Sztuczna inteligencja, upadek Silicon Valley Bank i fala zwolnień w wielkich firmach technologicznych. Sektor IT, który był motorem napędowym ostatniej wielkiej hossy na Wall Street, dzisiaj stoi na rozdrożu. Które firmy wyjdą z tego zwycięsko? Big Tech czy start-upy? I jak zainwestować w te trendy? Analizuję
Oj, nie był 2022 r. łatwy dla „big techów”, oj, nie był. Po ponad dekadzie silnych wzrostów przyszła korekta. Dotyczyło to jednak nie tylko notowań spółek takich jak Alphabet (czyli właściciel Google), Meta Platforms (dawniej Facebook) czy Netflix, które zanurkowały po kilkadziesiąt procent. Całe modele biznesowe stanęły pod znakiem zapytania.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Żyjemy jednak w erze gospodarki opartej na informacji. Nic nie wskazuje na to, żeby postęp technologiczny miał się zatrzymać – skoro zatem niewielkie koncerny, to ktoś inny musi na tym korzystać. I tak rzeczywiście było – w czasie gdy duże spółki złapały zadyszkę, swoje pięć minut przeżywały mniejsze firmy.
Pierwsza połowa 2023 r. przyniosła jednak odwrócenie tego trendu do góry nogami. Co się zmieniło? Dwa niezwykle istotne zdarzenia wpłynęły mocno na zasady gry: implozja Silicon Valley Bank oraz eksplozja ChatGPT. Jak to wpłynie na branżę? Czy spółki technologiczne nadal będą napędzały wzrosty? A jeśli tak, to które?
Big Tech zwalania na potęgę, z korzyścią dla… wszystkich
Fala zwolnień w wielkich firmach technologicznych przetacza się przez rynek pracy. Mimo to w amerykańskich danych makro nie widać, by spadało zatrudnienie w branży IT. Co to może oznaczać? Kłopoty jednych to szansa dla innych. Kto może zyskać na cięciach w Big Techu?
Spółka Alphabet ogłosiła, że zwolni 12 000 osób. Meta pożegna się z 11 000 pracowników. Przebija ich Amazon, który w dwóch turach poinformował, że pozbywa się 18 000 zatrudnionych. Microsoft zmniejsza załogę o tysiące pracowników, podobnie jak Twitter, Cisco, Dell, Salesforce czy Ericsson.
Specjalizujący się w branży technologicznej portal Crunchbase wyliczył, że łącznie w zeszłym roku w sektorze IT ogłoszono programy zwolnień 140 000 pracowników, a w tym roku – już drugie tyle, choć nie dotarliśmy jeszcze do połowy roku. Jednak gdy zajrzy się w dane makroekonomiczne dotyczące zatrudnienia, nie widać takich spadków.
W kwietniu 2023 r. – według danych amerykańskiego Bureau of Labor Statistics (Biuro Statystki Pracy, BLS) w dziale „Dostawcy infrastruktury komputerowej, przetwarzanie danych, hosting stron internetowych i powiązane usługi” zatrudnionych było 490 300 osób. W „Portalach wyszukiwania w sieci, bibliotekach, archiwach i innych usługach informacyjnych” – nieco ponad 193 200. W „Telekomunikacji” – prawie 650 000.
Jak było rok temu? Telekomunikacja lekko obniżyła poziom zatrudnienia (o 2%), ale dostawcy infrastruktury i usługi informatyczne zwiększyły je o ponad 7%. Każdemu życzę takiej recesji. A więc skoro duże firmy zwalniają, a bezrobocie nie rośnie, to znaczy, że gdzieś ci wykwalifikowani pracownicy muszą znajdować zatrudnienie. Moja hipoteza jest taka: mniejsze firmy znowu mają okazję sięgać po talenty.
Dotychczas start-upom nie było łatwo konkurować z wielkimi korporacjami. Spółki Big Tech mogły przebijać ofertę mniejszych firm zarówno w zarobkach, jak i benefitach – od wyposażenia biur po programy emerytalne. Przewaga start-upu leżała w oferowaniu udziałów – wysokie ryzyko, wysoka nagroda. Jednak i z tym technologiczne konglomeraty sobie poradziły, dając możliwość rozwijania chętnym pracownikom własnych projektów w ramach organizacji.
A wiadomo, jak to jest z innowacyjnością w wielkich podmiotach. W pewnym momencie nawet największy „dysruptor” zaczyna patrzeć bardziej na bieżące zyski niż na zmienianie świata. Apetyt na podejmowanie biznesowego ryzyka spada, a wraz z nim – chęć do innowacji.
Być może nadchodzi więc moment, w którym uwolniona z korporacyjnych więzów kreatywność utalentowanych programistów, dizajnerów i deweloperów znajdzie ujście w mniejszych firmach. Kłopoty sektora Big Tech mogą stać się okazją do rozwoju „small techów”.
Sztuczna inteligencja, prawdziwe zyski
Na przełomie 2022 i 2023 r. świat zafascynował się aplikacją ChatGPT, czyli sztucznej inteligencji wytrenowanej do generowania tekstów, do złudzenia przypominających twórczość człowieka. Internet i media zostały zalane zrzutami ekranu pokazującymi co ciekawsze odpowiedzi udzielane przez ten automat na mniej lub bardziej poważne zapytania użytkowników.
Sztuczna inteligencja zawitała pod strzechy – choć tak właściwie do opinii publicznej zaczęło w końcu docierać, jak powszechnie już teraz stosowane są algorytmy uczenia maszynowego w przeróżnych aplikacjach i urządzeniach, z których korzystamy każdego dnia.
Użytkownicy internetu zaczęli odkrywać i popularyzować istniejące już generatory tekstu, obrazów, kodu, a nawet filmów. Zobaczyliśmy także wysyp nowych aplikacji i narzędzi.
Ta mania (moda? trend?) udzieliła się także rynkom finansowym. Akcje spółek, które miały cokolwiek do czynienia ze sztuczną inteligencją, zaczęły rosnąć. Zaś te, które rzeczywiście miały się czym pochwalić – jakimiś działającymi programami czy zarejestrowanymi patentami – wręcz wystrzeliły.
Wielkie spółki technologiczne poczuły presję ze strony inwestorów, by także pochwalić się swoimi osiągnięciami w dziedzinie sztucznej inteligencji. Jeszcze w styczniu Microsoft ogłosił wartą 10 mld dolarów inwestycję w akcje spółki OpenAI, która stworzyła ChatGPT.
Na początku maja, na dorocznej konferencji, szefowie Google przedstawili plany dla spółki na najbliższe kwartały. I powiedzieć, że „nie zabrakło” w nich sztucznej inteligencji, to jakby nic nie powiedzieć. Zresztą, posłuchajcie tego montażu.
Pokazanie światu ChatGPT nie było rewolucją z punktu widzenia rozwoju sztucznej inteligencji. Nastąpił przełom w postrzeganiu tej technologii, jako – wybaczcie kalkę z angielskiego – „następnej dużej rzeczy” („the next big thing”).
Duże firmy, które przegapiły ten trend na wcześniejszym etapie (bo np. stawiały na wirtualną rzeczywistość jak Meta), będą musiały to szybko nadrobić, jeśli chcą utrzymać się na szczycie. Jak tego dokonać? Mogą to rozwijać własnymi siłami, mają przecież dziesiątki tysięcy najwybitniejszych programistów i inżynierów… a nie, chwila… przecież właśnie ich zaczęli zwalniać.
Drugą opcją są więc przejęcia. A to oznacza wielką szansę dla mniejszych firm, dla start-upów, które rozwijają innowacyjne rozwiązania lub zastosowania sztucznej inteligencji. Ale nawet nie muszą być bardzo przełomowe – skoro każdy na rynku potrzebuje tej technologii, to kupi nawet spółki z dość przeciętnymi pomysłami – byle mieć coś, w razie pytań od akcjonariuszy.
Ale technologiczne produkty nie są już przecież wyłączną domeną sektora IT. Banki, handel internetowy (a także i ten tradycyjny), przemysł – każdy biznes będzie teraz analizował, w jaki sposób wykorzystać sztuczną inteligencję do usprawnienia własnego przedsiębiorstwa.
A miało być tak pięknie… Big Tech znowu górą
Taki scenariusz – w którym małe firmy, oferujące ciekawe rozwiązania technologiczne z zakresu sztucznej inteligencji, byłyby na wyrywki i za kosmiczne sumy przejmowane przez wielkie korporacje – prawdopodobnie by się teraz rozkręcał na całego. Wydarzyło się jednak coś, co zachwiało nastrojami w całej branży.
Co takiego? Chodzi oczywiście o upadek Silicon Valley Bank. Ta instytucja była jednym z głównych podmiotów, które finansowały start-upy, młode firmy technologiczne, ale także fundusze venture capital i aniołów biznesu.
„Bez SVB i First Republic nie ma banków, które pożyczyłyby założycielom lub ludziom ze znaczącym udziałem akcji w wynagrodzeniu. Praca w start-upie będzie znacznie cięższa przez najbliższe kilka lat. Koniec z domem na własność. Wracamy do wynajmowania obleśnego pudełka po butach za 6000 dolarów miesięcznie od właściciela slumsów aż do IPO. Jeśli przegapiłeś swoje okienko, nie przejmuj się. Możesz po prostu mieć rodzinę w następnym życiu”
– napisał na Twitterze Nikita Bier, twórca kilku start-upów. Co będzie dalej? Przewidzieć trudno. Pod koniec zeszłego roku można było z dużym przekonaniem argumentować, że przewaga małych spółek będzie się utrzymywała. Kryzys w systemie bankowym zachwiał tą pewnością. Spółki na wcześniejszym etapie rozwoju zwykle są w większym stopniu uzależnione od zewnętrznego kapitału niż te wielkie „dojne krowy”, które często generują tyle gotówki, że nie mają co z nią robić.
Nawet bez upadku SVB branża startupowa stała przed dużym problemem. Kapitał bowiem mocno zdrożał. Po wybuchu pandemii banki centralne – na czele z amerykańską Rezerwą Federalną – zalały rynki i gospodarkę darmowym pieniądzem. Fundusze venture capital i private equity miały stosy niewykorzystanej gotówki, powoli zaczynało brakować spółek do inwestowania. Wielkie kwoty pozyskiwały biznesy, których modele biznesowe się nie dopinały – jak Uber czy WeWork.
Teraz trend się odwrócił. Solidne stopy zwrotu zaczęły być oferowane w bezpiecznych inwestycjach takie jak amerykańskie obligacje, więc od tych dużo ryzykowniejszych inwestorzy więcej wymagają. A to znaczy, że pozyskać finansowanie jest trudniej.
To kolejny czynnik, który może działać w dwie strony. Z jednej – trudniej zacząć realizować swój pomysł na biznes i trudniej go kontynuować, jeśli napotka jakieś trudności na drodze do osiągnięcia rentowności. Z drugiej – inwestorzy, którzy uważniej patrzą na każdego wydanego dolara, będą wybierać te najlepiej przygotowane projekty, co odsieje wydmuszki, których celem jest jedynie wyciągnięcie kasy.
Przeczytaj też: Mark Zuckerberg szykuje nowy skok na naszą kasę? Facebook zmienia nazwę na Meta. Co Zuckerberg i jego Metaversum zmienią w naszych portfelach?
Małe spółki, czyli te, które już zdążyły coś pokazać biznesowo, wzrosnąć z poziomu mikro czy start-upu i przetrwać na tyle długo, by wejść na giełdę – mogą być tymi, na których skupią się inwestycje. A jeśli do tego firmy te będą w stanie taniej pozyskiwać najważniejsze aktywo w innowacyjnej gospodarce ery cyfrowej – czyli wykwalifikowaną siłę roboczą – mogą górować nad Metami, Alphabetami czy Netflixami.
Które firmy IT zostały pokochane ostatnio pokochane przez inwestorów?
Jaki scenariusz obstawić? Moim zdaniem co jak co, ale z pozyskiwaniem funduszy na innowacyjne technologie amerykański rynek finansowy umie sobie poradzić. Wydaje się, że wbrew początkowej panice, system bankowy w USA wytrzymał próbę, a zachwianie zaufania zaraz rynek puści w niepamięć.
Wówczas polowanie na małe spółki z potencjałem ruszy pełną parą. Być może nawet na dobre wyjdzie wszystkim te kilka miesięcy opóźnienia – zwolnieni pracownicy zdążą gdzieś się na rynku zahaczyć, a nawet i założyć własne zespoły. A projekty, które będą wystawiać na sprzedaż, będą bardziej dopracowane.
Jak całą tę historię widzi rynek? Z pomocą przyszli dostawcy indeksów i żyjąca z nimi w symbiozie branża ETF-ów, czyli notowanych na giełdzie niskokosztowych funduszy inwestycyjnych, które często (choć nie zawsze) naśladują w swoim portfelu skład jakiegoś indeksu.
Indeks S&P SmallCap 600 Capped Information Technology składa się, jak sama nazwa wskazuje, ze spółek z sektora IT o niskiej kapitalizacji. Przy czym niska kapitalizacja w amerykańskim wydaniu oznacza spółki z wyceną od 750 milionów dolarów do 4,6 mld dolarów, czyli od ok. 3,1 mld zł do 19 mld zł.
Dla pokazania skali: największą spółką z WIG20 jest PKN Orlen (74 mld zł kapitalizacji), a najmniejszą JSW (4,8 mld zł). Najwyżej wyceniona firma technologiczna naszej giełdy, czyli Allegro (ok. 38 mld zł), załapałaby się już do „średniaków” w USA, zaś CD Projekt (11,2 mld zł) oraz Asseco Poland (7,3 mld zł) w tej metodologii byłyby „maluchami”.
Porównałem notowania ETF na S&P SmallCap 600 Capped Information Technology Index z indeksem Nasdaq-100, czyli wskaźnikiem, który pokazuje notowania 100 największych spółek technologicznych. I wynik potwierdza moją wcześniejszą hipotezę. Od kiedy duże firmy zaczęły ogłaszać zwolnienia, te mniejsze zaczęły sobie radzić relatywnie lepiej.
Hossa została jednak brutalnie przerwana przez upadek Silicon Valley Bank na początku 2023 r. Jednocześnie szał na sztuczną inteligencję sprawił, że inwestorzy znowu pokochali sektor IT, odżyła miłość do Big Tech – nie skorzystały na tym najmniejsze spółki, bowiem na nich ciążyło widmo odcięcia kroplówki z pieniędzmi. Wszystko to widać na wykresie.
Inwestujemy w sztuczną inteligencję. Które ETF-y wybrać?
Jak dodać do portfela inwestycję w sztuczną inteligencję? Wiele ciekawych propozycji ma dla swoich klientów nasza rodzima branża funduszy inwestycyjnych… oczywiście żartuję. Skoncentrowanym na tej technologii jest chyba tylko jeden produkt: „Allianz Artificial Intelligence” (z Allianz SFIO), jednak lokuje on 94% swoich aktywów w jednostki uczestnictwa funduszu zarządzanego z międzynarodowej centrali Allianz (i kasuje za tę ciężką pracę 2% opłaty).
Jak zwykle najłatwiej (i najtaniej) to zrobić przez ETF, choć trzeba pamiętać, że tak specyficzne pozycje powinny stanowić raczej dodatek do zrównoważonego portfela (np. małe kilka procent) niż jego podstawę.
No chyba że ktoś jest gotów zaakceptować wyższe ryzyko – trzeba jednak pamiętać, że każda rynkowa faza może równie szybko się skończyć, jak się zaczęła, a zagrożeń dla tego sektora jest wiele: od finansowych (wysokie stopy procentowe), przez technologiczne (okaże się, że to wcale nie takie trudne i nie trzeba wydawać miliardów, by to wdrożyć), aż po regulacyjne (prawo ograniczy rozwój i stosowanie sztucznej inteligencji).
Przeczytaj też: Zagraniczne fundusze inwestycyjne to kopalnia pomysłów lokowania oszczędności w niespokojnych czasach. Gdzie ich szukać i jak wygodnie kupić?
W ofercie polskich domów maklerskich są np. L&G Artificial Intelligence UCITS ETF (+20% od początku roku, opłata za zarządzanie 0,49%), WisdomTree Artificial Intelligence UCITS ETF (+16%, opłata 0,4%) czy Xtrackers Artificial Intelligence and Big Data UCITS ETF (+23%, opłata 0,35%).
Trzeba pamiętać, że są to fundusze notowane w euro, dochodzi więc ryzyko walutowe. Jeśli spodziewacie się, że złoty się umocni, warto rozważyć zabezpieczenie pozycji – żeby nie stracić na różnicach kursowych. Jak to zrobić? Opisywaliśmy to w tym poradniku.
Źródło zdjęcia: Daniele Levis Pelusi/Unsplash