Z każdej pensji oddajemy co miesiąc sporą kwotę na NFZ, ale część z nas korzysta z prywatnej opieki medycznej – w tym pakietów oferowanych przez sieci przychodni (Lux-Med, Medicover, Enel-Med i inne) oraz z ubezpieczeń na wypadek zachorowania. Wszystkie te umowy mają jeden feler – jeśli nie skorzystamy z opłaconych z góry usług, to pieniądze przepadają. Wpadła mi w ręce oferta pakietu medycznego, która tej wady nie ma. Płacisz na prywatne leczenie, a jeśli nie wykorzystasz składki to… pieniądze wracają do Ciebie. Gdzie jest haczyk?
Zapotrzebowanie na prywatną opiekę zdrowia jest tak duże, że już od lat w wielu firmach oferowanie pracownikom prywatnej opieki medycznej stało się standardem. Chyba każda szanująca się korporacja ma taki pakiet w swoim zestawie benefitów, coraz częściej decydują się też na takie rozwiązanie i mniejsze firmy. Tym bardziej w czasach „rynku pracownika”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dochodzi do tego, że sieci typu Medicover, Lux-Med czy Enel-Med już powoli „nie wyrabiają”. Liczba lekarzy jest ograniczona, a im więcej chętnych, tym trudniej dostać się na wizytę u specjalisty. A przecież za pakiet prywatnej opieki trzeba płacić co miesiąc, niezależnie od tego, czy z niej korzystamy czy nie. Nawet jeśli pracownik płaci symboliczną kwotę, to resztę dopłaca pracodawca.
Alternatywą jest ubezpieczenie na wypadek zachorowania, które daje dostęp do lekarzy z wielu sieci prywatnych przychodni. Ale ubezpieczyciele nie chcą ubezpieczać każdego (wolą młodych i zdrowych), a wpłacone przez lata składki przepadają, jeśli ubezpieczony nie skorzysta ze świadczenia.
System publicznej ochrony zdrowia działa na tyle kulawo, że niektórzy politycy proponują, żeby zrobić w Polsce „jeden wielki Lux-Med”. Konfederacja zaproponowała, żeby pieniądze, jakie dziś przesyłamy na NFZ, były dzielone na obywateli i każdy mógłby wybrać, czy chce się za te pieniądze leczyć w ramach prywatnego czy publicznego systemu. Rzecz opisywałam tutaj.
Im bardziej niewydolny jest system ochrony zdrowia, tym bardziej podmioty, które go organizują, na tym zarabiają. Jeśli NFZ nie jest w stanie obsłużyć wszystkich chętnych – wcale nie ma z tego mniej pieniędzy. Jeśli prywatne sieci nie zapewniają szybkiego dostępu do lekarzy – też wcale z tego powodu nie cierpią. Płacących jest coraz więcej, kolejki do specjalistów coraz dłuższe. I tak to się kręci.
Optus i oferta płacenia na leczenie ze zwrotem składki. Czy to ma sens?
Przypadkiem trafiłam na nietypowe rozwiązanie firmy Optus – firmy, która jest częścią grupy Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych, do której należą marki takie jak Bella, Happy czy dr Max. System, jaki proponuje Optus, działa na pierwszy rzut oka podobnie jak Medicover czy Lux-Med. Firma kieruje swoją ofertę głównie do firm, które mają wpłacać składki na rzecz pracowników (kwota składki jest ustalana indywidualnie). A za składki pracownik zyskuje dostęp do określonych specjalistów.
Zakres specjalistów jest bardzo ograniczony (szczególnie w mniejszych miastach), ale firma zapewnia, że stale się powiększa i dostosowuje ofertę do potrzeb klientów. Jest jednak znacząca różnica między Optusem a prywatnymi placówkami medycznymi. Otóż pieniądze, jakie wpłaca pracodawca, nie przepadają, jeśli pracownik nie korzysta z pakietu.
„Środki zaewidencjonowane na koncie uczestnika programu są jego własnością. W przypadku rezygnacji przez niego z udziału w programie niewykorzystane środki wypłacane są uczestnikowi programu w pełnej wysokości (bez pobierania jakichkolwiek opłat).”
Środki nie przepadają nawet w przypadku śmierci osoby objętej świadczeniem, bo zgromadzony kapitał otrzymuje osoba uposażona. A ze zgromadzonej puli może korzystać cała rodzina bez dodatkowych opłat.
Ciekawe, prawda? Do tej pory – zarówno w przypadku NFZ, jak i prywatnej opieki medycznej czy prywatnych ubezpieczeń – przyzwyczajeni byliśmy do tego, że opłacone składki przepadają, jeśli z usługi nie korzystamy. Optus zapewnia, że jeśli uczestnik nie wykorzysta swoich środków, to otrzyma ich zwrot. Niestety jest i druga strona medalu: pula środków, jakie mogę wydać na leczenie, jest ograniczona do kwoty, jaką wpłaci na moje konto pracodawca.
System jest mało optymalny z punktu widzenia pracownika, który zachoruje niedługo po rozpoczęciu pracy lub od dawna choruje przewlekle i musi regularnie się badać i korzystać z prywatnych wizyt. Jeśli potrzebne będzie wykonanie kilku badań oraz częste wizyty u specjalistów, to w krótkim czasie nie ma szans na to, że pracodawca ze swoich składek odłoży wystarczającą pulę środków, żeby pracownik mógł z niej efektywnie korzystać.
W systemie prywatnej opieki medycznej od razu możemy skorzystać ze swojego pakietu. Nawet jeśli suma moich dotychczasowych składek wynosi 200 zł, to (o ile mój pakiet na to pozwala) mogę co tydzień chodzić do lekarza i wykonywać badania na dużo wyższą kwotę niż wpłaciłam.
Przy analizie oferty Optus zaciekawił mnie również system poboru składek. Przy standardowej prywatnej opiece medycznej pracodawca liczy się z tym, że co miesiąc płaci za jakąś usługę, z której pracownik może, ale nie musi korzystać. Taki przysłowiowy Medicover dostaje pieniądze, a w zamian musi zapewnić w ustalonym zakresie opiekę medyczną. Składka zaś jest bezzwrotna.
Tu jest inaczej. Pieniądze trafiają na konto pracownika, z którego pracownik może skorzystać. A jeśli tego nie zrobi i odejdzie z pracy, to Optus zwraca pieniądze. Ale czy te wpłacone pieniądze są bezpieczne? Czy jeśli pracownik odejdzie po pięciu latach i ani razu nie skorzysta z usługi, to opłacone składki do niego wrócą? O to zapytałam bezpośrednio w biurze prasowym.
„Środki przekazane przez pracodawców są ewidencjonowane na indywidualnych kontach uczestników programu Optus i przechowywane w jednym z polskich banków. Podkreślamy, że środki te przeznaczone są na zapłatę za usługi medyczne. Odpowiadając na Pani pytanie o ewentualne skutki bankructwa spółki dla uczestników programu Optus, informujemy, że w takim przypadku w grę weszłyby ogólne przepisy prawa regulujące np. postępowanie upadłościowe czy układowe.”
Grupa TZMO, czyli właściciel Optusa może się dziś pochwalić dobrą sytuacją finansową. Nie mamy jednak pewności jak sytuacja będzie wyglądała za kilka lat. Jeśli upadnie bank, w którym trzymamy oszczędności, to gwarantem odzyskania środków do kwoty 100 000 euro jest Bankowy Fundusz Gwarancyjny. W przypadku bankructwa Optusa o swoje pieniądze musielibyśmy walczyć w inny sposób bez gwarancji ich odzyskania.
Trzeba też pamiętać o wartości w czasie pieniędzy przechowywanych w systemie. Ceny usług medycznych stają się coraz wyższe, a pieniądze zdeponowane na koncie w programie nie zarabiają. Gdybym sama odkładała sobie kilkaset złotych miesięcznie i byłby to mój fundusz bezpieczeństwa na wypadek zachorowania, to robiłabym to w taki sposób, żeby powiększyć swoje oszczędności chociażby o kilka procent w skali roku.
Tu takiej możliwości nie ma, bo pieniądze leżą na rachunku bezprocentowym. Choć oczywiście w przypadku samodzielnego odkładania zawsze istnieje pokusa, żeby pieniądze wydać na coś innego. Pieniądze do Optusa po pierwsze wpłaca pracodawca, a po drugie – muszą być przeznaczone na leczenie, czyli wydane w sieciach ochrony zdrowia.
Bezpłatny „kredyt” na leczenie
Na infolinii firmy Optus otrzymałam informację, że kolejną korzyścią dla klientów jest możliwość korzystania z darmowego kredytu na leczenie, co zweryfikowałam w biurze prasowym TZMO. Tak jak się spodziewałam, nie chodzi o kredyt, w myśl prawa bankowego, ale o zakupy z odroczonym terminem płatności.
„Firma nie udziela kredytów na leczenie. Nie pobiera też prowizji, odsetek czy innych ukrytych opłat za prowadzenie programu od jego uczestników, w tym opłat za rezygnację z uczestnictwa z programu. Jedną z korzyści z uczestnictwa w programie jest możliwość skorzystania z zakupu usługi medycznej z odroczonym terminem zapłaty.”
I dostrzegam duże korzyści takiego rozwiązania. Nie zawsze od razu możemy pokryć koszty leczenia, a możliwość odroczenia konieczności zapłaty niewątpliwie jest korzyścią, szczególnie jeśli faktycznie nie muszę za to płacić dodatkowych odsetek. Przy okazji przypominam, że pieniądze na leczenie w kryzysowej sytuacji możemy wypłacić też z PPK (o ile ktoś należy do programu), maksymalnie można wypłacić 25% zgromadzonej kwoty i nie trzeba jej zwracać, szczegóły opisywał tutaj Maciek Jaszczuk.
Usługa Optus jest jedynym znanym mi systemem, który tak działa. Przyzwyczailiśmy się już do prywatnych przychodni i pakietów medycznych, jakie otrzymujemy od pracodawców. Standardem są też ubezpieczenia na wypadek poważnego zachorowania. Optus zaproponował jednak coś, czego nie ma ani w publicznej, ani w prywatnej ochronie zdrowia – możliwość odzyskania wpłaconych składek. Niestety oznacza to, że pula kwoty do wykorzystania jest ograniczona.
Czy takie rozwiązanie ma sens? Świadomość, że w każdej chwili mogę umówić się „za darmo” do prywatnej placówki jest dla mnie dość istotna i wolałabym nie musieć liczyć, czy na moim koncie są na to pieniądze. Z drugiej strony przepada nam tyle pieniędzy, które wpłacamy na NFZ i na systemy prywatnej opieki, że możliwość odzyskania niewykorzystanych środków kusi. Jakie jest Wasze zdanie? Czy taka usługa w Polsce ma szanse się przyjąć i konkurować z prywatną opieką medyczną oraz ubezpieczycielami?
Zdjęcie tytułowe: Freepic