Mniej więcej 40% czytelników „Subiektywnie o finansach” to kobiety. Całkiem sporo, biorąc pod uwagę stereotyp, iż kobiety w mniejszym stopniu niż faceci interesują się pieniędzmi – tym jak je pomnażać, oszczędzać i bardziej sensownie wydawać. Przyznam szczerze, że ja tego nie zauważam – męski świat pojawia się wśród czytelników „Subiektywnie o finansach” co najwyżej wtedy, gdy zapędzam się w tematy stricte inwestycyjne, wykraczające poza „normalne” lokowanie pieniędzy w bankach czy obligacjach.
Ale to poniekąd zrozumiałe: ze wszystkich badań wynika, że w lokowaniu oszczędności kobiety są bardziej konserwatywne, spokojne, stroniące od podejmowania ryzyka. Wy po prostu mniej potrzebujecie wiedzy o foreksach, bitcoinach i lewarowanych transakcjach akcjami. Gdy poruszam „nieinwestycyjne” aspekty życia finansowego, to różnic płciowych w zainteresowaniu czytelników już prawie nie widać.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nie oznacza to, że pod względem potrzeb finansowych faceci i dziewczyny się nie różnią. Z tych różnic wynikają moje życzenia na Dzień Kobiet. Gdyby to był inny dzień, to nazwałbym je rekomendacjami.
1. Przezorności
Dostaję od Was codziennie po kilkadziesiąt e-maili, wiadomości na komunikatorach, a czasem i tradycyjnych listów. Spotykając Was osobiście podczas niezliczonych prelekcji, wykładów, odczytów, pogadanek i szkoleń o domowych finansach, oszczędzaniu, inwestowaniu i nowoczesnym konsumowaniu uzyskuję od Was doskonały feedback.
I mój podstawowy wniosek, życzenie i rekomendacja zarazem jest następujący. Każda kobieta musi mieć swoje, prywatne oszczędności. Nie zakładamy, że spotka nas w życiu coś złego, ale uwierzcie: mnóstwo bankructw, nieszczęść i strasznie smutnych historii zaczyna się od tego, że kobieta zostaje na lodzie bez własnych pieniędzy.
Różnie bywa, ale gdy życie się rozsypuje, rodzina dezintegruje, zdrowie szwankuje, albo w pracy sprawy idą źle – kobieta niekoniecznie może liczyć na partnera. Nie mam żadnych statystyk, które tego dowodzą, ale na podstawie tysięcy interakcji z Wami mogę powiedzieć, że nierzadko sytuacje bez wyjścia biorą się z braku finansowego backupu, który w przypadku kobiet (ze względu na macierzyństwo, konieczność wynajęcia mieszkania, zmiany pracy lub otoczenia) ma często cięższe konsekwencje niż w przypadku facetów.
Życzę Wam i rekomenduję, żebyście – niezależnie od tego jak świetne, szczęśliwe i zrównoważone jest Wasze życie osobiste, zawodowe, rodzinne i uczuciowe – miały na swoim prywatnym koncie oszczędności pozwalające przeżyć spokojnie kilka miesięcy „gdyby coś”. I oczywiście życzę, żeby żadne „coś” się nie przytrafiło (bo – obiektywnie patrząc – ryzyko, że się przytrafi, nie jest duże).
2. Oszczędności
Długość życia kobiet i mężczyzn dość mocno się ostatnio rozjechała. Z kolei różnice w wynagrodzeniu – choć mniejsze niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu – wciąż sięgają 5-10% na porównywalnych stanowiskach (przy czym „kobiece” zawody są od zawsze dużo słabiej opłacane, więc realnie przeciętna kobieta wkłada do kieszeni 15-20% mniej niż przeciętny facet.
Do tego dochodzi niższy wiek emerytalny kobiet i mamy istny finansowy koktajl Mołotowa. W przypadku kobiet konieczność oszczędzania na dodatkową emeryturę jest jeszcze bardziej dojmująca, bo w ramach państwowego systemu zbierzecie o 20-30% mniej pieniędzy, a będą Wam one musiały wystarczyć na 10 lat dłużej. Brak dodatkowych oszczędności oznaczać może spędzenie w skrajnej biedzie jednej czwartej życia.
zdjęcie: RobinTheHooded
Policzyłem kiedyś, że aby się przed tym uchronić każda z Was powinna odkładać 15% otrzymywanej pensji na konto oszczędnościowe, w jakieś obligacje, albo w inny sposób akumulować. Jeśli okaże się, że w Polsce – jak w Norwegii – jest ropa naftowa, to najwyżej wydacie te pieniądze na przyjemności. Ale jeśli cudu nie będzie, to będzie Wasza polisa na godne życie.
Wiadomo, że jeśli ktoś mało zarabia, np. 1200-1500 zł miesięcznie, to takie głupie gadanie o odkładaniu 150-200 zł na oszczędności tylko drażni. W takim przypadku niech to będzie mniej, ale nic – nawet niższe zarobki – nie zwalnia z konieczności posiadania jakichś oszczędności. Aby było z czego oszczędzać, życzę Wam też…
3. Siebie pewności
Wszyscy wiemy, że kobiety zarabiają mniej niż faceci. Jeśli wierzyć danym Eurostatu, to w sektorze publicznym ta różnica jest niewielka (kilkuprocentowa), natomiast w firmach prywatnych sięga 17%. Wynika to po części z faktu, że kobiety rzadziej zajmują stanowiska kierownicze.
Zobacz jak zmniejsza się luka płacowa w USA:
A to z kolei – w zależności od tego czy stawiający tę opinię jest prawicowym oszołomem czy zapamiętałym lewakiem – bywa uzasadnione biologią (mniejsza „dostępna masa mięśniowa” ;-)), macierzyństwem (potencjalnym i wliczanym w „ryzyko” pracodawcy lub realnym, przekładającym się na frekwencję w pracy, choć przecież nie zawsze na wydajność), mniejszym „parciem na karierę”, albo spiskiem facetów, którzy wzajemnie się wspierają, podczas gdy kobieta kobiecie wilkiem (zwłaszcza, gdy wbije się w męski świat).
Niezależnie od interpretacji przyczyn nie ulega wątpliwości, że praca kobiet jest wyceniana niżej, nawet na podobnych stanowiskach. Zaś żeby osiągnąć wysokie stanowisko, przeważnie kobieta musi się wykazać wyższymi kwalifikacjami niż mężczyzna. Poniżej macie dane Eurostatu pokazujące, o ile procent mniej zarabiają przeciętnie kobiety w różnych krajach.
Na to wszystko nałożyłbym nieco mniejszą pewność siebie kobiet w stosunku do facetów. Widzę ją nawet w przypadku szkoleń i pogadanek, które dla Was prowadzę: o ile facet czasem myśli, że wie o pieniądzach więcej, niż wie naprawdę (wyjąwszy kwestie inwestowania – tu faceci wymiatają), o tyle kobieta zwykle myśli, że wie mniej, niż wie naprawdę. Moim zdaniem ta „nieśmiałość finansowa” pokazuje się też w paskach płacowych.
4. Negocjacyjnych zdolności
Generalnie kobiety „samowyceniają” się niżej niż faceci. A nikt cię tak nie doceni, jak sama się nie docenisz. Ale to nie wszystko. Nawet gdyby ten czynnik nie grał roli, to jest też druga przyczyna „rynkowa” niższych zarobków kobiet na stanowiskach porównywalnych z męskimi.
Nie wiem czy były gdzieś badania jak duży odsetek kobiet „rzuca papierami” i żąda podwyżek w relacji do facetów, ale z moich rozmów wynika, że po pierwsze w polskich firmach wciąż nie ma sensownych systemów płacowych (zarabiasz tyle ile wywalczysz „rzucaniem papierami”), a po drugie w „rzucaniu papierami” kobiety nie są tak dobre jak faceci.
Zobacz też o ile mniej zarabiają dziewczyny w brytyjskich bankach:
Mniejsza skłonność do podejmowania ryzyka, strach przed zostawieniem rodziny i dzieci bez źródła utrzymania, niechęć do ponownej rywalizacji z facetami o nowe miejsce pracy w innej firmie – tak zdefiniowałbym przyczyny tego stanu. Życzę dziewczynom, żeby nie dawały się ogrywać szefom.
Oni wiedzą, że przeważnie pracujecie lepiej, wydajniej i jesteście bardziej lojalne w stosunku do pracodawcy niż faceci. I często mogliby wycenić Waszą pracę wyżej. Nie robią tego, bo czują, że Wasza skłonność do podjęcia walki o wyższą pensję kosztem ryzyka utraty stanowiska jest mniejsza niż faceta.
Ale przyjście do szefa ze smutną informacją, że macie dwie konkurencyjne oferty pracy (najlepiej gdyby to była prawda ;-)) i że czujecie się nie doceniane… w większości przypadków to działa. Życzę udanych negocjacji płacowych. I pamiętajcie, żeby 20% podwyżki przeznaczać na oszczędności!
Zdjęcie tytułowe: Kallepics/Pixabay.com