Likwidacja szkody z samochodowego OC może podrożeć. Za nieco ponad miesiąc ma zacząć obowiązywać rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego w sprawie komunikacyjnego ubezpieczenia OC. Firmy ubezpieczeniowe ostrzegają, że regulacja może przynieść podwyżki składek oraz zwiększyć, a nie zmniejszyć poziom nadużyć związanych z ubezpieczeniem samochodu. KNF twierdzi natomiast, że jej rekomendacja pomoże, a nie zaszkodzi konsumentom. Kto ma rację?
Zbliżająca się regulacja dotycząca komunikacyjnego OC była głównym tematem sporów podczas dorocznej konferencji ubezpieczycieli zrzeszonych w Polskiej Izbie Ubezpieczeń. Ostatnio firmy ubezpieczeniowa mają na pieńku z państwowym nadzorem. Szef ubezpieczeniowej organizacji Jan Grzegorz Prądzyński kilka razy ostro krytykował obecnych na sali przedstawicieli KNF, a ci nie pozostawali dłużni.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Najpierw – w zeszłym roku – KNF wprowadził tzw. interwencję produktową, ograniczając możliwości oferowania klientom ubezpieczeń inwestycyjnych (to jeden z najbardziej opłacalnych dla ubezpieczycieli rodzajów polis, choć w przeszłości bywały to wyjątkowo toksyczne polisy), a teraz zabrał się za komunikacyjne OC, które stanowi główną część tortu ubezpieczeniowego (niespecjalnie rentowną, ale dużą).
Wchodząca od 1 listopada rekomendacja KNF wprowadza m.in. zasadę, że przy likwidacji szkody firma ubezpieczeniowa musi stosować takie wyceny części, żeby można było doprowadzić auto do stanu „jak nowe”. Ustalając świadczenie, firma ubezpieczeniowa nie będzie mogła potrącać amortyzacji (czyli zakładać, że części będą wymienione na tanie „używki”).
Jednocześnie ubezpieczyciele nie będą mogli powoływać się na rabaty, których mogłyby udzielić warsztaty. Będą też musieli informować klienta, jakie części (z jakim okresem gwarancji, od którego producenta i o jakiej jakości) zostały przyjęte do wyceny.
KNF na wojnie z nadużyciami przy likwidacji szkód
Ta regulacja ma – zdaniem KNF – ograniczyć firmom ubezpieczeniowym możliwość „optymalizacji” wypłat odszkodowań. Skutek tych „optymalizacji” bywa taki, że auto po likwidacji szkody nie jest doprowadzone do stanu sprzed wypadku, bo brakuje na to pieniędzy.
Jak wygląda likwidacja szkody w wersji „light”? Wykonanie naprawy z użyciem części nieoryginalnych, bez certyfikacji producenta, najtańszymi materiałami, po potrąceniu amortyzacji – to główne grzechy wynikające z zaniżonego kosztorysu wystawionego przez ubezpieczyciela. A do tego zakłady ubezpieczeniowe zaniżają liczbę roboczogodzin potrzebnych do naprawy.
Ale ubezpieczyciele też mają swoje argumenty. Mówią, że warsztaty zawyżają ceny wszystkiego, co się da, a z cen, które wystawiają przy likwidacji szkód, wynika, że już głupia wymiana zderzaka w niezbyt nowym samochodzie w zasadzie kwalifikowałaby szkodę jako całkowitą (tak „napompowane” są koszty). Spory ubezpieczycieli z warsztatami o wyceny szkód są w sądach liczone w dziesiątkach tysięcy rocznie.
Dla ubezpieczycieli kwestia przewidywalności kosztów likwidacji szkód jest kluczowa, bo to one decydują o rentowności firm w tej branży. Ubezpieczyciele, pobierając składki, muszą szacować, ile w przyszłości zdarzy się szkód i ile one będą kosztowały. Zmiana tego ostatniego parametru powoduje, że kompletnie zmienia się opłacalność biznesu ubezpieczeniowego.
Ubezpieczyciele mówią tak: optymalizujemy wypłatę odszkodowań nie dlatego, żeby ponadnormatywnie zwiększyć swoje zyski, ale po to, żeby móc zaoferować klientom akceptowalne ceny ubezpieczeń. Bo na koniec to ci, którzy nie mają wypadków i jeżdżą ostrożnie, płacą w składkach za tych, którzy kogoś „stuknęli”.
Gdyby okazało się, że dzięki nowej rekomendacji KNF ceny składek wzrosły, gdyż nadzór dał zielone światło do dalszego „pompowania” kosztów części, ci „stukający” (oraz warsztaty) dostaliby prezent na koszt ogółu klientów. Oczywiście jest i druga strona medalu, o której ubezpieczyciele mówią mniej chętnie: im niższe wypłacone odszkodowania (czyli im mniej kosztuje likwidacja szkody), tym wyższe ich zyski.
Ubezpieczyciele bronią swojej kasy czy interesu „bezszkodowych” klientów?
Ale czy tak rzeczywiście może być? Może raczej to ubezpieczyciele bronią swojej elastyczności w narzucaniu klientom poziomu wypłat świadczeń? Dziś mniej więcej połowa rynku komunikacyjnego OC to ubezpieczenia „kosztorysowe”. A więc klient dostaje pieniądze i sam naprawia auto (w odróżnieniu od ubezpieczenia „warsztatowego”, w którym odstawia auto do wskazanego serwisu i nie interesują go rozliczenia między tym warsztatem a ubezpieczycielem – po prostu odbiera auto, gdy już jest naprawione).
Mamy dziesiątki listów od czytelników, którzy relacjonują nam swoje kłótnie z ubezpieczycielami o kosztorysy. Firmy ubezpieczeniowe nierzadko startują ze śmiesznego poziomu świadczenia, który nie pokrywa nawet połowy kosztów naprawy. Potem „łaskawie” go podwyższają, ale klient i tak dostaje mniej pieniędzy, niż wynosi koszt naprawy.
Z drugiej strony zdarzają się – znacznie rzadsze – przypadki, w których klienci chwalą nam się, że dostali od firmy ubezpieczeniowej np. 3000 zł, a naprawili auto za połowę tej kwoty.
Jak to możliwe? Uczciwa kalkulacja firmy ubezpieczeniowej może uwzględniać fakt, iż naprawa „z polisy” jest często znacznie droższa niż wtedy, kiedy do warsztatu przychodzi klient płacący za naprawę z własnej kieszeni. Oznacza to, że wysokość wypłaty gotówkowej pozwala na naprawę pojazdu, a często klientowi zostaje nawet jakaś „górka”, a gdyby samochód był naprawiany „z polisy” – byłoby znacznie drożej, bo warsztat wystawiłby „specjalną” cenę, zaś klientowi nie zależałoby na szukaniu najtańszej opcji („przecież to nie moje pieniądze”).
Czy likwidacja szkody może być dużo droższa lub dużo tańsza w zależności od tego, kto przyjdzie do warsztatu: klient czy firma ubezpieczeniowa? Ubezpieczyciele argumentują, że klient likwidujący szkodę nie jest zmuszany do przyjęcia rozliczenia kosztorysowego. Może przyjść z rachunkami za naprawę w ASO i domagać się refundacji – nawet jeżeli na początku zdecydował się na kosztorys. W takim przypadku zakład ubezpieczeń dopłaca mu różnicę (choć nie zawsze dzieje się to bez awantury).
Firmy ubezpieczeniowe używają też argumentu ostatecznego: „gdyby kosztorysowy wariant likwidacji szkód nie był korzystny dla wszystkich (poza warsztatami), to nie wybierałoby go 50% klientów”. Moim zdaniem tutaj trochę przesadzają. Ludzie wybierają taki wariant ze względu na bardzo dużą różnicę w wysokości składki (w stosunku do wariantu „warsztatowego”). A być może ta różnica wysokości składek wynika właśnie z faktu, że ubezpieczyciele później obcinają do nieprzyzwoitych rozmiarów wysokość odszkodowań?
„Wprowadzenie rozliczeń kosztorysowych przyniosło bardzo duże oszczędności przy równoczesnym zadowoleniu klientów, co spowodowało, że nie było konieczności podnoszenia cen ubezpieczenia OC. Teraz ten mechanizm jest zagrożony przez wytyczne KNF, które znacząco podniosą kosztorysy. Podniesienie kosztorysów spowoduje bezpodstawne wzbogacenie klientów, którym dotychczasowe kosztorysy wystarczały – dalej naprawią auto taniej, ale zostanie im solidna „górka”. Można powiedzieć: super! Tylko będzie to dotyczyło kilku procent klientów (tych, którzy mają szkodę), a koszty ubezpieczycieli podniosą się znacząco bo wzrost kosztów będzie dotyczył 50% szkód”
– mówił mi jeden z przedstawicieli ubezpieczycieli. Likwidacja szkody komunikacyjnej – jego zdaniem – zacznie być dobrym interesem dla warsztatu i klienta, który – na koszt innych „składkowiczów” – dostanie niezasłużenie „luksusową” naprawę.
Dwie możliwe konsekwencje: likwidacja szkody droższa, więc…
Czy ma rację? Widzę dwa scenariusze rozwoju wydarzeń po wprowadzeniu rekomendacji KNF:
>>> wartość kosztorysów wzrośnie, przez co ten wariant likwidacji szkody po prostu będzie miał podobną cenę do wariantu „warsztatowego” (bo skoro i tu, i tu muszą być oryginalne części…). Albo tylko minimalnie niższą ze względu na większą możliwość negocjacji rabatów przez klienta płacącego za naprawę z własnej kieszeni
>>> wartość kosztorysów wzrośnie, przez co w górę pójdą ceny ubezpieczeń samochodowego OC we wszystkich wariantach, bo ubezpieczyciele będą chcieli zachować atrakcyjność cenową kosztorysowej likwidacji szkód, a będą musieli wycisnąć z klientów dodatkowe pieniądze.
W obu scenariuszach zyskają klienci, którzy likwidują szkody – być może po wypłaceniu odszkodowania wartość ich samochodu nawet wzrośnie – kosztem jakiejś grupy tych klientów, którzy nikogo nie „stuknęli”. I być może kosztem ubezpieczycieli, którzy nie będą już mogli tak „poszaleć” przy kosztorysach. Powodów do narzekania nie będą miały warsztaty, które z kolei będą mogły bez ograniczeń „pompować” ceny części (ubezpieczyciele tracą część argumentów, by kwestionować takie praktyki).
W pewnym sensie branża ubezpieczeniowa sama zapracowała na tę – rzeczywiście, dość ryzykowną – regulację. Ubezpieczyciele powinni zrzucić się na instytucję jakiegoś błyskawicznego „sądu polubownego”, do którego zgłaszaliby się klienci dotknięci niesprawiedliwie zaniżonym kosztorysem. Składki dla poszczególnych towarzystw mogłyby być uzależnione od tego, ilu ich klientów przyszło do takiego arbitrażu. Wtedy ubezpieczycielom nie opłacałoby się zaniżać kosztorysów.
Teraz sytuacja jest taka, że im się to opłaca. I zdarza się, że czerpią z tego źródełka bez umiaru. Może robi to tylko część towarzystw ubezpieczeniowych i może to tylko minimalna część rynku, ale to wystarczyło, żeby zdenerwować KNF.
—————
„Subiektywnie o finansach do słuchania”, czyli autorzy czytają Wam swoje artykuły!
Uruchomiliśmy nowy cykl: „Subiektywnie o Finansach do słuchania”. Będziemy Wam czytać wybrane teksty – do poduszki, do obiadu albo żeby umaić podróż metrem czy autobusem. Posłuchajcie tego subiektywnie i dajcie znać, czy Wam się podoba! Tutaj Maciek Jaszczuk czyta artykuł o tym, kiedy pieniądze z OFE wreszcie trafią na nasze prywatne konta emerytalne, np. IKE. A tutaj Maciek Samcik czyta artykuł o tym, czy wojna w Ukrainie ostatecznie zakończy erę samochodów z silnikiem diesla w Polsce. Zapraszamy!
—————
Zapraszamy do nowego newslettera „Subiektywnie o świ(e)cie”
Ekipa Samcika uruchamia nowe przedsięwzięcie. Newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – w przyjaznej, acz skondensowanej formie dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć, żeby Twoje pieniądze rosły zdrowo. Najważniejsze wydarzenia, zapowiedzi, historie i polecenia najciekawszych tekstów o finansach i ekonomii w światowych mediach. Do poczytania przy porannej kawie. Zapraszam w imieniu Ekipy. Formularz zapisu na newsletter znajdziesz pod tym linkiem, zaś najnowszy, poniedziałkowy newsletter – żebyś mógł ocenić czy fajny – jest pod tym linkiem.
Jeśli zaś masz pytania dotyczące swoich oszczędności, chciał(a)byś uzyskać poradę Maćka Samcika, to zapisz się na samcikowy newsletter weekendowy, który będziesz otrzymywał(a) w każdą niedzielę. Do subskrybentów od czasu do czasu wysyłam specjalny e-mail, w którym informuję, w jaki sposób odbiorcy newslettera będą mogli uzyskać na wyłączność moją poradę dotyczącą swojej sytuacji finansowej. Zapisz się na samcikowy newsletter weekendowy i bądźmy w kontakcie!
—————
zdjęcie tytułowe: Clark van der Becken/Unsplash