Klienci grupy Tauron zapłacą od stycznia więcej za prąd. A inni? To się jeszcze okaże. Ostateczne decyzja będzie zależeć od tego, czy odwołają się od decyzji Urzędu Regulacji Energetyki, który nie zgodził się na podwyżkę. I czy ten ostatecznie zmieni zdanie. Ale klienci, którzy moga gwizdać na podwyżki, URE i całe to zamieszanie, bo… jakiś czas temu przeszli na ofertę zakupu prądu z gwarancją ceny na kilka lat. Czy dziś warto polować na tego typu oferty?
Zgodnie z oczekiwaniami, ceny prądu dla gospodarstw domowych zaczęły rosnąć. Firmy, które podlegają taryfom i które sprzedają prąd konsumentom wnioskowały o 20%-owe podwyżki. Urząd Regulacji Energetyki zielone światło dał tylko Tauronowi.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Sprawdź: co tak właściwie jest w zatwierdzonej przez URE taryfie.
Dlaczego? Widocznie ta firma najlepiej uzasadniła konieczność podwyżek. Inne firmy nie muszą składać broni, mogą zrobić drugie podejście do wniosków taryfowych w ciągu dwóch tygodni. Mogę też poczekać jeszcze trochę i złożyć wniosek o podwyżkę w połowie roku. Jest więc jeszcze za wcześnie, by wznosić toast za tani prąd.
Ale jest grupa osób, która nie musi bać się podwyżek. To klienci, którzy przeszli na oferty sprzedaży prądu z gwarancją ceny. Czy to rzeczywiście działa? Jak długo będzie trwać gwarancja? I czy rzutem na taśmę można się przepisać na taką ofertę? I czy dziś jeszcze warto to zrobić? Sprawdzam!
Czytaj też: Zmiana taryf! Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!
O co tyle hałasu? Klienci Tauronu zapłacą… 6 groszy więcej za 1 kWh
Na start krótkie repetytorium z rynku energetycznego. Rachunek składa się z dwóch części, którą płacimy firmie dystrybucyjnej (np. Tauron Dystrybucja) za dostarczanie prądu i firmie sprzedażowej np. Tauron Sprzedaż za sam prąd. Dystrybutora zmienić nie możemy, a każda firma świadcząca usługi dystrybucyjne podlega taryfowaniu. To zrozumiałe, bo siłą rzeczy jest monopolistą na danym terenie i gdyby miała wolną rękę, mogłaby bezkarnie zdzierać z klientów skórę.
Ale sprzedaż prądu to już inna para kaloszy. Podstawowe oferty każdego sprzedawcy prądu podlegają taryfowaniu (z wyjątkiem niekontrolowanej przez Skarb Państwa firmy Innogy, która działa tylko w Warszawie).
Każdy z 16 mln klientów z definicji jest objęty taryfami, chyba, że… zmienił ofertę sprzedaży prądu na jakąś „ofertę specjalną”, pozataryfową. Wtedy decyzja URE interesuje go tylko połowicznie, a dokładniej rzecz ujmując – w części dystrybucyjnej jego rachunku, której dostawcy i tak nie może zmienić. Wśród klientów Tauronu jest 600.000 gospodarstw domowych, które zmieniły pakiet na niekontrolowany przez URE. Jak na tym wyszli?
Oferta taryfowa G11 wynosiła przed podwyżką, na którą zgodził się URE, dokładnie 0,3007 zł brutto. Po podwyżce będzie 0,3606 zł brutto za kWh. Mówimy więc o 6 groszach podwyżki za 1 kWh prądu. Przy założeniu przeciętnego zużycia prądu w gospodarstwie domowym i dodając jeszcze niewielką podwyżkę kosztów dystrybucji, kwota na rachunku powinna się zwiększyć o ok. 9 zł miesięcznie.
Gwarancja, czyli zagrać z energetykiem w kości
Dla porównania: klienci Tauronu, którzy wybrali inną, niż G11 ofertę od tego samego sprzedawcy, czyli np. „Prąd z Serwisantem”, płacą 0,2856 zł brutto. A więc o niecałe 8 gr. taniej za 1 kWh. Umowa obowiązuje przez dwa lub trzy lata (w zależności na co klient się zgodził). Do ceny „Prądu z Serwisantem” trzeba doliczyć opłaty za ubezpieczenie assistance, które jest nieodłączną częścią tej oferty.
Koszt usługi wynosi 12,96 zł brutto miesięcznie. Oprócz tego cena prądu nie jest gwarantowana. Jeśli podpiszemy umowę do końca roku, to te 0,2856 zł brutto płacimy do końca listopada. Potem firma może przedstawić zaktualizowany cennik. Czy warto dopłacać te 13 zł za „serwisanta” i mieć tańszy prąd za kilowatogodzinę?
Teoretycznie jeśli ktoś zużywa 300 kWh to za zużycie prądu zapłaci w nowej taryfie Tauron zatwierdzonej przez URE 108 zł miesięcznie. A w taryfie „Tauron z Prąd z Serwisantem” zapłaci 85,68 zł plus 12,96 zł za assistance. W sumie 98,64 zł. Czyli o 9,36 zł mniej. Im większe zużycie, tym oszczędności rosną.
Ale jeśli ktoś zużywa tylko ok. 200 kWh miesięcznie (tyle, ile przeciętne gospodarstwo domowe), to w taryfie „Tauron Prąd z Serwisantem zapłaci” 70,08 zł. W taryfie zatwierdzanej przez URE będzie to 72,12 zł. Czyli tylko o 2 zł więcej.
Czytaj też: Strojenie domu LED-ami na święta. Czy po podwyżkach warto inwestować w dekoracje?
Gwarancja ceny, jak sama nazwa wskazuje, jest zobowiązaniem firmy do tego, że po podpisaniu umowy przez określony czas będzie nam sprzedawać prąd po ustalonej cenie. Wychodzimy więc spod ochronnego parasola URE, ale w zamian wchodzimy pod inny – stałą cenę prądu gwarantowaną przez firmę energetyczną przez określony czas. Zwykle przez 2-3 lata.
Innymi słowy zawieramy z firmą sprzedażową zakład o ceny prądu na rynku: jeśli spodziewamy się obniżek cen prądu, to nie ma sensu korzystać z gwarancji, bo URE obniżyłby taryfy, a my zostalibyśmy z ręką w nocniku i ofertą pozataryfową, droższą i bez możliwości wykonania jakiekolwiek ruchu. Jeśli jednak ceny na giełdzie, gdzie zakład energetyczny hurtowo zaopatruje się w prąd, poszłyby w górę, to to ryzyko bierze na siebie firma. Nasze ceny za kilowatogodzinę pozostałby niezmienne do czasu końca trwania umowy.
Czy oferta z gwarancją to dobry interes? Na co warto uważać?
Na pierwszy rzut kusząca oferta. Szczególnie teraz, kiedy jedna firma podwyższa ceny, inne chciałyby, ale (jeszcze) nie mogą. Aż kusi żeby pobiec do najbliższego punktu albo zadzwonić na infolinię i zmienić sprzedawcę lub ofertę na taką, która gwarantuje stałe ceny przez 2-3 lata. W końcu nigdy nie wiadomo jak długo URE będzie odmawiało firmom podwyżek. W całej tej operacji est jednak kilka haczyków.
Po pierwsze: nie każda gwarancja jest stuprocentowa. Firmy wpisują w umowy bezpieczniki, które mają zadbać o to, by w razie jakiegoś rynkowego przewrotu nie musiały dopłacać bajońskich sum konsumentom.
Mogą to być: indeksacja wzrostu cen prądu. Jeśli średnia cena prądu na Towarowej Giełdzie Energii wzrośnie, to wtedy firma ma prawo proporcjonalne zwiększyć cenę z gwarancją (czyli jest to raczej pseudogwarancją). Taką ofertę ma np. Orange Energia – podpisujemy umowę do 2024 r. ale ceny i tak mogą się zmieniać wraz ze zmianą cen na rynku hurtowym – określona zmiana procentowa cen energii na giełdzie daje firmie prawo do podwyżek lub obniżek.
Limity zużycia prądu z gwarancją ceny. Inny „patent” to wprowadzenie limitów na zużycie prądu z gwarancją. Mozę być tak, że firma w umowie ustala maksymalny poziom zużycia prądu po gwarantowanej cenie. To nie musi być wcale złe rozwiazanie – zależy ile tego prądu zużywamy. Jeśli limit ustalony jest na poziomie 3000 kWh, to zmieści się w nim większość polskich gospodarstw domowych (zwykle średnie zużycie to 2000-2500 kWh).
Oferty łączone. Jak wiadomo nie ma nic za darmo. Czasami gwarancja ceny zadziała dopiero, gdy pozwolimy firmie energetycznej „ubrać” się w dodatkowy produkt. To zupełnie tak, jak w banku, który np. daje nam dobre, bo niskie oprocentowanie kredytu pod warunkiem, że będziemy zasilać ROR odpowiednio wysoką kwotą. W przypadku firm energetycznych może być to uzależnione od zmiany sprzedawcy gazu.
Abonament w zamian za gwarancję. Niektórzy marketingowcy wpadli na ciekawy pomysł: dają gwarancję ceny pod warunkiem, że zapłacimy za to dodatkową miesięczną opłatę, np. 10-15 zł. Czy warto płacić? To zależy, ile prądu zużywamy. Jeśli jesteśmy energetycznym smokiem, to może się okazać, że nawet po uiszczeniu tej dodatkowej opłaty i tak wyjdziemy na plus. Wiele zależy też od ceny za kilowatogodzinę.
Ofert mało. Uwaga na dodatkowe opłaty handlowe
Wciąż możemy – rzutem na taśmę – podpisać umowę z gwarantowaną ceną prądu, zarówno z dotychczasowym sprzedawcą, jak i z nowym. Całego procesu zmiany oferty już i tak nie zdążymy przejść przed końcem roku, ale możemy go zainicjować, co gwarantuje, że warunki się nie zmienią wraz z nastaniem 2020 r. Problem w tym, że dziś ofert sprzedaży prądu z gwarancją ceny można ze świecą szukać. Jeszcze półtora roku temu miała je prawie każda firma. Dziś wypatrzyłem taką opcję w sześciu firmach.
- Enea daje stałą cenę na 2 lub 3 lata i wynosi ona 0,2962 zł za kWh.
- Lumi – 0,33 zł przez 2 lata.
- Orange Energia – 0,3074 zł za kWh w 2020 r. Potem, do 2024, cena podlega indeksacji.
- Energa – 0,3675 zł w 2020 r. (o 26% więcej w porównaniu do cennika ofert z gwarancją z 2019 r.!)
- Fortum – 0,41 groszy od 7 do 48 miesiąca trwania umowy (wcześniej nieco mniej).
- Po Prostu Energia – aż 0,4 zł za kWh z gwarancją do 2022 r.
Dla porównania sprawdziałem ile wynoszą aktualne (czyli zatwierdzone jeszcze w 2017 r. i obowiązujące od stycznia 2018 r. aż do teraz) stawki w taryfach G11 we wszystkich czterech firmach, na które wpływ na URE.
- PGE – 0,2989 zł za kWh
- Enea – 0,2991 zł za kWh
- Energa – 0,2991 zł za kWh
- W Tauronie – tak jak wspomnieliśmy – od początku roku będzie nowa taryfa: 0,3606 zł za kWh. Wcześniej było to 0,3007 zł.
Tutaj dane źródłowe z wyciągu taryf URE. W cennikach prezentowane są stawki netto.
Oznacza to, że aktualnie i prawdopodobnie jeszcze w przyszłym roku stawki taryfowe będą niższe, niż wszystkie oferty z gwarancją. Jednak jak pokazuje przykład Taurona to się może zmienić, jeśli URE zatwierdziłby podwyżki rzędu 15-20%.
Dodatkowo w każdym przypadku ofert pozataryfowych firma może naliczyć dodatkową marżę zaszytą w takich usługach jak pomoc elektryka, gazowonika, czy ubezpiecznie elektroniki, czy wyższą niż taryfową opłatę handlową. Dlatego każdy musi zapytać o dodatkowe warunki oferty, ustalić ich cenę i położyć na szali plusy i minusy zmiany podstawowej oferty z np. G11, kontrolowanej przez URE. Zwykle prąd z gwarancją opłaca się głównie tym, którzy mają duże zużycie prądu i zależy im na jak najniższej cenie za kilowatogodzinę.
Konsumenci rzadko są stroną inicjującą proces zmiany sprzedawcy lub oferty. Ci, którzy są poza taryfami gwarantowanymi przez URE, nie są tam zwykle w wyniku świadomych i przemyślanych decyzji, lecz zostali do tego namówieni przez sprzedawcę. Czasem dzięki temu trochę oszczędzają, ale w wielu przypadkach korzyści z tańszego prądu są zżerane przez opłaty za dodatkowe usługi (no, chyba, że z nich ochoczo korzystamy – wtedy przynajmniej dostajemy coś więcej, niż tylko prąd).
Jeśli jednak ominiemy miny, które mogą być zaszyte w umowach, to prąd z gwarancją może być faktycznie bezpieczną przystanią na okres zawirowań na rynku i podwyżek. Trzeba jednak pamiętać, że po okresie ochrony, czyli dwóch-trzech, czasem czterech latach gwarantowanych cen, trzeba będzie wyjść na niespokojne morze pełne rekinów energetyki.
źródło zdjęcia: Pixabay