Młodzi klienci płacą za usługi finansowe mniej niż dorośli. Starsi klienci też mogą liczyć na łagodniejsze traktowanie. Preferuje się rodziny wielodzietne kosztem singli. Jeśli zarzucamy bankowi dyskryminację polskich klientów, bo nie podwyższył opłat Ukraińcom, to spójrzmy na problem szerzej. Oto kilka przykładów dyskryminacji
Niedawno na mBank wylała się fala hejtu. Wszystko przez podwyżki opłat, głównie za transakcje gotówkowe, które weszły w życie na początku kwietnia. Co dokładnie zmieniło się w cenniku i jak poziom opłat w mBanku ma się do cenników konkurencji, opisałem w tym artykule. mBank wyciągnął asa z rękawa, wprowadzając prawie jednocześnie nowy wariant rachunku – eKonto do Usług. Zakładając to konto lub zamieniając „stare” eKonto osobiste na nowy wariant (bo można), właściwie można uniknąć podwyżek.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale przy okazji zmian w cenniku „internet” oburzył się na jeszcze coś innego. Zarzucono bankowi, że dyskryminuje polskich klientów, ponieważ cennik dla obywateli Ukrainy się nie zmienił. mBank bronił się, twierdząc, że w tym przypadku nie ma mowy o dyskryminacji.
„Rachunki dla obywateli Ukrainy są prowadzone na zasadach podobnych do tych, na których oferujemy Podstawowe Rachunki Płatnicze. Podstawowy Rachunek Płatniczy (wprowadzony przez UE) umożliwia bezpłatny dostęp do podstawowych usług bankowych, w tym wpłat i wypłat, przelewów oraz płatności kartą. Rachunek ten nie daje dostępu do wielu innych usług oferowanych przez bank”
– brzmi oświadczenie banku. Bank podkreśla, że głównym celem rachunków PRP jest walka z wykluczeniem finansowym. Może go założyć bezpłatnie każdy obywatel Unii Europejskiej, zaś na mocy specjalnych przepisów obywatele Ukrainy mają prawo legalnego pobytu w Polsce i w związku z tym mogą założyć rachunki prowadzone na zasadach analogicznych jak PRP.
„Są to wyłącznie konta podstawowe, z ograniczonym zakresem usług. Także zalecenie KNF z marca 2022 r., które miało na celu wsparcie uchodźców z Ukrainy, określiło zakres tych kont oraz to, że będą bezpłatne. 22 lutego 2024 r. weszła w życie zmiana ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, która wydłuża do 30 czerwca 2024 r. termin, do którego ich pobyt na terenie RP uznaje się za legalny. To wpływa na okresy obowiązywania umów o rachunki dla obywateli Ukrainy. Po tym okresie klienci otrzymają oferty przeniesienia na standardową taryfę. Stosujemy się do obowiązujących przepisów prawa oraz komunikatów KNF”
– informuje mBank. Nawiasem pisząc, jest już projekt, który przewiduje przedłużenie Ukraińcom legalnego pobytu w Polsce do 30 września 2025 r.
Czytając o tym, że działania mBanku dyskryminują Polaków, bo faworyzują Ukraińców, od razu pomyślałem, że przecież na polskim rynku finansowym aż roi się od różnego rodzaju dyskryminacji. Postanowiłem zebrać kilka przykładów. A skoro zaczęliśmy od mBanku, to na początek kilka przykładów z rynku bankowego.
Darmowe konta i karty dla dzieci
Z reguły banki mają kilka cenników. Za te same usługi obowiązują inne stawki m.in. w zależności od wieku klientów. Na specjalne traktowanie mogą liczyć przede wszystkim dzieci i młodzież. Dorosły klient musi płacić za konto czy kartę debetową, chyba że spełni określone warunki: przelewa do banku pensję, aktywnie płaci kartą albo wniesie opłatę poprzez „sprzedaż” swoich danych osobowych –wyda tzw. zgody marketingowe.
Niepełnoletni klienci z reguły są z tych opłat zwolnieni. Zdarza się, że nawet środki na kontach osobistych są do określonej kwoty oprocentowane, rzecz już niespotykana w przypadku standardowych rachunków.
Zgadzam się, że dziecko czy nastolatek nie powinno płacić za konto tyle co dorosły, bo przecież jeszcze nie zarabia. Koszt i tak zostałby przerzucony na rodziców. Ale dyskryminacja dorosłych w tym przypadku sprawia, że robimy dzieciom edukacyjną krzywdę. Uczymy ich, że w banku mają prawie wszystko za darmo, a później przychodzi zderzenie z rzeczywistością: „Ale jak to, dlaczego mam płacić?”.
Opłaty powinny być znacznie niższe, wręcz symboliczne, ale system już od małego powinien uczyć, że na „darmowość” trzeba sobie zapracować. Można sobie wyobrazić np. wymóg jednej transakcji w miesiącu zwalniającej z opłat za rachunek, w przeciwnym razie niech bank potrąci np. złotówkę za jego prowadzenie.
Tańsze usługi dla prawie 30-latków i 60-latków
Banki mają specjalne cenniki nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale preferencyjnie traktują też studentów, albo osoby w wieku studenckim. Można zrozumieć ulgi dla faktycznie uczących się osób, na podobnych zasadach, na jakich studenci mogą np. taniej podróżować pociągami czy komunikacją miejską. Ale czy młodzi ludzie, którzy są już na rynku pracy „pełną gębą”, powinni być ulgowo traktowani?
W kilku bankach „studenckie ulgi” rozciągają się nawet na osoby do 27., a nawet 30. roku życia. Czyżby banki niańczyły „młodych dorosłych”?
Na specjalne traktowanie w bankach mogą też liczyć starsi klienci. Np. w Alior Banku znalazłem 15-miesięczną Lokatę Nestor, którą mogą założyć osoby, które skończyły 60. rok życia. Może to słuszny kierunek, bo w ten sposób wspiera się osoby, które przechodzą na emeryturę. A jak wiadomo, ze świadczenia od Państwa trudno godnie wyżyć. Szacuje się, że tzw. stopa zastąpienia, czyli emerytura versus ostatnie wynagrodzenie to jakieś 30%.
W tym przypadku kontrowersyjny może być moment, kiedy z takiej lokaty można skorzystać – ukończone 60 lat. W przypadku kobiet to jeszcze zrozumiałe, bo już wtedy mogą przechodzić na emeryturę, ale mężczyźni muszą popracować jeszcze 5 lat.
Inna sprawa jest taka, że nawet jeśli taka lokata dyskryminuje 59-latków, to polecam inne produkty oszczędnościowe. Na tym depozycie bank płaci zaledwie 3% w skali roku.
Atrakcyjne lokaty tylko dla nowych klientów
Dyskryminacją w czystej postaci można nazwać praktykę polegającą na oferowaniu dobrze oprocentowanych lokat nowym klientom. Rozumiem intencje i interes banków – w ten sposób chcą przyciągnąć nowych klientów, którzy za chwilę staną się „starzy”, a więc nie będą już mogli liczyć na odsetkowe kokosy czy inne profity. Po nich przyjdą kolejni „nowi”, którzy za chwilę też staną się „starzy”.
Z punktu widzenia „starego” klienta wygląda to tak: mam konto w danym banku od lat, bank na mnie zarabia (na opłatach za konto, korzystaniu z karty debetowej i kredytowej, kredytach itd.), a gdy chcę zdeponować trochę zaskórniaków na dobry procent, dowiaduję się, że to oferta nie dla mnie. Dla mnie bank ma 1-2%, dla nowego klienta 6-7%. Choć oczywiście nie można generalizować. Są banki, które potrafią docenić również stałych klientów.
Wielowymiarowa dyskryminacja singli
„Lokata 800 plus”, „obligacje 800 plus”, preferencyjne kredyty dla rodzin wielodzietnych… Nie raz słyszałem: dlaczego faworyzowane są rodziny wielodzietne? Weźmy przykład pierwszy z brzegu – zapowiadany kolejny program wspierający mieszkalnictwo, czyli Kredyt Mieszkaniowy #naStart. Co prawda z dopłat będą mogli skorzystać również single czy bezdzietne pary, ale zasada jest taka: im liczniejsza rodzina, tym większe dopłaty.
Wspieranie rodzin wielodzietnych (dyskryminacja singli?) ma miejsce nie tylko na rynku usług finansowych. Z kartą dużej rodziny zrobimy np. tańsze zakupy w hipermarketach.
Skrajnym przypadkiem dyskryminacji singli są pomysły wprowadzenia „bykowego”, czyli specjalnego podatku dla tych, którzy nie mają dzieci. A przecież brak dzieci to często nie jest widzimisię czy szansa na bezproblemowe i bardziej komfortowe życie (dzieci kosztują niemało). Często to wielki dramat. Dla wielu par szansą na posiadanie dzieci jest metoda in vitro, która przez ostatnie lata w Polsce była dyskryminowana jako niesłuszna ideologicznie, ale to już temat na inną dyskusję.
Z punktu widzenia Państwa wspieranie rodzin wielodzietnych jest inwestycją. Trzeba „walczyć” o dzietność, bo ktoś musi utrzymać rosnącą liczbę emerytów starzejącego się społeczeństwa. Ale ktoś słusznie może zauważyć, że nie ma pewności, iż dzieci wyrosną na płacących podatki obywateli. Równie dobrze mogą wyrosnąć na darmozjadów.
Niższy limit kredytowy. Dyskryminacja kobiet?
Dlaczego np. drobny przedsiębiorca „na działalności” (udawanym etacie) musi płacić więcej za rachunek bankowy, przelewy czy kredyty niż klient indywidualny, „etatowiec”? Ich sytuacja życiowa często jest podobna, albo taka sama.
Dyskryminacja jest też na rynku ubezpieczeniowym. Np. młodzi kierowcy płacą za polisę komunikacyjną więcej niż doświadczeni, bo ubezpieczyciele dostrzegają statystyczną zależność między wiekiem a liczbą wypadków. Ale to też można nazwać formą dyskryminacji.
Wreszcie workiem bez dna mogą być przykłady dyskryminacji ze względu na płeć. Co jakiś czas donosicie nam o nierównym traktowaniu kobiet i mężczyzn przez instytucje finansowe. Np. w tym artykule opisaliśmy, że bank zaproponował klientce trzy razy mniejszy limit kredytowy niż jej mężowi, choć zawartość portfela formalnie mieli tę samą.
Przykłady dyskryminacji na rynku finansowym można by mnożyć. Te, który wymieniłem, potraktujcie jako punkt wyjścia do dyskusji. Ale czy to faktycznie dyskryminacja, a może tylko zwykła zazdrość, bo ktoś ma lepiej niż ja? I czy przejawami dyskryminacji powinniśmy walczyć, albo „ustawowo” ich zakazać?
Źródło zdjęcia: Maciej Bednarek