Dlaczego Talibowie, którzy zaskakująco szybko przejęli kontrolę nad prawie całym Afganistanem, pokazują swoją „ludzką” twarz? Czy zajrzeli do kasy i obawiają się, że bez pomocy albo przynajmniej neutralności Zachodu (albo chociaż Chin) to państwo upadnie z przyczyn ekonomicznych? Dziś Afganistan jest faktycznie bankrutem. Talibowie mogą go w tym bankructwie pogrążyć lub z niego kraj wyciągnąć. Co im się bardziej opłaci?
Afganistan to duży kraj leżący w południowej Azji mający mniej więcej tylu mieszkańców co Polska. I też położony pomiędzy potęgami militarnymi. Od północy na mapie majaczy Rosja, od zachodu – Iran, Arabia Saudyjska i Turcja, od wschodu Chiny. Tyle że to kraj o wiele biedniejszy niż Polska. Jego wszyscy mieszkańcy rocznie wytwarzają towary i usługi o wartości zaledwie 20 mld dolarów. Polska – dla porównania – ma roczne PKB na poziomie ponad 500 mld dolarów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
25-30% afgańskiej gospodarki jest oparte na rolnictwie (uprawa zbóż, hodowla owiec), a reszta to proste usługi. Aż 60% mieszkańców przynajmniej częściowo swój budżet domowy opiera na dochodach z rolnictwa. W kraju tylko 20% kobiet pracuje (20 lat temu nie pracowała żadna, więc można powiedzieć, że to i tak sukces).
W ubiegłym roku prezydent Aszraf Ghani powiedział w jednym z wywiadów, że 90% populacji żyje za mniej niż 2 dolary dziennie. To oznacza, że ich oficjalne dochody nie przekraczają równowartości 50 dolarów miesięcznie.
Afganistan ma trochę surowców (wydobywa gaz i surowce dla budownictwa), ale generalnie przez 20 lat nie zbudowano tam nic, co generowałoby wartość dodaną. Jeśli w kraju jest prowadzona wojna partyzancka, to trudno liczyć, że będą tu powstawały nowoczesne fabryki i że będą płynęły tam inwestycje zagraniczne (w ciągu ostatnich sześciu lat było tych inwestycji sztuk… cztery, gdy w również biednym Nepalu – kilkadziesiąt).
Afganistan na kroplówce z Zachodu. Jak to się stało, że się nie udało?
Roczny budżet państwa wynosi równowartość niecałych 6 mld dolarów (dla porównania: nasz budżet państwa to jakieś 150 mld dolarów), z czego jedna trzecia idzie na inwestycje (budowa dróg, infrastruktury dla rolnictwa, szkół, szpitali).
Z tych 6 mld dolarów jakiś 1 mld dolarów to wpływy z podatków pobieranych od ludności, a ponad drugie tyle – przychody z ceł, opłat i ze sprzedaży różnych państwowych usług. Rok w rok jakieś 4 mld dolarów w budżecie to międzynarodowe granty i dotacje. Teraz ta część budżetu jest zagrożona. Niemiecki minister spraw zagranicznych Heike Maas powiedział w zeszłym tygodniu telewizji ZDF: „Nie damy ani centa, jeśli talibowie przejmą kraj i wprowadzą prawo szariatu”. Inni darczyńcy też dwa razy się zastanowią zanim wpłacą jakieś pieniądze.
Jak to możliwe, że przez 20 lat, gdy państwem współzarządzali Amerykanie i ich sojusznicy, nie udało się postawić afgańskiej gospodarki na nogi? Kłopot w tym, że dopóki w kraju były „wojska okupacyjne”, to Talibowie próbowali z nimi walczyć. I nie było bezpiecznie, a duża część pieniędzy, które mogłyby iść na inwestycje w unowocześnianie gospodarki (żeby rolnictwo było bardziej wydajne i żeby można było wydobywać więcej surowców) szła na utrzymywanie wojska.
Z niektórych danych wynika, że 6-8 mld dolarów rocznie szło na wydatki związane z armią (pokrywane w większości przez USA i sojuszników). I mówimy tylko o wydatkach bieżących na bezpieczeństwo, czyli coś a la wydatki na utrzymanie wojska i policji.
Łącznie przez 20 lat wydatki na utrzymanie kontyngentów wojska USA (od kilkuset tysięcy żołnierzy do kilkunastu tysięcy ostatnimi czasy) wyniosły 1,5 biliona dolarów (licząc z odsetkami od długów). A doliczając wspomniane wyżej bieżące wydatki na bezpieczeństwo – mówimy o 2,2 biliona dolarów, które zostały de facto wyrzucone w błoto, biorąc pod uwagę ostateczny efekt.
Przeczytaj też artykuł Rafała Pikuły na Homodigital.pl: Afgańskie wirale, czyli jak Talibowie robią z nas głupków? Bo oni będą przekonywali nas – zgniły Zachód – że wcale nie są tacy źli i wykorzystają do tego social media. Na razie nieźle im idzie
Czy Afganistan może być bogaty? Miliardy w surowcach
W 2010 r. jeden z generałów amerykańskich powiedział dziennikarzowi „New York Times”, że potencjał Afganistanu jeśli chodzi o możliwość wydobywania minerałów jest „oszałamiający”.
Mogliby tam wydobywać na sporą skalę miedź, kobalt, węgiel i rudę żelaza. Jest też ropa naftowa i gaz oraz kamienie szlachetne. Niektórzy mówią, że Afganistan mógłby być „Arabią Saudyjską litu”. Lit to metal stosowany w bateriach do urządzeń mobilnych i samochodów elektrycznych. To ostatnie zastosowanie będzie szczególnie ważne, ponieważ przemysł motoryzacyjny przechodzi na bezemisyjność i baterie litowo-jonowe będą jednym z kluczowych elementów tej transformacji.
Tyle, że na wybudowanie infrastruktury potrzebnej do uruchomienia tego potencjału kraj potrzebuje pieniędzy i spokoju. Pieniądze będą wtedy, gdy Talibowie okażą się „liberałami” i zaczną współpracować z Zachodem (prawie niemożliwe), a spokój – gdy nastanie pokój… Niestety istnieje duża obawa, że z Talibami najlepiej dogadają się Chiny i to one wejdą tam z pieniędzmi i inwestycjami, de facto przejmując kontrolę nad gospodarką (dokładnie tak samo, jak robią to z gospodarkami biednych krajów afrykańskich).
Tyle że Chińczycy to też nie są samobójcy – wejdą do Afganistanu tylko wtedy, gdy w kraju będzie w miarę bezpiecznie. A im bardziej radykalne zasady wprowadzą politycy Talibanu, tym większy może być opór ludności.
Talibowie mogą mieć też problem z dostępem do rezerw walutowych kraju. Podobno z 20 mld dolarów, które zgromadził tamtejszy bank narodowy, większość jest zamrożona na kontach w amerykańskich bankach. I Talibowie będą mogli marzyć o dostępie do tej kasy tylko wtedy, kiedy będą „grzeczni”.
Przyszłość afgańskiej bankowości jest zresztą pod dużym znakiem zapytania. Rzecznik Talibów zapewnia właścicieli banków, kantorów, handlowców i sklepikarzy, że ich życie i mienie będą chronione, ale ludzie i tak wypłacają pieniądze z banków i zamieniają je na dolary, nie wierząc w lokalną walutę (której kurs do tej pory był w miarę stabilny – 80 AFN, czyli afganów za jednego dolara). Z ostatnich danych IMF wynika, że ok. 65% oszczędności Afgańczyków jest w dolarach.
Czytaj też: Białoruś walczy o niepodległość. Jaka przyszłość czeka portfele obywateli? (subiektywnieofinansach.pl)
Taliban w wersji hard, czyli handel narkotykami i cło na granicach
Nie brakuje też opinii, że Talibowie nie potrzebują żadnych inwestycji, współpracy międzynarodowej ani rozwoju przemysłu, by utrzymać się przy władzy. Wystarczy im kontrolowanie przepływu towarów (w tym tranzytu) i pobieranie myta. Nie jest tajemnicą, iż potężnym źródłem dochodów Talibów w Afganistanie będzie zarządzanie szlakami handlowymi i pobieranie opłat za dostęp do dróg. Afganistan jest miejscem, które trudno omijać chcąc prowadzić handel w regionie południowej Azji
Do tego dochodzą nieoficjalne dochody z handlu opium, haszyszem, metamfetaminą i innymi narkotykami produkowanymi w Afganistanie. Trudno powiedzieć, ile pieniędzy Talibowie będą w stanie wycisnąć z tych źródeł, ale niektórzy analitycy twierdzą, że to może być większa kasa niż ta, którą Afganistan otrzymywał w formie pomocy z Zachodu (4 mld dolarów w grantach).
Z szacunków opublikowanych przez Overseas Development Institute wynika, że jeszcze zanim Talibowie opanowali cały kraj, na opłatach za przepuszczanie przez kontrolowane przez siebie tereny transportów z towarami zarabiali prawie 250 mln dolarów rocznie – i to w jednej tylko przygranicznej prowincji Nimruz.
Z kolei w Zaranj, mieście graniczącym z Iranem, oficjalne dochody państwa z ceł wynosiły 43 mln dolarów w zeszłym roku, a dochody z podatków – 50 mln dolarów. Zaś dochody nieoficjalne, uwzględniające korupcję i nieoficjalne opłaty – 175 mln dolarów.
Sąsiednie kraje raczej nie zawieszą handlu z Afganistanem z powodu zmiany władzy – po prostu się z tą władzą spróbują ułożyć. A to oznacza, że system opłat i ceł, który zapewniał Talibom setki milionów dolarów jeszcze zanim zaczęli kontrolować cały kraj, można będzie rozszerzyć.
Handel z samym tylko Iranem (opodatkowany i przemyt) szacuje się na 4 mld dolarów rocznie. Z samych ceł można wycisnąć kilkaset milionów dolarów, znacznie więcej niż umiał to zrobić demokratyczny rząd w Kabulu. Poniżej ciekawa infografika z programu Al Jazeera obrazująca potencjał gospodarczy Talibów – ich przychody, gdy kontrolowali tylko niewielką część kraju.
Zwróćcie uwagę na ostatnią liczbę – wzrost bezrobocia z 24% do 40% w ostatnim roku. W ubóstwie żyje dwie trzecie obywateli. Czy naprawdę kogoś dziwi, że afgańska armia (podobno licząca 300 000 osób, ale według nieoficjalnych danych BBC tak naprawdę było to tylko 50 000 „wojaków”) w zasadzie poddała kraj? Przecież ci żołnierze też mają rodziny i widzą w jakiej biedzie one żyją. Skąd mieć determinację, żeby oddawać życie za utrzymanie takiego status quo? Owszem, kobietom w Afganistanie na pewno nie będzie lepiej, ale wcale nie jest pewne, że większości społeczeństwa będzie gorzej.
Talibowie i przyszłość Afganistanu: scenariusze dwa i pół
Wygląda więc na to, że Talibowie mają przed sobą dwa scenariusze – albo próbować postawić gospodarkę na nowe tory, czyli spróbować uzyskać skądś pieniądze na unowocześnienie rolnictwa, inwestycje w przemysł i wydobycie minerałów, wzmocnić handel międzynarodowy (to zawsze pomaga się rozwijać), albo zamknąć kraj i utrzymywać się przy władzy – jak w klasycznej dyktaturze – dzięki pieniądzom z handlu narkotykami i pobieraniu myta.
Czytaj też: Tali-ban, czyli Facebook mówi „nie” reżimowi z Kabulu (homodigital.pl)
Wariant pierwszy jest znacznie mniej prawdopodobny, ale być może wizja np. wzmocnienia gospodarczego swojej władzy przez zacieśnienie kontaktów z Chińczykami będzie opcją pośrednią. Afganistan – gdyby zainwestować tam pieniądze – mógłby z łatwością podwoić albo i potroić w szybkim czasie PKB przypadające na mieszkańca.
A jeśli dzięki rozwojowi przemysłu (w pierwszym rzędzie) wydobywczego, unowocześnieniu rolnictwa, zwiększeniu liczby pracujących kobiet (np. w usługach), otwarciu handlu z sąsiadami i przyciągnięciu inwestycji zagranicznych (dzięki gwarancji bezpieczeństwa oraz niskim kosztom pracy) udałoby się zwiększyć znacznie dochody przeciętnego mieszkańca Afganistanu, to rewolucja Talibów mogłaby być sukcesem dla kraju, a nie tylko dla nich samych. Pytanie brzmi: czy nie są to ludzie zbyt ograniczeni, żeby zrozumieć tę szansę.
Pewne jest to, że skoro pod rządami Ameryki – i przy pompowaniu tam ogromnych pieniędzy – Afganistan nie był w stanie przez 20 lat przestać być jednym z najbiedniejszych krajów świata, to chyba nie było co utrzymywać kraju na respiratorze. Przed Talibami – jak by to głupio nie brzmiało – jest szansa, by zapewnić mieszkańcom bardziej dostatnie życie. Tylko musieliby być rozsądni, o co niełatwo ich posądzać.
Czytaj więcej o gospodarce Afganistanu: Najnowsze dane Banku Światowego
Zobacz więcej o gospodarce Afganistanu: What will become of Afghanistan’s economy once the US leaves? | Business and Economy | Al Jazeera
Zobacz infografikę: Najbogatsze i najbiedniejsze kraje świata przez pryzmat PKB na mieszkańca
zdjęcie tytułowe: Mir Ahmad Firooz Mashoof/Anadolu Agency/Al Jazeera