W sprawie kredytów frankowych bankowcy są od wielu miesięcy w defensywie. O ile jeszcze nie ma zbyt wielu wyroków, które prawomocnie unieważniałyby w całości kredyty walutowe jako łamiące prawo bankowe (jedna z interpretacji prawa mówi, że zmienność wartość długu kredytu jest tożsama ze zmienną kwotą kredytu, co jest niedozwolone), o tyle abuzywność niektórych zapisów umów kredytowych sędziowie orzekają już dość często.
Dla klientów ten scenariusz nie jest tak korzystny jak unieważnienie umowy, ale… też dobry. Według prawa bowiem nieprecyzyjne zapisy klienta nie wiążą, zaś wszystkie pozostałe zapisy umowy pozostają w mocy. Dość często abuzywność jest dziś orzekana w odniesieniu do klauzul określających zasady zmian oprocentowania oraz klauzul spreadowych, określających po jakim kursie klient ma spłacać raty.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Sędziowie, zgodnie z zaleceniami prawa polskiego i unijnego, wyrzucają z umów te zapisy i… tu robi się dla banków niebezpiecznie, bo po „wygumkowaniu” abuzywnego fragmentu sąd moze orzec, iż umowy nie da się wykonać (czyli jest nieważna), bądź też trzeba ją kontynuwać jako kredyt złotowy.
Konsekwencje abuzywności mogą być też łagodniejsze (zwrot samego spreadu), ale pole manewru dla sędziów – nawet gdyby chcieli wydać salomonowy wyrok – jest niewielkie. Sąd bowiem nie może niczym zastąpić klauzuli wygumkowanej jako abuzywna. Nie może wpisać w to miejsce zapisu bardziej „sprawiedliwego”, ani żadnej „protezy”, dzięki której umowę można byłoby kontynuować. Jeśli z analizy sądu wyjdzie, że po wygumkowaniu spornego zapisu umowa jest bez sensu, to efekt jest podobny do unieważnienia kredytu. Czyli: bankowca skok z wodospadu na główkę.
Czytaj też: Rewolucyjna wykładnia waloryzacji. Gdyby wszystkie sądy taką zastosowały, to… byłoby pozamiatane!
Czytaj też: Unijny Trybunał ostrzega, że nie wolno ograniczać konsumentom odszkodowań wynikających z abuzywności
Czytaj też: Przegląd najciekawszych wyroków frankowych. „Na wokandzie”
Bankowcy próbują jakoś wyjść z tej matni i… wygląda na to, że znaleźli interpretację prawa, którą będą teraz serwowali sędziom przy każdej okazji. Liczą, że dzięki niej nastąpi odwrócenie złej karty i przynajmniej w sprawach o abuzywność nie będą musieli – w ramach przegranej – ryzykować unieważnieniem całej umowy. Zręby nowej argumentacji bankowców jakiś czas temu wyłożyła na łamach „Rzeczpospolitej” Iwona Karasek-Wojciechowicz, dr hab. Uniwersytetu Jagiellońskiego i radca prawny, partnerka w kancelarii Karasek & Wejman.
Punktem wyjścia jest stanowisko Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, z którego wynika, iż w miejsce klauzuli abuzywnej w zasadzie nic się nie wstawia, ale… można ewentualnie zastosować przepis normatywny prawa krajowego, gdyby miało to zapobiec upadkowi całej umowy. Sądowi nie wolno samodzielnie tworzyć żadnego zapisu, może jedynie wykorzystać coś, co w prawie już jest. I to tylko w sytuacji, gdyby bez tej „akcji ratunkowej” umowy nie dało się wykonać.
„Zatem w przypadku umowy kredytu o zmiennej stopie oprocentowania, gdy nieuczciwie określono warunki jej zmiany, umowa utrzyma się w mocy o ile istnieje przepis wyznaczający mechanizm zmienności umownej stopy procentowej, który mógłby zostać zastosowany”
– kombinuje mec. Karasek-Wojciechowicz. Kłopot w tym, że polskie sądy – zarówno w sprawach, gdy abuzywny okazywał się fragment umowy mówiący o zmianie oprocentowania kredytu, jak i w sytuacji, gdy chodziło o nieprecyzyjny spread – takich przepisów „ratunkowych” poszukiwały. I za każdym razem stwierdzały, że w polskim prawie ich nie ma. Probankowa prawniczka twierdzi, że i owszem, są. I dadzą się wykorzystać przynajmniej w tej części sporów o kredyty hipoteczne, które dotyczą zasad zmiany oprocentowania.
Co prawda klauzul dotyczących nieprecyzyjnego oprocentowania dotyczy mniejszość sporów frankowiczów z bankami, ale to właśnie w tej dziedzinie toczy się duży pozew zbiorowy (ponad 1200 klientów kontra mBank). I w tej dziedzinie banki zaczęły ostatnio przegrywać sprawy w sądach. Mec. Karasek-Wojciechowicz twierdzi, iż ten „wytrych prawniczy” to… odsetki ustawowe.
„Zgodnie z art. 359 § 2 k.c., jeżeli wysokość odsetek nie jest w inny sposób określona, należą się odsetki ustawowe. Nie jest tu istotna sama wysokość odsetek ustawowych. Umowy kredytu określały bowiem w sposób niewadliwy ich wyjściową wysokość. Na podstawie art. 359 § 2 k.c. można jednak skonstruować także normę wyznaczającą zakres i chwilę zmienności odsetek kapitałowych„
Prawniczka twierdzi, że jeśli umowa kredytu określa wyjściową wysokość odsetek i ich zmienną naturę (czyli jest w umowie zapis, że kredyt ma zmienne oprocentowanie), a sąd stwierdzi, że bank nieprecyzyjnie wyraził mechanizm zmienności oprocentowania, to należy uzupełnić lukę, odwzorowując zmiany odsetek ustawowych. Czyli: w umowie jest punkt wyjścia, a potem oprocentowanie koryguje się w rytm zmian poziomu odsetek ustawowych. Jeśli wysokość odsetek ustawowych spadła z 10% do 9%, a oprocentowanie kredytu tego dnia wynosiło 2%, to należałoby je obniżyć proporcjonalnie – do 1,8%.
Bankowcy, walcząc z kredytobiorcami w sądzie, będą dowodzili, że umowy kredytowe, z których wypadła klauzula zmian oprocentowania (ale nie wypadło zdanie mówiące, że „oprocentowanie kredytu jest zmienne”), nie są nieważne. Co ważniejsze – nie stają się też umowami z oprocentowaniem stałym („startowym”). Nieuczciwy mechanizm zmiany oprocenowania ma być zastąpiony mechanizmem wynikającym z ustawy. Pytanie brzmi: co na to sądy? Wkrótce się przekonamy. Znam już co najmniej dwie sprawy frankowe, w których ta argumentacja znalazła się „w grze”. Ale droga do rozstrzygnięć będzie długa, wąska, niebezpieczna i zbutwiała 🙂