Początek wakacji przyniósł duże zmiany na rynku fotowoltaiki. Nowi prosumenci rozliczają się już na innych zasadach – w systemie zwanym net-billing, mniej korzystnym od poprzedniego. Popyt na instalowanie paneli na dachu tąpnął, ale już się odradza. Firmy instalujące fotowoltaikę przekonują, że panele na dachu nadal się opłacają. I że śmiałkowie, którzy zdecydują się teraz na zakup coraz droższych paneli na dachu, już za kilka lat będą na plusie. Czy to możliwe?
Poprzedni (obowiązujący do połowy roku 2022 r.) system wsparcia fotowoltaiki, zwany net-meteringiem (inaczej system opustów), był dla prosumentów bardzo korzystny i wyróżniał się tym na tle innych krajów europejskich. Pewnie dlatego Polacy tak chętnie inwestowali w fotowoltaikę. Jesteśmy w czołówce państw pod kątem liczby mikroinstalacji na dachach – ich liczba zbliża się już do miliona.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Net-billing to szok na rynku fotowoltaiki. Ale tylko chwilowy
Nowy system rozliczeń prądu – tego oddawanego do sieci przez prosumentów w słoneczne dni i kupowanego przez nich wtedy, gdy słońce nie świeci – to przede wszystkim większa niepewność. Zaczyna mieć znaczenie jaką część prądu wytworzonego przez naszą instalację jesteśmy w stanie zużyć. Przyłączenie pompy ciepła, czy „tankowanie” samochodu elektrycznego własną energią powoduje, że ogólne koszty w gospodarstwie domowym spadają i nowy system może być żyłą złota. Ale to wymaga kolejnych inwestycji i kompleksowego podejścia do fotowoltaiki.
Musimy się też nastawić na to, że przy opcji net-billing jesteśmy bardziej aktywnym uczestnikiem rynku. A więc np. staramy się używać możliwie więcej prądu wtedy, kiedy może on być dla nas za darmo. Nowoczesne urządzenia AGD (np. pralki) są „inteligentne” i mają funkcję zdalnego zaprogramowania czasu, w którym mają być uruchamiane. To niesie za sobą pewne korzyści, ale może wymagać od nas większego zaangażowania. Tyle, że często nie mamy takich nawyków (choć już teraz niektórzy klienci taryf dwustrefowych piorą w nocy, gdy ich energia jest tańsza).
Krótko pisząc: pod rządami nowego systemu fotowoltaika przestała być prosta i przewidywalna w sensie oceny terminu i stopy zwrotu. Pojawiły się nowe parametry, które sprawiają, że jednym instalacja zwróci się szybciej, niż w starym systemie (tym, którzy wokół instalacji zbudują nowy sposób używania prądu w domu), a innym – znacznie wolniej. Trudność w kalkulacji opłacalności sprawiła, że powstał stereotyp. iż w ramach systemu net-billing fotowoltaika się już w ogóle nie opłaca. Dopiero teraz powstają nowe kalkulacje, które trochę ten mit „odczarowują”.
Ale tąpnięcie na rynku już nastąpiło. Liczbę nowych mikroinstalacji przyłączonych do sieci monitoruje Polskie Towarzystwo Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE). Z zaprezentowanych danych jasno wynika, że zainteresowanie panelami od dawna rośnie. W marcu fotowoltaika przeżywała prawdziwy boom, bo większość inwestorów chciała zdążyć przed wejściem nowych zasad. Kolejne miesiące nie były już rewelacyjne.
źródło: Polskie Towarzystwo Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE)
Pierwszy spadek zauważalny był już w kwietniu, zaś w maju liczba przyłączonych minielektrowni stanowiła zaledwie połowę wartości z marca. Należy mieć na uwadze, że moment fizycznego położenia fotowoltaiki nie oznacza automatycznego przyłączenia do sieci. Ten proces trwa ok. 30 dni, a w okresie wzmożonego popytu może się wydłużyć. Oznacza to, że nawet dane z kwietnia i maja zawierają jeszcze instalacje działające na zasadach opustu, a mniejsza liczba mikrointslacji na zasadach net-billing nie zasypała luki.
Czy to zwiastuje koniec boomu na fotowoltaikę? Raczej nie. Faktycznie widoczny był spadek zainteresowania, ale firmy, z którymi rozmawiałam twierdzą, że popyt już wraca (jeszcze nie widać tego w statystykach). Przypuszczam, że ci, którzy nie zdążyli przyłączyć się na starych zasadach, czekają na rozwój wydarzeń, a do działania mobilizują ich nowe faktury za prąd i gaz, które teraz otrzymują (a ściślej pisząc – prognozy zużycia i zaliczki).
Pytanie jakie będą ceny i dostępność instalacji. Już dziś małe firmy instalatorskie skarżą się, że dostawy elementów się opóźniają i zmieniają się ich ceny. Tylko największe firmy mają stabilne „zatowarowanie”. Tym niemniej jest ryzyko wzrostu cen, który może chłodzić popyt nowych klientów.
Z drugiej strony coraz wyższe ceny prądu przekonują niektórych sceptyków, że niezależnie od ceny, którą trzeba zapłacić za instalację, lepiej być zabezpieczonym i mieć możliwość własnej produkcji energii. Wielu chętnych na fotowoltaikę wstrzymuje się jednak z decyzją i czeka pierwsze realne dane o tym jak działa net-billing od klientów korzystających z nowego systemu.
Co było nie tak z poprzednim systemem?
Energia, jaka powstaje w słoneczne dni, zdecydowanie przewyższa nasze zapotrzebowanie. Dlatego w dotychczas obowiązującym systemie jej nadmiar był przekazywany do sieci. My z kolei mogliśmy go odbierać w miesiącach jesienno-zimowych. W zależności od wielkości instalacji możliwy był darmowy odbiór 70% lub 80% przekazanej energii w ciągu roku. O ile przekazany latem zapas pokrywał nasze zapotrzebowanie zimą, to cena prądu nie była dla nas aż tak istotna. Kluczowa była ilość przekazanej energii.
I tu właśnie pojawiał się problem, bo niestety cena energii jest zmienna. W teorii najpierw wyprodukowaną energię oddajemy, a potem ją odbieramy. Nie jest to jednak prąd w tej samej cenie i pochodzący z tego samego źródła. Cały system działa trochę jak ZUS. Nasze środki wypłacane są obecnie potrzebującym, a my swoje dostaniemy już z innej puli. Niestety ta nowa pula energii już niekoniecznie jest produkowana ze słońca.
Z uwagi na brak skupienia na faktycznym koszcie produkcji obecny system zachęcał do korzystania z energii w mało słoneczne dni. Skoro nadmiar energii oddawaliśmy latem, to – chcąc wykorzystać dobrze system – nie powinniśmy żałować sobie zużycia prądu zimą. A zimą produkowana energia nie jest już tak czysta jak latem.
źródło: energy.intrat.pl
Tu przechodzimy do drugiego problemu, jakim było przewymiarowanie sieci. Odzyskać z magazynu mogliśmy 70-80%. Niektórych to nie satysfakcjonowało, dlatego instalacje były realizowane tak, by produkować jeszcze więcej energii. Czyli produkowaliśmy znacznie więcej niż wynosiło nasze roczne zapotrzebowanie, bo 80% z większej instalacji mogło pokryć 100% naszego rocznego zapotrzebowania.
Dlaczego przewymiarowane instalacje są problemem? Bo jakość naszej infrastruktury energetycznej nie należy do najlepszych. Rozproszone źródła przesyłu w postaci kilkuset tysięcy domów za bardzo obciążają instalacje, prowadząc do ich czasowych wyłączeń.
Co się zmieniło? I dlaczego zmieniło się właśnie tak?
Zagłębiając się w szczegóły działania net-meteringu, można było się spodziewać, że nie da się go utrzymać na dłuższą metę. W nowym rozliczeniu zdecydowanie bardziej będziemy się skupiać na wartości niż na ilości wyprodukowanej energii. Jej nadmiar będziemy teraz sprzedawać, a nie oddawać „na przechowanie” jak dotychczas. Środki ze sprzedaży będą trafiały na wirtualne konto, a w miesiącach z niedoborem słońca będziemy dokonywać zakupu energii z naszego konta.
I tu pojawia się główny zarzut przeciwników net-billingu, bo cena sprzedaży i kupna będzie się różniła. Sprzedaży będziemy dokonywać po cenie hurtowej z Towarowej Giełdy Energii (wg ceny z Rynku Dnia Następnego), a kupować będziemy ją po cenie detalicznej, jak każdy inny konsument. Problem jest taki, że, sprzedając energię po określonej cenie latem, nie wiemy, za ile będziemy mogli ją odkupić zimą.
W ostatnich miesiącach ceny na TGE poszybowały w górę i teoretycznie jest to dla nas dobra wiadomość. Niestety zdajemy sobie też sprawę z tego, że prąd dla zwykłych konsumentów również nie należy do najtańszych. Dlatego największym minusem systemu jest nieprzewidywalność. Nasza sprzedaż będzie następować w momencie wysokiej podaży. Takich jak my jest wielu, a więc cena, którą uzyskamy, może nas nie zadowalać. Z kolei zakupu będziemy dokonywać w momencie, gdy energia jest produkowana głównie z węgla, a więc drogo.
Co jeśli ta różnica nie będzie aż tak wysoka i w ciągu roku nie wykorzystamy wszystkich środków z portfela? Wtedy nadwyżka zostanie przelana na nasze konto w banku w formie pieniężnej. Brzmi jak niezły biznes i na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że w takiej sytuacji najlepiej zainstalować możliwie dużą instalację, żeby zimą móc sobie dorobić.
W tym momencie muszę ostudzić zapał osób, które już planują zarabiać na sprzedaży wyprodukowanej mocy. Nowy system ma przeciwdziałać inwestycjom w zbyt duże instalacje, dlatego wprowadzono pewien limit. Wypłacone nam środki mogą stanowić maksymalnie 20% wartości prądu, który prześlemy do sieci w miesiącu, którego dotyczy zwrot nadpłaty.
To ograniczenie ma jednak swoje zalety. Skoro nie opłaca się stawianie wielkich instalacji, to na naszą inwestycję wydamy mniej. Firmy zajmujące się fotowoltaiką piszą o wydatkach mniejszych o ok. 20-30%, a więc o kilka tysięcy złotych.
Czy net-billing się opłaci? To zależy głównie… od nas
W nowym systemie kluczową rolę odgrywa autokonsumpcja, czyli ilość prądu zużywana na własne potrzeby. Nie chodzi o to, żeby zużywać go jak najwięcej, ale jak najbardziej efektywnie. W poprzednim systemie nadmiar prądu trafiał do sieci, a my go odbieraliśmy, kiedy był nam potrzebny. Teraz będziemy sprzedawać i kupować po różnych cenach, dlatego powinniśmy dążyć do maksymalnego wykorzystania energii wyprodukowanej przez naszą instalację. Więcej o autokonsumpcji pisaliśmy tutaj.
Przede wszystkim powinniśmy dostosować moment naszego zużycia prądu do czasu, w którym występuje największa produkcja. Większość instalacji ma skierowane panele na południową stronę, a więc to właśnie w okolicach godzin południowych jest najlepszy czas na robienie prania i pieczenie ciasta. Nawet jeśli pracujemy z biura, to coraz więcej sprzętów AGD ma opcję rozpoczęcia pracy z opóźnieniem. Możemy więc rano załadować pralkę i ustawić tak, by uruchomiła się o 13.00.
W systemie net-billing jeszcze bardziej opłaca się praca z domu, bo mamy więcej możliwości wykorzystania naszego sprzętu. Jeśli nie mamy możliwości wykorzystania wyprodukowanej energii w ciągu dnia, to alternatywą może okazać się ustawienie paneli na wschód i zachód zamiast na południe, jak większość montowanych instalacji. Wówczas poranna energia będzie zasilać nasz ekspres do kawy, a popołudniowa odkurzacz, którego użyjemy po pracy.
Jest to jednak rozwiązanie, do którego trzeba podchodzić dość ostrożnie. Pamiętajmy, że zimą dni są krótsze, słońce później wstaje i szybciej zachodzi. Dlatego prawidłowe ułożenie paneli powinno być dobrze przekalkulowane i dostosowane do naszych potrzeb.
Drugim kluczowym czynnikiem, od którego zależy opłacalność nowego systemu, jest cena prądu, która na pewno będzie rosnąć. My będziemy sprzedawać prąd po cenach z Towarowej Giełdy Energii. Przez lata ceny energii na TGE oscylowały w granicach 150-300 zł za MWh. Mocne podwyżki zaczęły się w ubiegłym roku, ceny sięgały ok. 800 zł/MWh, a ostatnio było to już 1500 zł/MWh!
Wysokie ceny na giełdzie mają z kolei przełożenie na ceny prądu dla konsumentów. Kilka dni temu trzech kluczowych sprzedawców energii złożyło do Urzędu Regulacji Energetyki wniosek o podwyższenie cen obowiązujących taryf. Nie wiemy jeszcze, czy URE wyrazi zgodę, ale wniosek o zmianę stawek taryfowych jeszcze przed zakończeniem roku nie prognozuje nic dobrego na przyszły rok.
O prognozy podwyżek pokusiło się ostatnio Pekao. Niestety szacunki nie są optymistyczne. Analitycy banku zakładają, że podwyżki mogą sięgnąć nawet 115%! Nieprzewidywalna różnica w cenach kupna/sprzedaży w systemie net-billingu oznacza, że ciężko będzie policzyć opłacalność fotowoltaiki. Śmiało można jednak założyć, że z uwagi na rosnące ceny prądu – niezależnie od systemu rozliczeń – posiadanie własnej instalacji na dłuższą metę będzie opłacalne, szczególnie jeśli ceny prądu na TGE utrzymają się na podobnym poziomie.
Z wyliczeń firmy Otovo wynika, że przy rocznym zużyciu 3500 kWh prądu i prognozowanym poziomie autokonsumpcji ok. 25% (a więc przy założeniu, że zużyjemy ok 900 kWh „darmowego prądu” z naszej fotowoltaiki rocznie) – przy wartości rynkowej energii, którą wytworzy nasza instalacja na poziomie 0,75 zł za kWh i przy tej samej cenie energii kupowanej przez nas wtedy, gdy nasza instalacja nie będzie produkować prądu oraz przy cenie energii, którą odsprzedamy do sieci na poziomie 0,5 zł za kWh – fotowoltaika zwróci mi się po 6–7 latach (z uwzględnieniem dotacji i ulgi termomodernizacyjnej oraz średnim koszcie inwestycji w instalację na poziomie 23 000 – 25 000 zł).
Skąd taki dobry wynik? To „zasługa” wysokich cen prądu na TGE i relatywnie niskich cen regulowanych przez URE. Czy taka sytuacja utrzyma się w kolejnych latach? Nie wiadomo. Tego rodzaju kalkulacje zwykle są zbyt optymistyczne, ale nawet przy bardziej ostrożnych założeniach zanosi się na to, iż pokrycie 25% zużycia prądu w domu przez „prąd ze słońca” sprawi, że interes zwróci się w czasie poniżej 10 lat.
Opłacalność naszej instalacji zależy również od tego, ile początkowo na nią wydamy. Poprzedni system rozliczeń zachęcał do przewymiarowywania sieci, a więc na samym początku musieliśmy wyłożyć kilka tysięcy zł więcej. Przy mniejszej instalacji powinniśmy wydać mniej, ale niestety ceny montażu mogą być wyższe niż kilka lat temu.
Przez lata koszty montażu instalacji malały. Niestety pandemia i zerwane łańcuchy dostaw negatywnie wpłynęły na dostępność paneli i koszty montażu. Wzrost cen dotyczy również surowców niezbędnych do wyprodukowania paneli, m.in. krzemu oraz szkła. Chcąc poznać dokładny koszt instalacji, najlepiej spytać o wycenę kilku firm, bo w tym roku również możemy spotkać się z dużym poziomem niestabilności cen.
Net-billing to hamulec dla rynku fotowoltaiki czy nowe korzyści?
Firmy zajmujące się fotowoltaiką skupiają się na nowych zaletach płynących z systemu net-billing. O tym, jak skalkulować opłacalność, pisaliśmy wcześniej. Net-billing może przyczynić się do rozwoju przydomowych magazynów energii. Na razie nie jest to popularne rozwiązanie, głównie ze względu na wysokie koszty, sięgające 20 000 – 30 000 zł. Za to od kwietnia obowiązuje kolejna, czwarta już edycja programu „Mój Prąd”, w ramach którego możemy dostać dofinansowanie nie tylko na fotowoltaikę, ale też właśnie na magazyn energii.
Magazyn energii pozwala na lepsze zarządzanie wyprodukowaną energią. Może to być szczególnie opłacalne po wprowadzeniu kolejnej zmiany w fotowoltaice, która czeka nas za dwa lata. Od lipca 2024 r. nadwyżki energii będą rozliczane według stawki godzinowej, do tego czasu obowiązywać będzie średnia stawka miesięczna.
„I to właśnie przy rozliczeniu godzinowym magazyn energii i inteligentny system zarządzania energią będą miały kluczowe znaczenie. Cały taki układ będzie pomagał najkorzystniej rozliczyć energię. Będziemy mogli magazynować energię, kiedy jest najtańsza i sprzedawać, gdy będzie najdroższa. To przyniesie klientom jeszcze więcej korzyści i pozwoli zarabiać”
– twierdzi Adam Bartoszek, dyrektor sprzedaży terenowej firmy Vosti. Jak będzie w praktyce? Czy net-billing przygasi rynek fotowoltaiki, czy po krótkotrwałej panice biznes nadal będzie się rozwijał? To się okaże za kilka miesięcy. My trzymamy rękę na pulsie i zapewniamy, że będziemy na bieżąco informować.
——————————
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym (już 117.) odcinku podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” ekipa w składzie trzech Maćków: Danielewicza, Bednarka i Samcika – zastanawia się, co może zwiastować spadek ofertowych cen nieruchomości. Czy realny jest scenariusz przeceny cen nawet o 20%, tak jak miało to miejsce dekadę temu? Maćki nie mogą się też nadziwić fenomenem Japonii – kraju, który nie tylko nie walczy z inflacją, ale wręcz się z niej cieszy (troszkę). A na koniec Maćki wyjaśniają, ile powinno wynosić uczciwe oprocentowanie depozytu. Zapraszamy do odsłuchania pod tym linkiem lub na jednej z siedmiu platform podcastowych (Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, Overcast, Amazon Music, PocketCast, RadioPublic, Stitcher).