Joe Biden zakręci kurek Rosji? Będzie światowe embargo na rosyjską ropę? „Ta opcja jest na stole” – powiedział prezydent USA, a amerykańscy producenci ropy mu przyklasnęli. Putin złapał za słuchawkę, zadzwonił do koronowanego księcia Arabii Saudyjskiej i błagał: „nie odkręcajcie kurka!”. Tymczasem Rosjanie muszą oferować potężne rabaty na swoją ropę, żeby ktoś ją chciał kupić. Kolejne kraje uwalniają zaś strategiczne rezerwy ropy. Ale ceny ropy naftowej wciąż nie chcą spadać – wynoszą 110-120 dolarów za baryłkę. Ile będzie kosztować litr benzyny, gdy wojenny kurz opadnie? Sprawdzam!
Paliwo w Polsce jest rekordowo drogie – gdyby nie tarcza antyinflacyjna litr benzyny kosztowałby 6,6 zł. Według prognoz za olej napędowy zaraz zapłacimy 5,9 zł, a za litr bezołowiowej 5,8 zł. Drogo? Skargi proszę wysłać do Moskwy i zachodnich polityków, którzy latami hodowali jaskiniowca na Kremlu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Każda wojna się kiedyś skończy. Ta skończy się być może szybciej, jeśli prezydent USA Joe Biden nałoży embargo na eksport rosyjskiej ropy. Właśnie powiedział, że ta opcja jest na stole. Tylko czy świat sobie poradzi bez rosyjskiej ropy? Czy inne kraje zdołają zwiększyć produkcję? Liczące ponad 100 lat zrzeszenie amerykańskich firm przerabiających ropę nie mówi „nie”. „Damy radę” – oświadczyli nafciarze. Ale ile wcześniej zapłacimy za tankowanie? A ile zapłacimy, gdy już bitewny kurz opadnie?
Ceny ropy rosną – baryłka amerykańskiej ropy WTI (zwykle tańszej) i europejskiej Brent (przeważnie droższej) kosztują już prawie tyle samo, bo jakieś 110-120 dolarów za baryłkę (wahania są duże, więc podaję ich zakres, a nie konkretną cenę sprzed chwili). To najwięcej od 2014 r.
Joe Biden zakręci Rosji kurek? Będzie światowe embargo? Putin już płacze
Zachodnie sankcje dopiero się rozkręcają. Prezydent USA Joe Biden powiedział, że nie wyklucza możliwości wprowadzenia zakazu importu ropy naftowej z Rosji. Ameryka ma sporo własnej ropy, więc być może sobie na to pozwolić. A Europa? Czy światowe embargo na rosyjską ropę jest w naszym zasięgu? Dziś kupujemy w Rosji za dolary potrzebne nam surowce, ale staramy się, żeby Rosja z tymi dolarami nie mogła nic zrobić i nic za nie kupić. Ale być może to nie wystarczy. I światowe embargo jest konieczne.
Dlatego świat próbuje zmontować naftową koalicję. Poszczególne kraje doraźnie uwalniają rezerwy ropy. To bardzo ważna informacja, bo zwykle rezerwy są uwalniane, gdy ropy fizycznie brakuje, a nie po to, żeby zbić ceny. USA uwolniły 50 mln ton ropy naftowej z 600 mln baryłek. A niezależnie od tego państwa Zachodu skupione w Międzynarodowej Agencji Energii postanowiły uwolnić 60 mln baryłek ropy naftowej.
Ale kluczem do tej układanki jest Arabia Saudyjska – największy producent ropy na świecie, który w kilka chwil może wielokrotnie zwiększyć produkcję ropy. Relacje USA i Arabii Saudyjskiej są chłodne, a jeszcze w połowie lutego Saudowie odmawiali Bidenowi zwiększenia produkcji. Teraz trwają zakulisowe negocjacje, by Arabia Saudyjska rozkręciła kurki, ale nie wiadomo, na czym się skończy.
Putin widzi co się święci i w środę chwycił za słuchawkę i wykręcił numer do następcy tronu Arabii Saudyjskiej, księcia Muhammad ibn Salman i poprosił, żeby „podaży ropy nie łączyć z polityką”. Nie wiadomo jak zareagował książę. Ale jeśli nie posłuchał, to wkrótce zobaczymy potop saudyjskiej ropy.
To byłaby zła wiadomość dla Putina. Ropa i gaz odpowiadają za 40% budżetu tego kraju. Rosja jest trzecim największym producentem i drugim największym eksporterem ropy. BP Outlook podaje, że kontroluje 12% naftowego rynku. Światowe embargo to byłby ostatni gewóźdź do rosyjskiej trumny. Największym producentem są Stany Zjednoczone, ale jednocześnie są też największym konsumentem.
W tym roku konsumpcja ropy ma wynieść 100,6 mln baryłek dziennie. To bardzo dużo, bo w pandemicznym 2020 r. było 91,8 mln. Jeszcze przed atakiem na Ukrainę MEA uprzedzała, że w lutym i marcu ceny będą wysokie – 90 dolarów za baryłkę ropy Brent. Po ataku na Ukrainę mamy 110-120 dolarów.
Ale bank JP Morgan przewiduje, że jeśli Rosja zakręci kurek – lub jeśli nastąpi światowe embargo na jej produkty – to cena baryłki wzrośnie do rekordowych 185 dolarów. Tyle, że Rosja kurka zakręcić nie może, bo po wprowadzeniu sankcji to jej jedyne źródło dolarów.
„Przyjaźń” nie jest już nam potrzebna? Mamy naftoport
Według prestiżowego raportu BP Energy Outlook, Polska zużywa ok. 680 baryłek dziennie. Ale z Rosji pochodzi 65% importowanej do nas ropy. Reszta jest z Arabii Saudyjskiej (15%), Kazachstanu (11%), Nigerii (6%) i innych krajów.
Czytaj też: Niemcy: przebudzenie mocy i… węgla. Co oznacza dla nas energetyczna wolta Berlina? Ułatwi nam życie czy utrudni?
A gdyby jednak Rosja chciała zakręcić nam kurek z ropą? Uspokajam – końca świata nie będzie. Ba, już to nawet testowaliśmy… W 2019 r. przez 46 dni rurociąg „Przyjaźń”, którym płynie do Polski rosyjska ropa, nie pracował (ropa była zanieczyszczona). Zamiast tego Polska zaczęła kupować tankowce z surowcem.
Wtedy gdański naftoport przyjął 51 tankowców w ciągu roku (w tym rosyjskich). Ta liczba rośnie, bo w ubiegłym, rekordowym roku drogą morską dotarło do Polski 18 mln ton ropy. Dla porównania rurociągiem zasysamy tylko 3,6 mln ton ropy – tak wynika z podpisanej w ubiegłym roku umowy Orlenu z Rosneftem. To o 2-3 mln ton mniej niż dotychczas.
Światowy popyt na rosyjską ropę spada, rośnie zaś popyt na ropę z innych źródeł. Sankcje oraz potrzeba zademonstrowania sprzeciwu wobec Rosji powodują, że jest bardzo wielu nafciarzy, którzy sami decydują o zaprzestaniu handlu z Rosją. Obiektywnie nie dzieję się nic, co by usprawiedliwiało wzrost cen ropy na giełdach. Podaż surowca się nie zmieniła. A popyt na surowiec może wręcz spaść, wraz ze spodziewanym osłabieniem wzrostu gospodarczego.
Czy Rosja udławi się swoją własną ropą, której nikt nie będzie chciał kupić?
Z powodu sankcji i niechęci do rosyjskiej ropy, jak szacuje JP Morgan, klientów nie może znaleźć 66% ropy, którą Rosja oferuje do sprzedaży. Dlatego spada cena rosyjskiej ropy „bezpośrednio u producenta” – w poniedziałek o 11%. We wtorek już o 18%. Spadki widać na wykresie, który pokazuje, o ile tańsza jest ropa bezpośrednio rosyjska od tej dostępnej na europejskim rynku.
Tankowce krążą bez celu, bo ten surowiec „parzy”. W zeszłym tygodniu kilka rosyjskich firm nie zdołało sprzedać ropy na tankowcach, ponieważ nie było chętnych. W poniedziałek Bloomberg poinformował, że niektórzy traderzy przezwyciężają niechęć do handlu rosyjskim surowcem. Wśród tych firm jest… polski Orlen, który kupił 700 000 baryłek rosyjskiego surowca z dostawą do rafinerii w Możejkach w połowie marca br. Kupować ropę od Rosjan? Teraz? Orlen tłumaczy:
„Naszym zadaniem jest zapewnienie dostaw ropy do wszystkich rafinerii należących do Grupy Orlen, tak aby produkcja paliw zaspokoiła popyt. Proces kontraktacji rozpoczęto jeszcze przed konfliktem zbrojnym. Ropa zakupiona została od tradera – jednego z głównych graczy na rynku surowców na świecie. Dostawa jest przeznaczona do naszej rafinerii w Możejkach na Litwie, która zaopatruje w paliwo rynek litewski, łotewski, estoński, ukraiński i również polski. PKN Orlen będzie realizować wytyczne wynikające z sankcji międzynarodowych”
W ostatnich godzinach Orlen – pewnie po to, by zatrzeć złe wrażenie, że jest „łamistrajkiem” – poinformował o zakupie ropy naftowej z pięciu tankowców Saudi Aramco. Oby „łamistrajków” było jak najmniej, bo Rosja nie może z dnia na dzień zatrzymać produkcji ropy. Surowiec musi płynąć, szybów nie można zatkać, a możliwości magazynowania są ograniczone. Rosja nie może też zmienić kierunków dostaw, ponieważ do tego jest potrzebna infrastruktura. Można więc spróbować spowodować, by się swoją ropą „udławiła”.
„Łamistrajkiem” mogą też być Wegry, których przywódca Viktor Orban ostatnio wykazuje dużo zrozumienia dla działań Putina. Tymczasem polski gigant paliwowy ma z nim umowę – sprzeda mu polskie stacje i przejmie sieć 185 stacji MOL na Węgrzech i w kilku innych krajach.
Kiedyś w MOL-u był kapitał rosyjski. Rosjanie mieli już 21% akcji tej spółki, które kupili od austriackiej firmy OMV. W 2011 r., czyli za rządów Orbana, Węgrzy wykupili udziały w MOL od Rosjan. Teraz Orlen zapewnił sobie prawo pierwokupu, gdyby MOL chciał sprzedaż stacje w Polce na przykład jakiejś rosyjskiej firmie.
Jednak warto mieć na uwadze, że brak bezpośredniego udziału w MOL rosyjskiego kapitału, nie oznacza, że relacje i wpływ Węgrów na rosyjskie działania nie istnieje. MOL poprzez swoją spółkę córkę FGSZ jest operatorem północnej sekcji gazociągu Turk Stream. Turk Stream obok Nord Stream 1 i 2 to sztandarowe inwestycje Gazpromu w Europie. Wszystkie trzy mają na celu, przede wszystkim destabilizację Ukrainy i wyeliminowanie ukraińskich firm z rynku gazowego Europy.
Kiedy będzie taniej? Być może już w czerwcu. Dziwne ruchy Rosji
Można się spodziewać, że ropa naftowa wyraźnie potanieje w drugiej połowie roku, co będzie mieć związek ze spodziewaną większą produkcją surowca przez USA, być może też przez kraje OPEC, ale też przez innych dużych producentów. Jednocześnie gospodarka światowa będzie zaciągać hamulec ręczny, przez co popyt na ropę spadnie i ceny się uspokoją.
Przed wojną w Ukrainie MAE prognozowała, że na horyzoncie widać cenę 68 dolarów za baryłkę w 2023 r. Gdyby tak było, to ceny paliwa na polskich stacjach spadłyby do poziomu sprzed wybuchu pandemii, czyli 4,8-5 zł z VAT-em (bez tarczy antyinflacyjnej). Nawet jeśli z powodu wojny należałoby zrewidować nieco te prognozy, to mało kto zakłada utrzymanie cen na obecnym poziomie przez długi okres (choć w jednym ze scenariuszy widzi to np. JP Morgan). Gdyby jednak tak się stało, to na stacjach będziemy płacili za litr paliwa grubo ponad 6 zł. Poniżej prognozy wydobycia i ceny ropy autorstwa MAE (też nie uwzględniają wojny):
Większym problemem, niż ropa naftowa, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wydaje się być gaz – ropę można w większym stopniu sprowadzić statkami. Ale Niemcy – główny konsument gazu w Europie – nie mają gazoportów. Według najnowszej analizy Polskiego Instytutu Ekonomicznego ten problem można ominąć, ale potrzebna jest solidarność między krajami i zwiększone dostawy gazu.
Co ciekawe, Rosja od początku agresji zwiększyła podaż gazu na europejskie rynki o 20%. Czyli wzrost cen gazu nie ma sensu: popyt spada (bo robi się ciepło), a podaż rośnie (bo Rosja potrzebuje dolarów). Nie ma też sensu paniczna obawa, że bez gazu z Rosji sobie nie poradzimy.
„W przypadku podjęcia przez stronę rosyjską decyzji o natychmiastowym wstrzymaniu dostaw do UE w marcu większość państw członkowskich będzie w stanie zaspokoić swoje potrzeby energetyczne za pomocą krajowego wydobycia, importu gazu norweskiego, algierskiego i azerskiego, wykorzystania terminali LNG i magazynów gazu. W najtrudniejszej sytuacji byłaby Finlandia”
Dziś sytuacja jest taka, że rynek boi się zakręcenia kurka przez Rosję. Ceny ropy naftowej i gazu są wysokie, bo inwestorzy kupujący kontrakty terminowe spekulują: czy będzie embargo na rosyjski surowiec czy nie będzie? Czy Rosja zakręci kurek z gazem, czy nie zakręci? Czy dogada się z Saudami, żeby nie odkręcali swoich kurków z ropą, czy się nie dogada. Ale realnie problem jest dużo mniejszy – światowa koalicja jest w stanie odciąć się od najpopularniejszych rosyjskich surowców. I gdy tylko rynek się o tym przekona – ich ceny spadną. A wtedy biada Putinowi.
źródło zdjęcia: PixaBay