Na rynek wchodzi nowy konsument. Ma inne potrzeby, niż „zwykły”. Woli pożyczyć, niż kupić. Podzielić się niż sprzedać. Kupić przez internet, niż chodzić po sklepach. Unika pośredników, korzysta z nowych narzędzi do analizowania i zawierania transakcji. Inaczej pracuje i inaczej odpoczywa. Wiele firm przez niego umrze
Im więcej wokół nas jest nowoczesnych technologii, tym więcej mamy możliwości, żeby za ich pośrednictwem „optymalizować się”, czyli lepiej zarządzać swoim czasem. Generalnie każdy z nas już to w pewnym zakresie ogarnął, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jeśli korzystamy z bankowości internetowej albo mobilnej, zamiast iść do banku i stać w kolejce (no, chyba, że chodzi o stanie w kolejce w taaakiej placówce 😉) – to już jest pierwszy krok. Wymieniamy walutę w kantorze internetowym i spłacamy ratę kredytu frankowego bez spreadu? To krok pierwszy i pół.
Robimy zakupy w internecie, zamiast w realnym sklepie, obchodząc trzy razy dokoła centrum handlowe? To drugi krok. Zaczynamy korzystać z usług na takich zasadach, żeby to nam było jak najwygodniej, a nie naszym usługodawcom? To trzeci krok.
Co mam na myśli? Ano zamówić taksówkę przez smartfona i zapłacić z poziomu aplikacji, zamiast czekać aż pani na infolinii odbierze słuchawkę i zrozumie pod jakim adresem jesteśmy. Skorzystać z paczkomatu zamiast czekać przez pół dnia przy drzwiach na kuriera, oddać rzeczy do prania, zamiast prać i prasować samemu, skorzystać z assistance, zamiast bawić się w „złotą rączkę”. Rozliczyć PIT przez internet, zamiast nadawać formularz listem. Zapłacić opłatę gminną w urzędomacie, a nie w kasie, kwitnąc w kolejce przez pół godziny.
Wszystko to razem nazywają smart-living, czyli „bystre życie ze smartfonem w rąsi”. Efektem końcowym ma być posiadanie większej ilości wolnego czasu na realizację marzeń (lub w wariancie dla pracoholików: możliwość zrobienia większej liczby rzeczy w czasie doby :-)). A odpowiedź na pytanie ilu z nas spełnia większość nakreślonych wyżej kryteriów i żyje „smart” to jednocześnie pytanie o przyszłość placówek bankowych, tradycyjnych sklepów, kasjerów w urzędach.
Jest i drugie pytanie – czy nowe modele biznesowe, oparte na połączeniu „starych” potrzeb i nowych technologiach osiągną w Polsce większy czy mniejszy sukces? A może zbankrutują, gdyby okazało się, że „smart-Polak” to człowiek, który ma chęci, ale nie ma pieniędzy, żeby być smart? Bo bystre życie niekoniecznie musi być tańsze, niż tradycyjne (np. internetowe sklepy spożywcze już dawno temu przestały mieć bardziej okazyjne ceny od tradycyjnych, oszczędza się w nich raczej czas, niż pieniądze).
SMART-LIVING: 5% HARD-USERÓW. Wpadł mi w ręce raport o smart-living, który urzeźbiła firma Hi’Shine, czyli właściciel sieci samoobsługowych pralniomatów) z pomocą firmy badawczej Mobile Institute. Ta ostatnia przepytała przez internet reprezentatywną grupę ludzi korzystających z sieci na okoliczność bycia smart. Nie jest to tak dobra metoda badawcza jak np. sprawdzenie konkretnych decyzji zakupowych ludzi i ocena jaka część z nich zachowuje się jakby była smart, ale mimo wszystko kilka ciekawych rzeczy z tego badania wynika.
Według jego autorów za „smart-Polaków” można uznać 22% internautów (biorąc pod uwagę, że wśród nas trochę jest też nie-internautów, odsetek opisujący ogół społeczeństwa byłby jeszcze mniejszy). A i kryteria pozwalające dostać się do „smart-elity” nie były jakoś szczególnie wyśrubowane – wystarczyło zadeklarować systematyczne zachowywanie się „smart” w tylko jednej z kilku głównych dziedzin życia :-). Natomiast „po całości” ideę „smart-życia” realizuje najwyżej 5% internautów (oni we wszystkich aspektach życia wykorzystują technologie, żeby mieć więcej wolnego czasu).
SMART, CZYLI TECHNO. 30% NIE MA ŻYCIA BEZ SMARTFONA. Ci, którzy nie są „smart” uważają, że to dlatego, iż całe to technologiczne ustrojstwo wymaga dużej wiedzy (18%), jest przeznaczone głównie dla młodzieży (18% wśród ogółu i 30% wśród części Polaków, którzy są mniej „smart”), jest drogie (19%) oraz wymaga zbyt dużej zmiany przyzwyczajeń (16%).
Dość długa lista narzekań, ale gdy jednocześnie w innym miejscu badania zapytano internautów z jakich udogodnień chętnie by skorzystali, to 33% chciałoby bliżej zapoznać się z inteligentnym sprzętem AGD i RTV (część z nas ma już smart-TV w domu, czyli telewizory podłączone do internetu i zbierające dane o tym co lubimy oglądać :-)), aż 32% chciałoby mieć w domu robota-asystenta (zapewne część z nich myśli o robocie razem z osobą do jego obsługi :-)),
29% chętnie jeździłoby do pracy automatycznym samochodem bez kierowcy, a 29% ma ochotę na terapię genową zapewniającą pozbycie się chorób dziedzicznych (zapewne nie myślą o ciąży, czyli najczęściej spotykanej chorobie przenoszonej drogą płciową :-)).
Wychodzi więc, że jeśli pokazać nam przez szybę konkretne rozwiązania z gatunku „smart”, to obaw jest jakby mniej, niż w przypadku ogólnego pytania o to czy mamy ochotę na „smart-życie”. Z badania wynika zresztą, że już 58% Polaków przyznaje się do korzystania ze smartfonów, a 39% ma tablet, zaś po 32% komputer stacjonarny bądź laptop.
Mniej więcej co trzeci badany przyznaje (a dokładniej 29-33% osób), że nie wyobraża sobie życia bez powszechnego dostępu do internetu i smartfona (i jest to wskaźnik bardzo niski biorąc pod uwagę, że mówimy o badaniu internetowym :-)), a 24% nie widzi dla siebie miejsca na planecie
Ziemia gdyby nagle zabrać im możliwość robienia zakupów przez internet. A stąd – czyli od posiadania w domu elektroniki i poczucia niezbędności takich elementów życia, jak internet ze smartfonem – już wcale nie tak daleko do większej powszechności rozwiązań charakterystycznych dla „smart-życia”, czyli np. do zamawiania taksówki przez smartfona, albo robienia zakupów z poziomu aplikacji mobilnej.
SMART-ZAKUPY: 16% JEST POSTRACHEM SKLEPÓW. Najciekawsze z mojego punktu widzenia jest to, co w badaniu na temat smart-living internauci mówią o zakupach. Bo to przy zakupach najczęściej wychodzi czy ktoś ma w głowie chęć bycia bystrym, czy też kupuje raczej bezmyślnie.
Okazuje się, że jakieś 25% internautów przed zakupem zasięga opinii bliskich, znajomych lub kolegów z Facebooka, a 21% porównuje kilka ofert zanim wybierze tę jedną. Dokładnie taki sam odsetek ogląda produkty w sklepie stacjonarnym, a kupuje je w internecie, bo tam jest taniej, 17% korzysta z kuponów rabatowych, żeby obniżyć koszty (plus 11% osób, które korzystają z zakupów grupowych i ofert hurtowych typu Groupon).
Z kolei 16% internautów będąc w sklepie stacjonarnym sprawdza na smartfonie jaka jest różnica w cenie towaru w różnych sklepach oraz czy bardziej nie opłaciłby się zakup w internecie. Można więc powiedzieć, że „zakupowa” część raportu potwierdza, że mniej więcej 20% Polaków mających dostęp do internetu rzeczywiście wykorzystuje nowe technologie do tego, żeby kupować sprytniej.
A pozostała większość posiadaczy smartfonów? Dlaczego oni nie chcą wykorzystywać ich nie tylko jako urządzeń do komunikacji, ale też jako „inwestycji” pomagającej oszczędzać pieniądze w domowym budżecie?
SHARING ECONOMY? SMART-DZIECINA. Jakkolwiek w oparciu o powyższych kilka zdań można powiedzieć, że co piąty internauta ogarnia ideę smart-living w stopniu podstawowym, to jednak im głębiej w las… Tylko 7% internautów regularnie korzysta z nowoczesnych usług transportowych (np. BlaBlaCar, MyTaxi, czy Uber), choć na pocieszenie można powiedzieć, że aż 23% kiedykolwiek z nich skorzystało. Ledwie 3% systematycznie wynajmuje pokoje od innych ludzi w ramach serwisów typu AirBnB, co jest tańsze niż w hotelach i – jak mówią – przyjemniejsze.
Mniej więcej tyle samo osób ma we krwi to, że próbuje zbić cenę pokoju w hotelu wykorzystując portale typu Trivago, czy Booking (w obu przypadkach kilkanaście procent osób kiedyś z tych sposobów skorzystało, ale im się ten zwyczaj nie utrwalił :-)), Również w granicach błędu statystycznego mieści się używanie takich nowinek jak wypożyczalnie luksusowych rzeczy (rent-a-bag), wypożyczanie miejskich rowerów (systemy typu Veturilo). A szkoda, bo gdyby tak używać Veturilo zamiast jeździć do pracy samochodem…
Nie zmienia to faktu, że są elementy smart-living, których chętnie byśmy spróbowali, ale nie są jeszcze masowo oferowane. Aż 29% osób chciałaby móc możliwość napełniania wirtualnego koszyka w tradycyjnym sklepie, zapłacenia online i wyjścia, a zakupy żeby same przyjechały (czyli takie połączenie funkcjonalności sklepu internetowego z przyjemnością chodzenia między prawdziwymi półkami).
26% chciałoby móc płacić automatycznie w sklepach (bez konieczności wyciągania portfela, karty lub telefonu), 24% chciałoby móc identyfikować się w e-sklepie za pomocą odcisku palca (to za chwilę będzie już możliwe w kilku polskich bankach), zaś 31% – żeby w sklepach internetowych była możliwość oglądania rzeczy w okularach 3D.
Z kolei 21% internautów polubiłoby rozwiązania polegające na pojawianiu się spersonalizowanych promocji w momencie, w którym akurat są blisko ulubionego sklepu. Niewykluczone więc, że na razie po prostu „produktów smart-living” jest jeszcze za mało i są niewystarczająco dopasowane do potrzeb przeciętnego internauty. Albo też internauci bujają w obłokach deklarując „co to ja bym nie zrobił, gdybym chciał” – deklaratywnie zawsze chętniej i bardziej masowo akceptujemy nowości, niż później naprawdę z nich korzystamy.
SMART-PATRIOTYZM, CZYLI TERAZ POLSKA! A jak z naszym patriotyzmem gospodarczym? To w końcu też jest część smart-living. 42% internautów deklaruje, że przy zakupach zwrac uwagę na to czy marka towaru jest polska (to dość wysoki odsetek, ale pytanie nie jest precyzyjne – część polskich marek jest w zagranicznych rękach, a to, że marka jest polska nie znaczy jeszcze, że towar na pewno został wyprodukowany w Polsce, rękami polskich pracowników).
34% internautów zeznaje, że zwraca uwagę na to, czy towar, który kupują jest ekologiczny i fair trade (czyli czy nie powstał np. w ramach wyzysku człowieka przez człowieka lub natury przez człowieka). To budujące, ale jestem dziwnie przekonany, że w rzeczywistości stojąc przed półką sklepową w mniejszym stopniu zwracamy uwagę na to, żeby głosować nogami za produktami nie niszczącymi środowiska i nie produkowanymi rękami niewolników.
SMART-PRACA: 35% SIĘ NIE MĘCZY. Sądząc po tym ile czasu dziennie poświęcamy na odpoczynek (a przynajmniej jak to wygląda w naszych deklaracjach) naprawdę nie jest z tym naszym smart-życiem najgorzej :-). 27% osób odpoczywa przez pięć godzin dziennie lub więcej (nie licząc snu), a kolejna jedna trzecia z nas ma na odpoczynek 3-5 godzin.
Pozostali są tak zajęci zarabianiem na smart-living, że odpoczywają dziennie mniej. 16% pytanych internautów przyznaje, że poświęca na pracę więcej, niż 8 godzin dziennie, zaś mniej więcej połowa (47%) pracuje przez osiem godzin. 35% osób pracuje maksymalnie siedem godzin, a najczęściej – mniej niż sześć godzin.
Ciekawe czy uwzględniają przerwy na lunch i kawę :-). Te dane pokrywają się z wieściami o tym, że 35% osób kilka razy w tygodniu uprawia sport (co też jest elementem smart-living, bo sport to zdrowie, a zdrowy człowiek nie wydaje pieniędzy na leki, co najwyżej wydaje ich jeszcze więcej na suplementy diety :-))).
DOMOWY OUTSOURCING: MY HOME IS (NOT) MY CASTLE. Elementem bystrego życia jest zlecanie na zewnątrz tego, na czym się nie znamy. Pod tym względem nie jest najgorzej: 58% z nas raz na jakiś czas się na to zdecydowało, a najczęściej – wskaźniki dwucyfrowe, w okolicach 13% – chodziło o pranie, prasowanie, sprzątanie i gotowanie, czyli same ulubione czynności facetów :-).
Ci, którzy nie korzystają z outsourcingu twierdzą, że sami ogarniają sprawy lepiej (33%), że nie wpadli na pomysł, żeby kogoś wynająć (30%), że zlecanie usług domowych na zewnątrz za drogo kosztuje (22%) oraz że to może być niebezpieczne, bo trzeba wpuścić do domu obcego.
A, jak powszechnie wiadomo, my home is my castle ;-). No i na koniec rzecz najważniejsza: otóż osoby stosujące zasady smart-living (czyli takie, które odhaczyły w deklaratywnym badaniu liczbę „bystrych” czynności wystarczającą, by dać im przynajmniej 5 pkt. na 10 możliwych) twierdzą, że są… szczęśliwsze w życiu. No i teraz pozostaje tylko pytanie czy są szczęśliwsze i dlatego są smart, czy są smart i dlatego są szczęśliwsze? Z tym pytaniem Was dzisiaj zostawiam :-).