Zbliża się Boże Narodzenie, czyli żniwa dla sklepów wszelkiej maści, ze szczególnym uwzględnieniem sklepów internetowych. To też pracowity czas dla pocztowców i kurierów, którzy będą dostarczali paczki z prezentami pod wskazane adresy. Tradycyjnie już pojawiają się ostrzeżenia, że ze względu na ogromny popyt na usługi kurierskie uprasza się klientów, by zamawiali rzeczy najpóźniej na półtora tygodnia przed świętami. Inaczej nie będą mieli gwarancji, że zamówienie dotrze jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
W poprzednich latach wydawało się, że lekiem na świąteczny szczyt będą paczkomaty. Z jednej strony to usługa quasikurierska, bo pozwala przesyłce dotrzeć w pobliże adresata, a z drugiej strony zapewniająca temu adresatowi komfort odbioru o dowolnej godzinie (nie trzeba czekać aż kurier łaskawie dotrze z trzygodzinnym spóźnieniem). Paczucha trafia do paczkomatu, klient dostaje SMS-a z kodem odbioru, wpisuje go na klawiaturze w paczkomacie i odbiera przesyłkę. Proste i wygodne.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niestety, wygląda na to, że chętnych na skorzystanie z paczkomatów jest już tylu, że ich operator InPost zaczyna robić brzydkie numery. Posłuchajcie co przydarzyło się jednemu z moich czytelników, który właśnie tę formę dostarczenia paczki wybrał. Skoro takie rzeczy dzieją się jeszcze na kilka tygodni przed szczytem świątecznych paczuch, to co będzie w pierwszych tygodniach grudnia?
Czytelnik zamówił sobie mały upominek, który miał dotrzeć do wskazanego paczkomatu. Na dzień przed planowanym doręczeniem dostałem SMSa, którego – to błąd – nie przeczytał dokładnie. A SMS brzmiał następująco:
„Jeśli wybrany przez Ciebie Paczkomat będzie przepełniony, być może przekierujemy paczkę do innego Paczkomatu w okolicy. Możesz zrezygnować z możliwości przekierowania na stronie (…), ale to wydłuży czas doręczenia. Na Twoją decyzję czekamy do końca dnia”
Mój czytelnik zrozumiał tylko tyle, że paczkomat jest przepełniony i że może być opóźnienie. „No trudno” – westchnął i oddał się codziennym czynnościom w oczekiwaniu, aż jego przesyłka będzie na miejscu. Jak się zapewne domyślacie, paczucha dotarła do zupełnie innego paczkomatu, który InPost – o kryterium wyboru napiszemy za chwilę – wybrał jako najwygodniejszy dla niego punkt odbioru. Człowiek się wściekł, bo o ile operator paczkomatów najprawdopodobniej jako priorytet postawił sobie jak najszybsze dostarczenie paczki gdziekolwiek, to klient miał zupełnie inne potrzeby – nie chciał jeździć na drugi koniec miasta.
„Do głowy mi nawet nie przyszło, że firma, która aspiruje do tego, żeby być traktowana poważnie, może sobie wymyślić taką kombinację. I chyba tylko dlatego mój mózg nie przetworzył poprawnie tego SMSa. Otóż InPost stwierdził, że mogą sami sobie zdecydować gdzie dostarczą moją paczkę. To jest domyślny sposób realizacji usługi u nich. Jeśli chcę, żeby była wykonana w taki sposób, za jaki zapłaciłem, to muszę dodatkowo ich o to poprosić. I jeszcze zdążyć to zrobić w odpowiednim czasie. To jest słabe”
– skarży się czytelnik. Prawdopodobnie jakoś by przebolał konieczność odbioru w innym punkcie, gdyby ten punkt był chociaż w okolicy. Ale nie, InPost dokonał wyboru miejsca dostarczenia przesyłki w taki sposób, że mój czytelnik musiał się udać w całkiem solidną podróż w poszukiwaniu paczkomatu.
„Paczkomaty (żółte) i punkty odbioru paczek (zielone) narysowałem na mapie i ponumerowałem w zależności od dystansu od paczkomatu, do którego zamówiłem paczkę. Do którego Inpost przekierował moją paczkę? Tak, do tego z numerem dziewięć, oddalonego o 2 km od mojego paczkomatu. Ale i to nie koniec. Paczkomat pozwala na odbiór paczki całą dobę. Punkt odbioru, czyli samochód InPostu stojący na ulicy, w którym wylądowała moja paczka, pracuje do godz. 20.00. Nie zdążyłem tam pojechać przez kilka dni, zajmuję się małym dzieckiem”.
Wiele osób wybiera paczkomat jako punkt dostawy nie tylko dlatego, że jest blisko, ale też dlatego, że nie jest pocztą. Nie zamyka się na noc, nie trzeba stać w kolejce… Tymczasem InPost skazuje klientów na rosyjską ruletkę – dostarczy paczkę do paczkomatu, albo do punktu odbioru, który paczkomatem nie jest i zamyka się na noc. To jest słabe. Taka usługa „loteryjna” powinna być tańsza, niż standardowa.
Mój czytelnik zadzwonił do firmy InPost i usiłował mieć pretensje. Pani na infolinii jednak nie podeszła do tego przypadku z przesadnym zrozumieniem. Najpierw stwierdziła, że nic się nie da zrobić, potem porządnie ochrzaniła mojego czytelnika za to, że nie czyta ważnych SMS-ów z firmy przewozowej. Klient próbował dociec jaka logika kierowała wyborem miejsca przekierowania przesyłki, ale rozmówczyni stwierdziła, że wszystkie inne paczkomaty w okolicy widocznie były przepełnione.
„Pozdrawiam pana z „mobilnego paczkomatu”, do którego czeka się po odbiór paczki średnio dwa razy dłużej, niż na poczcie, bo nikomu nie chciało się opracować sensownego systemu segregowania paczek po numerach, ani nawet wyposażyć kuriera w latarkę, żeby mógł te numery odczytać. Dodatkowe 10 minut czekania na zimnie to gwarantowana przyjemność, by kurier podładował sobie telefon, którym oświetla paczki”
– miażdży mój czytelnik procedury InPostu. Być może firma chciała dobrze – dostarczyć przesyłkę jak najszybciej pomimo przepełnionych paczkomatów. Ale, niestety, tym cholernym klientom czasem się wydaje, że skoro zapłacili za dostarczenie paczki w danym czasie do danego paczkomatu, to ta usługa powinna być wykonana dokładnie w takiej formule. Inna sprawa, że InPost zabezpieczył się na okoliczność występowania w przyrodzie takich upierdliwców następującym zapisem regulaminu:
To oznacza, że paczka może być tak naprawdę dostarczona gdziekolwiek. A im bliżej będzie świąt, tym dalej będzie się znajdowało owo „gdziekolwiek”. Inna sprawa, że opcja poczkomatowa jest jednak wyraźnie tańsza, niż kurierska. Dostawa do paczkomatu w InPost kosztuje 8,5-12 zł, zaś ceny kurierów zaczynają się od 17-20 zł. W tej niższej cenie zwarta jest też opcja „rosyjska ruletka”, o ile oczywiście klient nie odpowie w porę na SMS-a i wyraźnie nie zażyczy sobie dostarczenia paczki do tego paczkomatu, który – zapewne z powodu przyjaznej lokalizacji – wybrał.
źródło zdjęcia tytułowego: Newsweek.pl