Z cenami polis samochodowych jest źle. Rosną i rosną. Zajmują się tym posłowie, UOKiK, zaraz pewnie zajmie się rząd i prezydent, bo kierowcy to wyborcy. Oczywiście: tak naprawdę drogie ubezpieczenia aut nie jest to problem wagi państwowej. Nie ma obowiązku posiadania samochodu. Można jeździć rowerem. Tym niemniej atmosfera jest gęsta.
Firmy ubezpieczeniowe doszły chyba do wniosku, że muszą jakoś zrekompensować nam drożejące polisy komunikacyjne. Jeśli za zwykłe OC – nie mówiąc już o droższych pakietach zawierających też dobrowolne ubezpieczenie AC – trzeba płacić przynajmniej o 50% więcej, niż rok temu, to klienci coraz częściej mówią: „hola, hola, a co dostaniemy w zamian?”. Jest gorzej, klienci podejrzewają, że z tymi podwyżkami OC i AC to musi być jakiś kant. Zwłaszcza jak chodzi o AC:
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„Kiedy usłyszałem kilka miesięcy temu o tym, że podrożeją OC, szybko przekalkulowałem: OC poprzednio kosztowało mnie ok. 800 zł. No to teraz niech będzie te 300-400 zł drożej. Ale z drugiej strony wartość samochodu spadła o 20-25% (kupiłem w zeszłym roku nowy). Więc założyłem, że wyjdę na to samo. A tu zonk! – wartość auta spadła o 22%, a wartość polisy OC i AC wzrosła o… 55%! Co oznacza relatywny wzrost o niemal 100% (z uwzględnieniem spadku wartości samochodu)”
– napisał do mnie jeden z czytelników. Na powyższe wyliczenia nie nakładają się – jego zdaniem – żadne dodatkowe czynniki, typu stary/młody kierowca. Nie ma szkody, to samo miejsce zamieszkania, ten sam ubezpieczyciel, warunki związane z polisą porównywalne. Coś tu nie gra? Dlaczego podobny do OC wzrost cen (a może nawet większy) dotyczy polis AC? Na nich ubezpieczyciela raczej zarabiają.
„Uważam, że ktoś nas tu równo „rżnie”, pod płaszczykiem konieczności wzrostu polis OC podwyższa ceny AC. Nie neguję, że AC powinno rosnąć, ale… części nie drożeją aż tak bardzo, a poza tym ubezpieczyciel ma opcję wyceny naprawy w autoryzowanym serwisie (a więc na oryginalnych częściach), to są kwoty dość przewidywalne. Auto zastępcze też chyba nie jest droższe, niż rok temu”
Bardzo chętnie poznam Waszą opinię w tej sprawie. Kantują? Nie kantują w przypadku AC? Tak czy owak ubezpieczyciele chcą nas przekonać, żebyśmy chętniej płacili wyższe składki w zamian za jeszcze lepszy serwis. Niedawno opisywałem ciekawy pomysł największego ubezpieczyciela naszych samochodów, państwowej firmu PZU, która za ok. 100 zł dopłaty do pakietu OC plus AC oferuje kuszącą możliwość likwidacji szkód w wariancie „all inclusive”.
A więc nie tylko dadzą auto zastępcze, ale wręcz podstawią je od razu na miejsce wypadku. I nie tylko przyznają je na kilka dni, ale na czas nieograniczony, aż do pełnej likwidacji szkody. Bardzo mi się podoba ta koncepcja, gdyż jestem zwolennikiem kompleksowych rozwiązań, zapewniających klientowi święty spokój. Inna sprawa, że polisy PZU z natury rzeczy są dość drogie (w końcu z czegoś trzeba finansować repolonizację banków, nie? ;-)).
Czytaj też: Koniec z robotą papierkową? Zeskanuj dowód rejestracyjny i… już masz OC. Kupisz je w… smartfonie!
Czytaj też: Ubezpieczenie samochodu za drogie? Oni chętnie pomogą! A za ile?
Link4, firma w której od nie tak dawna głównym inwestorem jest właśnie PZU, ma inny pomysł. Od kilku dni reklamuje w telewizji nie tylko swoje nowe logo – w kolorach bordowo-fioletowych, a więc bardziej nobliwe, niż niegdysiejszy beztroski pomarańcz – ale też ciekawy dodatek pod tytułem „jedną szkodę wybaczamy”.
Reklamy są zgrabne, dziewczyny ładnie tańczą i śpiewają, przeboje wpadają w ucho, ale na czym to polega? Ano jeśli kupisz w Link4 nie tylko „gołe” OC, ale też dobrowolną polisę AC, to oni obiecują, że nawet jeśli omsknie ci się noga na pedale gazu (albo przeciwnie, na pedale hamowania, nie mówiąc już o kierownicy ;-)), to przymkną na to oko przy kalkulacji składki na kolejny rok.
Ma to z jednej strony dać klientowi spokój ducha, z drugiej – zwiększyć jego lojalność. Oferta nie jest nówką-sztuką, obowiązuje od listopada zeszłego roku, ale teraz wyszła na szerokie wody telewizyjnej reklamy.
Czytaj też: Tego jeszcze nie było – za zakupy internetowe zapłacisz w… Link4
Tak naprawdę to kolejna odsłona trendu, który w ubezpieczeniach już funkcjonuje. Jakiś czas temu firmy ubezpieczeniowe wprowadziły ubezpieczenie szyb, które charakteryzuje się tym, że płacisz dodatkowo minimalną składkę i masz gwarancję, że ewentualne przyszłe szkody „szybowe” nie będą liczone jako coś obciążającego przy sprzedaży ubezpieczenia temu samemu klientowi w przyszłości. Teraz Link4 rozciąga tego typu myślenie na wszystkie szkody, choć pod pewnymi warunkami (o nich za chwilę).
Pomysł jest oczywiście chwalebny, choć od razu zaczynam się zastanawiać w jaki sposób klient ma sprawdzić czy firma ewentualnie wywiązała się obietnicy? Link4 nie obiecuje bowiem utrzymania tego samego poziomu składki, a jedynie przymknięcie oka na ewentualną zwyżkę składki w przyszłym taryfikatorze. Może się okazać, że za rok będę miał policzoną składkę o 20% wyższą i nie będę miał jak sprawdzić czy firma utrzymała mnie w tej samej grupie ryzyka, a tylko składka poszła w górę, czy też zostałem przesunięty do wyższej grupy ryzyka.
Obietnica jest więc trochę rozmydlona, zwłaszcza w kontekście triików stosowanych namiętnie przez Link4. Jakich? A choćby domyślnego kalkulowania składki dla wariantu ubezpieczenia mającego mnóstwo ograniczeń. Np. firma z definicji proponuje wariant gotówkowy wypłaty odszkodowania, a nie warsztatowy, mniej podatny na zaniżanie wartości szkody.
Klienci często dostają też propozycję polisy z „wkładem własnym”, czyli np. obniżeniem potencjalnego odszkodowania o 500 zł. Przy małych szkodach oznacza to, że finansowa odpowiedzialność firmy ubezpieczeniowej jest w dużej części zepchnięta na klienta albo wręcz że ten klient w ogóle szkody nie zgłosi, bo podwyżka składki z tytułu utraty zniżek za bezszkodową jazdę będzie większa, niż odszkodowanie wypłacone przez ubezpieczyciela po odliczeniu wkładu własnego.
Zaczęło się: W tej firmie cena ubezpieczenia będzie zależeć od tego jak jeździsz
Czytaj też: Dlaczego niektóre polisy samochodowe są dużo tańsze od innych? Prosty trik! Często dajecie się nabrać!
Czytaj też: Płacisz 10% ceny i korzystasz z wypasionej polisy samochodowej. Ile to kosztuje i czy się opłaca?
No, ale nawet biorąc pod uwagę te wszystkie wątpliwości obietnica pt. „wybaczamy pierwszy dzwon” (pojawiająca się zresztą w jednym z klipów reklamowych) jest bardzo doniosłą i mogłaby być nowym punktem odniesienia dla innych firm ubezpieczeniowych. Niestety, w obietnicy tej są bolesne ograniczenia.
Po pierwsze Link4 podejmie takie zobowiązanie tylko w stosunku do klienta mającego już co najmniej trzyletnią historię ubezpieczeniową i brak szkód likwidowanych z AC w tym czasie. Wymóg ten dotyczy nie tylko właściciela auta, ale też wpisanych do polisy (i dowodu rejestracyjnego) współwłaścicieli i głównego użytkownika (jeśli jest nim ktoś inny, niż właściciel ubezpieczający auto). A więc z definicji wyłączeni są kierowcy młodzi, ci którzy nie mają trzech lat bezszkodowej jazdy oraz ci, którzy mieli przerwę w ubezpieczeniu AC (bądź wcześniej takiej polisy nie kupowali).
Poza tym Link4 nie przymknie oka na każdy „dzwon”, a co najwyżej na „dzwoneczek”, czyli na szkodę o wartości poniżej 2500 zł. Większych niestety nie wybaczy. Jak widać zobowiązanie Link4 dotyczy tylko stosunkowo nielicznego grona klientów (tych, którzy mają AC od dawna i jest ono „nie ruszone”) i najmniejszych szkód (w powiązaniu z wkładem własnym – wręcz maluteńkich ;-)).
Lepszy rydz, niż nic, ale z przełomowej obietnicy zrobiła się taka sobie obietniczka ;-). W tym klipie poniżej przynajmniej lektor wspomina, że dobroć Link4 jest ograniczona do „małej stłuczki”. W poprzednim mówią o „pierwszym dzwonie”, a ograniczenia są wylistowane jedynie drobnym druczkiem na dole ekranu.