O tym, jak bardzo opłaci nam się inwestycja w panele słoneczne na dachu, decydują w dużej mierze ceny prądu oraz… autokonsumpcja. Ten drugi element jest kluczowy zwłaszcza przy nowym systemie wsparcia przygotowanym przez polski rząd. Niewykluczone, że z tego punktu widzenia większość polskich instalacji fotowoltaicznych jest… nie najlepiej ustawiona. Sprawdzam, jak wycisnąć z własnej instalacji fotowoltaicznej jeszcze więcej pieniędzy i nie oddawać do sieci zbyt wiele drogocennego prądu.
Polska w ciągu ostatnich trzech lat stała się fotowoltaiczną potęgą. Europejskie stowarzyszenie energetyki słonecznej SolarPower Europe w raporcie „EU Market Outlook for Solar Power 2021-2025” wskazuje, że 2021 r. był najlepszy w historii tego sektora w Polsce. Byliśmy na czwartym miejscu w rankingu największych rynków PV w UE pod względem zainstalowanych mocy – po Niemczech, Hiszpanii i Holandii.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Już teraz, czyli wiosną 2022 r., notujemy rekordy produkcji energii ze słońca – 900 000 prosumentów produkuje więcej prądu niż w lecie ubiegłego roku, gdy słońce jest dłużej nad horyzontem. Zdarzyły się tej wiosny dni, gdy energia z wiatru i słońca dawała ponad połowę energii potrzebnej w kraju. To oczywiście jest możliwe tylko przy bardzo sprzyjających warunkach pogodowych, ale mimo wszystko świadczy o tym, że prąd z OZE zaczyna mieć znaczenie w zasilaniu Polski.
Czy fotowoltaika będzie nadal zwiększała swój potencjał w polskiej energetyce? Nie wiadomo, bo rząd zmienia system wsparcia – a to był główny czynnik, który pchał ludzi do montowania fotowltaiki na dachach. Oceniając na chłodno nowy system subsydiów (ulga podatkowa, net-billing, program „Mój Prąd 3.0″), pokazaliśmy, że nawet po zmianie systemu wsparcia fotowoltaikę bardziej opłaca się mieć niż jej nie mieć. O tym, jaką drogę przeszliśmy, świadczą dane Instytutu Energetyki Odnawialnej, który w 2000 r. liczył okres zwrotu z fotowoltaiki na… 200 lat.
Oczywiście można bardziej lub mniej optymistycznie – opierając się na różnych założeniach – liczyć czas, w którym inwestycja w domową fotowoltaikę się zwróci. Z drugiej strony, jeśli już będziemy mieć własną elektrownię, to warto wiedzieć, jak z niej wycisnąć jak najwięcej. Jak sprawić, by jak najwięcej naszego „drogocennego” prądu pracowało dla nas, a możliwie mała część trafiała do sieci? Oto kilka wskazówek.
——————
ZAPROSZENIE
Zapraszamy do zapoznania się z kompleksową ofertą instalacji i finansowania fotowoltaiki przez Otovo – partnera raportu „Fotowoltaika od nowa” na „Subiektywnie o Finansach”. Otovo jest norweską firmą, która prowadzi sprzedaż instalacji fotowoltaicznych wyłącznie przez internet i jako jedyna na polskim rynku umożliwia klientom indywidualnym skorzystanie z leasingu przy finansowaniu instalacji fotowoltaiki. Takie rozwiązanie nie wymaga inwestowania większych kwot na starcie i pozwala nie martwić się o wszelkie koszty związane z serwisem. Po 20 latach instalację można wykupić za symboliczną kwotę, a co ważniejsze – cieszyć się przez cały okres finansowania 100% gwarancją na całą instalację. Chcesz się dowiedzieć więcej o tej ofercie? Kliknij TUTAJ
——————
Fotowoltaika się opłaca, gdy autokonsumpcja jest wysoka. Ale jest problem
Z lekcji chemii pamiętamy, że aby przyspieszyć reakcję trzeba dodać katalizator. Dziś dla fotowotaiki takim katalizatorem są rosnące ceny prądu, które obecnie wynoszą średnio (według danych URE) aż 71 groszy za 1 kWh (86 groszy brutto z 23% VAT-em, który ma wrócić w sierpniu, ale być może nie wróci z powodu wojny).
Jak wycisnąć z niej możliwie najwięcej prądu i pieniędzy dla siebie? Jak zwiększyć autokonsumpcję energii? Od razu ważna uwaga: nie chodzi tutaj o zwiększenie zużycia prądu, lecz o zwiększenie zużycia wytwarzanej przez własną instalację energii, by jak najmniej prądu trafiało do sieci. Bo prąd oddany do sieci opłaca się mniej niż ten zużyty przez gospodarstwo domowe.
Najpiękniejszy sen każdego prosumenta to taki, w którym jego fotowoltaika pokrywa 100% zapotrzebowania domu na prąd. To jednak tylko marzenie. Słońce nie tylko nie świeci przecież przez 24 godziny, ale świeci najmocniej tylko przez kilka godzin w ciągu dniu. I to właśnie wtedy produkcja prądu jest największa – tak duża, że nie jesteśmy w stanie zużyć go w całości na własne potrzeby (no chyba, że mamy pod dachem kopalnię kryptowalut).
Kłoptot w tym, że według wyników badań zleconych przez firmę Gamfi (produkuje aplikacje dla pracodawców) trzy czwarte Polaków pracuje wyłącznie w biurze, a na pracę zdalną w wymiarze co najmniej 1 dnia w tygodniu ma przyzwolenie 23% pracowników. A więc – jeśli ktoś jest właścicielem instalacji fotowltaicznej – to w jego domu produkcja prądu jest największa wtedy, gdy ten dom… stoi pusty. M.in. z tego powodu poziom autokonsumpcji prądu w przeciętnej instalacji fotowoltaicznej wynosi 20-40% w skali roku. Niewiele. Jak temu zaradzić?
Fotowoltaika od świtu do zmierzchu. Jak ułożyć panele?
Fotowoltaikę zwykło się montować tak, aby była zwrócona frontem na południe, czyli w stronę, gdzie słońce jest w zenicie i z którego pada najwięcej światła. Takie ustawienie daje najlepsze wykorzystanie promieniowania słonecznego w skali całego roku (wraz ze zmianami pór roku słońce wschodzi i zachodzi w różnych miejscach, ale w południe się nie zmienia). Ale są też wady – w południe takie ustawienie powoduje produkcję dużych nadwyżek energii, których przeciętny dom nie jest w stanie zużyć – prąd trafia do sieci i posłuży do rozliczeń jako nadwyżki.
A gdyby tak zmienić ustawienie paneli ze strony południowej na wschód-zachód? Dzięki temu nasza minielektrownia produkowałaby większe ilości prądu rano i po południu, czyli w czasie, gdy prawdopodobnie będziemy już w domu. Specjaliści mówią, że w takim ustawieniu „wygładza” się krzywa produkcji energii.
Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłoby zamontowanie paneli na tzw. trackerach, czyli platformie, która obraca się w stronę słońca. Ale to oznacza dodatkowe koszty. Taki ręcznie obracany słupek to koszt ok. 2000 zł, profesjonalne trackery kosztują kilkanaście tysięcy złotych.
Z większym prawdopodobieństwem prąd przyda nam się rano, gdy włączamy radio i zaparzamy w ekspresie kawę, a wieczorem, bo włączamy pralkę albo pieczemy ciasto w piekarniku elektrycznym. Specjaliści podkreślają, że montaż instalacji w konfiguracji wschód-zachód może rzeczywiście zwiększyć autokonsumpcję. O ile?
To trudno policzyć – wszystko jest kwestią indywidualną i jest uzależnione od naszych własnych zachowań i cyklu dnia. Jeśli do pracy lub szkoły wychodzimy o godz. 7 rano, to nie będziemy mieć żadnego uzysku z tego, że zamontujemy fotowoltaikę na wschód. Ale jeśli z jakichś powodów do godz. 11. byczymy się w domu, to przez ten czas możemy korzystać ze zwiększonej produkcji z domowej elektrowni.
Nowe ustawienie fotowoltaiki na nowe czasy. Ale są i wady
Gdyby ustawienie wschód-zachód było domyślnie lepsze, to większość z 900 000 instalacji nie byłaby wystawiana „twarzą” na południe. Choć należy podkreślić, że było to rozwiązanie na czasy, gdy obowiązywał poprzedni system wsparcia, promujący nadprodukcję energii i przewymiarowanie instalacji. Ustawienie wschód-zachód może być bardziej korzystne pod względem autokonsumpcji, ale – jak mówi ekspert – trzeba uważać, żeby nie popaść ze skrajności w skrajność.
„Domu skierowanego na południe nie przestawimy. Nie róbmy również na dachach skośnych o spadzie południowym jakichś garażowych konstrukcji na wschód-zachód. Każdy przypadek jest inny, każdy dom ma inne potrzeby, parametry, każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Odpowiednia analiza sytuacji, projektant z głową, świadome podejście do potrzeb domowników – to wszystko razem pozwoli na odpowiedź na pytanie, kiedy warto kłaść moduły na południe, a kiedy najlepszym rozwiązaniem będzie instalacja skierowana tylko na zachód”
– mówi nam Kamil Jeznach z firmy Otovo. Jakie są wady innego ustawienia? Ustawienie wschód-zachód zwiększy autokonsumpcję, ale zmniejszy ilość prądu potrzebną do rozliczeń i wyjścia na plus kalkulacji finansowej.
Po drugie takie ustawienie sprawdza się wiosną i latem, gdy słońca jest dużo i wschodzi wcześnie rano. Jesienią i zimą, gdy nie dość, że jest zwykle pochmurno, to słońce zaczyna świecić bardzo późno, a zachodzi wcześnie, możemy nie mieć szansy na skorzystanie z własnego prądu.
Czasami jednak nie ma wyjścia – strona południowa jest zacieniona albo w planach jest tam postawienie nowego domu, który zasłoni nam słońce. Bywa też, że po prostu nie ma możliwości technicznych zamontowania paneli na południe – wtedy nie trzeba rezygnować z fotowoltaiki, ale należy się nastawić na poranno-wieczorne szczyty zużycia prądu i dostosować do nich grafik dnia.
Autokonsumpcja, czyli jak zadbać o ciepłą wodę w kranie
Świat ciągle czeka na kogoś, kto dostanie Nagrodę Nobla za wynalezienie efektywnego sposobu przechowywania energii elektrycznej. Problem z fotowoltaiką jest taki, że wyprodukowaną energię musimy zużyć tu i teraz, nie potrafimy jej w dużej skali magazynować. Opcją są magazyny energii, ale są drogie.
To, co już teraz jest w zasięgu przeciętnego zjadacza chleba, to spowodowanie, żeby autokonsumpcja była większa poprzez wykorzystanie prądu ze słońca do podgrzania wody użytkowej. Chodzi o to, by w ciągu dnia, gdy instalacja produkuje sporo nadwyżek prądu, zasilić nim bojler elektryczny, czyli duży zbiornik z wodą podgrzewaną zwykłą grzałką.
Typowe urządzenie ma 1,5 kW, co oznacza, że fotowoltaika o mocy 3 kW bez problemu zasili go przez kilka godzin, które potrzeba na podgrzanie wody. Ale są i urządzenia o innej mocy, i wtedy możemy zyskać więcej, bo nie zużywamy prądu do podgrzewania wody – pod warunkiem, że potrzebujemy jej naprawdę więcej.
Jak dużo? To zależy, skąd wcześniej mieliśmy ciepłą wodę (z kotła węglowego czy z podgrzewacza przepływowego), ale jeśli mieliśmy typowy, bezsmogowy kocioł gazowy, to według ubiegłorocznej taryfy oszczędzamy – jak policzyli praktycy, którzy ogrzewają się gazem – ok. 2,7 zł dziennie latem. Zakładając, że lato trwa trzy miesiące, mówimy o oszczędności 243 zł. Czy to dobry interes?
„Podgrzewanie wody prądem ciągle jest najdroższe. Może w lepszej obudowie niż lata temu, może z mniejszymi stratami ciepła, lepszą wężownicą, ale to ciągle ta sama grzałka. Ciekawym rozwiązaniem są pompy ciepła do c.w.u dające lepszą efektywność niż grzałka i w parze z PV nabiera to większego sensu. Ale fotowoltaika zmienia zasady gry, przy odpowiednich warunkach możemy założyć, że mamy prąd za darmo, a darmowy prąd, to w tym przypadku darmowe podgrzewanie c.w.u.”
– mówi nam Kamil Jeznach, Head of Operations w Otovo. To trochę tak jak z taryfami na prąd – prawie wszyscy, 90% gospodarstw, korzysta z podstawowej, jednostefowej taryfy G. A przecież są taryfy, które różnicują ceny prądu, np. energia jest nieco tańsza w godzinach od 12 do 15 albo w nocy. To się może opłacać, o ile zmienimy swoje przyzwyczajenia i dopasujemy używanie domowego AGD – np. pralki, zmywarki – do tych momentów, gdy energia jest tania, co nie jest wyzwaniem, jeśli posiadamy sprzęt, który ma programator czasu.
Tak samo jest w przypadku fotowoltaiki. Skoro prądu najwięcej produkuje się w ciągu dnia, to powinniśmy zacząć od małych rzeczy, które mogą w skali roku przynieść duże oszczędności. Zmywarka zużywa prąd przy obecnych cenach za ok. 218 zł rocznie. Gdyby włączać ją tylko w czasie pracy fotowoltaiki, wówczas te pieniądze zostaną nam w kieszeni.
Z roku na rok, wraz ze wzrostem cen, oszczędności będą rosnąć i po 10 latach może być to kilka tysięcy złotych dodatkowych oszczędności. Gdyby dodać do tego pralkę – ok. 120 kWh zużycia prądu rocznie, to mamy dodatkowe 84 zł oszczędności. Korzystanie tylko z tych dwóch urządzeń w ciągu dnia podczas produkcji własnej energii to ok. 300 zł w portfelu rocznie.
A jak masz nadwyżkę gotówki, kup sobie magazyn energii. Na kółkach lub bez
Wyższa autokonsumpcja jest możliwa również poprzez ładowanie prądem uzyskanym z fotowoltaiki samochodu elektrycznego. Takich pojazdów jeździ w Polsce prawie 40 000. Niewiele jak na 24 mln samochodów, ale będzie ich z roku na rok coraz więcej. Wbrew pozorom ładowanie auta w publicznych, płatnych ładowarkach nie jest tanie, ceny wynoszą nawet ok. 2 zł za kWh, co oznacza, że zapłacimy kilkanaście złotych za przejechanie 100 km.
Z całą pewnością jazda nie jest darmowa. Ale jeżeli zasilimy auto naszym własnym, bezkosztowym prądem, to ograniczymy wydatki na „elektryczne paliwo” i na koniec dnia zaoszczędzimy. Samochody elektryczne zasilane własnym prądem to najtańszy środek komunikacji, praktycznie bezkosztowy, a wbudowana bateria samochodu (o pojemności 40-60 kWh) w przypadku tańszych modeli, a nie „teslopodobnych”, jest takim jeżdżącym magazynem energii.
Oczywiście docelowo nadwyżki prądu można magazynować w tradycyjnym magazynie energii, który można postawić w garażu na ścianie. Koszt – kilkanaście tysięcy złotych. Wtedy nadwyżki będą magazynowane w baterii do wykorzystania, gdy wrócimy z pracy. Rząd zapowiedział dopłaty do magazynów, ale konkretów jeszcze nie ma. Gdy będą, z pewnością policzymy opłacalność inwestycji w magazyn energii.
Być może byłoby to nowe otwarcie – korzystalibyśmy na co dzień w 50-70% energii ze słońca, która nie trafiałaby do sieci (rząd chce stawiać na wzrost autokonsumpcji ze względu na problemy z działaniem sieci). Ale na razie jesteśmy zdani na siebie. Wysoka autokonsumpcja to nie jest rocket science, wystarczy stosować się do powyższych rad, by ją powiększyć.
————————–
Partnerem raportu specjalnego „Fotowoltaika od nowa” jest Otovo – lider fotowoltaiki w Norwegii. Firma obecna jest także w Polsce, Szwecji, Hiszpanii, Francji, Włoszech i Niemczech.
źródło zdjęcia: PixaBay