Jest kilka momentów w roku, w których zastanawiamy się co kupić dziecku w prezencie, by nie tylko sprawić mu radość, ale i wpłynąć pozytywnie na jego życie. Te momenty to Boże Narodzenie, sezon pierwszych komunii świętych, no i może jeszcze Dzień Dziecka. Dostałem od kilkorga moich czytelników „zamówienie” na odcinek o mądrych prezentach, więc zrobiłem krótką listę cech, którą powinien taki prezent.
Po pierwsze skłaniać małolata do oszczędzania, a zniechęcać do konsumowania. Po drugie – dawać dzieciakowi obietnicę coraz wyższej wartości. Zwykły prezent szybko traci wartość – wychodzi z mody, niszczeje, a w przypadku elektroniki wpływają na to oczywiście pojawiające się na rynku nowe modele sprzętu. Moim marzeniem jest prezent, który za kilka lat będzie miał znacznie większą wartość, niż dziś. Rzeczy, które spełniają te warunki, jest niewiele. Z otrzymania większości z nich dziecko się może nawet nie ucieszyć. Ale zawsze można je dorzucić do prezentu „właściwego”. Jakie miałbym propozycje?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj: Bank pomoże ci zmotywować dziecko do nauki? Zapłacą za piątki
Kopertówka-„oszczędnościówka”
Dzieci lubią dostawać gotówkę. Jeszcze bardziej lubią wydawać ją na głupoty (z naszego, „dorosłego” punktu widzenia). Ale można dać dziecku – jako prezent „główny” lub „towarzyszący” – kopertę z banknotem w środku oraz z… obietnicą odsetek. Jeśli mamy z oseskiem codzienny kontakt, to proponuję zawrzeć z nim następującą „umowę bankową”. Co tydzień do kwoty w kopercie będzie dorzucane 5% jej wartości. I będzie dorzucane tak długo, dopóki dziecko nie naruszy „bazowej” zawartości koperty.
Jeśli więc w kopercie jest 200 zł, to raz w tygodniu „bank” dokłada 10 zł „odsetek”. Te pieniądze można wydać albo akumulować dalej, ale jest jeden warunek – nie wolno naruszyć kwoty głównej. Dzięki temu dziecko uzyskuje możliwość zwiększania wartości otrzymanego prezentu, ale pod warunkiem, że nie przeznaczy go na głupoty. Znacie dobrze swoje dzieci – jeśli mają słabą silną wolę, to motywacja powinna być większa, niż 5% tygodniowo. Może 10%? Dobrym opakowaniem takiego prezentu może być świnka-skarbonka, ale pod warunkiem, że jest przejrzysta – i że będzie w niej widać nie naruszoną kwotę główną.
Czytaj też: Jak nauczyć dziecko oszczędności?
Czytaj: W którym banku najlepsza oferta oszczędzania dla rodzin?
Idealnym pomysłem na finansowy prezent byłyby najzwyklejsze w świecie obligacje skarbowe. Takie dziesięcioletnie, które są w stałej ofercie w banku PKO BP, po 100 zł za sztukę. Ich oprocentowanie zależy od inflacji. Teraz w PKO BP można kupić obligacje dające bardzo dobrą rentowność 2,7% w pierwszym roku, a w kolejnych latach do rocznej inflacji będzie dodawane 1,5% marży. Przy średniej inflacji na poziomie 2,5% oznacza to, że z każdej kupionej dziś za 100 zł obligacji osesek za 10 lat otrzymałby jakieś 150 zł.
Jest tylko jeden problem – obligacje nie mają materialnej postaci (poza wydrukiem z komputera) i to sprawia, że na prezent nadają się średnio. Nie jestem w stanie pojąć dlaczego nikt w Ministerstwie Finansów nie wpadł na pomysł, by na życzenie kupującego przygotować efektowną, materialną formę takiego papieru wartościowego i możliwość sprezentowania obligacji wskazanej osobie. Dzięki temu setki tysięcy osób kupowałyby obligacje swoim dzieciakom, chrześniakom, wnuczkom z najróżniejszych okazji – zamiast iPadów, konsol do gier (albo oprócz nich, jako prezent dodatkowy). Czy to nie byłoby piękne, dobre, użyteczne? No, nie byłoby?
Żywe srebro. Albo… złoto
Nie jestem pewny czy złoto będzie w przyszłości zyskiwało, czy traciło na wartości – poniżej znajdziecie link do tekstu, który opisuje czynniki określające cenę rynkową złota – ale z pewnością w tym kruszcu jest jakaś magia. I warto z tą magią zapoznać dziecko już w wieku mniej więcej dziesięciu lat. Zamiast zamieniać pieniądze na rzeczy, które prędzej czy później wylądują na śmietniku, można dać dziecku coś, co zawsze będzie miało wartość. Kto wie, może bardzo wysoką?
Czytaj też: Czy warto część oszczędności ulokować w srebro, złoto?
Monetą ze złota nie można się pobawić, więc nie może być raczej prezentem „głównym”, lecz tylko „towarzyszącym”, ale przy odpowiednim podejściu do tematu możemy spróbować przekonać oseska, że być może ta moneta kiedyś będzie warta fortunę (warto kupić zwykłą monetę bulionową, bo w jej cenie nie są „chowane” jakieś dodatkowe elementy, np. praca jubilera). W jednej z firm handlującej złotymi monetami widziałem nawet taką z nadrukiem znaczka supermena. Jeśli złoto jest poza Waszym zasięgiem finansowym – bardzo podobną charakterystykę ma np. srebro.
Prezent czyli bon do… pasji
Zachęcam Was do rozważenia, czy szukając prezentu na różne okazje nie warto przypadkiem zastosować zaskakującego manewru i ne sprawić oseskowi prezentu… niematerialnego. Czyli składającego się z przeżycia, emocji lub wartości edukacyjnych. Bon na kurs językowy, kilka dni w szkole piłkarskiej jednego z największych klubów świata (w Polsce są szkółki działające pod markami słynnych klubów, jak FC Barcelona), kurs programowania (dla fanów gier komputerowych)… Taki prezent może dać dziecku więcej, niż smartfon, czy tablet, które – powiedzmy sobie szczerze – mają dla dziecka w dużej części funkcję ogłupiającą.
Czytaj też: Ta firma obiecuje, że zapłaci za studia twoich dzieci. Co trzeba zrobić w zamian? I czy to się opłaca?
Czytaj też: Nationale Nederlanden też zapłaci ci 500 zł na dziecko. Tylko czy warto zasłużyć na te pieniądze?
Czytaj: Cztery pomysły na Dzień Dziecka, czyli co zrobić, gdy kupiłeś już prezent, a wciąż czujesz pustkę 😉
Pamiętam jak kiedyś dostałem w prezencie zestaw do wywoływania zdjęć. To była jeszcze era „produkowania” zdjęć w ciemni i paprania się w chemicznych odczynnikach. Inne prezenty szybko się zużyły, ale zdjęcia to była świetna zabawa na wiele kolejnych lat. To wydarzenie urodziło we mnie pasję do fotografowania. Dziś już nie wywołuję zdjęć samodzielnie, ale lubię fotografować i uważam, że jestem w tym niezły. Pamiętajcie, że prezent może nie tylko ucieszyć, ale obudzić u człowieka pasję, która – w skrajnych przypadkach – może mocno wpłynąć na jego życie.
Pierwsza karta do płacenia
Kto chciałby sprezentować dziecku gotówkę, może to zrobić w nowoczesnej formule, nieco bardziej sprzyjającej oszczędzaniu. Myślę o karcie przedpłaconej, którą można „naładować” pieniędzmi jednorazowo lub systematycznie dokładać kasę do dziecięcego skarbczyku. Być może nowoczesna forma kieszonkowego – z wyższą pierwszą „wypłatą” – pomoże dziecku na lepsze planowanie wydatków, bo pieniądze na karcie aż tak bardzo nie kuszą, by wydać je na głupoty, jak gotówka w portfelu lub w kieszeni.
Karty przedpłacone wydaje w Polsce tylko kilka banków, m.in. PKO BP (ma specjalną wersję kart przedpłaconych dla dzieci, nawet dla tych, które nie ukończyły jeszcze 13 lat), Bank Millennium, czy ING. W każdym z tych banków najwygodniej będą mieli posiadacze kont osobistych prowadzonych przez te instytucje. Po prostu dokupujesz do konta jeszcze jedną kartę przedpłaconą (na swoje nazwisko lub na dane dziecka), wręczasz ją oseskowi (ewentualnie dorzucając jakiś „plan motywacyjny” dla dziecka – patrz paragraf o „kopertówce”) i doładowujesz je online w miarę potrzeb. Dziecko zaznajamia się ze światem finansów, a darczyńca może kontrolować jego poczynania i ewentualnie mądrze reagować gdyby pieniądze z karty przedpłaconej zbyt szybko się rozchodziły.
Przegląd oferty kart przedpłaconych w bankach i nie tylko – czytaj tutaj
A na dokładkę… „Moje pierwsze kieszonkowe”
Oto fajny prezent – lub dodatek do prezentu – na Dzień Dziecka. Najnowsza samcikowa książka „Moje pierwsze kieszonkowe”, w której opowiadam dlaczego Wasze dzieci powinny mieć już swoje pieniądze, jak zabrać się za wypłacanie kieszonkowego, żeby miało to sens i jakie patenty stosować, żeby dziecko mądrze zarządzało swoimi pierwszymi pieniędzmi. Opowiadam też o tym jak zaznajomić dziecko z zasadami bezpieczeństwa w korzystaniu z telefonu komórkowego, jak nie dać się nabrać przez internet, a nawet o cyfrowym pieniądzu, którego dzieci za chwilę będą używały.
Książka do kupienia w dobrych księgarniach i w internecie. Po-le-cam! Więcej na jej temat przeczytacie w poświęconym jej okolicznościowym wpisie w blogu. Książkę kupicie w dobrych księgarniach, w internecie (np. na stronie kulturalnysklep.pl), a jeśli wolicie czytać na tablecie, to jest teżwersja elektroniczna, dostępna np. w Publio.pl. Miałem przyjemność opowiadać o niej w audycji Tomasza Kwaśniewskiego w Radiu RDC. Recenzja ukazała się w poczytnym blogu finansowym Marcina Iwucia. W TOK FM mówiłem o tej książce w audycjach Oli Dziadykiewiczoraz Hanny Zielińskiej.