Największy ubezpieczyciel w Polsce znowu pokazał, że na tym biznesie da się dobrze zarabiać. W zeszłym roku wypracował na czysto prawie 3,4 mld zł, więc pewnie inwestorów czeka sympatyczna dywidenda. Wyniki PZU dają dobry wgląd na to, co się dzieje na rynku ubezpieczeń. Oto trzy wnioski
Składka przypisana brutto, czyli to, ile PZU zaksięgował należnych składek od klientów, sięgnęła w 2022 r. prawie 27 mld zł. To o 6,5%, czyli 1,5 mld zł więcej niż w 2021 r. Z kolei wartość wypłaconych odszkodowań i innych świadczeń zwiększyła się o 5%, czyli 800 mln zł, do 16,9 mld zł – ale jeśli uwzględnić, że udział reasekuratorów (czyli ubezpieczycieli dla ubezpieczycieli) w tych wypłatach wzrósł o prawie 1 mld zł, PZU z własnej kieszeni wypłacił ubezpieczonym mniej niż w poprzednim roku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Rosły właściwie wszystkie segmenty działalności: ubezpieczenia majątkowe (w tym komunikacyjne), na życie, biznes medyczny oraz aktywa pod zarządzaniem w TFI. Co z tego wynika dla klientów PZU i innych odbiorców usług ubezpieczeniowych?
Coraz wyżej wyceniamy majątek. Rozsądek czy konieczność?
W ubezpieczeniach komunikacyjnych w samym IV kwartale 2022 r. wartość składki zwiększyła się o 7,2% w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku, w tym autocasco przyrosło o 13,4%. Z czego to wynika? Prezentując wyniki PZU wymienia trzy główne powody.
Po pierwsze rośnie wartość ubezpieczonych pojazdów. To obserwują wszyscy, którzy interesują się rynkiem motoryzacyjnym. Nowe samochody nie tylko drożeją z kwartału na kwartał, ale także ich dostępność jest ograniczona, a czas oczekiwania liczny w miesiącach, nawet przy podstawowych modelach. Przekłada się to na rynek używanych aut, gdzie ceny doszły do absurdalnych czasami poziomów.
Po drugie, coraz więcej osób decyduje się na AC obok OC. Ostatnie dane pokazują, że relacja liczby polis autocasco do obowiązkowych OC przekracza 30%. To może być oznaka tego, że jeździmy coraz droższymi (w domyśle – nowszymi i lepszymi) samochodami. Może też sygnalizować, że dojrzewamy jako konsumenci i zaczynamy doceniać rolę ubezpieczeń w zapewnieniu sobie bezpieczeństwa finansowego.
Po trzecie, nie słabnie presja konkurencyjna (a więc i cenowa) w segmencie ubezpieczeń komunikacyjnych – ale ten wątek rozwinę w dalszej części.
Ubezpieczenia niekomunikacyjne w PZU rosną jeszcze mocniej – bo o prawie 21% w IV kwartale. Skąd się to wzięło? Za część tego przyrostu odpowiada czynnik jednorazowy – duża umowa z klientem „z branży paliwowo-energetycznej”. Ubezpieczyciel nie podał, o kogo chodzi, ale chyba się domyślam…
Przedstawiciele firmy, prezentując wyniki PZU na konferencji dla inwestorów, zwrócili uwagę, że dużą wagę do aktualizowania, a wręcz „indeksowania” wartości ubezpieczanego majątku zwracają przedsiębiorstwa. I zdając sobie sprawę, że samo odtworzenie utraconych w wyniku np. pożaru mocy produkcyjnych, nadal pozostawia wyrwę w wynikach firmy – zwiększa się więc zainteresowanie ubezpieczeniem od utraty zysku.
Innym ciekawym segmentem są ubezpieczenia upraw rolnych. Do tego wzrostu przyczyniły się z pewnością rządowe dotacje – ale może się okazać, że to pieniądze dobrze wydane. Dotychczas skutki suszy czy innych klęsk żywiołowych i tak koniec końców rekompensowało państwo – premier zjawiał się z zatroskaną miną u protestujących rolników i obiecywał wypłaty z jakichś rezerwowych funduszy. To może lepiej dopłacić do ubezpieczeń i przy okazji zafundować tej części społeczeństwa lekcję edukacji ekonomicznej.
Oczywiście zwiększa się także kwota ubezpieczonych budynków i mieszkań. W Subiektywnie o Finansach od dawna podpowiadamy, jak ważne jest, by regularnie aktualizować wartość ubezpieczanego majątku w polisie – a nie tylko przedłużać co roku na tych samych warunkach.
Kierowcy są ostrożniejsi – i w jeżdżeniu, i w ubezpieczaniu
Ceny ubezpieczeń od odpowiedzialności cywilnej dla kierowców przez kilka ostatnich lat były w lekkim trendzie spadkowym. Mimo że rentowność tego produktu dla ubezpieczycieli jest niska, to o klienta w tym segmencie trwa zażarta walka. Czemu? Ponieważ OC kupić musi każdy, a raz zdobyte dane i zgody marketingowe można potem wykorzystywać do sprzedaży innych usług.
W komentarzu, którym opatrzono wyniki PZU, zwrócono uwagę, że Polacy… zaczęli jeździć bezpieczniej. I zmiana jest tak istotna, że widać ją w skali makro.
„Niższa częstość szkód, którą można łączyć z trwałą zmianą modelu pracy (popularyzacja rozwiązań hybrydowych) oraz zmian w taryfikatorze mandatów i punktów karnych przekładających się na większą rozwagę wśród kierowców”
– tak o spadającej szkodowości w segmencie ubezpieczeń komunikacyjnych pisze PZU. A przedstawiciele spółki zwrócili uwagę na jeszcze jeden trend – klienci, szczególnie korporacyjni, coraz większą uwagę poświęcają na porównywanie ofert. Co to może oznaczać? Że chyba nie ma ryzyka (jeśli spojrzeć ze strony klientów), że ceny ubezpieczeń OC będą rosnąć. Ten lekko spadkowy trend, który w 2022 r. zaczął zbliżać się do zera, może zaraz znowu stać się korzystniejszy z punktu widzenia ubezpieczanych.
Pamiętajmy jednak, że najtańsze nie oznacza najkorzystniejsze. Bo z jednej strony właściciele samochodów (zwłaszcza gdy chodzi o firmy) w większym stopniu porównują oferty, to częściej decydują się na rozszerzone pakiety ubezpieczeń. Czasami, żeby oszczędzić, trzeba wydać więcej.
Pandemia nauczyła nas myśleć o zdrowiu?
Trzecim trendem, na który zwróciłem uwagę, jest rozwój ubezpieczeń na życie oraz produktów związanych ze zdrowiem. Nie wiem, czy to kwestia traumy po dwóch ciężkich latach COVID-19, ale wygląda na to, że rośnie świadomość, że ciężka choroba może przytrafić się każdemu.
PZU chwali się, że do zwykłych ubezpieczeń i pakietów medycznych, które firmy oferują swoim pracownikom, coraz częściej dobierane są produkty dodatkowe – na przykład umowy na wypadek zachorowania na nowotwór złośliwy.
Zastanawiam się, na ile podaż takich produktów odpowiada na wzrost popytu, a na ile to podaż kreuje popyt – w każdym razie coraz więcej osób decyduje się, by takie ubezpieczenie wykupić. Z własnego doświadczenia wiem, że wbrew pozorom to wcale nie jest takie łatwe, bo choć składki nie są wysokie, to jest bariera psychologiczna – zawarcie takiej polisy bardzo „urealnia” ryzyko ciężkiej choroby, czyli czegoś, o czym staramy się nie myśleć za wiele.
I tym, dość eschatologicznym akcentem chyba zakończę.
Źródło zdjęcia: Maciej Bednarek