziwa reformę.

Leokwas
7 miesięcy temu

Jeśli bank przychodzi z propozycją ugody, i to dwa razy, to z pewnością sobie policzył, że ta ugoda mu się bardziej opłaca niż proces. Ergo, kredytobiorcy bardziej opłaca się proces.

Elżbieta
7 miesięcy temu

Też jestem a raczej byłam posiadaczką kredytu we frankach. Otrzymałam chyba cztery propozycje ugody gdzie na ostatnią przystałam przeliczyłam ile bym musiała jeszcze zł zapłacić bankowi i ile bym zyskała po sprawie w sądzie. Podpisałam ugodę i odstąpienie od naliczenia podatku i mogę powiedzieć jestem wolna od kredytu. Do żyłam dnia kiedy nieruchomość jest tylko moja, a ten dzień był taki jakbym kupiła nieruchomości ponownie 12 lat wcześniej niż przewidywała umowa. Szczerze nie wierzę w prawników i sądy i bardzo się z tego powodu cieszę nie będę nabijać kieszeni prawnikom.

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Elżbieta

I to jest rozsądne – jeśli jest opcja rezygnacji z nabijania kasy prawnikom – trzeba skorzystać

Jan
7 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Bardzo nierozsądne. Opcje ugód pojawiły się po wieloletnich bataliach tych co poszli pierwsi. Uważam, że nie można układać się z gwałcicielem, złodziejem lub jakimkolwiek innym przestępcą, bo sami tworzymy w ten sposób spaczony kraj dla kolejnych pokoleń. Tu pierwszy lepszy bandzior będzie kombinował – nakradnę, pobiję, podpalę, najwyższej pójde na ugodę. Tak nie można robić.

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Jan

Wydaje mi się, że to jednak nie jest ta sytuacja, bo tu nie ma gwałtu, lecz umowa, która na początku wszystkim pasowała. Czyli seks za zgodą, w którym po fakcie okazuje się, że jednej stronie się nie podobało 🙂

Marcjanna
7 miesięcy temu

Sądzenie się z bankiem trwa więcej niż 2-3 lata, bo nie kończy się na pierwszej instancji. Generalnie na miejscu Pana Romana poszłabym na ugodę – czas i spokój ducha jest bezcenny. Sama nie mam tak luksusowej sytuacji: mój bank jest frankową wydmuszka, która ma klientów gdzieś. Po wielu próbach dogadania się z bankiem poszłam do sądu. jest po pierwszej instancji (trwało to od 10.2022 do 01.2024). Teraz czekam na rozpatrzenie apelacji (czyli kolejne 2-3 lata). I nie wiem czy to będzie koniec… Po pierwszym wyroku zwróciłam się do banku z propozycją ugody, ale nadal był nie zainteresowany. Tak też kasa… Czytaj więcej »

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Marcjanna

Trzymam kciuki, żeby to już długo nie potrwało. Z bankami-wydmuszkami sytuacja jest najtrudniejsza, bo mają niewielką skłonność do ugód

Mareczek
7 miesięcy temu
Reply to  Marcjanna

Zamiast prawnikom nabiła Pani kasę prezesowi banku.
Na jedno wychodzi.

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Mareczek

Moim zdaniem teza, że te pieniądze trafiły wyłącznie do prezesa banku jest trudna do obrony. A teza, że w przeciwnym razie trafiłyby do konkretnych kilku prawników byłaby do obrony

Grzegorz
7 miesięcy temu

Łatwiej by było się wypowiedzieć, gdyby było zetsawienie tabelaryczne lub w formie podobnej do tabeli. Moja sprawabjest ciekawa i może kiedyś będę miał czas się podzielić info…gdyż bardzoe cenię Pana Samcik za to co robi. Ja sam pozwałem bank, choć nie jestem prawnikiem. Alr wcześniej, gdy bank PKO BP zaczał proponować odfrankowanie w ramach ugody skierowałem do nich wniosek/pismo o odfrankowienie na zasadach obowiązujących w banku (projekt KNF). Ale bank „olał” mnie (i żonę – wspólny kredyt) bo brałem kredyt konsolidacyjny, który różnił się jedynie celem (znaczna część na spłatę innego kredytu mieszkaniowego etc dokończenie budowy). Tak czy siak jest… Czytaj więcej »

Admin
7 miesięcy temu
Reply to  Grzegorz

Ugoda Szmidtowa? Tego nie znałem 😉

Alex
7 miesięcy temu

Na dziś (a sam wybrałem 2 lata temu ugode) wybrałbym proces. W tej chwili – umowa kredytowa z 2007r. -> 99,9% szans na wygraną.
Osobiście na ugodzie jestem w plecy ok. 180 tys zł-odsetki ustawowe liczone są od całości kredytu + nadpłacone raty,więc mocno podwyższają zysk.
Jednakże ja 2 lata temu miałem kredyt z 2010r.z innymi zapisami umowy oraz wówczas wygranych spraw z bankami było poniżej 70%.

kolosy
6 miesięcy temu

ile trzeba wylożyć na dzień dobry u adwokata, żeby rozpoczać sądzenie się z bankiem?

Admin
6 miesięcy temu
Reply to  kolosy

Pewnie tyle, ile kosztuje napisanie pozwu, pisma procesowego, reprezentacja na kilku rozprawach. Jakiś czas temu płaciłem za taki pakiet (dwie instancje) ponad 20 000 zł, ale to nie były franki i nie cała kwota była płatna od razu. Do franków kancelarie mogą mieć specjalne taryfy, tak jak taxi ma nocną weekendową ;-).
Może zrobimy taki cykl edukacyjny 😉

Mareczek
6 miesięcy temu
Reply to  kolosy

trochę powyżej 4 tyś PLN –

Malina
6 miesięcy temu

No to ja tak pokrótce, bo klauzula tajności – kredyt frankowy 2008, 130 tys. CHF. Nie było problemu z ratami, dobrze zarabiamy. Do spłaty na początku roku było jeszcze ok. 300 tys.zł. Podpisaliśmy ugodę – propozycja ok. 50 tys.zł, w trakcie mediacji bez problemu obniżka do ok. 30 tys.zł. Kredyt spłacony jednorazowo. Dlaczego nie poszliśmy do sądu, mimo, że każdy nam to radził? Długość procesu sądowego, koszty prawników, nerwy i stresy. Na plus spokój, spokojne życie teraz i na emeryturze, co miesiąc dodatkowe 3 tys. na koncie. Każdy musi rozpisać sobie na spokojnie wszystkie za i przeciw.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu