Wszystkie sklepy w niedzielę będą zamknięte? Prawo i Sprawiedliwość chce uszczelnić niedzielny zakaz handlu. Wszystko przez to, że stał się on fikcją i coraz więcej sieci sklepów zaczęło się otwierać w niedzielę jako „placówki pocztowe”. Teraz będą musiały udowodnić, że naprawdę mają w sobie duch pocztowy. Lubicie to? Przeglądam argumenty za i przeciwko pomysłowi partii rządzącej
Zakaz handlu w niedzielę został wprowadzony w 2018 r., ale przez pierwsze dwa lata był częściowy – dopiero w zeszłym roku, naznaczonym przez pandemię, liczba niedziel handlowych spadła do docelowego poziomu. Było ich tylko osiem (głównie w okolicach świąt i początku roku szkolnego).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Sklepy szybko znalazły wygodne obejście. Ponieważ zakaz handlu w niedzielę nie objął placówek pocztowych, handlowcy zaczęli uzupełniać swoją działalność o ten właśnie komponent. I na tej podstawie otwierali sklepy w niedzielę. Jako pierwsza pomysł ten wdrożyła sieć Żabka, ale to jeszcze nie bolało, bo większość Żabek to franczyzy, w których za ladą może też stanąć właściciel (to był drugi wyjątek w zakazie handlu).
Gorzej, że teraz placówkami pocztowymi stały się duże sieci, takie jak Polo Market, Intermarche czy Kaufland. Nie jest problemem podpisać umowę z jakimś InPostem, postawić w sklepie stoisko do obsługi nadawania i odbioru przesyłek i obsługiwać w nim tych trzech klientów na krzyż, którzy się pojawią.
Sklepy w niedzielę będą zamknięte? Zakaz handlu rozszerzony na placówki pocztowe?
Prawdopodobnie już ponad 10% wszystkich sklepów w Polsce (jakieś 10 000) wymyka się zakazowi handlu w niedzielę. I to jest chyba główny argument dla polityków, którzy chcą przykręcić śrubę.
Pomysł jest taki, żeby każdy sklep otwarty w niedzielę jako „placówka pocztowa” musiał się wylegitymować cyferkami księgowymi dowodzącymi, iż w poprzednim miesiącu ponad 50% jego przychodów pochodziło z działalności pocztowej. Dla żadnego sklepu spożywczego to będzie niewykonalne.
Posłowie PiS chcą, żeby nadal sklep w niedzielę mógł otworzyć właściciel i żeby mógł przyjąć pomoc najbliższej rodziny, byle nieodpłatnie. Prawdopodobnie nadal będą mogły działać sklepy przy stacjach benzynowych.
Abstrahując od tego, czy partii rządzącej uda się przepchnąć zmiany przepisów w Sejmie (formalnie Zjednoczona Prawica nie ma już wystarczającej większości nawet przy założeniu, że „ziobryści” i „gowinowcy” głosowaliby za tym pomysłem, co nie jest pewne), postanowiłem zrobić przegląd argumentów „za” i „przeciw”.
Z całą pewnością z zakazem handlu w niedzielę coś trzeba zrobić, bo nie ma sensu utrzymywać przepisów, które nie działają. Za kilka miesięcy cały handel będzie jedną wielką pocztą i staniemy się pośmiewiskiem dla świata. Pytanie brzmi, czy tym czymś powinno być zaostrzenie czy zniesienie zakazu?
Zakaz handlu w niedzielę: czy naprawdę jest taki zły?
Z badań opinii publicznej wynika, że Polacy są w tej sprawie podzieleni. Mniej więcej tyle samo obywateli uważa, że można się obyć bez kupowania w niedzielę oraz że zakaz utrudnia im życie (bo tyrają od poniedziałku do piątku i w sobotę jeszcze muszą stać w kolejkach, bo przed niehandlową niedzielą we wszystkich sklepach panuje szał zakupów).
Czytaj więcej: Jaki jest bilans zakazu handlu w niedzielę? Cyfry nie są jednoznaczne
Po liczbach nie widać, by sprzedaż detaliczna w sklepach spadła, więc trzeba domniemywać, że brakujące niedzielne obroty przeszły na inne dni tygodnia oraz do internetu. Firma CBRE niedawno publikowała dane o obrotach sklepów w galeriach handlowych m.in. w niedziele handlowe i wynikało z nich, że nie ma szału – tzn. część Polaków nie ma już potrzeby spędzania niedzieli w sklepach nawet wtedy, gdy są one otwarte.
PRCH Daily Footfall Index, obliczany przez stowarzyszenie centrów handlowych pokazuje, że w dniach handlowych w maju odwiedzalność była wyższa o 42% w porównaniu do analogicznego okresu w ubiegłym roku (czyli w stosunku do ery lockdownu), zaś w odniesieniu do okresu sprzed pandemii w 2019 r. jest to 80-90% (w zależności od dnia).
Inna sprawa, że mówimy o specyficznym miejscu: galerii z wieloma sklepami, także tymi, bez których w niedzielę rzeczywiście można się obyć. Przed Żabkami w niedzielę niejednokrotnie widać długie kolejki, co oznacza, że otwartych sklepów spożywczych jednak nam brakuje.
O ile mi wiadomo, Żabka nie udostępnia danych o tym, jak duża część jej obrotów pochodzi z niedziel niehandlowych (a tym bardziej jaka to część zarobków – słyszałem, że w niektórych sklepach tej sieci panują „ceny dynamiczne”, czyli w niedzielę cola, piwo i czipsy magicznie drożeją do lichwiarskich poziomów – potwierdzacie?).
Ale to „przyzwyczajenie” Polaków (a przynajmniej dużej ich części) do zamkniętych sklepów w niedzielę to chyba jedyny argument, który przemawia za tym, by zakaz utrzymać. Tym bardziej że żadna sieć sklepów nie przedstawiła projektu regulacji, na podstawie których np. zobowiązałaby się do płacenia pracownikom za pracę w niedzielę podwójnej stawki. A więc skłonność handlowców do wynagradzania pracy w wolny dzień nie jest duża.
Dlaczego sklepy w niedzielę powinny być otwarte? Cztery argumenty
Są też okoliczności, które przemawiają za tym, żeby zakaz handlu w niedzielę znieść. Dlaczego sklepy w niedzielę powinny być otwarte?
Po pierwsze: zakaz nie wspomaga małych sklepów rodzinnych. Wprowadzając zakaz handlu politycy mówili, że ich celem jest zahamowanie trendu bankrutowania małych sklepów osiedlowych, które są wypierane przez duże, z reguły zagraniczne „sieciówki”.
A rzeczywistość? 33 221 – tyle małych sklepów spożywczych (do 40 m kw.) działało w kraju w 2018 r. Rok później ich liczba wynosiła już tylko 30 463, a pod koniec zeszłego roku było już tylko 28 793 małych sklepów. Są one wypierane przez dyskonty i supermarkety, których liczba rośnie. Duży sklep, co prawda, nie może działać w niedzielę, ale może dać pieniądze na marketing, by ściągnąć klientów w piątek. A mały sklep nie (tutaj źródło: dane Nielsen za Wiadomościami Handlowymi)
Skoro więc otwarte małe sklepy w niedzielę nie sprawiają, że ich właścicielom żyje się lepiej, to być może trzeba otworzyć wszystkie sklepy? Ludzie przestaliby robić zakupy w piątek na zapas i więcej kupowaliby w sklepikach osiedlowych?
Po drugie: zakaz handlu wspomaga nieuczciwą konkurencję. Nigdy nie jest tak, że da się wprowadzić zakaz bez żadnych wyjątków. Sklepy w niedzielę zawsze będą działały, ale im bardziej będą „wyjątkowe”, tym większe jest ryzyko spekulacji cenowej. Jeśli mam jedyny otwarty w niedzielę sklep w promieniu kilku kilometrów, to moja pokusa, żeby stosować lichwiarskie ceny jest duża.
Nieuczciwa konkurencja będzie też kwitła z powodu sklepów na stacjach paliw. Niektórzy mówią, że PiS-owski pomysł z zaostrzeniem zakazu handlu to wersja „B” tworzenia państwowej sieci sklepów spożywczych.
Skoro nie dało się tego zrobić wprost, to trzeba za wszelką cenę pomóc Orlenowi, który na swoich stacjach paliw ma przecież sklepy czynne w niedzielę. I chce się na tej niwie rozwijać. Może wkrótce zamiast placówek pocztowych będziemy mieli stację paliw na każdej osiedlowej uliczce? Z takim malutkim dystrybutorkiem do tankowania skuterków.
Po trzecie: zakaz handlu nie pomaga branży handlowej dotkniętej przez pandemię. Ten sektor gospodarki – przynajmniej nie licząc handlu internetowego oraz produktami pierwszej potrzeby – mocno ucierpiał wskutek pandemii i lockdownów. Przynajmniej na jakiś czas (postpandemiczny rok) można byłoby albo zwiększyć liczbę niedziel handlowych, albo w ogóle zawiesić zakaz handlu. Sklepy w niedzielę byłyby otwarte, ludzie być może jednak wydaliby trochę więcej pieniędzy, gospodarka może kręciłaby się ciut szybciej.
Niektóre sieci handlowe są po pandemii w kwitnącej sytuacji, niektóre stoją na krawędzi bankructwa. Nie można mieć pewności, że otwarte sklepy w niedzielę kogoś uratują, ale też można mieć pewność, że zamknięte sklepy nikomu nie pomogą.
Wprowadzenie obowiązku wysokiego opłacania pracowników w niedzielę sprawiłoby, że sieci miałyby wybór: jeśli niedziela dawałaby im dużą szansę na wysokie obroty – otworzyłyby sklepy i płaciły pracownikom dwa-trzy razy więcej niż zwykle. Jeśli nie – sklepy pozostałyby zamknięte.
Po czwarte: pracownikom sklepów zakaz handlu w niedzielę nie pomoże przez zbyt długi czas, bo zmobilizuje sieci do otwierania sklepów automatycznych, które nie wymagają obecności pracowników. One prędzej czy później powstaną, ale radykalne kroki władz mogą przyspieszyć radykalne kroki biznesu.
Jeśli to ma być sposób na przyspieszenie automatyzacji handlu – w porządku. O to wszakże Zjednoczonej Prawicy nie podejrzewam. Tu raczej chodzi o ochronę słusznego interesu pracowników, polegającego na prawa do wolnej niedzieli. Efektem może być wzmocnienie prawa pracowników do wolnego każdego dnia w tygodniu – od poniedziałku do niedzieli.
Innym efektem zakazu handlu w niedzielę będzie przyspieszenie przeniesienia handlu do internetu. Można dyskutować, czy to dobrze czy źle i czy akurat w niedzielę ludzie będą z wypiekami na twarzy kupowali w e-sklepach, nie mogąc pójść do fizycznego sklepu. Ale jakiś impakt w tym kierunku zapewne będzie.
Pomysł, by zakaz handlu w niedzielę zmodyfikować jest chyba dobry, bo nie jest w niczyim interesie powstanie 100 000 placówek pocztowych. Ale czy ta modyfikacja powinna polegać na zaostrzeniu czy na zniesieniu zakazu? Jakie jest Wasze zdanie? Kupowalibyście w niedzielę?
zdjęcie: NeonBrand/Unsplash