Mija rok od inwazji Rosji na Ukrainę. Prezydent USA Joe Biden z tego powodu niespodziewanie odwiedził Kijów i dodał ducha (oraz dorzucił obietnice kolejnych pieniędzy) walczącemu narodowi. Ale w jakiej kondycji jest dziś ukraińska gospodarka? Czy wciąż jest w stanie finansować wojnę z Rosją? Pisze o tym, specjalnie dla „Subiektywnie o Finansach”, Michał Kozak – polski dziennikarz mieszkający od wielu lat na południu Ukrainy, niedaleko Krymu, obecnie niemal na linii frontu
Mieszkańcy Ukrainy nieprzerwanie odczuwają skutki bombardowań – brak prądu, wody, nie mówiąc już o ograniczonym internecie czy słabym dostępie do podstawowych usług publicznych. Nie wystraszyło to prezydenta USA Joego Bidena, który niespodziewanie przybył do Kijowa i spotkał się z prezydentem Wołodymirem Zełeńskim. To wielki dzień dla mieszkańców Ukrainy, w której ludzie – mimo wojny – próbują prowadzić w miarę normalne życie. Także finansowe. Działają banki, bankomaty, są oferowane podstawowe usługi bankowe.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jaki jest obraz gospodarki kraju, którego najbogatsze – niegdyś – regiony są na wschodzie, czyli albo pod rosyjską okupacją, albo zażarcie atakowane przez rosyjskich najeźdźców?
Ukraińska gospodarka po pierwszym roku wojny. Co wiemy? I skąd?
W chwili historycznej próby Ukraina daje sobie radę: i militarnie, i finansowo, mimo że rosyjska agresja totalnie przeorała jej gospodarkę. Duża w tym zasługa płynącej szerokim strumieniem zagranicznej pomocy. Jak jednak w rzeczywistości – bez propagandowego pudrowania – wygląda dziś, po roku wojny, ukraińska gospodarka?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba posklejać różne informacje: te prywatne, wynikające z doświadczeń mieszkańców, oficjalne dane urzędów statystycznych, które jednak są niepełne, ale też skorzystać z wielu źródeł zagranicznych, pozwalających ocenić skalę pomocy z zewnątrz.
Oficjalnie podawane liczby to zazwyczaj tylko szacunki, w dodatku większość danych „wrażliwych” z oczywistych powodów jest przez rząd w Kijowie ukrywana. Gospodarka czasu wojny ma swoje prawa – pełna przejrzystość, transparentność, która w czasach pokoju byłaby wielką zaletą, teraz jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa i stabilności wielu dziedzin gospodarki, ale też dla życia ludzi.
Jeśli przyjrzeć się danym dotyczącym finansów publicznych, to wygląda na to, że budżet państwa się spina, mimo gigantycznych wydatków wojennych. Jak informowało w styczniu ukraińskie Ministerstwo Finansów, mimo rosyjskiej agresji w pełnej wysokości są finansowane takie wydatki jak emerytury i świadczenia socjalne, pensje lekarzy i nauczycieli, wydatki na bezpieczeństwo i obronę.
Państwo, które prowadzi wojnę i… wydaje 60 mld dolarów
Zeszłoroczne wydatki budżetu państwa sięgnęły kwoty 2,23 bln hrywien, czyli 61 mld dolarów (dla porównania: polski budżet państwa to równowartość 150 mld dolarów). Około jednej trzeciej tej kwoty stanowiły wydatki na armię (20 mld dolarów, Polska wydawała w poprzednich latach połowę tej kwoty).
Na wypłatę pensji pracownikom budżetówki Ukraina wydała w skali roku 938 mld hrywien, z czego aż 722 mld poszło na wypłaty dla żołnierzy. 502 mld hrywien wydano na zakupy towarów i usług w tym oczywiście na potrzeby frontu. 455 mld to wydatki socjalne emerytury, zasiłki dla uchodźców, subsydia i stypendia.
Mimo trwającej wojny i wywołanej przez nią katastrofy gospodarczej Ukraina niemal 6% swojego budżetu, w sumie 132 mld hrywien, przeznaczyła na obsługę zadłużenia zagranicznego. Makroekonomiczna statystyka mówi więc, że kraj ma pieniądze i – mimo wojny – prowadzi normalną politykę budżetową. Ludzie dostają pensje, emeryci – świadczenia, a pracujący płacą podatki.
Żeby jakoś podłatać dziurawy budżet, od 1 marca zeszłego roku Ministerstwo Finansów wypuściło obligacje wojenne na łączną kwotę ok. 200 mld hrywien. Dodatkowo wynegocjowano z wierzycielami odroczenie o dwa lata spłaty zobowiązań z tytułu wypuszczonych w poprzednich latach euroobligacji.
W sumie udało się dzięki temu zatrzymać w kasie państwa 21,1 mld dolarów, których nie byłoby w innym razie skąd wziąć. Ukraiński rząd podpisał też z grupą wierzycieli z państw G7 i Klubem Paryskim porozumienie w sprawie zamrożenia spłat udzielonych wcześniej Ukrainie kredytów. Odroczono je do końca 2023 r. z możliwością przedłużenia spłaty w razie potrzeby jeszcze o rok.
Hrywna: jeszcze pieniądz czy już makulatura?
Jednak w wielu miejscach nie jest tak dobrze, jakby wynikało z tych suchych wskaźników. Rekordy bije inflacja, która w ubiegłym roku sięgnęła 26,6%. W „przedwojennym” 2021 r. inflacja wynosiła „zaledwie” 10%. Oficjalne wskaźniki wzrostu cen nie pokazują prawdy o dniu codziennym Ukraińców. Szereg podstawowych artykułów, zwłaszcza żywnościowych, zdrożało znacznie mocniej, np. ceny niektórych rodzajów mięsa podskoczyły nawet dwukrotnie.
Dramatycznie spadła wartość ukraińskiej waluty – hrywny. W przeddzień rosyjskiego najazdu 23 lutego oficjalny kurs banku centralnego Ukrainy NBU wynosił 28,48 hrywien za dolara i 32,28 hrywien za euro, zaś za złotego trzeba było zapłacić 7,11 hrywny. Wybuch wojny początkowo nie wpłynął silnie na hrywnę – NBU zamroził kurs, ustalając go na poziomie 29,25 hrywien za dolara, 33,17 hrywien za euro i 7,29 hrywien za złotego.
Ale już w lipcu zeszłego roku NBU skokowo zdewaluował hrywnę, a dziś realny kurs rynkowy to już w porywach ponad 40 hrywien za dolara i ponad 43 hrywny za euro, a za polskiego złotego zapłacić trzeba ponad 9 hrywien. To oznacza spadek wartości hrywny o 30-40%. Gdyby odnieść to do realiów polskiej gospodarki, musielibyśmy sobie wyobrazić, że dolar drożeje z 4,5 zł do 6,3 zł, zaś euro jest nie po 4,6 zł, lecz po 6 zł.
Czytaj też: Dlaczego Rosja nie zbankrutowała? O skutkach dla gospodarki rosyjskiej zachodnich sankcji w związku z agresją na Ukrainę w 2022 r.
Dość dobrze na tym tle wypada stan rezerw walutowych ukraińskiego banku centralnego. Ich poziom to obecnie 28,5 mld dolarów – aż 1 mld dolarów więcej niż w lutym poprzedniego roku. Większa w tym jednak zasługa dość stabilnych zastrzyków waluty z Zachodu niż kierownictwa ukraińskiego banku centralnego NBU, którego szef Cyryl Szewczenko na początku października podał się do dymisji „ze względu na stan zdrowia”, uciekł z Ukrainy i dziś jest ścigany listem gończym.
Ukraińska gospodarka żyje dzięki eksportowi zboża i pomocy z Zachodu
Jak poinformował na początku stycznia ukraiński premier Denis Szmyhal, zachodni partnerzy udzielili Ukrainie w 2022 r. aż 1 bilion hrywien wsparcia. Licząc według obowiązującego dziś oficjalnego kursu, daje to w przybliżeniu kwotę przeszło 27 mld dolarów.
Od początku rosyjskiego najazdu w lutym do końca roku Ukraina otrzymała od zachodnich partnerów w sumie 31,2 mld dolarów – 45% tej kwoty stanowią darowizny, 55% to kredyty. To dzięki tym kwotom rezerwy walutowe nie tylko nie stopniały, ale są wyższe niż przed wojną.
Do wybuchu wojny głównymi źródłami waluty napływającej nad Dniepr były eksport sektora metalurgicznego i produkcja rolna, głównie zboża i oleju słonecznikowego. Blokada ukraińskich portów na Morzu Czarnym przez Rosję sprawiła, że eksport już w pierwszych dniach wojny praktycznie ustał.
W przypadku metalurgii zresztą i tak nie bardzo byłoby co wysyłać, bo większość hut znalazła się na obszarach działań wojennych, tak jak kombinat metalurgiczny Azowstal w Mariupolu albo ArcelorMittal w Krzywym Rogu. Inaczej sprawy mają się z rolnictwem. W momencie wybuchu wojny na wysyłkę za granicę czekało ok. 20 mln ton ziarna. Początkowo wysyłano je drogą lądową, głównie koleją, do Polski, a stąd dalej do odbiorców na terenie Unii Europejskiej.
W sierpniu pod egidą ONZ utworzono zaś korytarz morski i odblokowano dla eksportu zboża z Ukrainy trzy porty tzw. Wielkiej Odessy na Morzu Czarnym – w Jużnym, Czernomorsku i samej Odessie. Dzięki temu eksport sektora rolnego udało się ostatecznie utrzymać na poziomie zbliżonym do normalnego.
Wojsko bezwzględnym priorytetem
Nie może dziwić, że w warunkach toczącej się wojny priorytetem są wydatki na szeroko pojętą obronę i bezpieczeństwo. To jest obecnie główna pozycja ukraińskiego budżetu. I tu śmiało można powiedzieć, że funduszy nie brakuje, a nawet – patrząc na ostatnie skandale korupcyjne w ukraińskim ministerstwie obrony – niektórym wydaje się, że jest ich za wiele i można schować część pieniędzy do prywatnej kieszeni…
Pierwotnie zapisane w ubiegłorocznym budżecie wydatki Ukrainy na wojsko miały wynieść równowartość 12 mld dolarów. Wojna sprawiła, że główny dokument finansowy kraju trzeba było wielokrotnie nowelizować, coraz bardziej zwiększając wydatki na wojsko.
W przeddzień rosyjskiego najazdu 23 lutego parlament rzutem na taśmę zdecydował o dołożeniu na ten cel 23 mld hrywien, czyli ok. 800 mln dolarów. Wtedy wydawało się to znaczącą sumą, jednak z dzisiejszej perspektywy to była kropla w morzu potrzeb. Ukraina potrzebuje o wiele więcej. Ile?
Ostatnio rząd podawał, że na powstrzymywanie rosyjskiej agresji armia ukraińska potrzebuje przeszło 4 mld dolarów miesięcznie. Jednocześnie parlament pozwolił rządowi na samodzielne przesuwanie środków z innych pozycji budżetu na obronność. I rząd z tego prawa dość szeroko korzystał. W budżecie na ten rok wydatki na obronę i bezpieczeństwo to już 36 mld dolarów, co stanowi prawie połowę ogólnej kwoty wydatków państwa!
Cywile klepią biedę, żyje się coraz trudniej
Jednak zwykłym Ukraińcom żyje się coraz trudniej. Już przed wojną nie było dobrze, czego dowodem jest „głosowanie nogami”, jakie urządzili Ukraińcy masowo wyjeżdżający do pracy za granicą. Ponad milion pracowników w Polsce przybyłych znad Dniepru jeszcze przed 2022 r. nie znalazło się w naszym kraju bez powodu.
Jeszcze w marcu ubiegłego roku ukraiński rząd szacował, że z powodu wojny swoją działalność wstrzymało 30% firm. Ale ukraińska gospodarka powoli się odradza. Dowodem na to ma być 40-procentowy wzrost miesięcznych wpływów z podatku VAT naliczanego od transakcji na rynku wewnętrznym w porównaniu z pierwszymi miesiącami wojny.
Jednak, jeśli przyjrzeć się bliżej szczegółom, sytuacja daleka jest od tego, co można byłoby nazwać normalnością. W wielu regionach i branżach działa niewiele firm. Jak wygląda rzeczywistość, ujawnił na początku lutego gubernator przyfrontowego regionu mikołajowskiego Witalij Kim.
„Ludzie wracają do domów, chcą pracować, ale z miejscami pracy bieda. Staramy się odbudować chociaż mały biznes. Wielkie przedsiębiorstwa nie śpieszą się z powrotem do działalności. One wydały wielkie pieniądze na bezpieczeństwo, zanotowały wielkie straty, więc nie mogą szybko wznowić pracy. To wielki problem”
– opisywał sytuację Kim. W rezultacie Ukraina ma dziś stopę bezrobocia na poziomie 26,5%. Sytuacja firm przekłada się oczywiście i na sytuację pracowników. W lutym ub. roku średnia pensja nad Dnieprem wynosiła 14 133 hrywny, a we wrześniu już tylko 13 387 hrywien. W przeliczeniu na dolary dawało to odpowiednio 496 dolarów w lutym i zaledwie 366 dolarów we wrześniu. Dla porównania: w Polsce średnia pensja w dużych firmach to równowartość 1600 dolarów, zaś w małych prawdopodobnie ok. 1300-1400 dolarów.
Różnica średniej pensji nie jest tak duża, jak rzeczywiście odczuwalna, a to dzięki temu, że radykalnie wzrosły zarobki setek tysięcy żołnierzy walczących na froncie, podnosząc tym samym krajową średnią. W rzeczywistości cywile, którzy mają jeszcze pracę, często muszą cieszyć się, że w ogóle dostają jakiekolwiek pieniądze. W większości firm zarobki radykalnie obcięto, niekiedy nawet o dwie trzecie stanu sprzed wojny.
Szczególnie ciężko żyje się ukraińskim emerytom. Jak podał ukraiński odpowiednik ZUS – Fundusz Emerytalny Ukrainy – według stanu z 1 stycznia tego roku, średnia emerytura to zaledwie 4837 hrywien, czyli ok. 520 zł.
Ukraińska gospodarka, choć skurczyła się o 30%, wciąż produkuje i zasila budżet państwa, ale jeśli z 60 mld dolarów, które są w kasie państwa, jakieś 35 mld dolarów idzie na prowadzenie wojny, to trudno mówić o normalności. Kraj miałby problem z finansowaniem podstawowych potrzeb ludzi, gdyby nie 27 mld dolarów pomocy (i kredytów) z Zachodu oraz zamrożenie 20 mld dolarów zadłużenia Ukrainy na Zachodzie.
————
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————
Źródło zdjęcia tytułowego: TVN24