Świat jest, jak wiadomo, zadłużony po uszy. Wszyscy pożyczają od wszystkich, a cały ten interes firmują banki centralne, emitując znacznie więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek wcześniej. Jako pierwszy opamięta się chyba amerykański Fed, ale na razie wartość wyemitowanych po obu stronach oceanu banknotów budzi respekt. Zwłaszcza, że papierki te nie mają większego pokrycia w czymkolwiek.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Papierki emitowane przez banki centralne mają taką wartość, jaka jest wiarygodność banków centralnych je emitujących i państw, które je firmują . Utrzymanie tej wiarygodności na wysokim poziomie nie zawsze będzie możliwe, zwłaszcza, że kiedyś ktoś się w końcu zorientuje, że to wszystko trzyma się tylko siłą woli 😉
Dla części osób posiadających majątek potencjalnym nośnikiem utrzymania realnej wartości oszczędności jest złoto. Ono, w odróżnieniu od papierków emitowanych przez rządy zawsze będzie coś warte. To, że w chwilach grozy na rynku finansowym przed mennicami ustawiają się kolejki kupujących sztabki, już nikogo nie dziwi. Nawet polityków. Znacie ten komiks?
Możecie się śmiać, ale jak zobaczycie tabelkę, w której porównano wartość posiadanych przez banki centralne obligacji wyemitowanych wcześniej przez rządy to zmięknie Wam przysłowiowa rura. Ta zabawa wygląda na bardzo, bardzo prostą. Naukowe podwaliny komiksu przedstawiam poniżej ;-), za serwisem Zerohedge:
Najtańsza, 1-gramowa sztabka to nie taki znowu wielki wydatek, kosztuje raptem ok. 250-300 zł (w zależności od kursu złota). Taka 1-uncjowa, największa z tych, które można zabrać pod pachą z banku (uncja to 31,1 grama), to już wydatek rzędu 5500-6000 zł. Niestety, ceny złota bardzo dynamicznie się zmieniają, więc może się zdarzyć, że nie będzie to najbardziej zyskowna inwestycja w krótkim czasie.
Złoto i srebro nadal będą przechowywały wartość – lepiej lub gorzej, ale ją przechowają. A tego nie można powiedzieć o wielu innych aktywach. Jeżeli spojrzymy na złoto jako na polisę zabezpieczającą wartość majątku, to zmiany cen – uzależnione od kursu dolara oraz nastrojów na światowych rynkach – nie mają większego znaczenia.
Od czego zależy cena złota?
Nie ma pewności czy cena złota na giełdzie w pełni odzwierciedla sytuację panującą na rynku „realnego” złota. Na giełdzie handluje się złotem papierowym, kontraktami na jego dostawę w przyszłości. Te kontrakty wielokrotnie w ciągu jednego dnia zmieniają właściciela i cenę, bywają rolowane i wymieniane na inne.
Nie można wykluczyć, że efektem tych zabiegów są zmiany cen „papierowego” złota, które nie miałyby miejsca, gdyby na rynku nie było inwestorów-spekulantów. A więc wcale nie jest powiedziane, że „prawdziwa” cena złota, gdyby zawsze musiało przejść z rąk do rąk, byłaby taka, jak na giełdach.
Po trzecie wreszcie – nawet jeśli założymy, że cena na giełdzie złota jest tą jedynie słuszną i „prawdziwą” (bo dopóki nie powstanie oddzielny rynek złota „fizycznego” i „papierowego”, tak zapewne będzie), to trzeba z pokorą stwierdzić, że jest ona kształtowana głównie przez spekulantów, bo popyt „fundamentalny” (czyli nie wynikający z chęci szybkiego zarobku) na złoto jest stabilny. W 2000 r. jubilerzy, inwestorzy, przemysł i dentyści wydatkowali na zakup złota łącznie 34,2 mld dolarów, natomiast w 2009 r. popyt na złoto był już wart 108,8 mld dolarów.
Ale wzrost wartości zakupów złota wynikał w głównej mierze ze wzrostu cen. Bo popyt na złoto w ujęciu wagowym jest stabilny. W najlepszym ostatnio 2008 r. zakupiono na świecie 3.811 ton złota. W latach 2009 i 2010 popyt był minimalnie niższy. Ludzie kupujący biżuterię i monety są wrażliwi na wzrost ceny i nie kupują złotych kosztowności po każdej cenie.
Czy złoto gwarantuje utrzymanie realnej wartości oszczędności? Sprawdzamy
Od 1970 r. cena uncji złota wzrosła z 38 dol. do 1350 dol., a więc 36-krotnie. W tym samym czasie – jeśli wierzyć Wikipedii – siła nabywcza dolara spadła ok. sześciokrotnie. To oznacza, że za dolara z 1970 r. można było kupić sześć razy więcej produktów, niż za dzisiejszego.
Średnia pensja nauczyciela w 1970 r. to było 8300 dol. rocznie, gdy dziś jest to średnio 50.000 dol. rocznie. Budowlaniec zarabiał wtedy 8900 dol., teraz ma 35.000 dol. Prosty rower w 1970 r. kosztował 44 dol., a dziś trzeba zapłacić 130-140 dol. Gdyby wartość złota miała zmieniać się tak samo, jak innych dóbr, uncja „powinna” kosztować dziś 250 dol.
To wyliczenie nie uwzględnia oczywiście porównania „rzadkości” złota – ilość będących w obrocie dolarów od 1970 r. wzrosła zapewne wielokrotnie bardziej, niż ilość uncji złota. A więc złoto miało prawo zdrożeć relatywnie mocniej, niż do 250 dol. Ale dziś kosztuje grubo ponad 1000 dol. za uncję. Inna sprawa, że w okolicach 1000 dol. za uncję jest też lokowany koszt wydobycia złota. Gdyby miało potanieć bardziej, część kopalń się zamknie i wydobycie spadnie (a to z kolei wpłynie na ceny).
Nie tylko złoto. Pallad, srebro, platyna…
Złoto nie jest jedynym kruszcem, który można wykorzystać jako „polisę” dla majątku. Jest srebro, pallad, platyna… Platyny jest jeszcze mniej, niż złota, rocznie wydobywa się jej tylko 200 ton (to tyle, ile wynosi roczne zapotrzebowanie przemysłu, albo nawet mniej). Dla porównania – złota rocznie wydobywa się 2300 ton (od początku ludzkości wydobyto jakieś 125.000 ton). Platyna jest więc cholernie cennym metalem szlachetnym (da się ją uzyskać z recyklingu, ale to droga metoda).
Dziesięć lat temu za uncję platyny płacono na giełdach 600 dol. W tym samym czasie uncja złota kosztowała 340 dol. Taka relacja cen obu kruszców uchodzi, zdaniem specjalistów, za „normalną” – za uncję złota można kupić 0,6-0,7 uncji platyny. Jednak w ciągu ostatniej dekady te relacje kompletnie się rozjechały. Dziś uncja platyny kosztuje mniej więcej tyle, co uncja złota.
Widać jak na dłoni, że cena złota w pewnym momencie była wyższa o 440%, niż na starcie, a platyny – tylko o 240%. Dlaczego złoto rosło szybciej, choć jest kruszcem mniej „rzadkim” i mniej rozchwytywanym przez przemysł? Ano na rynku platyny góra 20% popytu ma charakter spekulacyjny, a na rynku złota – pewnie z 30-40%.
Na rynku złota dużo więcej jest handlu „papierowego”. Gdyby „zdjąć” ze złota nadmiar popytu spekulacyjnego i założyć taki wzrost jego ceny, jaki widzieliśmy na rynku platyny, to cena uncji złota nie powinna przekroczyć 850-900 dol. To by było i tak duuużo więcej, niż wyniósł w tym czasie spadek siły nabywczej dolara (20-25%). Złoto i srebro nadal będą cennymi aktywami – czy to w Waszych sejfach, czy na półkach, czy też jako ozdoba noszona w na szyi lub na palcu?