Ufff… Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że w październiku wydawaliśmy na zakupy nieco więcej rok do roku i więcej niż we wrześniu. Sprzedaż detaliczna wzrosła po wrześniowym załamaniu, które przeraziło analityków i ekonomistów, co oddala czarny scenariusz – recesji w polskiej gospodarce. Ale szału nie ma. Ekonomiści z niepokojem czekają na przedświąteczny szczyt zakupowy, który zacznie się wraz z piątkowym Black Friday. Czy naszymi zakupami zepchniemy gospodarkę w otchłań kryzysu czy raczej wyciągniemy ją z tarapatów? I czy pod koniec roku powinniśmy ograniczyć nasze wydatki? Co mówią dane?
Nowych danych dotyczących naszych zakupów ekonomiści oczekiwali z dreszczem emocji. Po katastrofalnych danych dotyczących września ekonomiści obawiali się, że nowe wyniki sprzedaży detalicznej – która jest wyznacznikiem popytu wewnętrznego – potwierdzą fatalną wiadomość, że Polscy przestali kupować i zaczęli oszczędzać. I że spodziewają się trudnych czasów. Dla gospodarki oznaczałoby to ryzyko wpadnięcia w recesję. Zwłaszcza, że wysokie stopy procentowe obniżają też popyt na kredyt, a kiepski stan niemieckiej gospodarki zmniejsza przychody firm z eksportu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Sprzedaż detaliczna mówi, że najgorsze za nami?
Rzeczywistość nie jest chyba aż taka zła – przynajmniej na razie. Sprzedaż detaliczna w październiku 2024 r. była wyższa niż przed rokiem o 1,3%. To jednak nie jest wzrost, który mógłby bardzo cieszyć. W tym samym okresie rok temu nasze zakupy rosły o 2,8% (też w skali roku). Inna sprawa, że ubiegłoroczna październikowa dobra sprzedaż detaliczna sąsiadowała ze słabszymi miesiącami – wrześniem i listopadem oraz mocno spadkowym grudniem. Może więc nie jest tak źle?
Patrząc na wartość naszych zakupów od stycznia do października widzimy, że sprzedaż detaliczna wzrosła o całkiem przyzwoite 2,4% w stosunku do podobnego okresu rok wcześniej. Na wykresie dynamika sprzedaży detalicznej w stosunku do danych sprzed roku według najnowszych danych GUS:
Nowe dane trochę uspokajają, ale na jaśniejszy obraz tego, co się dzieje w gospodarce, musimy poczekać jeszcze kilka miesięcy. Po złym wrześniu był nie najgorszy październik, ale prawdziwym testem – który wyznaczy trend w naszej konsumpcji – będzie listopad i grudzień, czyli te miesiące w roku, gdy tradycyjnie kupujemy najwięcej. One dopiero pokażą, w jakim stanie jest silnik konsumpcji, który do tej pory pchał do góry polską gospodarkę i pozwalał na wzrost wynagrodzeń.
Co kupowaliśmy w październiku? Wygląda na to, że Polacy ruszyli do salonów samochodowych, bo liderem w sprzedaży są pojazdy i części samochodowe. Kolejna grupa towarów, na które chętnie wydajemy pieniądze to m.in. farmaceutyki i kosmetyki. Sprzedaż książek znalazła się na trzecim miejscu, bo wrzesień to początek roku szkolnego i miliony uczniów muszą zaopatrzyć się w pomoce szkolne. Słabo natomiast wypada sprzedaż żywności, a także ubrań i butów. W tej ostatniej grupie po lecie należałoby się spodziewać większego popytu.
Dobry zły rok? Czy Polacy mają pieniądze na zakupy?
Dane pokazują, że polska gospodarka, po bardzo słabym 2023 r., powoli dźwiga się z kolan. Otoczenie zewnętrzne nie sprzyja. W Niemczech 2024 r. to będzie drugi już rok z ujemnym wzrostem gospodarczym. Osłabienie koniunktury u naszych zachodnich sąsiadów i w całej strefie euro nie pomaga polskiemu eksportowi (tutaj wyliczenia ile PKB „zabiera” nam kryzys w Niemczech). A pieniądze z KPO, które miały uzdrowić polską gospodarkę już w tym roku, mogą wpłynąć na inwestycje najwcześniej w drugiej połowie 2025 r.
Jak zmienią pieniądze z Unii Europejskiej nasze portfele? Obejrzyj rozmowę z ekspertem, który nam o tym opowiedział:
Polacy zarabiają co prawda więcej po podwyżkach wynagrodzeń z 2023 r., ale rośnie też inflacja. Wzrost inflacji był zapowiadany, ale jednak co innego słyszeć, a co innego – odczuwać na własnej skórze i we własnym portfelu, i to najmocniej w produktach, które najczęściej się kupuje. Bo najbardziej rosną ceny żywności. Z bardzo dobrego poziomu inflacji ok. 2% wiosną tego roku weszliśmy już na poziom 5%, a nie wiadomo, czy jest to koniec.
Coraz częściej słychać też wśród ekonomistów opinie, że zapowiadane na początek przyszłego roku obniżki stóp procentowych – które miały pomóc rozruszać koniunkturę w firmach i skłonić nas do zaciągania kredytów mieszkaniowych i konsumpcyjnych – mogą się opóźnić właśnie z powodu wyższej inflacji.
W mediach sporo słychać o zwolnieniach w wielkich firmach i o tym, że niektóre zachodnie koncerny wycofują się z produkcji w Polsce. Cierpi m.in. przemysł samochodowy, osłabiony słabą koniunkturą w Niemczech. Stopa bezrobocia nie jest co prawda wysoka, ale polscy konsumenci słyszą, że firmy raczej zwalniają niż zatrudniają, inwestycji jest mało, a finanse państwa nie są w dobrym stanie, więc na kolejne podwyżki płac – zwłaszcza w sferze budżetowej – nie ma co liczyć.
O wszystkich strachach polskiego konsumenta rozmawialiśmy niedawno z ekspertem. Czy Polacy stali się bardziej pesymistyczni i mniej chętnie będą wydawać oszczędności na zakupy?
Polak zabiera się do oszczędzania?
Do tego zbliżająca się zima ma upłynąć pod znakiem rosnących kosztów paliw i energii. Odczują to i rodziny, zwłaszcza te, które mieszkają w domach jednorodzinnych, jak i firmy. Widzimy, jak wzrost cen energii osłabił gospodarkę niemiecką. Nasze ceny energii, najwyższe w Unii Europejskiej, wpłyną więc na portfele Polaków, ale również na kondycję firm. Wyniki finansowe spółek giełdowych „żyjących” z konsumpcji w trzecim kwartale były poniżej oczekiwań i spowodowały spadek cen akcji na giełdzie (swoje zrobiły też obawy o eskalację wojny na Wschodzie).
W tej sytuacji Polacy mogą skierować swoje priorytety ku oszczędzaniu. Ciekawe będą wyniki nadchodzącego szybkimi krokami Black Friday. Reklamy z każdego zakątka mediów i internetu wołają: kupujcie, kupujcie, kupujcie. Nawet na kredyt, zadłużając się. Ale czy warto? Z danych o sprzedaży detalicznej może wynikać, że Polacy racjonalnie powstrzymują się przed wydatkami zbędnymi i czekają na dalszy rozwój sytuacji. I powoli gromadzą oszczędności, z których ostatnio – choćby w popandemicznym szaleństwie zakupowym – się wyprztykali.
Na wykresie Głównego Urzędu Statystycznego (raport „Polska w liczbach 2024„) widać, że sprzedaż detaliczna powiązana jest ściśle z koniunkturą w całej gospodarce. W ostatnich latach popyt wewnętrzny był jednym z najważniejszych motorów wzrostu PKB. Był szczególnie istotnym czynnikiem dynamiki gospodarczej wtedy, gdy zawodziły takie składniki wzrostu jak inwestycje czy eksport. Załamanie sprzedaży detalicznej miało miejsce w okresie pandemii, potem nastąpiło popandemiczne odbicie popytu, jednak w 2023 r. sprzedaż detaliczna ponownie osłabła.
Pod względem naszych wydatków w sklepach kończący się 2024 r. będzie na pewno lepszy niż rok 2023, bo jednak przez większość miesięcy sprzedaż detaliczna była na plusie, bardziej jednak na początku roku niż pod koniec. Ale poza fatalnym wrześniem były to jednak dodatnie wartości. Czy obecny rok będzie tak dobry, jak lata 2021-2022, które korzystały na popandemicznym ożywieniu produkcji i konsumpcji?
Sprzedaż detaliczna jest ważna, ale… nasze budżety jeszcze ważniejsze
Nie chcę być Kasandrą ani przykładać ręki do pogarszania stanu naszej gospodarki, ale gdybym miał radzić czytelnikom „Subiektywnie o Finansach”, jak powinna wyglądać ich strategia budżetowa na ostatnie tygodnie 2024 r., to zalecałbym jednak ostrożność. Wygląda na to, że – pomimo przedłużenia zamrożenia cen energii – nowy rok przyniesie wzrost domowych rachunków – za wodę, ciepło, czynsz. Inflacja cen żywności też zaczyna przyspieszać, co oznacza, że nasza „prywatna inflacja” w większości przypadków będzie wyższa niż oficjalne 5%.
Niewykluczone, że wiosna przyniesie lepsze perspektywy dla gospodarki. I chodzi nie tylko o nasze wewnętrzne motory wzrostu, ale być może zobaczymy sygnały ożywienia w gospodarce europejskiej – obniżki stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny już się zaczęły. Powinny przenieść efekty.
Zobacz rozmowę o tym jak będzie wychodziła z kryzysu niemiecka gospodarka:
Hamulcem mogą być wydarzenia wojenne, tego jednak nie przewidzimy. Musimy też poczekać na efekty pierwszych decyzji nowego prezydenta USA Donalda Trumpa. Jeśli, tak jak zapowiadał w kampanii wyborczej, zdecyduje się na obłożenie części eksportu z Unii Europejskiej do USA wyższym cłami, to nie będzie to dobra wiadomość dla nas. Polska co prawda nie eksportuje do USA wielu towarów, ale jesteśmy powiązani łańcuchami wartości z innymi europejskimi eksporterami. Głównym eksporterem do USA są Niemcy, warto, żeby one nie ucierpiały.
Podsumowując: najbliższych kilka miesięcy upłynie pod znakiem niepewności, ale na horyzoncie majaczą lepsze czasy (inwestycje z pieniędzy europejskich, lekka poprawa koniunktury w Niemczech, niższe stopy procentowe pchające w górę popyt na kredyt). Dobrze byłoby doczekać do nich – na razie mamy niepewność po wyborach w USA i co do przyszłości wojny w Ukrainie i wciąż za wysoką inflację oraz ryzyko podwyżek cen (choć np. ceny prądu są zamrożone jeszcze na dziewięć miesięcy). Wydaje się więc, że dobrą strategią na najbliższe miesiące będzie ta „na przeczekanie”.
Źródło zdjęcia: Carl Raw/Unsplash