Wydawało Wam się, że coś jest nie tak z polskimi bankami, że skubią swoich klientów, ile wlezie, że zawyżają oprocentowanie kredytów, a bronią się rękami i nogami przed uczciwymi depozytami? To wcale Wam się nie wydawało. Co wynika z danych? Jak marża odsetkowa polskich banków wypada na tle innych krajów Europy? I dlaczego akurat w tej konkurencji idzie nam tak dobrze?
Pamiętacie pewnie przełom 2021 i 2022 r., gdy NBP zaczął ostro i chaotycznie podnosić stopy procentowe. Oprocentowanie kredytów hipotecznych, które w Polsce w zdecydowanej większości jest zmienne, poszło gwałtownie do góry. Natomiast oferta depozytowa banków stała przez wiele miesięcy w miejscu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dopiero gdy politycy zaczęli straszyć banki nadzwyczajnym podatkiem, prezes Kaczyński wyznaczył poziom „uczciwego” oprocentowania lokat na 7-8%, a rząd wprowadził nierynkowo korzystną ofertę obligacji detalicznych – sektor bankowy z poczuciem wielkiej krzywdy zaczął podnosić stawki depozytów.
Różnica między oprocentowaniem kredytów a depozytów nazywa się marżą odsetkową. Europejski Bank Centralny wylicza ten wskaźnik (a także wiele innych) w ramach monitorowania ryzyka dla systemu bankowego państw członkowskich strefy euro i Unii Europejskiej. Jak wypadamy na tle innych państw?
EBC porównuje średnie oprocentowanie kredytów mieszkaniowych z oprocentowaniem depozytów o ustalonym terminie zapadalności (czyli lokat) dla gospodarstw domowych i firm niefinansowych. I w tym rankingu w kwietniu 2023 r. (ostatnie dostępne dane) Polska była na drugim miejscu w Europie – za Cyprem – z wynikiem 3,3 pkt proc.
Spokojnie, nie martwcie się, to tylko przejściowy „wystrzał” wyspiarskiego kraju. Jeśli wziąć pod uwagę trend długoterminowy, to średnia marża odsetkowa uzyskiwana przez polskie banki jest najwyższa w Europie! Nasz sektor bankowy jako jedyny był w stanie wycisnąć ponad 3 pkt proc. średnio od początku 2019 r.
Wysoka marża odsetkowa? To przez nadpłynność!
Jednym z najczęściej powtarzanych argumentów tłumaczących tak niskie oprocentowanie depozytów, jest wskazywanie na nadpłynność sektora bankowego. Co to właściwie znaczy? Chodzi o to, że Polacy (i polskie firmy) trzymają na rachunkach tyle pieniędzy, że banki ich zwyczajnie więcej nie potrzebują. A skoro nie muszą zabiegać o pozyskiwanie gotówki od klientów, to… tego nie robią.
Dopiero gdy któraś z instytucji zaczyna odnotowywać, że pogarszają się jej wskaźniki ostrożnościowe, wymagane przez KNF, to zaczyna przymilać się z ofertą. Albo gdy odpowiednio ważny minister zasugeruje, że oczekuje od podległych sobie banków, by podniosły ofertę.
Czy rzeczywiście jest tak, że banki w Polsce mają nadzwyczaj wysoką nadwyżkę depozytów nad kredytami? Tutaj także można sięgnąć po dane EBC. I okazuje się, że… nie do końca. To prawda, że polski sektor bankowy ma więcej depozytów niż kredytów. Jednak tak samo jest w większości państw UE.
Nasz sektor bankowy znajduje się raczej bliżej środka stawki niż jego skraju. Owszem, luźna polityka fiskalna od czasu wybuchu pandemii sprawiła, że do gospodarki popłynęły pieniądze szerokim strumieniem, ale i kredytów hipotecznych banki udzielały na potęgę, gdy stopy procentowe były bliskie zera.
Polskie banki cierpią z powodu „ryzyka prawnego”
Płacze i szlochy przedstawicieli sektora bankowego słychać od Sopotu po Karpacz. Jak to w Polsce bankom jest ciężko w ostatnich latach z powodu wakacji kredytowych, pozwów frankowych, wyroków TSUE, składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny i ogólnie tego całego wymysłu „ochrony praw konsumenta”.
Słyszałem głosy bankowców, którzy mówili, że w takich warunkach – to znaczy, gdy kredytobiorcy nauczyli się, że mogą pozywać banki, a sądy mogą stwierdzać abuzywność postanowień w umowach – udzielanie kredytów hipotecznych jest właściwie nieopłacalne.
Słyszałem też, że za wyroki TSUE – których konsekwencją będą wielkie straty banków, wynikające z konieczności zwracania frankowiczom niesłusznie naliczonych im rat – zapłacą wszyscy konsumenci. To jeden z tych „sprawiedliwościowych” argumentów banków w sporze o kredyty walutowe: jedna grupa będzie miała lepiej kosztem reszty klientów.
Gdyby rzeczywiście tak było, gdyby to wydarzenia z ostatnich kilku lat tak bardzo zaszkodziły bankom, że musiały kompensować koszty tego ryzyka, to marża odsetkowa powinna być tak wysoka dopiero od niedawna, prawda?
Tak jednak nie jest. W 2019 r. – gdy nic nie zapowiadało jeszcze pandemii, kilkunastoprocentowej inflacji, gdy sprawa państwa Dziubaków była dopiero analizowana przez TSUE, a ideę, że 95% umów o kredyty frankowe może zostać unieważnionych, traktowano jak fantastykę – marża odsetkowa polskich banków sięgała… średnio 3,1 pkt proc. Teraz wynosi 3,3 pkt proc.
Co sprawia, że marża odsetkowa banków jest w Polsce tak wysoka?
Mam na to odpowiedź, która pewnie wielu osobom się nie spodoba. Uważam, że ostatecznie winne nie są banki, rząd, KNF czy NBP. Winni jesteśmy my sami.
Jak to możliwe? Po pierwsze narzekamy na wysokie oprocentowanie kredytów, ale się na nie godzimy. Wiem, że kupno mieszkania to nie jest fanaberia, ale życiowa konieczność, mam jednak wrażenie, że jak na tak istotną decyzję zdecydowanie za mało przyszli kredytobiorcy poświęcają czasu na jej analizę.
Oddajemy wybór najlepszej oferty doradcom kredytowym (którzy rzadko działają w naszym interesie), wybieramy bank, w którym akurat mamy konto, bez sprawdzenia oferty innych i bardzo rzadko negocjujemy otrzymaną propozycję. A banki to wykorzystują. Widocznie nas na to stać – jako społeczeństwo.
Eurostat, czyli unijny urząd statystyczny, prowadzi wiele ciekawych analiz dotyczących warunków życia ludności. Na przykład mierzy, w jak dużym stopniu wydatki na mieszkanie obciążają obywateli. Za poziom zbyt wysoki uznawane jest, gdy koszty kredytu czy wynajmu stanowią więcej niż 40% dochodu rozporządzalnego (czyli w przybliżeniu – tego, co dostajemy na rękę).
W Polsce nadmierne obciążenie czynszem w przypadku osób wynajmujących mieszkanie dotyka… 18,7% osób. Co i tak jest sporą poprawą, bo przed pandemią ten problem dotyczył ponad jednej czwartej lokatorów. W przypadku właścicieli mieszkań z kredytem, odsetek osób przeciążonych ratą (za 2022 r.) wynosi 4,3%. W latach 2020-2021, gdy stopy były niskie, było to 2,7-2,8%. Unijna średnia jest obecnie nieco wyższa, bo na poziomie 4,8%. Co to znaczy? Że Polaków na kredyt hipoteczny stać. Nawet jeśli jest on w skali europejskiej relatywnie najdroższy.
Z drugiej strony chyba nam jakoś nie bardzo zależy na tym, żeby nasze pieniądze pracowały na nas. Był moment, w połowie 2022 r., gdy spory odpływ pieniędzy z lokat na detaliczne obligacje skarbowe sprawił, że banki zaczęły prześcigać się w ofertach depozytów.
Nie wyciągnęliśmy jednak z tego wniosków – chociaż widać było, że jako konsumenci mamy siłę, by walczyć o lepsze warunki. Ten entuzjazm jednak przygasł. A jednak wydaje się, że w czasach powszechnej bankowości elektronicznej, wygodnych aplikacjach mobilnych banków i ofertach często nastawionych na nowych klientów – przerzucanie środków z banku do banku w poszukiwaniu wyższego oprocentowania jest łatwiejsze niż kiedykolwiek.
Być może cenimy sobie bardziej wygodę niż oprocentowanie. Zmiana rachunku bankowego wymaga trochę zachodu. A niepewność związana i z sytuacją gospodarczą, i z brakiem zaufania, że gdzieś w tej pozornie korzystnej ofercie jest jakiś haczyk, sprawia, że nie wykorzystujemy nadarzających się okazji.
Przeczytaj też: Jak żyć, gdy bycie odpowiedzialnym jest nieopłacalne, a nieracjonalność jest… racjonalna? Siedem grzechów, które psują finanse osobiste w Polsce
A może – to smutna konstatacja – większość Polaków nie ma wystarczająco dużo pieniędzy, by odkładać je na lokatach. Bilion złotych na rachunkach bankowych to oszałamiająca kwota, ale pewnie tylko około 40% mieszkańców naszego kraju otrzymuje zarobki, które w ogóle pozwalają odłożyć coś na później.
Duża część pewnie uznaje, że nawet te kwoty, które uciułała, mogą się przydać w każdej chwili, więc nie chce im „zamrażać” na lokatach czy innych formach inwestowania – co może być obawą nieracjonalną, bo zarówno z lokat, jak i detalicznych obligacji skarbowych można wyciągnąć pieniądze bardzo szybko. Wiąże się to z utratą całości lub części odsetek, ale gdy przychodzi „czarna godzina”, nie powinno mieć to większego znaczenia.
Jeśli więc przez konta 15-20 milionów ludzi co miesiąc przepływa po kilka, kilkanaście tysięcy złotych, robią się z tego setki miliardów złotych, które bankom spokojnie wystarczają na pokrycie wymogów płynnościowych. A ta bogatsza część społeczeństwa też może zadowolić się relatywnie niskim oprocentowaniem – nie każdy dobrze zarabiający prawnik czy informatyk zna się na finansach osobistych.
Co możemy z tym zrobić? Możemy czekać, aż Sejm uchwali jakieś przepisy, które nakażą bankom płacić więcej za depozyty albo ograniczą wysokość oprocentowania hipotek. Możemy liczyć na to, że KNF wyda rekomendację, która nakaże bardziej prokonsumenckie zachowania banków. Możemy odświeżać stronę UOKiK w nadziei, że pojawi się komunikat o postępowaniu przeciw bankom.
Nierealne? Nie takie rzeczy działy się ostatnio w Polsce. Ale dużo efektywniejsze byłoby, gdybyśmy zaczęli sami dbać o swoje finanse, porównywali oferty, negocjowali z bankami, pytali o rabaty i specjalne oferty i nagradzali naszymi pieniędzmi te instytucje, które mają coś do zaoferowania. W przeciwnym razie jedyne z czego przyjdzie nam być „dumnym”, to najwyższa marża odsetkowa w Unii Europejskiej.
ZOBACZ TEŻ NOWY WIDEOFELIETON:
Źródło zdjęcia: K. Mitch Hodge/Unsplash