Intel, niegdyś największy na świecie producent mikroprocesorów i firma, której czipy ma w komputerach większość z Was. Teraz stoi na krawędzi katastrofy. Jego akcje w tym roku straciły połowę wartości. Firma ogłosiła zwolnienia pracowników i prawie przestała zarabiać pieniądze. Jak to możliwe w erze, gdy zapotrzebowanie na mikroprocesory bije wszelkie rekordy? Co się dzieje z Intelem? I czy to okazja, by kupić akcje firmy, która może odbić się od dna, czy też lepiej kupić popcorn i obserwować jeden najbardziej spektakularnych upadków biznesowych w dziejach?
Po ogłoszeniu przez Intel wyników finansowych za pierwsze półrocze 2024 r. inwestorzy wpadli w regularną panikę. W ciągu jednej zaledwie sesji w zeszłym tygodniu akcje kultowego producenta mikroprocesorów spadły o 27%, niszcząc 30 mld dolarów wartości rynkowej firmy. To był największy spadek od 40 lat. Akcje Intela jeszcze trzy lata temu, tuż przed eksplozją generatywnej sztucznej inteligencji, kosztowały prawie 70 dolarów. Teraz zjechały do poziomu ok. 20 dolarów, czyli do wartości sprzed… 11 lat.
- Zastanawialiście się kiedyś, ile śladu węglowego generuje Wasza firma? Warto wiedzieć, bo coraz częściej mogą Was o to pytać. Jak policzyć swój ślad? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Na jaki procent założyć lokatę, żeby ochronić swoje pieniądze przed inflacją? Trzy kroki [POWERED BY RAISIN]
- Polska na ścieżce inwestycji, Europa na ścieżce konfrontacji. Dr Ernest Pytlarczyk o deglobalizacji [POWERED BY BANK PEKAO]
Wycena Intela – mimo odreagowania widocznemu na całym rynku akcji one akurat pozostały na dnie – jest dziś zupełnie niepodobna do firmy, która produkuje produkty zaawansowanych technologii, a przecież takimi są czipy. Gdy akcje koncernu Nvidia, głównego konkurenta Intela, są wyceniane na 60-krotność jej majątku oraz 90-krotność rocznych zysków firmy, to Intel jest wyceniany poniżej jednokrotności wartości swojego majątku. Tak jakby był kopalnią albo jakimś innym biznesem o niskiej rentowności. Przy cenie 20 dolarów za akcję Intel jest wyceniany w okolicach 22-krotności rocznych zysków netto.

Kłopot w tym, że Intel tych zysków ma coraz mniej. W erze eksplozji popytu na czipy firma przegrywa konkurencję z innymi producentami mikroprocesorów. W 2021 r. Intel miał 77 mld dolarów rocznych przychodów. W 2023 r. miał raptem 52 mld dolarów przychodów. Spadek przychodów „zabił” rentowność przedsięwzięcia. W latach 2018-2021 Intel zarabiał rocznie ponad 20 mld dolarów na czysto, gdy w zeszłym roku miał już tylko mniej niż 10% tych zysków.

Z najnowszych danych wynika, że kryzys się nie kończy. W drugim kwartale 2024 r. Intel osiągnął tylko 12,8 mld zł przychodów (co prognozuje, że w całym 2024 r. raczej ich nie zwiększy w stosunku do roku poprzedniego). A jego zysk na akcję spadł do symbolicznych 2 centów, co oznacza, że firma de facto nie zarabia już pieniędzy. Ogłosiła więc plan oszczędności – zwalnia 19 000 ludzi (czyli 15% wszystkich zatrudnionych) i zawiesza wypłacanie dywidendy.
Marża brutto, czyli procent sprzedaży pozostały po odliczeniu kosztów produkcji, wynosi obecnie 35,4%. W szczytowym momencie swojej wielkości Intel regularnie raportował marżę brutto na poziomie znacznie przekraczającym 60%. Nvidia w ostatnich kwartałach raportowała marżę brutto w granicach 55-70%.
Konkurenci Intela, którzy specjalizują się w czipach pomagających „trenować” sztuczną inteligencję, odbijają Intelowi klientów. Nvidia ma już ponad dwukrotnie większe kwartalne przychody niż Intel. Nawet AMD, niegdyś zmagający się z problemami amerykański rywal Intela, dziś jest wyceniany przez inwestorów dwukrotnie wyżej. To przypomina trochę Titanica na chwilę przed uderzeniem w górę lodową.

Intel cierpi, bo jego szefowie zaspali. Myśleli, że Intel jest „nie do ruszenia” i nie docenili rewolucji sztucznej inteligencji. Jej systemy potrzebują czipów o nieco innej charakterystyce niż te, które produkuje Intel. Okazało się, że karty graficzne produkowane przez Nvidię mają dużo lepszą wydajność przy trenowaniu systemów AI niż tradycyjne czipy produkowane przez Intela. Gdy niegdysiejszy dominator obudził się z ręką w nocniku, zaczął zlecać produkcję najbardziej zaawansowanych czipów na zewnątrz, co ograniczyło jego rentowność.
A teraz na to wszystko nałożyły się problemy logistyczne i te związane z łańcuchem dostaw. Nie dość, że trzeba zamawiać najbardziej zaawansowane czipy w innych firmach (i płacić za to, jak za zboże), to jeszcze kontrahenci „nie dowożą”. Dlatego Intel nie jest w stanie zwiększać swojej sprzedaży i od kilku kwartałów wydaje wagony pieniędzy na rozbudowę mocy produkcyjnych własnych fabryk. Chce uniezależnić się od dostawców i zwiększyć rentowność.
David Zinsner, dyrektor finansowy Intela, przyznał na konferencji prasowej, że w ostatnich miesiącach wyniki firmy „zainfekowane” zostały przez niewykorzystane w pełni moce produkcyjne, inwestycje w nowe produkty i w przenoszenie produkcji do własnych fabryk oraz wyższe koszty wynikające z konieczności korzystania z pośrednictwa innych firm. Intel – jak większość wielkich firm – myślał, że będzie mógł tanio kupować komponenty, których sam nie jest w stanie wyprodukować, i drogo sprzedawać mikroprocesory po przystawieniu „pieczęci” Intel. Taka zachowawcza strategia kończy się tak:

Czy Intel jest skończony? Niekoniecznie. Oczywiście dziś może być łakomym kąskiem do przejęcia za półdarmo przez któregoś z konkurentów. Niewykluczone też, że program oszczędnościowy skończy się klęską. Firma ogłosiła, że zmniejszy o 2,5 mld dolarów rocznie koszty zatrudnienia i administracyjne, o 5 mld dolarów rocznie koszty inwestycji oraz o miliard dolarów rocznie koszty sprzedaży.
I tym sposobem – nawet bez radykalnego wzrostu przychodów – odzyska rentowność na poziomie 8-9 mld dolarów rocznie. Pytanie, czy to oznacza tylko ograniczenie marnotrawstwa czy też przy okazji zlikwidowanie potencjału rozwojowego firmy. Czasem bowiem się zdarza, że po takich cięciach w firmach pojawia się spadek przychodów. I wpada się w finansowy korkociąg.
Prezesi Intela zapewniają, że są na finiszu procesu przebudowy łańcucha dostaw, by był odporny na zakłócenia. Firma buduje własne fabryki, które mają uniezależnić Intela od zewnętrznych dostawców komponentów. Wprowadza procesor Intel Xeon 6 z rdzeniami nowej generacji Sierra Forest zaprojektowany na duże obciążenia obliczeniowe. W trzecim kwartale chce wprowadzić do sprzedaży akcelerator AI o nazwie Gaudi 3, który zapewnia – jak twierdzą inżynierowie Intela – dwa razy większą wydajność niż podobne produkty od Nvidii.
Nie zmienia to faktu, że w trzecim kwartale 2024 r. Intel spodziewa się jeszcze strat oraz braku wzrostu przychodów (12,5-13,5 mld dolarów). Oszczędności mają zacząć procentować w kolejnych kwartałach, a jeśli nowe produkty pozwolą częściowo dogonić konkurencję, Intel może zacząć wychodzić na swoje. Zwłaszcza jeśli jednocześnie uda się przenieść większą część produkcji do własnych fabryk i ograniczyć tę część wartości dodanej, którą firma dziś „oddaje” na zewnątrz.
Pytanie tylko, czy to wszystko się uda. Intel walczy z innymi gigantami w projektowaniu czipów – Nvidia czy AMD, jak również z tajwańskim TSMC (to największy na świecie producent czipów). W Europie największą firmą z tej branży jest ASML, czyli wielki producent „narzędzi” niezbędnych do produkcji czipów.
Intel to wciąż potężna marka i – umówmy się – nawet jeśli nie projektuje i nie produkuje najbardziej wydajnych procesorów, to wciąż są to czipy, na które popyt będzie duży. Niektórzy analitycy uważają, że jeśli nastąpi uderzenie Chin na Tajwan (tam ma siedzibę TSMC), to właśnie Intel będzie największym beneficjentem tego wydarzenia (bo nie tylko projektuje, ale i produkuje czipy).
Patrząc na opłacalność inwestycji w akcje największych producentów czipów w ostatnich pięciu latach, widać, że mniej więcej po 400% zysków przyniosły zakupy akcji amerykańskiego AMD i holenderskiego ASML. Kto postawił na akcje Nvidii, pomnożył w tym czasie swoje pieniądze 25-krotnie. Natomiast inwestycje w tajwański TSMC i Intel przyniosły straty (ta ostatnia firma w tym roku zniszczyła ponad połowę pieniędzy swoich akcjonariuszy).

Producenci czipów w ostatnim miesiącu są głęboko pod wodą, bo coraz więcej jest opinii, że gigantyczne inwestycje w sztuczną inteligencję (w centra danych i moce obliczeniowe) się nigdy nie zwrócą. Akcje AMD i ASML straciły w miesiąc ponad 20% wartości, a Nvidia – 15%. Intel oczywiście utonął w większym stopniu, bo na ogólnie kiepski sentyment wokół branży, w której działa nałożyły się kiepskie wyniki i prognozy.
Niemniej jednak, jeśli okaże się, że Intel jest w stanie choćby częściowo dogonić konkurentów, to przy cenie akcji na poziomie 30% tej sprzed kilku lat – może być okazja do zakupów. Rzadko kiedy zdarza się taka promocja na papiery spółki działającej wokół nowych technologii. Jest tylko jeden problem: nie ma pewności, czy restrukturyzacja Intela pozwoli mu odzyskać supermoce. Jeśli nie – podstawowym scenariuszem będzie przejęcie Intela przez któregoś z konkurentów, ale raczej po cenie znacznie niższej niż obecna.
Czy Intel będzie kolejnym Kodakiem, który nie zauważył, że świat się zmienia? A może kolejną Nokią, która myślała, że jest niezniszczalna, a przetrwała głównie dzięki zmianie strategii zaserwowanej przez chińskiego inwestora? Może też być po prostu Intelem, czyli firmą, która może nie będzie najbardziej innowacyjnym producentem czipów na rynku, ale będzie generowała te 3-5 mld dolarów zysku netto rocznie, czyli 0,7-0,9 dolara na akcję.
Przy takiej rentowności niestety obecna wycena akcji Intela – w okolicach 20 dolarów na akcję – byłaby uzasadniona. Aby akcje mogły być znów wyceniane na choćby 40-50 dolarów (nie mówiąc już o rekordowych w historii poziomach 70-80 dolarów), zyski netto Intela musiałyby być jednak bliżej 10 mld dolarów rocznie. Ale to tylko połowa tego, co firma wypracowywała przed erą generatywnej sztucznej inteligencji, więc – zwłaszcza biorąc pod uwagę program oszczędności – nie jest to scenariusz nie do zrealizowania. Jak sądzicie? Intel to okazja do inwestowania pieniędzy lepsza niż Nvidia?
zdjęcie tytułowe: Daniel Portugal/Flickr