Lech Kaczyński, ochrona granicy wschodniej, duża polska rodzina, przekop Mierzei Wiślanej – to motywy wykorzystane w ostatnim czasie na banknotach i monetach kolekcjonerskich i okolicznościowych wyemitowanych przez Narodowy Bank Polski. Motywy mocno związane z polityką obecnej partii rządzącej. Czy takie monety i banknoty mogą być dobrą inwestycją antyinflacyjną czy już tylko nośnikiem propagandy?
Coś dziwnego dzieje się w ostatnim czasie z Narodowym Bankiem Polskim. Zawsze postrzegałem tę instytucję jako profesjonalną, niezależną, ze świetnym zespołem analitycznym. I przede wszystkim skuteczną w tym, do czego została powołana, a więc trzymania inflacji w ryzach.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Za prezesury Adama Glapińskiego ten obraz NBP stopniowo ulegał erozji (w czym największe „zasługi” mają kwieciste przemowy prezesa po posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej), ale ostatnie miesiące to istny cyrk na kółkach. Bank m.in. zamienił elewację swojej siedziby przy pl. Powstańców Warszawy w słup ogłoszeniowy.
Początkowo widniało na niej motto: „Dbamy o wartość polskiego pieniądza”, co dość dziwnie się czytało, zważywszy na szalejącą już wówczas inflację. Później na elewacji zaczęły pojawiać się reklamy monet i banknotów kolekcjonerskich (do nich za chwilę wrócę). Od niedawna elewacja banku służy również… sprostowaniom i wyjaśnieniom. Możemy na niej przeczytać, że za wysoką inflację w Polsce odpowiadają rosyjska agresja na Ukrainę oraz pandemia.
Dla tych, którzy nie mają w zwyczaju przechadzać się w pobliżu siedziby NBP, przygotowano wersję „mobilną”. Na ulice stolicy kilka dni temu wyjechały „inflacjobusy” z tym samym przekazem co na elewacji: wysoka inflacja w Polsce to sprawka Rosji i pandemii, a kto się z tym nie zgadza, powiela przekaz Kremla.
Choć kampania wyborcza formalnie jeszcze nie wystartowała, w banku centralnym wpadli na pomysł, by podliczyć już koszty obietnic wyborczych PiS i Koalicji Obywatelskiej (dlaczego tylko tych dwóch ugrupowań politycznych?). Tańsze obietnice – wynika z analiz NBP – ma obóz rządzący. Powagi banku centralnego nie dodaje też niezdrowa atmosfera w Radzie Polityki Pieniężnej.
Przeczytaj też: Inflacja niszczy wartość naszych pieniędzy. Ale nie wszystkich. Czy banknot kolekcjonerski może być dobrą inwestycją? Wkrótce superokazja
Ochrona granicy trwa i trafia na banknot
Obserwując politykę i komunikację banku centralnego, można odnieść wrażenie, że coraz bardziej angażuje się politycznie, rzecz jasna po stronie partii rządzącej, choć powinien być instytucją niezależną, a jej prezes nie może być związany z żadną partią polityczną. To wprost wynika z ustawy o NBP.
Puszczanie oka w kierunku władzy widać również w „polityce kolekcjonerskiej” NBP. Od „zawsze” bank emituje monety kolekcjonerskie i okolicznościowe, a od 2006 r. również banknoty kolekcjonerskie. Tematem pierwszego był wybór Karola Wojtyły na papieża. Na kolejnych banknotach pojawiały się motywy o co najmniej 100-letniej historii: odzyskanie przez Polskę niepodległości w 2018 r., setna rocznica utworzenia Legionów Polskich i Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Pozostałe tematy sięgały jeszcze głębiej w naszej historii.
Tak było do 2021 r., kiedy to tematem banknotu kolekcjonerskiego stał się Lech Kaczyński. Dla jednych to bohater, mąż stanu, dla innych przeciętny prezydent, który niczym nadzwyczajnym się nie wsławił. Do tej pory spieramy się o dokonania Józefa Piłsudskiego. Tymczasem od tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego do pojawienia się jego wizerunku na banknocie minęło zaledwie 11 lat.
Moim zdaniem zbyt wcześnie, by historia zdążyła „przetrawić” jego działalność i uwieczniać na banknotach i monetach. Wybór tego tematu trudno nie uznać za element propagandy, budowania legendy Lecha Kaczyńskiego.
Ale to, co stało się z kolejnym banknotem kolekcjonerskim, to już – według mnie – gruba przesada. W 2022 r. NBP postanowił upamiętnić… ochronę polskiej granicy wschodniej, czyli wydarzenia związane z kryzysem uchodźczym, również o charakterze politycznym. Kuriozalne w decyzji NBP jest to, że banknot wyemitowano, gdy na granicy polsko-białoruskiej wciąż było gorąco.
Powrót z przeszłości Jana Pawła II
Kolejnym przykładem zaangażowania polityki kolekcjonerskiej NBP w bieżącą politykę był Jan Paweł II. Kilka miesięcy temu TVN24 wyemitował reportaż, z którego wynikało, że papież-Polak wiedział o przypadkach pedofilii w Kościele. Na stację spadły gromy, a politycy prawicy „stanęli murem” za papieżem.
W akcję „obrony dobrego imienia Jana Pawła II” włączył się też NBP. Jak? Na elewacji siedziby pojawiła się… reklama banknotu kolekcjonerskiego z wizerunkiem Jana Pawła II. To znowu kuriozalne, bo był to pierwszy banknot kolekcjonerski z 2006 r.
Chyba że to był przypadek, zbieg okoliczności. Banknot wydrukowano w 2 mln egzemplarzy. Do tej pory się nie sprzedał, więc może NBP chciał w ten sposób zachęcić do jego kupowania, a z akcją ochrony dobrego imienia papieża nie miało to nic wspólnego? Naciągana hipoteza.
W kolekcjonerskim portfolio mamy też od niedawna srebrną monetę kolekcjonerską z wizerunkiem… rodziny. Pomijam jej walory artystyczne. Nie mój gust. Jest na niej mama i tata, czwórka dzieci, kot, wózek, dom, dach i serce w barwach polskiej flagi. Czy to próba propagowania dzietności, bo – jak wiadomo – program 500+, którego celem początkowo było zwiększenie dzietności, nie dał rady?
Ostatnim przykładem zaangażowania NBP w politykę obozu rządzącego jest okolicznościowa moneta obiegowa upamiętniająca… kanał żeglugowy przez Mierzeję Wiślaną. Przekop był jedną ze sztandarowych inwestycji rządu PiS. Nie mam problemu z tym, by upamiętnić na monecie tego typu inwestycje, ale jej strategiczny sens nadal budzi wątpliwości i emocji. Co więcej, kanał nie jest w pełni funkcjonalny. Jest po prostu za wcześnie, by taka inwestycja trafiła jako temat na monetę. Chyba że moneta ma pełnić funkcję propagandy sukcesu.
Przeczytaj też: Ważny dzień dla kolekcjonerów. Do obiegu trafia słynny banknot „Ochrona polskiej granicy wschodniej”. Czy to będzie inwestycyjny hit?
Milionowe nakłady. Czy NBP psuje rynek kolekcjonerski?
Na rynek trafiają kolejne banknoty i monety kolekcjonerskie. Być może niektórych może drażnić dobór tematów (jak mnie), ale może powinni cieszyć się kolekcjonerzy? Bank centralny poinformował, że monetę okolicznościową „Kanał Żeglugowy na Mierzei Wiślanej” wybije w milionie egzemplarzy. Czy tak duże nakłady mogą psuć rynek kolekcjonerski?
Podobnie było z pierwszym banknotem kolekcjonerskim z 2006 r., który upamiętniał wybór Karola Wojtyły na papieża. Nakład wynosił 2 mln sztuk i choć od tamtego czasu minęło blisko 17 lat, do tej pory w całości się nie sprzedał. Nadal go można kupić po cenie emisyjnej, czyli 90 zł (nominał to 50 zł).
Z punktu widzenia kolekcjonera, istotne jest, czy mamy do czynienia z monetą okolicznościową, obiegową, kolekcjonerską oraz jaka jest cena emisyjna i wartość nominalna.
Cena emisyjna monety kolekcjonerskiej może wynosić np. 200 zł, ale jej nominał to np. 5 albo 10 zł. W przypadku monety obiegowej nominał i cena emisyjna są takie same. Tak jest w przypadku monety upamiętniającej przekop Mierzei Wiślanej. Jej nominał to 5 zł i za tyle możemy ją kupić, a więc możemy zamienić zwykłą „piątkę” na „piątkę okolicznościową”, np. w okręgowych oddziałach NBP.
„Milionowy nakład tej monety mnie nie razi. Mamy bowiem do czynienia z monetą obiegową, której nominał jest taki sam jak cena emisyjna. To nawet dobrze. Wielu kolekcjonerów swoją przygodę z kolekcjonerstwem zaczynało właśnie od okolicznościowych monet obiegowych. Choć mówimy o monetach obiegowych, z czasem i one mogą zyskać na wartości, a więc można je sprzedać nawet kilka razy drożej niż wynosi nominał”
– mówi Jakub Starański, kolekcjoner i właściciel sklepu Numizmatyczny.com. Inne reguły obowiązują w przypadku monet czy banknotów kolekcjonerskich. Przesadzenie z nakładem może psuć rynek, bo maleją szanse na sprzedaż numizmatów z jakimkolwiek zyskiem. Poza tym kolekcjonowanie czegoś, czego jest w nadmiarze, kłóci się z ideą kolekcjonerstwa. Przykładem „psucia rynku” może być wspomniany już banknot z wizerunkiem Karola Wojtyły.
Zdaniem mojego rozmówcy, również w przypadku dwóch ostatnich banknotów kolekcjonerskich przesadzono z nakładem. Chodzi o banknot z wizerunkiem Mikołaja Kopernika (nakład 100.000) oraz upamiętniający „ochronę granicy wschodniej” (80.000 sztuk). Banknoty wciąż dostępne są w sklepach NBP, podobnie jak pierwszy banknot z Janem Pawłem II.
A jak jest w przypadku monet? W ocenie Jakuba Starańskiego przesadą jest bicie srebrnych monet kolekcjonerskich w nakładzie powyżej 5.000 sztuk (w ostatnim czasie standardem banku centralnego jest nakład 7000 – 10.000 sztuk), ponieważ jeśli nakład się nie wyprzeda, istnieje ryzyko, że na rynku wtórnym można spotkać te banknoty poniżej ceny emisyjnej, co źle wpływa na postrzeganie kolekcjonerstwa pod kątem inwestycyjnym.
Zdjęcie tytułowe: Maciej Bednarek; zdjęcia monet i banknotów: NBP