Black Friday tuż-tuż. Ale czy to rzeczywiście jest takie „okazyjne” święto zakupowe, jak przekonują nas reklamy? A może to raczej święto naciągania nas na rzekome obniżki cen? Ile realnie da się zaoszczędzić? Jak nie dać się nabrać na fałszywą promocję? Porady last minute przed Black Friday
Sądząc po reklamach w stacjach radiowych, w telewizji i internecie oraz na billboardach „Czarny Piątek” po pierwsze już trwa – i to od jakichś kilkunastu dni – a po drugie zbliża się do wielkiej kulminacji, w której prawie wszystko będzie prawie za darmo.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z kolei sądząc po badaniach przeprowadzanych wśród internautów – handlowcy mają spore szanse nas przekonać do tej koncepcji. Kilka dni temu wpadło mi w ręce badanie przeprowadzone w październiku przez Data Tribe dla firmy OVH (renomowany dostawca usług w tzw. chmurze obliczeniowej), z których wynika, że 60% polskich internautów w okresie wyprzedaży decyzje podejmuje spontanicznie, na podstawie szybkich impulsów podsuwanych przez marketingowców.
Badanie jest chyba solidne, bo przeprowadzono je na reprezentatywnej próbie ponad 1000 polskich internautów (w wieku 18-65 lat). Połowa z nich przyznała, że w zeszłym roku kupiła coś z okazji Black Friday (choć nie wiadomo, czy konkretnie w piątek, czy w okolicach). W tym roku planuje jakieś zakupy 60%, choć należy się spodziewać, że finalnie jednak ten odsetek będzie mniejszy (ludzie często w badaniach obiecują różne rzeczy na wynos).
Według badania EY Future Consumer Index z wyprzedaży podczas Black Friday chce skorzystać w tym roku 42% Polaków, z których 30% chce wydać mniej pieniędzy, niż w zeszłym roku (EY nie podaje ile konkretnie).
Inna sprawa, że planowane wydatki nie są szczególnie wysokie. 60% badanych nie przewiduje, żeby w Black Friday na zakupy miało przeznaczyć więcej, niż 500 zł. W przypadku niemal połowy badanych mówimy o kwotach rzędu 200-450 zł, czyli relatywnie niewielkiej, biorąc pod uwagę skalę reklamowej ofensywy sklepów ze sprzętem AGD, czy RTV.
Jeśli coś mnie wyjątkowo cieszy w wynikach tych badań, to deklaracje ludzi, którzy w 75% chcą wykorzystać „Czarny Piątek” do zakupów prezentowych na Boże Narodzenie. To świadczyłoby o dużej zapobiegliwości Polaków, którzy zwykle rzucają się do sklepów w ostatniej chwili.
Czytaj też: Wciąż możesz zrobić święta w wersji „zero waste”. Oto kilka wskazówek jak tego dokonać
Czytaj też: Bezpieczne kupowanie w sieci. Jak sprawdzić e-sklep? I jak mu zapłacić, żeby ograniczyć ryzyko?
Okazuje się też, że Black Friday coraz częściej jest wykorzystywany przez nas jako okazja do robienia tanich zakupów w zagranicznych sklepach internetowych (w badani u dla OVH deklaruje to połowa pytanych, z których większość planuje skorzystanie z chińskich sklepów (prawdopodobnie AliExpress). I to w sumie nie dziwi – w innych krajach Black Friday rzadziej jest okazją do robienia klientów w trąbę (o czym za chwilę), niż w Polsce.
Z kolei z badania EY wynikają ciekawe liczby dotyczące tego gdzie będziemy robili zakupy w Black Friday i w okresie przedświątecznym. Nie będę tego rozpisywał na czynniki pierwsze, proponuję żebyście po prostu obejrzeli wykresy.
Czy jest się czym podniecać? O ile tak naprawdę spadną ceny?
Jak widać, magia Black Friday na nas działa. Ale czy rzeczywiście jest się czym podniecać? W zeszłym roku firma ITimagination policzyła, że w Polsce średnia obniżka ceny towaru w Black Friday – w porównaniu z poprzednimi tygodniami – wyniosła 5,5%.
Najwięcej średnio można było zaoszczędzić w Black Friday kupując w sklepach dla graczy (9% w porównaniu z cenami sprzed kilku tygodni). W komputerach i laptopach obniżki wyniosły średnio 2%, w telefonach komórkowych 5%, a w telewizorach 7%. W przypadku jednej trzeciej towarów ceny w Black Friday były… wyższe, niż kilka tygodni wcześniej.
————————–
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z ekspertem od wyciskania o tym, jak wycisnąć ostatnie soki z Black Friday. Niektórzy obstawiają rabaty przy kasach, inni – kody rabatowe w internecie. Jeszcze inni szykują się na zakupy z kartami płatniczymi, w których znajduje się możliwość zwrotu części pieniędzy za zakupy. Jeszcze inni zakładają konta w platformach cashbackowych. Co się bardziej opłaci? Jak zmaksymalizować zyski? Podcast do odsłuchania tutaj
————————–
Największym problemem z Black Friday jest właśnie to, że aby móc pokazać obniżkę cen niektóre sieci sklepów wcześniej je… podwyższają. A to oznacza, że rabaty oferowane z okazji „Czarnego Piątku” są dość często zwykłym kantem. Bo to przecież nie o to chodzi, żeby w promocji kupić taniej to, co wcześniej podrożało.
Jeden z użytkowników Facebooka wrzucił przykład takiej ciekawej „akcji” – buty przed Black Friday – a dokładniej prawie miesiąc przed – były znacznie tańsze, niż w Black Friday.
Powiedzieć, że mamy tu do czynienia z manipulacją, to nic nie powiedzieć. Dlatego jeśli ktoś ma zamiar robić w Black Friday większe zakupy, to rekomenduję korzystać z porównywarek, a konkretnie – z opcji wyświetlania historycznych cen danego towaru (taka opcja jest m.in. na Ceneo). Zanim kupimy coś w „promocji”, sprawdźmy, czy poza tą „promocją” nie było po prostu tańsze.
Kierowanie się samą skalą obniżki ceny „na metce” nic nie daje, bo punktem wyjścia może być „napompowana” uprzednio cena. O tym, czy mamy przed sobą faktyczną okazję, czy też promocję „na niby” decyduje przede wszystkim to, ile kosztował dany towar trzy-cztery tygodnie wcześniej. I to warto sprawdzać, a nie procenty na metce.
Prawdziwy „Czarny Piątek” jest jednodniowy
Nie zaszkodzi też sprawdzić, czy firma oferująca promocję na Black Friday rzeczywiście rabatuje zakupy tylko w ten jeden dzień, czy też prowadzi akcję marketingową o charakterze „permanentnym”, czyli jest to Black Week, czy inny „czarny kwartał”.
Dlaczego to ważne? Bo oryginalnie Black Friday jest pomyślany jako dzień, w którym firmy – oferując bardzo znaczące promocje – są w stanie zwiększyć wielokrotnie sprzedaż. Mamy więc ceny hurtowe i sprzedaż też „hurtową”. Tylko przy założeniu bardzo dużej sprzedaży sklepowi opłaca się znacząco obniżyć ceny. A to z kolei jest możliwe tylko w ramach jednorazowej akcji, a nie takiej, która jest prowadzona przez tydzień albo przez cały miesiąc.
Krótko pisząc: tam, gdzie akcja pod hasłem „Black Friday” trwa przez tydzień, czy dłużej – najpewniej jest to ściema. Tam, gdzie rabaty pojawiają się rzeczywiście tylko na ten jeden dzień – prawdopodobnie będą atrakcyjne.
Oczywiście: nie życzę nikomu, żeby w Black Friday stał się ofiarą kantu i kupował drożej, niż kupowałby kiedyś indziej. Natomiast jeśli już korzystamy z rabatu – nieważne, czy wielkiego czy mikrego – warto go zmultiplikować. Przypominam więc niezawodny sposób na wyciśnięcie z Black Friday siódmych potów:
– bierzemy rabat przy kasie
– płacimy kartą płatniczą, która oferuje rabat w danej sieci lub cashback
– logujemy się do aplikacji lub platformy cashbackowej i uzyskujemy dodatkowy rabat.
O tym, jak zmaksymalizować korzyści wynikające z Black Friday rozmawialiśmy w najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”. Zapraszam też do lektury artykułu, który jest o tym, w jaki sposób zmaksymalizować korzyści z lojalności, czyli jak połączyć rabaty, kupony, cashbacki w jednym narzędziu.
A w ramach akcji edukacyjnej #mądrekupowanie, którą prowadzę wspólnie z Goodie, przypominam, iż można tam zassać 15 zł bonusu za rejestrację na platformie i skorzystanie z jednej oferty cashbacku. Jeśli ktoś i tak planuje wybrać się na łowy – to nie zaszkodzi się „uzbroić” również w tę aplikację zakupową. Bonus jest do wzięcia pod tym linkiem.
Czytaj też: Black Friday? Cyber Monday? Jak wziąć promocję i nie dać się nabrać? Oto kilka rad
zdjęcie tytułowe: CardMapr/Unsplash