Polacy uwielbiają bezpieczne inwestycje. Przede wszystkim „betonowe złoto”, czyli mieszkania, ale też obligacje skarbowe oraz fundusze inwestycyjne lokujące na rynku obligacji. Mało kto wie, że samodzielnie można kupić na giełdzie również obligacje największych polskich firm, które płacą wyższe odsetki niż obligacje rządowe, a cieszą się porównywalnym bezpieczeństwem
Choć jesteśmy jednymi z najbardziej konserwatywnych inwestorów na świecie – ponad bilion złotych mamy ulokowane w bankach, ten rodzaj lokowania oszczędności stanowi ok. 70% wszystkich naszych pieniędzy – era wysokiej inflacji sprawiła, że wielu Polaków po raz pierwszy spojrzało na obligacje skarbowe. Niektórzy też niedawno o nich pierwszy raz w życiu… usłyszało.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Obligacyjna hossa w portfelach Polaków
Ministerstwo Finansów w ostatnich latach raczyło nas wysokimi odsetkami od obligacji detalicznych. Kto w czerwcu 2020 r. kupił antyinflacyjne 4-latki (o symbolu COI, z oprocentowaniem uzależnionym od inflacji), ten zainkasował 2,4% odsetek w pierwszym roku, w drugim już 3,65%, w trzecim „astronomiczne” 9,75%, a w czwartym roku naprawdę imponujące 19,65%. Z każdych ulokowanych w te obligacje 10 000 zł w ciągu czterech lat uzyskał 3545 zł odsetek (w ramach konta IKE) albo 2871 zł po opodatkowaniu podatkiem Belki.
W pierwszym półroczu 2024 r. kupiliśmy skarbowe obligacje oszczędnościowe za ok. 39 mld zł. W ostatnich miesiącach zapanował zaś prawdziwy szał funduszy inwestujących w obligacje (przeważnie w obligacje skarbowe, ale nie w te detaliczne, tylko hurtowe). Dziś aktywa funduszy inwestycyjnych lokujących w obligacje (ok. 132 mld zł) to jedna trzecia aktywów wszystkich funduszy inwestycyjnych w Polsce.
Popularyzacja obligacji dotyczy jednak tylko oszczędnościowych obligacji skarbowych (tych, które mogą kupić tylko zwykli ciułacze i nie są notowane na żadnej giełdzie) i w pewnej części funduszy obligacji. Totalnie niszowy pozostaje detaliczny rynek obligacji korporacyjnych, czyli emitowanych przez firmy. W ten sposób pozyskują kapitał głównie firmy z ryzykownych branż: deweloperskiej, windykacyjnej, pożyczkowej. Polacy rocznie inwestują 1,5-2 mld zł w takie obligacje, kupując je na rynku pierwotnym (czyli bezpośrednio od firm-emitentów).
Tymczasem istnieje rynek, o którym zdecydowana większość inwestorów wie mało albo nic. A oferuje możliwość pobicia inflacji przy relatywnie niskim ryzyku. Chodzi o Catalyst, czyli rynek papierów dłużnych funkcjonujący od września 2009 r. pod egidą GPW. Są na nim notowane przeróżne obligacje, także te, których nie można było kupić w otwartych emisjach. Inwestorzy detaliczni mogą na Catalyst kupić obligacje takich firm jak PKO BP, PZU, Orlen czy państwowych instytucji jak BGK czy PFR. Oprocentowanie bywa bardzo atrakcyjne.
Catalyst, czyli setki okazji do odsetek
Na Catalyscie są notowane obligacje emitowane przez firmy (obligacje korporacje), gminy i miasta (obligacje komunalne), spółdzielnie (obligacje spółdzielcze) oraz państwo (obligacje skarbowe). W lipcu 2024 r. było tam notowanych 680 serii obligacji 133 emitentów. Ich łączna wartość to 1,25 bln zł, z czego gros to były papiery skarbowe (1,15 bln zł), a reszta to obligacje korporacyjne (58 mld zł), komunalne (42 mld zł) i spółdzielcze (0,01 mld zł). Więcej statystyk o tym rynku znajdziecie tutaj.
Rynek Catalyst, technicznie rzecz biorąc, to dwie platformy do handlu. Pierwsza to platforma giełdowa dla inwestorów indywidualnych, a druga to platforma BondSpot dla inwestorów instytucjonalnych (dokonujących zakupów hurtowych). Handel papierami na rynku Catalyst odbywa się tak jak na giełdzie akcji, ale ceny transakcji w zleceniach są pokazywane procentowo w stosunku do ich wartości nominalnej (ceny wykupu), a nie w złotych.
Swego rodzaju wadą rynku GPW Catalyst jest to, iż jest o wiele mniej płynny niż rynek akcji. Króluje strategia „kup i trzymaj”, ale to nie oznacza, że nie ma transakcji. By inwestować na Catalyscie, potrzebny jest zwykły rachunek maklerski. Warto mieć taki oferujący oprocentowanie pieniędzy, które nie są zainwestowane.
Oczywiście – jak na każdym rynku papierów wartościowych – do kwoty transakcji należy wliczać także koszty prowizji maklera wynoszące zazwyczaj 0,19% (jeśli inwestor przytrzyma obligację do terminu wykupu, prowizję zapłaci tylko raz). Mogą też pojawić się opłaty za prowadzenie rachunku, notowania giełdowe czy przechowywanie papierów (ale odgrywają rolę marginalną).
Z inwestowaniem w obligacje – czy to korporacyjne, czy komunalne – idzie w parze ryzyko. Im wyższy jest oczekiwany zysk, tym większe jest ryzyko. Najbardziej rentowne są papiery tych emitentów, których sytuacja jest niepewna, czyli nie ma gwarancji regularnych płatności odsetek czy wykupu papierów w terminie.
I tutaj spora ciekawostka. Wedle polskiego prawa jednostka samorządu terytorialnego – a one też emitują obligacje notowane na rynku Catalyst – nie może ogłosić upadłości. To oznacza, że kupowanie obligacji komunalnych jest stuprocentowo bezpieczne – w teorii bezpieczniejsze niż kupowanie obligacji skarbowych czy korporacyjnych. Problem w tym, że samorząd może stracić płynność finansową, a wtedy niekoniecznie wykupi obligacje w terminie – inwestor w takim przypadku będzie musiał czekać, aż poprawi się sytuacja budżetowa emitenta.
Inwestor operujący na rynku obligacji powinien umieć policzyć, ile na danej inwestycji zarobi. Na stronie GPW Catalyst w ramach opisu każdej obligacji dostępny jest kalkulator rentowności. Wyniki, które podaje, opierają się m.in. o przewidywaną wysokość stóp procentowych (na podstawie kontraktów na stopę procentową FRA i IRS).
Kalkulator rentowności obligacji notowanych na Catalyst
Źródło: GPW Catalyst
Podatek Belki od zysku z inwestycji w obligację pobierany jest za cały okres rozliczeniowy, bez względu na to, jak długo inwestor trzymał w portfelu obligację. To sprawia, że nie opłaca się kupować obligacji pod koniec ich okresu odsetkowego, gdyż zwrot z inwestycji może się okazać mniejszy niż kwota, którą się zainwestowało. To dlatego obligacje są zwykle najtańsze tuż przed dniem ustalenia praw do odsetek. Najkorzystniejszym dniem nabycia obligacji jest ten po ustaleniu prawa do odsetek. Ten dzień dla poszczególnych obligacji można znaleźć w prospektach emisyjnych.
Skarbówki kontra korporaty, czyli ile daje zarobić Catalyst
Ile można zarobić, inwestując w obligacje notowane na Catalyscie? W momencie pisania tegoż tekstu (30 lipca br.) „hurtowe” obligacje Skarbu Państwa płaciły 5% w przypadku papierów 2-letnich lub 5,55% w przypadku 10-letnich. Czyli w przypadku nabycia i trzymania obligacji do wykupu inwestor średniorocznie zapewnia sobie ponad 5% zysku w skali roku. Bez szaleństw, ale godnie. I dość bezpiecznie.
Ale na Catalyscie mamy też bogatą ofertę papierów wyemitowanych przez naprawdę stabilnych emitentów korporacyjnych. Wymienić można choćby banki (PKO BP, Pekao, Alior, mBank, Pocztowy), narodowego ubezpieczyciela PZU czy wielkie spółki energetyczne PGE, Tauron i Enea. Trudno sobie wyobrazić bankructwo takich firm. Do tego dochodzi jeszcze kilka firm prywatnych, ale niezwykle solidnych, jak deweloperzy Atal czy Dom Development oraz windykator Kruk, który na Catalyscie wyrobił sobie świetną markę i czuje się jak w domu, sprzedając każdą kolejną emisję na pniu.
Jak wygląda potencjał inwestycyjny w przypadku obligacji korporacyjnych tych firm? Weźmy pod lupę trzy przykłady. Jeśli chodzi o papiery Dom Development, oprocentowane są one w przedziale 7,16-7,61%. Co prawda wszystkie serie mają oprocentowanie zmienne, ale to niezwykle godna propozycja.
Notowania obligacji Dom Development DOM0928
Źródło: GPW Catalyst
Jeszcze lepiej wygląda to w przypadku Kruka. Gros jego papierów oferuje 9,5-10% w skali roku (oprocentowanie zmienne). A spółka Piotra Krupy to przecież wielka gwiazda GPW ostatnich lat, rozwijająca się dynamicznie za granicą i mogąca się pochwalić fantastyczną ponad 3-letnią serią rekomendacji „kupuj” lub „trzymaj”, a także niesamowitym wzrostem zysku na akcję (z 4,28 zł w 2020 r. do 50,90 zł w 2023 r.).
Notowania obligacji Kruka KRU0628
Źródło: GPW Catalyst
Całkiem zacnie wygląda również oferta PKO BP – banku, który przecież nie może upaść. Wszystkie serie obligacji płacą ok. 7,4% w skali roku w opcji oprocentowania zmiennego. Zaprawdę powiadamy wam: to równie pewna inwestycja, co obligacje skarbowe, a w tej chwili z o wiele lepszą perspektywą zysku.
Notowania obligacji PKO BP PKO0328
Źródło: GPW Catalyst
Czego się bać na Catalyscie? Małe emisje i specyficzne sektory
Historia tego rynku uczy, że niespłacanych jest kilka procent emitowanych obligacji (od 2013 r. jest to 2-5% niewykupionych do wykupionych wartościowo, jak wynika z danych GPW). Pierwsza głośnia upadłość miała miejsce na początku 2012 r., gdy zawiódł obligatariuszy Budostal-5. W kolejnych latach swoich papierów nie wykupywały w terminie m.in. GetBack, PBG, Braster, Vivid Games, Statima.
„Niewątpliwie zdarzeniem, które najmocniej wpłynęło na rynek obligacji, był przypadek utraty zdolności do wykonywania zobowiązań z wyemitowanych obligacji przez spółkę GetBack w 2018 r. Zgodnie z danymi szacunkowymi KNF GetBack wyemitował papiery dłużne o wartości 2,6 mld zł, z tego emisje na sumę 522 mln zł wprowadził na rynek publiczny. Obligacje GetBack notowane na Catalyscie stanowiły zaledwie jedną piątą długu spółki” – czytam w raporcie GPW wydanym z okazji 10 urodzin Catalyst.
Niewykupione emisje na Catalyst w latach 2009–2019 (w mln zł)
Źródło: GPW
Zagrożenia kryją się głównie w małych emisjach do 10 mln zł. Badania pokazują, że w ostatnich latach około 20% takich emisji nie było spłacanych. Oczywiście, w tych emisjach zawierają się emisje takich słynnych bankrutów jak GetBack czy PBG i o tym trzeba pamiętać. Generalnie jednak im większy podmiot – im większe ma przychody i kapitalizację na GPW – tym mniejsze ryzyko problemów z wykupem obligacji.
Udział poszczególnych sektorów w emisjach niewykupionych (2009-19)
Źródło: GPW
Stosunkowo mała popularność inwestowania w obligacje notowane na rynku Catalyst wynika z kilku rzeczy. Po pierwsze inwestowanie poprzez biuro maklerskie na rynku giełdowym jest trudniejsze niż zakup detalicznych obligacji skarbowych w banku PKO BP albo na stronie internetowej www.obligacjeskarbowe.pl. Trzeba mieć rachunek maklerskich i posiąść umiejętność oceny, czy dana obligacja jest droga czy tania.
Ceny podawane są w procentach wartości nominalnej, uwzględniają już wypłacone odsetki. Musimy więc wiedzieć, czy cena 98% wartości nominalnej to atrakcja (bo kupujemy 100% obligacji i związanych z nią przyszłych odsetek za 98% ceny) czy pułapka (bo np. oprocentowanie tych obligacji jest stałe i wynosi 2% rocznie). Jeśli mamy obligację, której do wykupu zostało pięć lat, są notowane po 90% wartości nominalnej, ale będzie wypłacała 2% rocznie odsetek, to de facto dostajemy 4% odsetek przez pięć lat – 2% w odsetkach i 2% rocznie dzięki zakupowi za 90% wartości nominalnej.
Trzecim kłopotem jest ograniczona płynność. Na tym rynku nie jest tak jak na giełdzie akcji, że niemal zawsze natychmiast znajdziemy chętnych po drugiej stronie rynku, by kupili lub sprzedali papiery. Niektóre obligacje mają dużą płynność, a inne prawie żadną i można całymi tygodniami czekać, aż ktoś zechce sprzedać nam papier, na który „polujemy”.
No i jest jeszcze wysoka wartość nominalna niektórych obligacji. Na rynku Catalyst dlatego właśnie jest dużo więcej obligacji, niż wynosi detaliczna oferta takich papierów na rynku pierwotnym, że większość obligacji jest oferowana wyłącznie dużym odbiorcom – bankom, funduszom inwestycyjnym i emerytalnym, firmom ubezpieczeniowym. Nie ma potrzeby sprzedawania 10 mln obligacji o wartości 1000 zł każda. Wygodniej wyemitować 1000 obligacji o wartości 10 mln zł każda.
Aż tak „grubych” obligacji Catalyst ma niewiele, ale część z tego nominalnie to np. 100 000 zł, co może być zbyt dużą kwotą dla osób, które nie dysponują milionami. Niemniej jednak możliwość zakupu obligacji pewnej firmy, która za te obligacje rok w rok wypłaci 8-9% odsetek, to niezła perspektywa, znacznie mniej ryzykowna niż np. pożyczanie pieniędzy poza giełdą firemkom typu HREIT, które potem przestają wywiązywać się ze zobowiązań.
Źródło okładki: GPW Catalyst